O Tadeuszu „Teddym”
Pietrzykowskim słyszało wielu kibiców i fanów boksu. W 2012 roku ukazała się
nawet książka „Bokser z Auschwitz”, w której Marta Bogacka przybliżyła krótko
postać przedwojennego pięściarza, który w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu
walczył na pięści z Niemcami, by przeżyć. Nigdy jednak nie poznaliśmy tej
opowieści z pierwszej ręki (poza nielicznymi publikacjami prasowymi, np. serią
tekstów w „Sportowcu” autorstwa Andrzeja Gowarzewskiego), mimo że Pietrzykowski
zabiegał o to, by opublikować swoje wspomnienia. Pierwsze spisał tuż po wojnie,
ale przekazane w ręce nieodpowiedniej osoby przepadły, o czym pisałem więcej w tym tekście. Bokser przelał swoje przeżycia na papier po raz kolejny, ale znów
natrafił na niewłaściwą osobą i do wydania książki nie doszło. Dopiero po
latach historię ojca postanowiła przedstawić szerszej publice Eleonora Szafran,
a wraz z biografią „Mistrz” na ekrany kin trafił film o tym samym tytule, w
którym w rolę głównego bohatera wciela się Piotr Głowacki. Książka, poza
wstępem i zakończeniem, ma formę pierwszoosobową, co nadaje jej bardzo osobistego
charakteru. Mimo że zamieszczone w książce zapiski mistrza poczynione zostały
wiele lat po zakończeniu II wojny światowej, opisane są tak żywo, że łatwo się domyślić,
iż wydarzenia lat 1939-1945 siedziały mocno w Pietrzykowskim aż do jego
śmierci.
KL Auschwitz, Neuengamme i Bergen-Belsen
Paradoksem książki jest fakt, że czyta się ją szybko, a jednocześnie wolno. Szybko, gdyż napisana jest bardzo sprawnie, wciąga i zaciekawia. Wolno, ponieważ opisywane w niej wydarzenia są tak drastyczne, przerażające i przygnębiające, że niemal po zakończeniu każdego rozdziału trzeba robić przerwę na przemyślenia. Ostatni raz z literaturą obozową miałem styczność w liceum i od tamtej pory, prowadząc sielskie życie w czasach pokoju, nie wracałem zbyt często pamięcią do dramatycznych wspomnień więźniów niemieckich obozów śmierci. Podczas lektury „Mistrza” obrazy z dzieł chociażby Hanny Krall powróciły. To dobrze, gdyż jednym z celów Tadeusza Pietrzykowskiego było sprawienie, by pamięć o wydarzeniach II wojny światowej nigdy nie wyblakła. Tylko w ten sposób możemy mieć pewność, że podobne bestialstwo nie wydarzy się już nigdy w dziejach ludzkości i „Mistrz” zdecydowanie podtrzymuje pamięć o nazistowskich zbrodniach. Przy tym nie jest lekturą jednostronną, gdyż autor nie boi się przyznać, że na swojej drodze w obozach Auschwitz, Neuengamme i Bergen-Belsen poznał też kilku Niemców, którzy znacząco mu pomogli.