piątek, 14 listopada 2014

Futbol w okupowanej Warszawie

Mimo że podczas niemieckiej okupacji uprawianie sportu, a więc także granie w piłkę nożną, było zabronione, Polacy nie chcieli zaakceptować tego zakazu. W wielu miastach rozgrywano nie tylko spotkania towarzyskie, ale tworzono cały system rozgrywek, dający mieszkańcom okupowanych terenów Polski przynajmniej chwilowe poczucie normalności. Właśnie o piłkarskich meczach organizowanych w latach 1939-1944 w Warszawie pisze w książce „Zakazane gole” Juliusz Kulesza.

Pozycja napisana przez 86-letniego autora, powstańca warszawskiego, a także kronikarza dziejów stolicy, trafiła do księgarni na początku września. Nie jest to jednak pierwsza książka w całości traktująca o tej tematyce. Już w 1982 roku publikację zatytułowaną „Piłka nożna w okupowanym Krakowie” wydał Stanisław Chemicz. Pozycja ta doczekała się drugiego wydania w 2000 roku, ale na kolejną, tym razem poświęconą futbolowi w okupowanej Warszawie, przyszło nam poczekać dwanaście lat.  W 2012 roku ukazała się bowiem książka „Podziemny futbol 1939-1944”, której autorem był Juliusz Kulesza. Jego dzieło recenzowałem swego czasu na portalu SportowaHistoria.PL. W tamtej publikacji nacisk położony został na dzieje Polonii Warszawa, dlatego nowsza pozycja Kuleszy jawi się jako książka, przynajmniej w początkowych fragmentach, bardziej kompleksowa.

Z pamiętnika żoliborzanki
Nie jest tak jednak do końca, gdyż po raz kolejny autor postanowił bliżej przyjrzeć się jakiemuś konkretnemu wycinkowi rzeczywistości. W „Zakazanych golach” jest to futbol na Żoliborzu, czyli dzielnicy, w której do lutego 1943 roku mieszkał Kulesza. Jak łatwo się domyślić, autor książki był jedną z tych osób, która, narażając życie, śledziła zmagania piłkarzy. Ba, Juliusz Kulesza nie tylko obserwował mecze, ale też sam w piłkę grywał. Z racji swojego młodego wówczas wieku (urodził się w 1922 roku), występował w juniorskiej drużynie AKS. Pochylenie się nad kwestią żoliborskiego futbolu wydaje jest więc całkiem zrozumiałe. Jest jednak jeszcze jeden powód, dla którego autor postanowił poświęcić temu tematowi niemal dokładnie poł książki. W 2010 roku do jego rąk trafił pamiętnik młodej, prawdopodobnie 16-18 letniej żoliborzanki, szczegółowo wspominającej mecze, których była świadkiem. Właśnie to źródło stało się „kręgosłupem” książki, jak określa to autor.

niedziela, 9 listopada 2014

Sport w kinie PRL-u

Mimo że motywy sportowe pojawiają się w kinie w zasadzie od początku jego istnienia, niewiele jest książkowych opracowań poświęconych tej tematyce. „Sport w polskim kinie 1944-1989” Dominika Wierskiego, jako jedna z pierwszych tego typu publikacji w Polsce, jest więc niezwykle cenną pozycją. Wrażenie robi nie tylko jej wieloaspektowość, ale też przystępny jak na rozprawę naukową język, dzięki któremu książka ma szansę trafić do szerszego grona czytelników.

Kiedy dowiedziałem się, że nakładem Wydawnictwa Naukowego Katedra ukaże się „Sport w polskim kinie 1944-1989”, wiedziałem, iż muszę sięgnąć po tę publikację. Po pierwsze dlatego, że lubię książki poruszające oryginalne tematy, opisujące niezbadane dotychczas obszary związane ze sportem, a po drugie dlatego, że mam słabość do PRL-u. Lubię czytać o tym, co działo się w tamtych czasach, dlatego pozycja poświęcona sportowym motywom w polskim kinie tamtego okresu wydała mi się niezwykle ciekawa. Tak rzeczywiście jest, bo po przeczytaniu dzieła Dominika Wierskiego z całą pewnością mogę stwierdzić, że spełniło ono moje oczekiwania. Dowiedziałem się kilku interesujących rzeczy i poznałem mnóstwo filmów, o których istnieniu pewnie nie miałbym pojęcia, gdyby nie ta lektura. Dzięki dobrodziejstwu, jakim jest Internet, będę mógł teraz zapoznać się przynajmniej z częścią z nich. Nie ukrywam, że książka mocno poszerzyła moją wiedzę w tej materii, co już na wstępie można zaliczyć do jednego z jej głównych atutów.

Kino i sport
Dominik Wierski ma ogromną wiedzę nie tylko o filmie, ale także historii sportu. Można to wyczuć w trakcie czytania jego książki. Autor podchodzi do tematu wieloaspektowo, dodatkowo wskazując we wstępie na kilka tropów, które można jeszcze podjąć i rozwinąć. Twórca pozycji „Sport w polskim kinie...” zostawia je innym badaczom, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby starczyło miejsca i czasu, sam z chęcią podjąłby się ich opisania. Bez poruszania niektórych kwestii jego dzieło i tak jest już jednak bardzo obszerne i kompleksowe (liczy ponad 500 stron), a o pasji, z jaką autor podchodzi do tematyki, najlepiej świadczy fakt, że w przypisach zawiera wiele dodatkowych, interesujących informacji. Dzięki temu jego dzieło staje się cennym źródłem wiedzy przede wszystkim na temat kina, ale można znaleźć w nim także wiele wątków stricte sportowych, co zwiększa jego atrakcyjność.

czwartek, 6 listopada 2014

Bo talent to dopiero początek

Wyobraźcie sobie faceta, który rzucił pracę i wydał ostatnie pieniądze na bilety lotnicze, aby odwiedzić sześć sportowych kuźni talentów rozlokowanych po całym świecie. Wszystko dlatego, że postanowił odkryć, czym właściwie jest talent. Jakiś czas temu tak właśnie zachował się Rasmus Ankersen, a efektem jego szaleńczej wyprawy jest książka „Kopalnie talentów”, która 5 listopada trafiła do polskich księgarni.

Spontaniczna decyzja Duńczyka okazała się niezwykle trafna. Książka zatytułowana w oryginale „The Gold Mine Effect”, której podstawą są obserwacje poczynione w odwiedzanych kuźniach talentów, stała się światowym bestsellerem. Od momentu jej wydania w Wielkiej Brytanii w 2012 roku, została przełożona na ponad 40 języków. Dzięki wydawnictwu Sine Qua Non pozycja pod spolszczonym tytułem „Kopalnie talentów. Jak odkryć i rozwinąć talent – u siebie i u innych” kilka dni temu ukazała się także w naszym kraju. Nie jest to wprawdzie typowa książka sportowa, gdyż ma dużo bardziej uniwersalny charakter, ale jednak sport stanowi jeden z jej głównych tematów. To właśnie sportowy talent stał się dla autora podstawą do znacznie szerszych rozważań, które z pewnością zainteresują nie tylko kibiców, ale także menedżerów, prezesów firm, biznesmenów oraz rodziców. Rasmus Ankersem w swoim dziele zdradza bowiem nie tylko to, czym tak naprawdę jest talent (o ile w ogóle istnieje), ale przedstawia także kilka praktycznych porad dotyczących odkrywania i wychowywania przyszłych mistrzów w różnych dziedzinach życia – od sportu, przez muzyką, po biznes.

Wszystko przez Kjaera
Co skłoniło Duńczyka do tego, żeby postawić wszystko na jedną kartę i odkryć tajemnicę talentu? Nie było to żadne objawienie ani wypadek, który zmienił jego sposób patrzenia na świat. Impulsem do wyprawy po całym świecie był… rodak Ankersena – piłkarz Simon Kjaer. W 2004 roku autor książki jako trener pomagał przy założeniu pierwszej szkółki piłkarskiej w Skandynawii. Podczas naboru do klubu przyjętych zostało piętnastu chłopców, ale do pełnego składu brakowało jeszcze jednego. Właśnie wtedy do akademii ponownie zgłosił się 15-letni wówczas Kjaer, oczywiście wraz z innymi kandydatami. Już wcześniej był przez szkoleniowców szkółki kilkukrotnie odrzucany, gdyż każdy z trenerów twierdził, że nie nadaje się do zespołu. Młody zawodnik został ostatecznie przyjęty, ale tylko dlatego, że czasu do rozpoczęcia sezonu było bardzo mało, a ojciec, który pracował w klubie, zgodził się zapłacić za jego utrzymanie.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Listopadowe premiery (cz. 1)

Zbliża się koniec roku, więc czytelnicy mogą zacierać ręce. Na gorący przedświąteczny okres wydawnictwa przygotowują zazwyczaj najwięcej propozycji, żeby przypadkiem nikt nie miał problemu z wyborem prezentu pod choinkę. Nie inaczej jest w tym roku, a wydawniczą ofensywę można będzie zaobserwować już w tym miesiącu, kiedy do sprzedaży trafili wiele interesujących pozycji o tematyce sportowej.

Na początek o publikacji, nad którą jako blog Książki Sportowe objąłem patronat medialny. 14 listopada do księgarni w całej Polsce trafi pozycja zatytułowana „Sztuczki i triki piłkarzy Legii Warszawa”. Jak łatwo się domyślić, jest to raczej propozycja dla młodszych czytelników, którzy chcieliby udoskonalić swoją grę, wzorując się na zawodnikach aktualnego mistrza Polski. Jak informuje Wydawnictwo RM, odpowiedzialne za wypuszczenie publikacji na rynek, „w książce przedstawiono 36 trików, zagrań i zwodów, które powinien poznać każdy, kto chce górować nad rywalami w meczu. Poszczególne kroki ćwiczeń dokładnie opisano i pokazano na kolorowych ilustracjach”. Oprócz cennych porad na temat tego, jak ćwiczyć różne elementy piłkarskiego rzemiosła, w tej pozycji znaleźć będzie można także metryczki piłkarzy Legii – zarówno występujących w zespole ze stolicy obecnie, jak i tych, którzy przed laty reprezentowali barwy warszawskiego klubu. Czytelnicy będą więc mogli poznać przebieg kariery takich zawodników jak Jakub Rzeźniczak, Miroslav Radović i Ivica Vrdoljak, ale przeczytają też o Kazimierzu Deynie, Leszku Piszu czy Arturze Borucu.

Warto zaznaczyć, że książka została stworzona przez ludzi znających się na rzeczy. Jej autorzy – Tomasz Bocheński i Tomasz Borkowski – na co dzień pracują w Akademii Piłkarskiej Lechii Gdańsk. Pierwszy jest jej dyrektorem, drugi trenerem-koordynatorem młodzieżowych grup. Rodzice, którzy chcieliby więc sprezentować swoich pociechom pozycję „Sztuki i triki piłkarzy Legii Warszawa”, mogą mieć pewność, że przedstawione w niej ćwiczenia zostały opracowane przez fachowców. To niewątpliwie duża zaleta. Jak łatwo się domyślić, książka nie jest szczególnie obszerna – liczy 64 strony. Niewiele, jednak dla młodszych czytelników zdecydowanie wystarczająco. Cena tej publikacji nie jest zbyt wygórowana, gdyż na okładce widnieje kwota 19,90 zł. Bez wątpienia książka może się więc sprawdzić jako prezent na Mikołaja, zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że jej tematyka powiązana została z najbardziej medialnym obecnie klubem w Polsce. Ojcowie kibicujący Legii z pewnością nie będą się dwa razy zastanawiać nad jej kupnem, szczególnie, jeśli marzą o tym, żeby wkrótce ich pociecha została drugim Deyną lub Brychczym.

środa, 29 października 2014

Grzegorz Wagner, Krzysztof Mecner: „»Kat« to książka o gościu, który poświęcił kawałek życia, żeby coś osiągnąć” [Wywiad]

Grzegorz Wagner (z prawej)
i Krzysztof Mecner po spotkaniu autorskim
na 18. Targach Książki w Krakowie
„Kat”, czyli biografia Hubera Wagnera, to jedna z najbardziej wyczekiwanych sportowych premier tego roku. Z jej autorami – Grzegorzem Wagnerem i dziennikarzem Krzysztofem Mecnerem – udało mi się porozmawiać podczas 18. Targów Książki w Krakowie. Zapraszam na krótki wywiad.

- Od premiery książki „Kat” minęły już dobre dwa miesiące. Dotarło do Panów z pewnością sporo opinii na jej temat. Jakie recenzje zbiera biografia Huberta Wagnera?

Grzegorz Wagner: Dobre. Nie wiem, czy to zwykła kurtuazja, ale zdecydowana większość recenzji jest pozytywna. Otrzymaliśmy sygnały z różnych środowisk, nie tylko ze świata siatkarskiego i od znajomych, że książkę dobrze się czyta. Fajnie, że tak została odebrana.

- Wśród opinii przeważają wypowiedzi starszych kibiców, będących świadkami sukcesów drużyny Wagnera?

G.W.: Nie ma co ukrywać, że książka skierowana jest raczej do tych ludzi, którzy przeżywali mecze reprezentacji prowadzonej przez mojego ojca. Głównym odbiorcą jest kibic, który te kilkadziesiąt lat temu modlił się przed telewizorem, żeby dowalić Ruskim. To jest główna grupa czytelników, ale, z tego co wiem, młodzi też „Kata” czytali.
Krzysztof Mecner: Dostałem niedawno telefon od starszego pana, który jest wielkim fanem sportu. Powiedział, że kupił książkę, bo przekonała go do tego córka, która sportem w ogóle się nie interesuje. Przeczytała gdzieś fragment biografii, potem całą książkę i bardzo jej się spodobała. Myślę, że każdy słyszał kiedyś nazwisko Wagner i chciałby wiedzieć, kim był. Ta książka temu właśnie służy.

 - Po premierze pojawiły się jakieś głosy krytyki?

G.W.: Dotarły do mnie sygnały, że mój ojciec przez niektórych czytelników odebrany został jako straszny tyran. To były jednak sporadyczne przypadki. Być może cześć społeczeństwa, zwłaszcza młodszego, nie do końca rozumie to, co się wtedy działo. Stosowało się inne niż dziś metody treningowe. Takie były czasy.

poniedziałek, 27 października 2014

KONKURS: Wygraj Kronikę Sportu Polskiego 2013

Wyjątkowa i jedyna taka seria na polskim rynku, która ukazuje się nieprzerwanie od 2001 roku. "Kronika Sportu Polskiego" wydawana przez Fundację Dobrej Książki to cykl publikacji, które każdy kibic z dumą może postawić na półce. Zachęcam więc do udziału w konkursie, w którym do wygrania dwa najnowsze tomy poświęcone wyczynom naszych sportowców w 2013 roku.

O "Kronice Sportu Polskiego" wspominałem kilkukrotnie. W tekście o przedostatnim tomie serii przybliżyłem krótko historię całego cyklu, który został zapoczątkowany przed trzynastoma laty. Kilka miesięcy temu recenzowałem z kolei najnowszą pozycję Fundacji Dobrej Książki, czyli "Kronikę Sportu Polskiego 2013". Dwa egzemplarze tej publikacji ufundowane przez wydawnictwo możecie teraz wygrać w konkursie.

sobota, 25 października 2014

W poszukiwaniu publikacji sportowych: 18. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie (fotorelacja)

Takie jak co roku, ale jednak inne. Po raz pierwszy międzynarodowe, po raz pierwszy w nowej hali. 23 października rozpoczęły się 18. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, które potrwają do niedzieli. W ofercie ponad 700 wystawców z 20 krajów nie zabrakło publikacji o tematyce sportowej, więc właśnie w ich poszukiwaniu wzdłuż i wszerz przemierzyłem halę EXPO drugiego dnia imprezy. Zapraszam na fotorelację!


Z daleka hala EXPO Kraków prezentuje się dosyć... specyficznie. W oddali widać potężne kominy elektrociepłowni, a drodze na miejsce targów towarzyszy mocno industrialny klimat. Na szczęście szarzyzna spotęgowana przez brzydką pogodę ustępuje, gdy podejdzie się nieco bliżej hali.


To właśnie wejście do budynku EXPO Kraków. Trzeba przyznać, że w porównaniu z namiotem, przez który wchodziło się na targi w zeszłym roku, wygląda o niebo lepiej.


Po zakupieniu biletu i wejściu na halę, odwiedzający mają dwie możliwości: mogą udać się w lewo, do sali nazwanej "Wisła"...

czwartek, 23 października 2014

Barça = pasja

„Najlepsza książka o Barcelonie, jaka kiedykolwiek powstała”. Tak pozycję „Barça. Życie, pasja, ludzie” ocenił „Sunday Times”. Nie była to opinia na wyrost, gdyż dzieło Jimmy’ego Burnsa, które 22 października miało swoją premierę w Polsce, to kapitalna publikacja, która powinna przypaść do gustu każdemu kibicowi, niezależnie od jego klubowych sympatii.

Na wstępie zaznaczę – nie jestem fanem FC Barcelony. Po książkę Burnsa sięgnąłem bardziej z „zawodowego” („hobbystycznego”?) obowiązku, ale także dlatego, że znałem wcześniej twórczość brytyjskiego autora. Kilka lat temu czytałem bowiem napisaną przez niego biografię Diego Maradony „Ręka boga”, która w Polsce ukazała się w 2004 roku. Pamiętam, że książka bardzo mi się podobała, dlatego wiele obiecywałem sobie po pozycji „Barça. Życie, pasja, ludzie”. Tym bardziej, że jej recenzje były bardzo pozytywne, co tylko zaostrzyło mój apetyt. Po skończeniu niezwykle obszernego dzieła stworzonego przez urodzonego w Madrycie, ale będącego kibicem Blaugrany Burnsa, muszę przyznać, że książka absolutnie spełniła moje oczekiwania. O ile w przypadku recenzowania biografii Carlesa Puyola oraz Gerarda Pique zaznaczałem, że są to pozycje skierowane przede wszystkich do osób sympatyzujących z Barceloną, z publikacją „Barca. Życie, pasja, ludzie” jest zgoła inaczej. Książka powinna przypaść do gustu każdemu kibicowi, gdyż to po prostu świetnie napisana lektura.

Ludzie
Co jest największą z jej zalet? Z całą pewnością fakt, że nie jest to jedynie kronika kolejnych wydarzeń składających się na dzieje klubu. Ambicje Jimmy’ego Burnsa sięgają znacznie wyżej, co udowodnił tą książką. Tym, co przewija się przez kolejne strony jego dzieła, są ludzie. Nie same nazwiska, ale przede wszystkim historie osób tworzących kataloński klub, które często możemy poznać z pierwszej ręki. Autor oddaje głos wielu bohaterom książki, dzięki czemu czytelnik ma możliwość wysłuchania słów piłkarskiego agenta Josepa-Marii Minguelli, który opowiada o sprowadzeniu do Barcelony Diego Maradony, może przeczytać, co o relacjach z prezydentem Josepem Lluisem Núñezem sądzą byli trenerzy – Johan Cruyff czy Bobby Robson, a także otrzymuje szansę zapoznania się z historią legendarnego Josepa Samitiera, o którym opowiada jego żona Tina.

wtorek, 21 października 2014

Dominik Wierski: „Moralność polskiej piłki długo kojarzona była z obrazem zawartym w »Piłkarskim pokarze«” [Wywiad]

Fot. zbiory prywatne Dominika Wierskiego
Na początku września nakładem Wydawnictwa Naukowego Katedra ukazała się książka „Sport w polskim kinie 1944-1989”. Dominik Wierski (na zdjęciu) postanowił zająć się tematem, który dotychczas nie doczekał się szerszego opracowania, czego efektem liczące ponad 500 stron dzieło. O pracach nad publikacją, a także polskiej kinematografii – zarówno tej dawnej, jak i najnowszej – autor opowiada w wywiadzie dla bloga.

- Z pańskiej notki biograficznej wynika, że interesuje się Pan "filmem polskim i amerykańskim oraz historią sportu". Można powiedzieć, że najnowsza z pańskich publikacji jest syntezą obu zainteresowań?

Zgadza się, choć przyznam, że zawsze nieco nieufnie podchodziłem do sportu w filmie fabularnym. Dotyczyło to zwłaszcza przedstawienia w kinie mojej ukochanej dyscypliny sportu – piłki nożnej. Sport widziany oczyma filmowców wydawał mi się często sztuczny i pozbawiony dramaturgii – nadawanej, na przykład w filmach amerykańskich, w sposób schematyczny i nachalny. Od dawna wszakże bardzo ceniłem wiele filmów dokumentalnych o sporcie, zagranicznych i polskich. Pomyślałem, że czas, by spróbować opisać zagadnienie i skoncentrować się na Polsce – wszak mamy zarówno fascynującą historię sportu, jak i kina.

- Końcowy efekt tego postanowienia mogliśmy poznać 8 września, kiedy ukazała się pańska książka. Jak długo pracował Pan nad tą pozycją?

Praca nad tekstem – najpierw rozprawy doktorskiej, później książki – nie trwała jakoś szczególnie długo, była jednak bardzo intensywna. Nie chodziło bowiem tylko o oglądanie filmów i pisanie na ich temat, ale też o docieranie do źródeł, łączenia treści filmów z rzeczywistością pozafilmową lat 1944-1989. Mogę chyba powiedzieć, że udało mi się narzucić sobie odpowiednią dyscyplinę w pracy, która w połączeniu z entuzjazmem i opieką promotora mojego doktoratu, prof. Piotra Zwierzchowskiego, przyniosła końcowy efekt w postaci wydanej przez WN Katedra książki.

niedziela, 19 października 2014

ZaSYPAny

Podobnie jak wielu kibiców z niecierpliwością czekałem na premierę autobiografii Igora Sypniewskiego. Książka, w której piłkarz miał opowiedzieć o swoim życiu naznaczonym zmaganiem się z chorobą alkoholową i depresją, zapowiadała się niezwykle intrygująco. „ZaSYPAny” okazał się lekturą szczerą i mocną, choć muszę przyznać, że klasyce gatunku, czyli „Spalonemu” Andrzeja Iwana, nie dorównał.

Kiedy usłyszałem o tym, że na rynku ukażą się wspomnienia Igora Sypniewskiego, od razu na myśl przyszła mi autobiografia Andrzeja Iwana. W historii życia obu piłkarzy, mimo że są zawodnikami z dwóch różnych pokoleń, można znaleźć wiele punktów wspólnych. Obaj byli wielkimi talentami i już w młodym wieku przejawiali niemałe zdolności do gry w piłkę, obaj przez alkohol nie zrobili takich karier, jakie im wróżono, obaj wreszcie, po zawieszeniu butów na kołku, znaleźli się na samym dnie, próbując odebrać sobie życie. Wyczekując premiery książki Sypniewskiego, zastanawiałem się, czy „ZaSYPAny” dorówna wspomnieniom Iwana, które okazały się wielkim wydawniczym sukcesem i doczekały się prawie samych pozytywnych recenzji. Po zapoznaniu się z najnowszą propozycją Wydawnictwa Buchmann muszę przyznać, że autorom nie udało się przebić „Spalonego”, ale to nie oznacza oczywiście, że książka jest słaba. Wręcz przeciwnie – jest dobra, nawet bardzo, ale do miana znakomitej jednak trochę zabrakło.

Najpierw powoli…
Moja ocena „ZaSYPAnego” byłaby zresztą nieco bardziej krytyczna, gdyby nie świetna druga część książki. Zagłębiając się w pierwsze kilkadziesiąt stron, myślałem sobie: „Spodziewałem się czegoś znacznie lepszego”. Wspomnienia Igora Sypniewskiego rozkręcają się bowiem bardzo powoli. Właściwie dopiero od ósmego rozdziału, który poświęcony jest przenosinom „Sypka” do Wisły Kraków, książka nabiera tempa i zaczyna czytać się ją świetnie. Nie wiem, być może to wyłącznie moje odczucie, ale dzieciństwo Sypniewskiego na łódzkich Bałutach – pobicia, kradzieże, rozboje – pierwszy alkohol i początki futbolowej przygody, jakoś nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. W początkowych fragmentach jest jednak kilka ciekawych wątków, takich jak chociażby występ na Old Trafford (oczywiście na kacu), przepuszczanie wszystkich zarobionych pieniędzy w kasynach i barach czy przygoda z greckimi klubami – Panathinaikosem Ateny i Kavalą. Początkowo jest więc dobrze, ale wrażenie psuje trochę dziwna interpunkcja (przecinki po pytajnikach) oraz teksty, które miały być chyba żartobliwe (np. fragment z psem Grzegorza Laty), a wypadły, przynajmniej w mojej ocenie, mało śmiesznie.