piątek, 3 września 2021

Bohater Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski. Pięć niezwykłych historii z książki „Mistrz”

Biografia Tadeusza „Teddy’ego” Pietrzykowskiego, przedwojennego pięściarza, więźnia numer 77 obozu koncentracyjnego w Auschwitz, mrozi krew w żyłach od początku do końca. W książce „Mistrz” nie brakuje dramatycznych historii, znanych postaci i brutalnej prawdy o niemieckich bestialstwach dokonanych na Polakach i Żydach. Oto pięć niezwykłych opowieści autora, który przeżył obozowe piekło.

1. Ta pierwsza walka w obozie

Tadeusz Pietrzykowski trafił do KL Auschwitz 14 czerwca 1940 roku. Pierwsze miesiące były najgorsze. Sytuacja „Teddy’ego” zaczęła się poprawić po pierwszej walce w obozie, która miała miejsce w marcu 1941 roku. Przeciwnikiem Polaka był Walter Dünning, niemiecki kryminalista, pełniący w Oświęcimiu funkcję kapo. Był zdecydowanie lepiej odżywiony od Pietrzykowskiego, gdyż ważył ok. 70 kilogramów, podczas gdy jego rywal ledwo dobijał do 50 kilogramów. Ale to właśnie głód był głównym motywatorem „Teddy’ego” do tego, by stanąć do walki. „Towarzyszyła mi jedna natrętna myśl: za walkę dają chleb. Byłem głodny. Głodni byli również moi koledzy”, wspominał pięściarz. Polak podjął rękawicę, choć wszyscy wokół pukali się w czoło, nie dając mu najmniejszych szans. Gdyby poległ, prawdopodobieństwa śmierci w obozie dramatycznie rosło. „Wygrana walka dawała szansę zdobycia w obozowej społeczności pozycji ułatwiającej przeżycie”, wyjaśniał Pietrzykowski. Już pierwsza runda spowodowała, że na Polaka wszyscy zaczęli patrzeć inaczej – ktoś, kto jak poprzedni przeciwnicy Dünninga był z góry skazany na porażkę, zaprezentował znakomitą technikę, umiejętnie się broniąc i trafiając rywala. W drugiej rundzie „Teddy” rozkwasił rywalowi nos. „Uderzyłem jak zwykle kilka razy lewym prostym, potem poszedłem prawym prostym, następnie lewym sierpem. I o dziwo cios doszedł, Walter nie zdołał go uniknąć”, czytamy w „Mistrzu”. Niemiecki przedwojenny pięściarz uznał porażkę i był pod wrażeniem umiejętności Tadeusza. Zaprosił go do swojego bloku i dał pół bochenka chleba oraz kawałek mięsa. Niemcy poklepywali polskiego pięściarza po plecach, a inny kapo, Otto Küsel, nazajutrz załatwił przeniesienie do komanda, gdzie praca była dużo lżejsza. Pietrzykowski podzielił się chlebem ze współwięźniami i odtąd jego los w obozie był nieco lepszy – mógł liczyć na lepsze wyżywienie, a nawet odbywał treningi, pracując w stadninie i ćwicząc uderzenia na… krowich zadkach. W Auschwitz odbył łącznie ponad czterdzieści walk, wykorzystując swoją pozycję, by pomagać innym. Po latach pisał: „Widzę tę walkę we wspomnieniach, każdy szczegół, gest, ruch. Czuję atmosferę, słyszę wszystkie dźwięki. Nie można jej wykreślić z pamięci, tak jak się pozbywa balastu dziesiątków innych pojedynków”. Po zakończeniu II wojny światowej napisał nawet list do swojego pierwszego rywala, którego odnalazł w Niemczech, ale ten niestety pozostał bez odpowiedzi…

2. Uratowanie ojca Maksymiliana Kolbe

W obozie Tadeusz Pietrzykowski natrafił na kilka postaci, które przeszły do historii. Jedną z nich był ojciec Maksymilian Kolbe. „Teddy” był świadkiem tego, jak zakonnik uratował przed śmiercią jednego ze współwięźniów, zgłaszając się na ochotnika do odbycia za niego kary. Zanim nastąpiła męczeńska śmierć Kolbego, Pietrzykowski wstawił się za nim, choć wtedy jeszcze nie wiedział, z kim ma do czynienia. Tak opisywał tę sytuację w książce: „Kapo Krott, nazywany krwawym, znęcał się nad jakimś muzułmanem, bijąc go i kopiąc, gdzie popadło, a biedny, chudy wynędzniały więzień przyjmował te ciosy z niespotykanym wyrazem jakiejś nieziemskiej łagodności na twarzy. Zatrzymałem dłużej wzrok na tym dziwnym człowieku, coś się we mnie ruszyło, szarpnęło. Nie namyślając się, doskoczyłem do Krotta i krzyknąłem:

Verlassen, das ist ein Mensch. [Przestań, to człowiek]

Das ist ein Hund [To pies] – szczeknął Krott, oderwawszy wzrok od więźnia leżącego na ziemi. – Du blöder Polacke [Ty głupi Polaku] – wycharczał i rzucił się na mnie z knyplem, który miał w ręku”.

Inni kapo, którzy obserwowali sytuację, obrócili ją w żart, pozwalając Pietrzykowskiemu stoczyć walkę na pięści z Krottem. Kiedy ten zaczął okładać Niemca, wstawił się za nim bity wcześniej więzień, mówiąc: „Synu, nie bij, daruj, nie bij…”. Był nim właśnie Maksymilian Kolbe. Pietrzykowski opisywał we wspomnieniach jeszcze kilka innych sytuacji, w których franciszkanin wprowadzał w życie naukę o miłowaniu nieprzyjaciół, dając swoją postawą wspaniały przykład chrześcijańskiej wiary. I to w miejscu, o którym, zdaniem wielu, Bóg zapomniał. 10 października 1982 roku ojciec Maksymilian Kolbe został uznany za świętego.

3. Działalność w obozowym Ruchu Oporu pod kierunkiem Witolda Pileckiego

Kolejna z legendarnych postaci, która pojawia się w książce, to Witold Pilecki, który w obozie posługiwał się nazwiskiem Tomasz Serafiński. Pietrzykowski nie pamięta, kto ich poznał, ale znajomość przerodziła się we wspólną działalność konspiracyjną. „Podczas pierwszej rozmowy okazało się, że mieliśmy wspólnych znajomych z kręgu kawalerzystów. Pilecki mi ufał. Tak jak ja jemu”. „Teddy” należał do tzw. „drugiej piątki Pileckiego”, czyli najbardziej zaufanych osób zajmujących się w obozie działalnością konspiracyjną. „Po pewnym czasie pełniłem już funkcję jakby adiutanta Tomasza Serafińskiego i przekazywałem współwięźniom polecenia. Prowadziłem też wywiad i tym podobne. Rotmistrz Witold Pilecki był dla mnie największym autorytetem, jaki miałem w życiu”, wspominał pięściarz. Jedną z jego najsłynniejszych akcji była próba zamachu na zbrodniczego komendanta obozu Rudolfa Hössa. Pietrzykowski wraz z Władkiem Rządkowskim pracowali w stadninie, gdzie dopilnowali, by koń komendanta nie był ujeżdżany. Plan powiódł się połowicznie – zwierzę wierzgało i strąciło Hössa z grzbietu, ale ten przeżył. „Miesiąc w łóżku, później sanatorium SS, a potem… cichy i blady Höss zszedł na dalszy plan, przestał się wszędzie wtrącać – co esesmani, podobnie jak więźniowie, ocenili pozytywnie”. W 1947 roku Pietrzykowski był brutalnie przesłuchiwany w sprawie Pileckiego i choć próbował później wstawiać się za nim u premiera Józefa Cyrankiewicza, również więźnia obozu, na nic to się zdało. Rozstrzelanie rotmistrza było dla „Teddy’’ego” szokiem.

4. Podsłuchana rozmowa Heinricha Himmlera

Tadeusz Pietrzykowski w obozie miał również styczność z inną słynną osobą, która jednak zapisała się w historii jako jeden z największych zbrodniarzy. Mowa o Heinrichu Himmlerze, który odpowiadał za eksterminację ludności żydowskiej. Niemic przybył do Auschwitz na spotkanie z komendantem Hössem. Wspominał „Teddy”, pisząc o sobie i Stanisławie Barańskim w trzeciej osobie: „Więźniowie sprzątali kancelarię, która znajdowała się obok gabinetu naczelnego lekarza. Nagle posłyszeli warkot samochodów, które zajechały przed pawilon. Wkrótce rozległy się chrapliwe głosy rozmów i ciężkie kroki. To Himmler w towarzystwie Hössa i licznych esesmanów przybył do Oświęcimia”. Pietrzykowski z kolegą ukryli się w szafie i słuchali rozmowy o eksperymentach medycznych na więźniach, byli też świadkami przechwałek dotyczących kolejnych zbrodni i makabrycznych anegdot o osadzonych w Oświęcimiu. „Dwaj więźniowie drżeli w szafie, wstrzymując oddechy. Najmniejszy szmer mógł zdradzić ich obecność, a przyłapanie na podsłuchiwaniu równało się śmierci”, pisał w „Mistrzu”. Na szczęście nie zostali odnalezieni, a Pietrzykowski po wojnie był jednym ze świadków w procesie Hössa, opowiadając o zbrodniach komendanta, których był świadkiem.

5. Dlaczego książka ukazała się dopiero teraz?

Na koniec historia zupełnie inna od poprzednich. Książka „Mistrz” ukazała się 30 lat po śmierci Tadeusza Pietrzykowskiego, jednak wcale nie dlatego, że pięściarz nie chciał podzielić się swoją historią. Wręcz przeciwnie – dwukrotnie próbował już wydać wspomnienia, ale za każdym razem obdarzał zaufaniem niewłaściwe osoby. Pierwszy raz książkę wydać chciał tuż po wojnie. W „Mistrzu” pisze o tym córka „Teddy’ego”, Eleonora Szafran: „Swój pierwszy rękopis dał do przeczytania jakiemuś towarzyszowi niedoli, który także przeszedł przez hitlerowskie obozy, a po wojnie zajmował ważne stanowisko w administracji rządowej PRL-u. Obiecał pomóc w wydaniu książki, jednak potem zbywał ojca przez dłuższy czas różnymi tłumaczeniami, aż tata dał za wygraną”. Autorka podejrzewa, że mogło chodzić o fragmenty poświęcone Witoldowi Pileckiemu, o którym komuna nie pozwalała pisać. Na tym nie zakończyły się jednak wysiłki Pietrzykowskiego, by jego historia dotarła do większego grona odbiorców. „Powtórna próba wydania wspomnień zakończyła się podobnie. Na prośbę pewnego znajomego, który podczas wojny służył w Legii Cudzoziemskiej, a po wojnie zamieszkał w Danii, tata spisywał po raz kolejny swoje historie i sukcesywnie mu przekazywał – miały być drukowane na Zachodzie. Zachowały się listy z prośbą o kolejne historie podpisane «Twój Włodek». Zostało kilka odręcznych notatek, szkiców historii. Książki ze swoimi opowieściami tata znów nie zobaczył”. Dobrze, że zachowały się inne wspomnienia Tadeusza Pietrzykowskiego i córka postanowiła je opracować i wydać. Ta historia powinna ujrzeć światło dzienne i dobrze, że wreszcie tak się stało.

CZYTAJ TAKŻE:

1 komentarz:

  1. Książka widzę warta przeczytania. Na pewno zakupię, bo bardzo zaciekawił mnie jej opis.

    OdpowiedzUsuń