czwartek, 31 grudnia 2015

Ach, co to był za rok!

Gdyby ktoś dwanaście miesięcy temu powiedział mi,
że w 2015 roku będę miał okazję poznać najlepszego piłkarza
świata i jednego z idoli dzieciństwa, popukałbym się w głowę.
A jednak marzenia się spełniają!
To już sylwestrowa tradycja, której pozostaję wierny od trzech lat. Ostatniego dnia każdego roku publikuję wpis będący podsumowaniem minionych dwunastu miesięcy. Jaki był 2015? Niezwykły, naprawdę. Zarówno jeśli chodzi o rynek książek sportowych, jak i moją zawodową karierę. Choć w zasadzie słowo „kariera” śmiało mógłbym zastąpić innym: „hobby”.

Tak się pięknie złożyło, że dziś z dumą mogę przyznać: robię to, co lubię i jeszcze mi za to płacą! Coś, co dwanaście miesięcy temu wydawało się jedynie piękną wizją, teraz jest już rzeczywistością. Nie wiem, ilu z Was wykonuje ulubiony zawód lub działa w branży, w której praca była Waszym marzeniem, ale jeśli znajdą się takie osoby, to z pewnością będą wiedziały, o co mi chodzi. Nie ma nic lepszego niż wstawanie każdego dnia z ekscytującą myślą, że przed Tobą nowe wyzwanie. Nie obowiązek, nie zadanie, ale właśnie wyzwanie, doświadczenie, którego pragniesz. Nawet kiedy pojawia się długa lista rzeczy do zrobienia i w pewnym momencie masz wszystkiego dosyć, na końcu zawsze pojawia się najważniejsze: satysfakcja. To właśnie ona sprawia, że wiesz, iż jesteś odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu.

Jak zapewne wiecie, na początku roku rozpocząłem współpracę z Wydawnictwem Sine Qua Non z Krakowa. Pisałem o tym szerzej w tym wpisie i muszę przyznać, że nie spodziewałem się aż tak pozytywnych reakcji czytelników. Było mnóstwo gratulacji, co może tylko cieszyć. I mobilizować do ciężkiej pracy nie tylko mnie, ale też wszystkich, którzy chcą spełniać swoje marzenia. Jak widać – można, trzeba tylko chcieć i próbować. Mogę tylko podziękować chłopakom z SQN za ogromne zaufanie, którym od początku mnie obdarzyli. Początkowo byłem przerażony, ale kiedy dziś patrzę na te dwanaście miesięcy, czuję dumę. Wiem, że przeszedłem długą drogę i wiele się nauczyłem. Przeżyłem też mnóstwo wspaniałych przygód. Jakich? Pozwólcie, że wymienię:
- w Turynie spotkałem się z Pavlem Nedvedem, najlepszym piłkarzem świata 2003 roku
- zobaczyłem na żywo mecz Juventus-Milan na Juventus Stadium
- zaliczyłem przejażdżkę samochodem z trenerem Andrzejem Strejlauem, którego po drodze pozdrawiali wszyscy kierowcy
- poznałem trenera Andrzeja Niemczyka, odbywając z nim dziesiątki rozmów o jego karierze, siatkówce i po prostu o życiu
- towarzyszyłem Ronaldowi Rengowi i Guillemowi Balague, świetnym dziennikarzom i przede wszystkim wspaniałym ludziom, podczas ich wizyt w Warszawie
- miał okazję poznać osobiście niemal całą elitę dziennikarstwa sportowego w Polsce, by wymienić tylko Dariusza Szpakowskiego, Tomasza Smokowskiego, Michała Pola, Krzysztofa Stanowskiego, Adama Godlewskiego czy Przemysława Rudzkiego
- poznałem mnóstwo wyjątkowych ludzi, którzy z pasją prowadzą portale, strony lub fanpejdże o sporcie (naprawdę warto docenić pracę tych osób!)

To wszystko sprawia, że pod względem zawodowym przy 2015 roku mogę postawić ogromny plus. Liczę, że kolejne miesiące będą równie udane, ale czy może być inaczej, skoro przede mną kolejna z wspaniałych przygód: towarzyszenie w Polsce Thomasowi Morgensternowi? Nic, tylko z zapałem wracać po świątecznej przerwie do pracy!

No dobrze, pod względem zawodowym było to owocne dwanaście miesięcy, ale oczywiście odbiło się to znacznie na blogu. W 2015 roku wpisów było zdecydowanie mniej, ale nie sposób pogodzić pracy z pisaniem. No, przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim godziłem prowadzenie bloga ze studiowaniem. Wtedy czasu wolnego było zdecydowanie więcej, więc z uwagą można było prześledzić niemal każdą nową publikację sportową. Teraz jest o to trudno, ale staram się przynajmniej zapowiedzieć każdą z książek w comiesięcznym tekście, a co głośniejsze premiery zrecenzować. Cieszy, że mimo mniejszej liczby wpisów, wyświetleń w 2015 roku było jeszcze więcej niż rok wcześniej! I choć może nie udało się publikować tekstów z taką regularnością, to było kilka rzeczy, z których jestem dumny. Jedna to wywiad z Andrzejem Gowarzewskim (marzenie spełnione!), a druga to ranking najostrzejszych biografii, który, moim skromnym zdaniem, wypadł świetnie. Obiecuję, że to nie koniec ciekawych pomysłów! Mam nadzieję, że wystarczy czasu, by w nowym, 2016 roku, zrealizować kolejne.

Zacząłem trochę egoistycznie, bo od pisania o sobie, ale nie sposób nie podsumować w jakiś sposób tego, co działo się na rynku książek sportowych w Polsce. Tempo wydawnicze cały czas jest zawrotne, z czego można się tylko cieszyć. Choć w tym roku mieliśmy lekki spadek liczby publikacji o sporcie (naliczyłem na razie około 110), cieszy ich jakość. Mam wrażenie, że jest lepiej niż kiedyś – słabych lektur mało, a pojawia się coraz więcej tych z serii „must read”. No i doczekaliśmy się w końcu premier kilku klasyków, takich jak „Życie wypuszczone z rąk” o Robercie Enke czy autobiografii „Najlepszy”, czyli wspomnień George’a Besta. Fajnie, że po latach takie książki ukazują się na naszym rynku. Przyszły rok, kiedy odbędą się takie imprezy jak mistrzostwa świata w piłce ręcznej w Polsce, mistrzostwa Europy w piłce nożnej we Francji z udziałem reprezentacji Polski czy wreszcie igrzyska olimpijskie, powinien przynieść ożywienie na rynku literatury sportowej. Oby nie zabrakło ciekawych lektur dla każdego kibica, czego sobie i Wam życzę. Do Siego Roku!

CZYTAJ TAKŻE:

1 komentarz:

  1. Dziękuję bardzo! Tobie również wszystkiego dobrego w 2016 roku. ;)

    OdpowiedzUsuń