Najpierw był Ice Bucket Challenge, później na wzór tej zabawy
użytkownicy mediów społecznościowych zaczęli wymyślać inne akcje. Mnie
najbardziej do gustu przypadła ta, w której trzeba wymienić dziesięć książek
mających wpływ na twoje życie. Z racji tego, że nikt nie nominował mnie do
wykonania tego zadania, postanowiłem nieco je zmodyfikować i… rzucić wyzwanie
samemu sobie!
Efektem tego poniższe
zestawienie. Oczywiście mógłbym wymienić dziesięć publikacji, które w jakiś
sposób wpłynęły na moje życie i były dla mnie lekturami przełomowymi, ale w
takim rankingu musiałbym uwzględnić także książki inne niż sportowe. Myślę, że
byłoby ich nawet więcej niż tych dotyczących sportu. Tematyka bloga jest dosyć
jednoznaczna, więc postanowiłem zmienić to zadanie i przedstawić „10” pozycji,
które zmieniły mój sposób patrzenia na sport. Myślę, że każdy z Was czytał
kilka książek, po skończeniu których mecz piłkarski lub inne zawody śledził z nowym,
odmiennym nastawieniem. Okazało się, że wymienienie dziesięciu takich lektur
przyszło mi dosyć łatwo, choć niestety w większości przypadków zmiana
postrzegania sportu wiązała się z utratą wiary w czystość rywalizacji i
pogrzebaniem naiwnych, dziecięcych marzeń o idealnym świecie.
1. David Yallop „Kto wykiwał kibiców?”
(Wydawnictwo DaCapo, 2002)
Kiedy sięgałem po książkę
brytyjskiego dziennikarza, miałem 11, może 12 lat. To był okres dziecięcej
fascynacji piłką nożną, kiedy moimi idolami byli Roberto Carlos, Raul czy
kadrowicze Jerzego Engela, którzy wywalczyli awans do mistrzostw świata w Korei Południowej i Japonii. Futbol postrzegałem wtedy dosyć naiwnie, myśląc, że dla wszystkich
ludzi sportu, na czele z działaczami, liczy się tylko sportowa rywalizacja i
każdy z nich ma na względzie przede wszystkim dobro tej dyscypliny. Jak bardzo
się myliłem, przekonała mnie po raz pierwszy pozycja „Kto wykiwał kibiców?”.
Autor, opisując przekręty mające miejsce na samym szczycie piłkarskiego świata –
w FIFA, uświadomił mnie, że futbolem rządzi pieniądz. Korupcja, pranie
brudnych pieniędzy, związki z przestępczością zorganizowaną… Dla młodego fana
sportu to był szok i choć po lekturze tej książki byłem przekonany, że źródłem
całego zła w pięknym futbolowym świecie jest wyłącznie FIFA Joao Havelange’a,
kolejne czytane publikacje udowodniły mi, że na podobnych zasadach mogą
funkcjonować także trenerzy oraz zawodnicy…
Tę kultową już pozycję czytałem w
grudniu 2003 roku, czyli w wieku 12 lat. Nie, nie mam tak dobrej pamięci, ale w
książce znalazłem wyblakły paragon, na którym widnieje dokładna data jej zakupu
– 22 grudnia 2003 roku, godzina 12.44. Myślę, że biografia „Kowala” nie jest
odpowiednią lekturą dla ucznia szóstej klasy szkoły podstawowej, ale w końcu
książki sportowe były moją pasją, więc czytałem wszystko, co pojawiało się w
księgarniach. Nie powiem, wspomnienia Wojciecha Kowalczyka bardzo mi się
spodobały, momentami śmiałem się do rozpuku, kiedy czytałem o zawodniku,
którego głowa ugrzęzła podczas treningu między kratami ogrodzenia lub o
rzuconym przez Marka Jóźwiaka telewizorze. Książka napisana była momentami wulgarnym
językiem, ale specjalnie mi to nie przeszkadzało. Dobrze się bawiłem podczas
czytania, ale od tego momentu na piłkarzy zacząłem patrzeć zupełnie inaczej.
Nie byli już dla mnie, przynajmniej nie wszyscy, wyłącznie skrajnymi
profesjonalistami, którzy dbają o swoją formę, ale stali się zwykłymi ludźmi.
Takimi, którzy lubią się zabawić, napić, a na drugi dzień wyjść na boisko i
pokopać piłkę. Oczywiście byłem świadomy, że nie każdy piłkarz to taki
balangowicz jak „Kowal”, ale na pewno jego wspomnienia spisane przez Krzysztofa
Stanowskiego pozwoliły mi po raz pierwszy tak dokładnie poznać tajemnice
piłkarskich szatni. Polskich szatni, a w tych, jak wiemy, rzadko bywało nudno.