niedziela, 22 sierpnia 2021

"Pod prąd. Prawdziwa historia Martina Lewandowskiego i federacji KSW". Recenzja książki

Młode pokolenie kojarzy KSW jako sprawnie działającą federację, po której zawsze można się spodziewać profesjonalizmu. Ale czy siedemnaście lat temu też tak było? Grzegorz Sobieszek – felietonista, ale także współzałożyciel sieci klubów zajmujących się sportami walki - postanowił przybliżyć czytelnikom sylwetkę jednego z założycieli KSW, Martina Lewandowskiego, a przy okazji przedstawić historię Konfrontacji Sztuk Walki od powstania aż po dzień dzisiejszy.

KSW to prężnie rozwijająca się federacja MMA, która w mieszanych sztukach walki zdominowała rynek w Polsce, a wiele osób twierdzi, że również i w Europie. Od siedemnastu lat Konfrontacja Sztuk Walki przygotowuje gale, które z roku na rok stoją na coraz wyższym poziomie, nie tylko sportowym, ale również organizacyjnym. Nie każdemu znane są początki tej organizacji, niezbyt często mówi się o tym, z jakimi borykano się problemami i ile pracy kosztowało, aby dotrzeć do tego miejsca, gdzie federacja znajduje się obecnie. Publikacje o polskim MMA ukazują się sporadycznie na rynku wydawniczym. Właściwie oprócz książek Joanny Jędrzejczyk i wspólnej pracy Mameda Chalidowa ze Szczepanem Twardochem nic ciekawego się nie pojawiło. Dobrze, że postanowiono ten rynek urozmaicić.

Życie Lewandowskiego i historia gal KSW

„Pod prąd” rozpoczyna się od przedstawienia życiorysu Martina Lewandowskiego. Otrzymujemy wiele informacji o naszym bohaterze, o których nawet zagorzali fani MMA mogli wcześniej nie wiedzieć. Myślę, że zdecydowana większość będzie usatysfakcjonowana dialogiem prowadzonym między autorami. Z każdą kolejną przeczytaną stroną robi się coraz ciekawiej i ciężko się oderwać od treści, bo trzeba w tym miejscu nadmienić, że Martin miał w młodości bardzo ciekawe życie. W dalszej części książki dowiemy się więcej o pracy Lewandowskiego w Hotelu Marriott i o tym, w jakich warunkach narodził się pomysł stworzenia polskiej potęgi mieszanych sztuk walk. Od tego rozdziału aż do końca będziemy czytać o kolejnych galach KSW i przeróżnych sytuacjach, które tym galom towarzyszyły. Jedne historie będą wesołe, inne smutne, a w kolejnych powieje grozą. Opisy gal nie są szczegółowe, co z jednej strony jest dobre, bo nie wieje nudą. Z drugiej jednak chciałoby się poczytać trochę więcej pikantnych szczegółów, których Martin nie może zdradzić, gdyż mogłoby to negatywnie wpłynąć na wizerunek dynamicznie rozwijającej się firmy. Niestety nie wszystkie gale zostały opisane. Niektóre z nich całkowicie pominięto, o innych wspomniano jednym zdaniem. Dla mnie to minus, bo jeśli już opisujemy poszczególne eventy, to nie powinniśmy nic pomijać, gdyż wszystkie gale miały jakiś wpływ na to, jak teraz wygląda KSW.

Rozmówcy wnoszą niewiele

Autor przyznaje w książce, że jej napisanie zajęło mu kilka lat. Dużo czasu poświęcił na rozmowy z całym sztabem ludzi związanych z MMA. I to z nie byle kim. Wśród rozmówców mamy m.in. Andrzeja Janisza, Andrzeja Kostyrę, Ailstaira Overeema, Jana Błachowicza, Krzysztofa Soszyńskiego, Przemysława Saletę, Pawła Nastulę, Artura Szpilkę, Mirko Filipivocia, czy Raya Sefo. Niestety ich wypowiedzi niewiele do książki wnoszą, a czasem nie wnoszą kompletnie nic. Wszyscy głównie chwalą Martina Lewandowskiego jako wspaniałego twórcę KSW. Nie ma w tym nic złego, gdyby nie to, że prawie każdy z nich mówi dokładnie to samo. Gdyby zebrać wszystkie wypowiedzi, uzbierałoby się kilkadziesiąt stron. To taki mały minus tej publikacji, być może wynikający z tego, że jest to dopiero pierwsza książka Grzegorza Sobieszka. Czasem coś, co ma w zamyśle podnieść prestiż książki, działa odwrotnie i chyba niestety w tym przypadku mamy z czymś takim do czynienia.

Brakuje Macieja Kawulskiego

Nie za bardzo rozumiem też rozdziały, w których autor spotyka się z Mamedem Chalidowem, Mariuszem Lewandowskim czy Marianem Kmitą. Tutaj nie dostajemy wywiadu tylko opis tych spotkań. Nie ukrywam, że z czymś takim jeszcze się nie spotkałem, a czytam całkiem sporo. Absolutnie tego nie krytykuję, ale w mojej ocenie było to dość odważne, wręcz innowacyjne. Można się czasem pogubić, kiedy kończy się wątek np. brata głównego bohatera, a kiedy wracamy do głównej rozmowy z Martinem, ale w moim odczuciu było to ciekawe rozwiązanie, zwłaszcza że w książce delikatnie pogrubiono czcionkę, aby czytelnik dał radę się odnaleźć. Jeszcze jednym mankamentem jest dla mnie niemal całkowity brak w książce Macieja Kawulskiego. Nie ma jego wypowiedzi, nie wiemy co tak naprawdę zrobił dla federacji, a jego nazwisko pojawia się moim zdaniem zdecydowanie zbyt rzadko. Deprecjonuje to trochę jego sukces, a przecież KSW to jest również jego dziecko.

Literacki szturm Lewandowskich

„Pod prąd” zawiera wiele unikatowych zdjęć, które bardzo dobrze współgrają z treścią książki i według mnie są niezbędne, podnosząc wartość opowiedzianej historii. Końcówka to już niemal same pochwały i wtedy odrobinę wieje nudą, ale książka jako całość jest udana, zwłaszcza że jest to debiut, więc jestem przekonany, iż w następnych publikacjach będzie jeszcze lepiej. Mamy na polskim rynku wydawniczym stos publikacji o Robercie Lewandowskim, w tym roku o napisanie książki pokusił się lekkoatleta Marcin Lewandowski, a teraz przyszedł czas na byłego zawodnika kung-fu: Martina Lewandowskiego. Jak tak dalej pójdzie, to Lewandowscy niebawem w szkolnych wierszykach zastąpią Nowaków i Kowalskich, ale jeśli będą to tak wartościowe publikacje jak „Pod prąd”, to niech tych Lewandowskich będzie na rynku nawet stu.

Dobry marketingowy ruch

Podsumowując, myślę że ta książka to kolejny dobry zabieg marketingowy dla KSW. Kto wie, może dzięki niej liczba fanów mieszanych sztuk walki jeszcze w Polsce wzrośnie? Gale nadal bowiem będą organizowane i jeśli włodarze federacji stale będą podnosić poziom sportowy, kontraktując coraz lepszych zawodników, to liczba widzów będzie stale wzrastać. A jest co oglądać! Najbliższa gala już 4 września. Zachęcam do czytania i do oglądania!

CZYTAJ TAKŻE:

1 komentarz:

  1. Zamówiłam tę książkę wczoraj, bo przeczytałam dobre opinie na jej temat. Nie mogę się doczekać, aż będę miała już ją w swoich rękach.

    OdpowiedzUsuń