Młode pokolenie kojarzy KSW
jako sprawnie działającą federację, po której zawsze można się spodziewać
profesjonalizmu. Ale czy siedemnaście lat temu też tak było? Grzegorz Sobieszek – felietonista, ale także
współzałożyciel sieci klubów zajmujących się sportami walki - postanowił
przybliżyć czytelnikom sylwetkę jednego z założycieli KSW, Martina
Lewandowskiego, a przy okazji przedstawić historię Konfrontacji Sztuk Walki od
powstania aż po dzień dzisiejszy.
KSW to prężnie rozwijająca się federacja MMA, która w mieszanych sztukach walki zdominowała rynek w Polsce, a wiele osób twierdzi, że również i w Europie. Od siedemnastu lat Konfrontacja Sztuk Walki przygotowuje gale, które z roku na rok stoją na coraz wyższym poziomie, nie tylko sportowym, ale również organizacyjnym. Nie każdemu znane są początki tej organizacji, niezbyt często mówi się o tym, z jakimi borykano się problemami i ile pracy kosztowało, aby dotrzeć do tego miejsca, gdzie federacja znajduje się obecnie. Publikacje o polskim MMA ukazują
się sporadycznie na rynku wydawniczym. Właściwie oprócz książek Joanny
Jędrzejczyk i
wspólnej pracy Mameda Chalidowa ze Szczepanem Twardochem nic
ciekawego się nie pojawiło. Dobrze, że postanowiono ten rynek urozmaicić.
Życie Lewandowskiego i historia gal KSW
„Pod
prąd” rozpoczyna się od przedstawienia życiorysu Martina Lewandowskiego. Otrzymujemy
wiele informacji o naszym bohaterze, o których nawet zagorzali fani MMA mogli
wcześniej nie wiedzieć. Myślę, że zdecydowana większość będzie
usatysfakcjonowana dialogiem prowadzonym między autorami. Z każdą kolejną
przeczytaną stroną robi się coraz ciekawiej i ciężko się oderwać od treści, bo
trzeba w tym miejscu nadmienić, że Martin miał w młodości bardzo ciekawe życie.
W dalszej części książki dowiemy się więcej o pracy Lewandowskiego w Hotelu Marriott i o tym, w jakich warunkach narodził się pomysł stworzenia polskiej
potęgi mieszanych sztuk walk. Od tego rozdziału aż do końca będziemy czytać o
kolejnych galach KSW i przeróżnych sytuacjach, które tym galom towarzyszyły.
Jedne historie będą wesołe, inne smutne, a w kolejnych powieje grozą. Opisy gal
nie są szczegółowe, co z jednej strony jest dobre, bo nie wieje nudą. Z drugiej
jednak chciałoby się poczytać trochę więcej pikantnych szczegółów, których
Martin nie może zdradzić, gdyż mogłoby to negatywnie wpłynąć
na wizerunek dynamicznie rozwijającej się firmy. Niestety nie wszystkie gale
zostały opisane. Niektóre z nich całkowicie pominięto, o innych wspomniano
jednym zdaniem. Dla mnie to minus, bo jeśli już opisujemy poszczególne eventy,
to nie powinniśmy nic pomijać, gdyż wszystkie gale miały jakiś wpływ na to, jak teraz
wygląda KSW.
Rozmówcy wnoszą niewiele
Autor przyznaje w książce, że jej
napisanie zajęło mu kilka lat. Dużo czasu poświęcił na rozmowy z całym sztabem
ludzi związanych z MMA. I to z nie byle kim. Wśród rozmówców mamy m.in. Andrzeja
Janisza, Andrzeja Kostyrę, Ailstaira Overeema, Jana Błachowicza, Krzysztofa
Soszyńskiego, Przemysława Saletę, Pawła Nastulę, Artura Szpilkę, Mirko
Filipivocia, czy Raya Sefo. Niestety ich wypowiedzi niewiele do książki wnoszą,
a czasem nie wnoszą kompletnie nic. Wszyscy głównie chwalą Martina
Lewandowskiego jako wspaniałego twórcę KSW. Nie ma w tym nic złego, gdyby nie
to, że prawie każdy z nich mówi dokładnie to samo. Gdyby zebrać wszystkie wypowiedzi, uzbierałoby się kilkadziesiąt stron. To taki mały minus tej
publikacji, być może wynikający z tego, że jest to dopiero pierwsza książka
Grzegorza Sobieszka. Czasem coś, co ma w zamyśle podnieść prestiż książki, działa
odwrotnie i chyba niestety w tym przypadku mamy z czymś takim do czynienia.
Brakuje Macieja Kawulskiego
Nie
za bardzo rozumiem też rozdziały, w których autor spotyka się z Mamedem Chalidowem,
Mariuszem Lewandowskim czy Marianem Kmitą. Tutaj nie dostajemy wywiadu tylko
opis tych spotkań. Nie ukrywam, że z czymś takim jeszcze się nie spotkałem, a
czytam całkiem sporo. Absolutnie tego nie krytykuję, ale w mojej ocenie było to dość
odważne, wręcz innowacyjne. Można się czasem pogubić, kiedy kończy się wątek
np. brata głównego bohatera, a kiedy wracamy do głównej rozmowy z Martinem, ale
w moim odczuciu było to ciekawe rozwiązanie, zwłaszcza że w książce delikatnie
pogrubiono czcionkę, aby czytelnik dał radę się odnaleźć. Jeszcze jednym
mankamentem jest dla mnie niemal całkowity brak w książce Macieja Kawulskiego.
Nie ma jego wypowiedzi, nie wiemy co tak naprawdę zrobił dla federacji, a jego
nazwisko pojawia się moim zdaniem zdecydowanie zbyt rzadko. Deprecjonuje to trochę jego sukces, a przecież KSW to jest również jego dziecko.
Literacki szturm Lewandowskich
„Pod prąd” zawiera wiele
unikatowych zdjęć, które bardzo dobrze współgrają z treścią książki i według mnie
są niezbędne, podnosząc wartość opowiedzianej historii. Końcówka to już niemal
same pochwały i wtedy odrobinę wieje nudą, ale książka jako całość jest udana, zwłaszcza
że jest to debiut, więc jestem przekonany, iż w następnych publikacjach będzie
jeszcze lepiej. Mamy na polskim rynku wydawniczym stos publikacji o Robercie Lewandowskim, w tym roku o napisanie książki pokusił się lekkoatleta
Marcin Lewandowski, a teraz przyszedł czas na byłego zawodnika kung-fu: Martina Lewandowskiego. Jak tak dalej pójdzie, to Lewandowscy niebawem w
szkolnych wierszykach zastąpią Nowaków i Kowalskich, ale jeśli będą to tak
wartościowe publikacje jak „Pod prąd”, to niech tych Lewandowskich będzie na
rynku nawet stu.
Dobry marketingowy ruch
Podsumowując, myślę że ta książka
to kolejny dobry zabieg marketingowy dla KSW. Kto wie, może dzięki niej liczba
fanów mieszanych sztuk walki jeszcze w Polsce wzrośnie? Gale nadal bowiem będą
organizowane i jeśli włodarze federacji stale będą podnosić poziom sportowy, kontraktując coraz lepszych zawodników, to liczba widzów będzie stale wzrastać.
A jest co oglądać! Najbliższa gala już 4 września. Zachęcam do czytania i do
oglądania!
CZYTAJ TAKŻE:
Zamówiłam tę książkę wczoraj, bo przeczytałam dobre opinie na jej temat. Nie mogę się doczekać, aż będę miała już ją w swoich rękach.
OdpowiedzUsuń