To już sylwestrowa tradycja, której pozostaję wierny od trzech lat.
Ostatniego dnia każdego roku publikuję wpis będący podsumowaniem minionych
dwunastu miesięcy. Jaki był 2015? Niezwykły, naprawdę. Zarówno jeśli chodzi o
rynek książek sportowych, jak i moją zawodową karierę. Choć w zasadzie słowo „kariera”
śmiało mógłbym zastąpić innym: „hobby”.
Tak się pięknie złożyło, że dziś
z dumą mogę przyznać: robię to, co lubię i jeszcze mi za to płacą! Coś, co
dwanaście miesięcy temu wydawało się jedynie piękną wizją, teraz jest już
rzeczywistością. Nie wiem, ilu z Was wykonuje ulubiony zawód lub działa w
branży, w której praca była Waszym marzeniem, ale jeśli znajdą się takie osoby,
to z pewnością będą wiedziały, o co mi chodzi. Nie ma nic lepszego niż
wstawanie każdego dnia z ekscytującą myślą, że przed Tobą nowe wyzwanie. Nie
obowiązek, nie zadanie, ale właśnie wyzwanie, doświadczenie, którego pragniesz.
Nawet kiedy pojawia się długa lista rzeczy do zrobienia i w pewnym momencie
masz wszystkiego dosyć, na końcu zawsze pojawia się najważniejsze:
satysfakcja. To właśnie ona sprawia, że wiesz, iż jesteś odpowiednim
człowiekiem na odpowiednim miejscu.
Jak zapewne wiecie, na początku
roku rozpocząłem współpracę z Wydawnictwem Sine Qua Non z Krakowa. Pisałem o
tym szerzej w tym wpisie i muszę przyznać, że nie spodziewałem się aż tak
pozytywnych reakcji czytelników. Było mnóstwo gratulacji, co może tylko
cieszyć. I mobilizować do ciężkiej pracy nie tylko mnie, ale też wszystkich,
którzy chcą spełniać swoje marzenia. Jak widać – można, trzeba tylko chcieć i
próbować. Mogę tylko podziękować chłopakom z SQN za ogromne zaufanie, którym od
początku mnie obdarzyli. Początkowo byłem przerażony, ale kiedy dziś patrzę na
te dwanaście miesięcy, czuję dumę. Wiem, że przeszedłem długą drogę i wiele się
nauczyłem. Przeżyłem też mnóstwo wspaniałych przygód. Jakich? Pozwólcie, że
wymienię:
- w Turynie spotkałem się z Pavlem
Nedvedem, najlepszym piłkarzem świata 2003 roku
- zobaczyłem na żywo mecz
Juventus-Milan na Juventus Stadium
- zaliczyłem przejażdżkę
samochodem z trenerem Andrzejem Strejlauem, którego po drodze pozdrawiali
wszyscy kierowcy
- poznałem trenera Andrzeja
Niemczyka, odbywając z nim dziesiątki rozmów o jego karierze, siatkówce i po
prostu o życiu
- towarzyszyłem Ronaldowi Rengowi
i Guillemowi Balague, świetnym dziennikarzom i przede wszystkim wspaniałym
ludziom, podczas ich wizyt w Warszawie
- miał okazję poznać osobiście
niemal całą elitę dziennikarstwa sportowego w Polsce, by wymienić tylko
Dariusza Szpakowskiego, Tomasza Smokowskiego, Michała Pola, Krzysztofa
Stanowskiego, Adama Godlewskiego czy Przemysława Rudzkiego
- poznałem mnóstwo wyjątkowych
ludzi, którzy z pasją prowadzą portale, strony lub fanpejdże o sporcie
(naprawdę warto docenić pracę tych osób!)
To wszystko sprawia, że pod względem
zawodowym przy 2015 roku mogę postawić ogromny plus. Liczę, że kolejne miesiące
będą równie udane, ale czy może być inaczej, skoro przede mną kolejna z wspaniałych
przygód: towarzyszenie w Polsce Thomasowi Morgensternowi? Nic, tylko z zapałem
wracać po świątecznej przerwie do pracy!
No dobrze, pod względem zawodowym
było to owocne dwanaście miesięcy, ale oczywiście odbiło się to znacznie na
blogu. W 2015 roku wpisów było zdecydowanie mniej, ale nie sposób pogodzić pracy
z pisaniem. No, przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim godziłem prowadzenie
bloga ze studiowaniem. Wtedy czasu wolnego było zdecydowanie więcej, więc z
uwagą można było prześledzić niemal każdą nową publikację sportową. Teraz jest
o to trudno, ale staram się przynajmniej zapowiedzieć każdą z książek w
comiesięcznym tekście, a co głośniejsze premiery zrecenzować. Cieszy, że mimo
mniejszej liczby wpisów, wyświetleń w 2015 roku było jeszcze więcej niż rok
wcześniej! I choć może nie udało się publikować tekstów z taką regularnością,
to było kilka rzeczy, z których jestem dumny. Jedna to wywiad z Andrzejem Gowarzewskim (marzenie spełnione!), a druga to ranking najostrzejszych biografii, który, moim skromnym zdaniem, wypadł świetnie. Obiecuję, że to nie
koniec ciekawych pomysłów! Mam nadzieję, że wystarczy czasu, by w nowym, 2016
roku, zrealizować kolejne.
Zacząłem trochę egoistycznie, bo
od pisania o sobie, ale nie sposób nie podsumować w jakiś sposób tego, co
działo się na rynku książek sportowych w Polsce. Tempo wydawnicze cały czas
jest zawrotne, z czego można się tylko cieszyć. Choć w tym roku mieliśmy lekki
spadek liczby publikacji o sporcie (naliczyłem na razie około 110), cieszy ich
jakość. Mam wrażenie, że jest lepiej niż kiedyś – słabych lektur mało, a
pojawia się coraz więcej tych z serii „must read”. No i doczekaliśmy się w
końcu premier kilku klasyków, takich jak „Życie wypuszczone z rąk” o Robercie Enke czy autobiografii „Najlepszy”, czyli wspomnień George’a Besta. Fajnie, że
po latach takie książki ukazują się na naszym rynku. Przyszły rok, kiedy odbędą
się takie imprezy jak mistrzostwa świata w piłce ręcznej w Polsce, mistrzostwa
Europy w piłce nożnej we Francji z udziałem reprezentacji Polski czy wreszcie igrzyska
olimpijskie, powinien przynieść ożywienie na rynku literatury sportowej. Oby
nie zabrakło ciekawych lektur dla każdego kibica, czego sobie i Wam życzę. Do
Siego Roku!
CZYTAJ TAKŻE:
CZYTAJ TAKŻE:
Dziękuję bardzo! Tobie również wszystkiego dobrego w 2016 roku. ;)
OdpowiedzUsuń