Stosunkowo niewiele wspomnień sportowców przybiera charakter do bólu
szczerych i bezkompromisowych książek. Do tego wąskiego grona zaliczyć można z
pewnością pozycję „Zamiatanie warkoczem”, czyli autobiografię Elżbiety
Duńskiej-Krzesińskiej, mistrzyni olimpijskiej z Melbourne w skoku w dal, która
zmarła 29 grudnia 2015 roku.
Wspomnienia tej wybitnej i
utytułowanej sportsmenki ukazały się w 1994 roku nakładem Oficyny Ypsylon.
Działo się to już kilkadziesiąt lat po tym, jak Duńska-Krzesińska święciła
największe triumfy. W 1956 roku sięgnęła po mistrzostwo olimpijskie, a cztery lata
później w Rzymie w skoku w dal była druga. Dwa krążki przywiezione z igrzyska
są najbardziej znaczącymi z jej osiągnięć i oczywiście opisu okoliczności ich
zdobycia nie mogło zabraknąć w książce. Autorka w „Zamiataniu warkoczem”
wspomina o swoim olimpijskim debiucie, który miał miejsce w 1952 roku w
Helsinkach. Tam Polka zajęła 12. miejsce, a to ze względu na jej
charakterystyczny… warkocz. Właśnie on podczas oddawania najdłuższej próby
wysunął się spod koszulki i zostawił ślad na piasku, od którego sędziowie
odmierzyli skok. Gdyby nie warkocz, który zresztą stał się po zawodach
przedmiotem narodowej dyskusji, Duńska-Krzesińska sklasyfikowana byłaby wyżej i
najprawdopodobniej już wtedy stanęłaby na podium igrzysk.
Każdy z olimpijskich startów
polskiej zawodniczki wiązał się zresztą z ciekawą historią, o czym autorka
przypomina w swojej biografii. W Melbourne w 1956 roku Duńskiej-Krzesińskiej
udało się sięgnąć po złoto, mimo że startowała w za dużych kolcach, w dodatku
męskich. Swoje idealnie dopasowane buty firmy Puma zostawiła na stadionie po
jednym z treningów i już więcej ich nie zobaczyła. Cztery lata później w Rzymie
Polka startowała już we własnym obuwiu, ale znowu nie opuszczał jej pech. Przed
igrzyskami nabawiła się kontuzji stopy i większość kibiców nie wierzyła w to,
że obroni tytuł mistrzyni olimpijskiej. Rzeczywiście tak się nie stało, ale
srebrny medal, który wywalczyła Polka, był dużym sukcesem. Złoto było bardzo
blisko, ale sięgnęła po nie Wera Krepkina z ZSRR, która najdalszy skok oddała
po usłyszeniu porady od Duńskiej-Krzesińskiej. Polska zawodniczka przekonała
koleżankę, że powinna wydłużyć rozbieg, co okazało się prawdziwie „złotą” radą.
Ciekawy opis okoliczności
triumfów polskiej sportsmenki to jedna z największych zalet książki „Zamiatanie
warkoczem”. Inną, równie istotną, jest fakt, że w swoich wspomnieniach autorka
jest z czytelnikiem absolutnie szczera. Chyba to sprawiło, że na ukazanie się
tej autobiografii Duńskiej-Krzesińskiej kibice musieli czekać długie lata.
„Złota Ela”, jak nazywana była mistrzyni olimpijska z Melbourne, nigdy nie
należała do sportowców pokornych. Zawsze miała własne zdanie i nie obawiała się
go wygłaszać. Nie trzeba się domyślać, że przysparzało jej to wielu kłopotów.
Duńska-Krzesińska często popadała w konflikty z działaczami sportowymi, nie
poddawała się także zakazom kontaktów z obywatelami polskimi mieszkającymi poza
granicami kraju. To wszystko sprawiało, że krnąbrna sportsmenka, mimo że bardzo
utalentowana i utytułowana, nigdy nie stała się bohaterką PRL-u. Dobrze więc,
że jej książka ukazała się w już wolnej Polsce, gdyż autorka mogła zawrzeć w
niej wszystkie swoje przemyślenia, nie obawiając się cenzury, której
niewątpliwe poddane zostałyby jej wspomnienia, gdyby zdecydowała się wydać je
wcześniej.
Trzeba więc przyznać, że
„Zamiatanie warkoczem” to jedna z ciekawszych i lepszych biografii polskich
sportowców, które kiedykolwiek ukazały się w naszym kraju. Wielka szkoda, że
wydana w 1994 roku pozycja liczy zaledwie 128 stron. O sportowych przygodach
Elżbiety Duńśkiej-Krzesińskiej chciałoby się czytać bowiem znacznie dłużej.
Krnąbrny charakter autorki został oddany w jej książce, dzięki czemu stanowi
ona pasjonującą lekturę. Gdyby ktoś szukał biografii, w której pragnie znaleźć
coś więcej niż tylko banalne stwierdzenia, śmiało może sięgać po wspomnienia
„Złotej Eli”. Mogę obiecać, i potwierdzi to każdy, kto przeczyta jej książę, że
nie będzie nudno. Szczera opowieść powinna spodobać się wszystkim kibicom – nie
tylko tym, którzy wyczyny Elżbiety Duńskiej-Krzesińskiej pamiętają jeszcze ze
stadionów lub przekazów medialnych. „Zamiatanie warkoczem”? Polecam przekonać
się na własnej skórze, co kryje się pod tym jakże trafnym tytułem.
Tytuł: "Zamiatanie warkoczem"
Autor: Elżbieta Duńska-Krzesińska
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Ypsylon
Liczba stron: 194
Rok wydania: 1994
Partnerem cyklu jest:
Z kodem PSKS1017R rabat 10%!
CZYTAJ TAKŻE POZOSTAŁE TEKSTY Z CYKLU "WYDAŁO SIĘ":
- Andrzej Grubba "Ostatnia piłka" (1998)
- Janusz Atlas "Sprzedana liga" (1993)
- Jan Tomaszewski "Kulisy reprezentacyjnej piłki" (1991)
- Jarosław Tomczyk "Wisła w europejskich pucharach (2000)
- Bogdan Tuszyński "Tytani mikrofonu" (1992)
- Jadwiga Jędrzejowska, Kazimierz Gryżewski "Urodziłam się na korcie" (1955)
- Stanisław Marusarz "Na skoczniach Polski i świata" (1955)
- Andrzej Stanowski, Halina Zdebska "Małysz: Bogu dziękuję" (2001)
- Jerzy Zmarzlik "Bij mistrza!" (1992)
- Bohdan Tomaszewski "Przeżyjmy to jeszcze raz" (1992)
- Władysław Komar, Ireneusz Pawlik "Alfabet Komara" (1991)
- Kazimierz Górski, Paweł Zarzeczny "Piłka jest okrągła" (2004)
Ja z tej lektury zapamiętałem przede wszystkim bardzo krytyczne zdanie na temat Bohdana Tomaszewskiego, którego szczerze nie znosiła. Uważała że jest antypatycznym "kłamczuchem" podrywaczem, który wymyśla przebieg rywalizacji. Uwielbiam czytać książki Pana Tomaszewskiego ale głos Duńskiej w tej sprawie nie jest odosobniony. Sportowcy go raczej nie trawili ale dzięki niemu powstało wiele legend i wspaniałych opowieści;)
OdpowiedzUsuńTo ciekawe, nie zwróciłem na to uwagi (pewnie po części dlatego, że książkę czytałem dawno temu). Ale skoro kilku sportowców to podkreśla, coś musiało być na rzeczy... Ciekawe, czy kiedykolwiek doczekamy się takiej prawdziwej, obiektywnej książki o tym legendarnym dziennikarzu? Dotychczasowe pisał jego syn.
UsuńDotychczasowe pisał jego syn i każda jest inna;) W pierwszym wydaniu Pan Bohdan jest bardzo złym człowiekiem, w kilku kolejnych coraz lepszym, a w ostatnim krystalicznie czystym i nieskazitelnym świętym;)
OdpowiedzUsuńRęce opadają...
Rozmawiałem trzy lata temu z Panem Krzysztofem i prosto w oczy wypomniałem mu tę niewiarygodność ale bardzo uniósł się honorem i zakończył te pogawędkę;)
Co do bajkopisarstwa Pana Bohdana to oczywiście że jest coś na rzeczy. Sam nawet w jednej ze swoich książek opisywał że radiową transmisję z zimowych IO nagrywał w pokoju hotelowym wiele godzin po biegu zjazdowym. Taśma została wysłana do Polski i wyemitowana "na żywo";)
Przed oczami miał tylko listę startową i wyniki. Resztę wymyślał na bieżąco;)
To fakt, ale też czasy były inne, nikt nie mógł tego zweryfikować. Myślę, że i inni dziennikarze tak robili, ale tajemnicę zabrali ze sobą do trumny. ;) Tak czy inaczej to bardzo ciekawe, co pisze Pan o synu Pana Bohdana - książki pisał na różnych etapach swojego życia, kiedy jego relacje z ojcem widocznie się dynamicznie zmieniały.
UsuńOk, ja rozumiem że powstawały na różnych etapach jego życia ale pytanie: która jest prawdziwa??? Bo mamy kilka diametralnie różnych biografii tego samego człowieka, autorstwa jednego Pana... Czytelnicy mają sobie wybrać czy chcą Tomaszewskiego pozytywnego czy negatywnego? Przyznam się szczerze że w pierwszym wydaniu czułem spory niesmak. Ja bym nie potrafił aż tak ohydnie pisać o swoim ojcu...
UsuńTo prawda że w ostatnich latach życia Bohdana Tomaszewskiego panowie podali sobie ręce. Efektem tego jest grube tomiszcze napisane w zupełnie innym stylu niż wcześniejsze wydania.
Pytanie tylko: po co czytelnikom robić wodę z mózgu?
Przepraszam za off topa ale skoro i tak nie ma tutaj dyskusji o książce to pozwoliłem sobie na takie wynurzenia;-)
To bardzo ciekawy przypadek! Ja czytałem tylko "Stadion zachodzącego słońca", czyli tę ostatnią biografię Bohdana Tomaszewskiego i faktycznie była bardzo pozytywna. Sądziłem, że te wcześniejsze są po prostu wcześniejszymi edycjami, których nakład już się wyczerpał, więc Pan Krzysztof Logan dopisywał, uzupełniał i znów wypuszczał na rynek książki o podobnym wydźwięku. Jak widać - myliłem się.
UsuńPozytywne jest to że Pan Krzysztof chyba jednak wstydzi się wcześniejszych dokonań (zwłaszcza tej pierwszej publikacji), bo ewidentnie o książce "Poeta mikrofonu" nie chciał rozmawiać. Na allegro można ją nabyć za parę złotych, ale nie wiem czy warto...
UsuńWażne że Panowie rozstali się w przyjaźni:) Zastanawiam się czy książki Pana Bohdana zostaną kiedyś wznowione... A może zostały jeszcze jakieś zapiski poukrywane po szufladach;)
Często wracam do różnych bibliografii piłkarzy, jednakże najbardziej lubię książkę o Adamie Małyszu. Jest on nie tylko wielkim sportowcem, ale i wielką motywacją dla mnie w codziennym życiu.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co to za dziwny sposób na promocję stron internetowych, ale chyba nikt nie jest na tyle głupi, żeby po przeczytaniu tego komentarza kliknąć w link?
UsuńCiekawi mnie nakład książki ponieważ obecnie dość ciężko ją dostać mimo tak dużych możliwości?
OdpowiedzUsuńCzy istnieje wgl możliwość sprawdzania nakładów danej pozycji przez kod np. ISBN?
Od jej wydania minęło jednak ponad 20 lat, to szmat czasu. Pozycje wydane na początku lat 90. są dziś raczej białymi krukami. Myślę, że po ISBN nie można sprawdzić nakładu książki, to są informacje, którymi wydawnictwa zazwyczaj się nie dzielę. Moim zdaniem nakład książki nie był duży, ale w porównaniu z dzisiejszymi nakładami książek sportowych mógł być całkiem spory.
Usuń