We współczesnej piłce rola bramkarza jest szalenie niewdzięczna. Wie
coś o tym Victor Valdes, który nieraz krytykowany był za popełnione błędy.
Każdy, kto choć raz zgłaszał pretensje pod adresem zawodnika FC
Barcelony, powinien sięgnąć po jego książkę. Piłkarz ujawnia w niej, że bycie
zawodowym golkiperem, nawet odnoszącym wielkie sukcesy, nie jest zadaniem
łatwym, ani przyjemnym.
Szok. To chyba najlepsze słowo na
opisanie moich odczuć po lekturze książki „Samotność bramkarza”.
Dotychczas miałem okazję zapoznać się z mnóstwem autobiografii piłkarzy, ale
żadna z nich nie była taka, jak dzieło napisane przez Hiszpana. Raz, że jego publikacja
nie przybiera tradycyjnej formy wspomnień, dwa, że jej wydźwięk jest bardzo
specyficzny. O ile większość zawodników zajmujących się zawodowo kopaniem piłki
lubi lub wręcz kocha swoją pracę, z Victorem Valdesem jest nieco inaczej. „Lubiłem
futbol, ale nienawidziłem gry na pozycji bramkarza” – pisze autor na jednej z pierwszych
stron książki, odnosząc się do swojego dzieciństwa. Po lekturze całej publikacji
trudno oprzeć się wrażeniu, że powyższe zdanie wciąż ma wiele wspólnego z odczuciami hiszpańskiego golkipera.
Golkiper z przymusu
To właśnie ta konstatacja płynąca
z książki Valdesa sprawia, że po jej skończeniu można być w lekkim szoku.
Patrząc na futbol z własnej perspektywy często zapominamy o tym, że nie
wszystkie osoby zaangażowane w ten „biznes” muszą być, podobnie jak my,
wielkimi futbolowymi maniakami. Owszem, większość piłkarzy, trenerów czy
działaczy lubi piłkę nożną, traktuje ją często nie jako pracę, ale przede
wszystkim pasję. Warto jednak pamiętać, że istnieje grupa osób, które mogą mieć
inne podejście – bycie piłkarzem to dla nich zawód jak każdy inny. Znane są
przecież przypadki zawodników, którzy tak naprawdę nie interesują się futbolem,
nie śledzą innych rozgrywek, nie oglądają meczów, a kontakt z piłką nożną
ograniczają do niezbędnego minimum, które pozwala im dobrze wykonać swoją
robotę na boisku. Nie jest tak wprawdzie z Victorem Valdesem, gdyż Hiszpan
futbol zwyczajnie lubi, ale jeśli chodzi o jego podejście do wykonywanego
zawodu, opiera się ono na zasadzie: „Mimo że tego nie lubię, jestem bramkarzem,
bo jestem w tym dobry i dzięki temu mogę zaistnieć w profesjonalnym futbolu”.
Wielu takie podejście może
szokować i przyznam szczerze, że mnie również mocno zdziwiło, kiedy zagłębiałem
się w kolejne strony książki Valdesa. Wydawać by się mogło, że bramkarz jednego
z najlepszych zespołów w historii futbolu, który w piłce zdobył wszystko, co
było do zdobycia, swoją pracę traktuje jako wspaniałą przygodę, a nie obowiązek
dostarczający ciągłych zmartwień i nieustannego stresu. Kiedy jednak pozna się
bliżej historię hiszpańskiego piłkarza, można zrozumieć, dlaczego jego stosunek
do bycia bramkarzem jest taki, a nie inny. Valdes
golkiperem został tylko dlatego, że miał do tej roboty predyspozycje, co
zauważyli członkowie jego rodziny i trenerzy. Nigdy zapewne nie byłby
zawodnikiem takiego formatu, gdyby występował na innej pozycji – przepadłby w
szarzyźnie tysiąca podobnych graczy i nie spełniłby marzenia ojca, który w synu
widział piłkarza ukochanej FC Barcelony.
Całe życie pod presją
No właśnie, postać ojca w
przypadku hiszpańskiego golkipera jest niezwykle istotna. Jak duży wpływ rodzic
może mieć na karierę potomka, pokazał przykład Thierry’ego Henry’ego, na co w
biografii Francuza (notabene nazwanej podobniej jak w przypadku książki Valdesa
– „Thierry Henry. Samotność na szczycie”) zwracał uwagę jej autor, Philippe
Auclair. Presja, którą wywierał ojciec, sprawiła, że „Titi” rzadko cieszył się
ze zdobytych bramek, gdyż nawet w przypadku świetnego występu rodzic zawsze zwracał
uwagę na popełnione przez niego błędy. Podobnie jest z Valdesem – został
bramkarzem, gdyż chciał tego ojciec. Młody piłkarz czuł, że musi kontynuować tę
drogę, gdyż dzięki temu polepszy byt całej swojej rodziny, na co ta, wprawdzie
nie wprost, ale pośrednio, mocno liczyła. To wszystko sprawiło, że już od
najmłodszych lat Hiszpan poddawany był ogromnej presji, z którą musiał sobie
radzić. Jak pokazują jego osiągnięcia, uczynił to skutecznie, więc w swojej
książce dzieli się z innymi założeniami opracowanej przez siebie „#metodyV”,
która pozwala zwalczyć stres i dotrzeć na szczyt.
Najgorszy bramkarz świata
Dochodzimy tutaj do sedna sprawy
i głównego tematu książki, gdyż pozycję „Samotność bramkarza”
traktować można jako poradnik. Jak wspomniałem na wstępie, nie jest to zwykła
autobiografia. Owszem, jest kilka wspomnieniowych wątków – autor pisze o tym,
jak w wieku 10 lat trafił do słynnej La Masii, co jednak wiązało się z rozłąką
z rodziną, za którą bardzo tęsknił, wspomina premierowe spotkanie w pierwszej
drużynie FC Barcelony czy przełomowy dla niego mecz z Arsenalem w finale Ligi
Mistrzów w 2006 roku, który zadecydował o jego pozostaniu w klubie. Jest więc
trochę o samej piłce i karierze Valdesa, ale nie jest tak, że w książce piłkarz
chronologicznie przedstawia kolejne etapy swojego życia. Jego dzieło to opis
ośmiu kroków, które trzeba podjąć, aby zastosować „#metodęV”. W każdym
rozdziale autor przybliża jedną kwestię związaną z radzeniem sobie z presją,
oczywiście odnosząc ją do swojej kariery.
Na czym polega więc metoda
Valdesa? Otóż Hiszpan zakłada, że jest… najgorszym bramkarzem świata i dzięki
temu, zdejmując z siebie całą presję, lepiej spisuje się na boisku. Piłkarz
wpadł na taki pomysł po jednym ze spotkań, w którym popełnił błąd będący
konsekwencją dużych oczekiwań. Zauważył, że po puszczeniu kuriozalnego gola
grał lepiej, gdyż nie spodziewał się po sobie niczego dobrego. Jego zagraniom
towarzyszyła większa pewność, bo odszedł czynnik stresu, który wcześniej
paraliżował jego ruchy. Odtąd Valdes postanowił wprowadzać się w stan
beznadziejności przed każdym spotkaniem, wmawiając sobie, że jest słabym
golkiperem i nikt tak naprawdę nie oczekuje od niego dobrej gry. Ta metoda sprawdziła
się w przypadku piłkarza FC Barcelony, pozwoliła mu poradzić sobie z
presją i dzięki temu wejść na sam szczyt. Oczywiście to negatywne nastawianie
się do rzeczywistości nie jest jedyną zasadą „#metodyV”, ale to właśnie jej
główne założenie. Oprócz tego zawodnik przekonuje, że istotne są także m.in.
pokora, zdrowe nawyki, ciężki trening czy wizualizacja, ale to właśnie credo „W
decydujących momentach zachowaj obojętność” jest podstawowym i najciekawszym
aspektem przedmeczowego zachowania Valdesa.
Najlepszy bramkarz wśród surferów ;) Tak naprawdę lubię gościa, jako jednego z niewielu piłkarzy Barcelony. Przez całą swoją karierę był niedoceniany nie tylko przez innych fanów, ale przede wszystkim przez własnych. Kompleks Casillasa i tak dalej. Zawsze było mi go trochę szkoda :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście często był niedoceniany, a pamiętało się przede wszystkim jego wpadki, a nie udane interwencje. Cóż, taka dola niektórych bramkarzy. Po przeczytaniu książki trochę inaczej patrzę na Valdesa, zyskał w moich oczach.
Usuń