Czy Polak może pisać o brazylijskim futbolu z fantazją i brawurą charakterystyczną
dla mieszkańców Kraju Kawy? Okazuje się, że tak, a dowodem na to książka
Dariusza Wołowskiego „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu”. Dzieło tego
dziennikarza sportowego to idealna lektura na mundialowe dni.
Rozpoczynając czytanie książki
zastanawiałem się, czy publikacja Wołowskiego będzie kolejną lekturą pisaną „z
fotela”. Na odległość też można stworzyć interesującą lekturę, ale jest to
zadanie niezwykle trudne i nie każdy jest w stanie mu podołać. Okazało się
jednak, że moje obawy były nieuzasadnione, bowiem autor pozycji „Canarinhos”
wybrał się z dwutygodniową wizytą do Brazylii i zawarł w swoim dziele wiele
obserwacji poczynionych podczas tamtej wycieczki. To zdecydowanie zwiększyło
wartość książki i sprawiło, że w pewnym sensie można ją traktować jako
publikację reporterską. Oczywiście nie w całości, gdyż w jej opracowywaniu
pomogły Wołowskiemu liczne źródła (m.in. „Futebol” Aleksa Bellosa), ale
przygody autora, które przeżył w Kraju Kawy, a następnie postanowił opisać,
uatrakcyjniają treść i uprzyjemniają czytanie.
Od Friedenreicha do Neymara
Tytuł książki sugeruje, że
zostały w niej przedstawione różne oblicza brazylijskiego futbolu. Rzeczywiście
tak jest. Autor podzielił swoje dzieło na 11 rozdziałów, z których każdy ma
swój temat przewodni. Jest o czarnoskórym Arthurze Friedenreichu, który zdobył
pierwszą, historyczną bramkę dla reprezentacji Brazylii, a także był jednym z zawodników
udowadniających, że w przypadku umiejętności piłkarskich rasa nie ma żadnego
znaczenia; jest o tych, których nie sposób pominąć, pisząc o „Canarinhos” –
Pele, Garrinchy, Romario czy Ronaldo; jest wreszcie u wydarzeniach takich jak przemaglowane
ostatnio na wszystkie sposoby „Maracanaco”, a dzieło wieńczą rozdziały
poświęcone Neymarowi i królom Copacabany, czyli tym, którzy grają w piłkę na
piasku. W książce nie zabrakło więc żadnego z ważnych tematów, a każdy
przedstawiony został z pomysłem – jest trochę historii, ale też sporo ciekawostek czy odautorskich anegdot.
Właśnie to zróżnicowanie i
niebanalna narracja sprawiły, że pozycja „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu”,
choć obszerna, jawi się jako przyjemna lektura. Autor odpowiednio wyważył
proporcje, dzięki czemu jego książka nie zamęcza nadmiarem dat, faktów i
nazwisk, a jednocześnie zawiera esencję najważniejszych informacji o
brazylijskiej piłce. Nie brakuje tematów trudnych, takich jak rasizm czy polityczne
przemiany w Kraju Kawy, jest też kilka lżejszych wątków. Autor kreśli nie tylko
portrety kolejnych znakomitych piłkarzy, ale dosyć szeroko przedstawia także
tło sportowych wydarzeń – próby wykorzystania futbolu i największej gwiazdy -
Pelego przez wojskową juntę czy trudną sytuację ekonomiczną i nadużycia
organizatorów, które doprowadziły do licznych protestów przeciwko tegorocznemu
mundialowi. Dzięki książce Dariusza Wołowskiego kibic ma okazję nie tylko
dobrze poznać historię najpopularniejszej dyscypliny sportu w Brazylii, ale
także zaznajomić się z odczuciami, przemyśleniami i stylem życia mieszkańców
tego kraju.
W dygresji siła
Mimo że autor w książce trzyma
się chronologii, nie utkwił na szczęście w sztywnych czasowych ramach. Kolejne
sylwetki piłkarzy i wydarzenia przedstawia wprawdzie z zachowaniem kolejności,
ale pozwala sobie na liczne dygresje, nie kierując się w ich przytaczaniu
kryterium czasu. I tak w rozdziale o Romario sporo miejsca poświęca magii w
piłce nożnej, nie tylko brazylijskiej. Część zawodników, trenerów i kibiców
mocno wierzy w przesądy, co często rodzi zabawne sytuacje. Wołowski zdecydował
się opisać kilkanaście takich przypadków i trzeba przyznać, że wyszło mu to
świetnie. Można się nieźle uśmiać, czytając o zakopanych w polu karnym żabach
czy główce czosnku umieszczonej pod murawą stadionu Realu Madryt, która miała przynosić szczęście "Królewskim".
Dużym plusem książki jest fakt,
że autor zdecydował się przedstawić w niej podobne wątki, choć pozornie nie
mają wiele wspólnego z konkretnym rozdziałem. Zwiększyło to wprawdzie objętość
dzieła, ale też sprawiło, że stało się ono zwyczajnie ciekawsze dla czytelnika.
Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że niektóre z tych degresji były bardziej
interesujące od tematów, o których napisano już bardzo dużo, jeśli nie wszystko
(patrz: Maracanaco, Pele czy Garrincha). Oczywiście trudno winić w tym
przypadku autora, gdyż pominięcie tych wątków w jakiejkolwiek książce o
brazylijskiej piłce byłoby sporym błędem. Patrząc jednak z perspektywy nieco
obeznanego w tematyce czytelnika, jego uwagę przyciągnie raczej to, o czym nie
miał okazji przeczytać już sto razy. Przykładem może być reportaż sprzed lat o
„brazylijskim śnie” Antoniego Ptaka, który postanowił zbudować w Polsce klub
składający się wyłącznie z brazylijskich graczy.
Skoro już mowa o polskich
wątkach, warto podkreślić, że choć książka poświęcona została „Canarinhos”, nie
brakuje w niej także wypowiedzi naszych piłkarzy. Niewielu było wprawdzie
zawodników, którzy mieli okazję mierzyć się z brazylijskimi graczami, ale kilku
się znalazło i do nich postanowił dotrzeć autor. W publikacji są więc słowa
Włodzimierza Lubańskiego, Michała Żewłakowa czy Jana Tomaszewskiego, którzy
mieli okazję mierzyć się z „Canarinhos” i przybliżają okoliczności tych
potyczek. Duże brawa dla Wołowskiego za ukazanie tego nieco innego punktu
spojrzenia na brazylijską piłkę, który z pewnością zainteresuje rodzimych
kibiców. Choć o naszym futbolu często mamy jak najgorsze zdanie, miło było
poczytać o młodym Żewłakowie mierzącym się z Rivaldo i Ronaldo czy Zygmuncie
Anczoku, który zatrzymał samego Garrinchę.
Przygody w rytmie samby
Na początku tekstu wspomniałem,
że jedną z głównych zalet książki jest fakt, iż autor wybrał się do Brazylii i
poczynione podczas tej wizyty obserwacje zawarł w swoim dziele. Z jednej strony
sprawia to, że Dariusz Wołowski w oczach czytelnika staje się osobą dużo
bardziej wiarygodną – nie jest „ekspertem”, który stara się przekazywać swoje
mądrości, nie mając realnego kontaktu z brazylijską piłką. Autor może
powiedzieć: „veni, vidi… scripsi”, czyli „byłem, zobaczyłem, napisałem”. Dzięki
opisowi swoich przygód wprowadza do książki elementy dzieła podróżniczego, co
uatrakcyjnia narrację. Pisze na przykład o wizycie w klubowych muzeach czy na
meczach brazylijskich drużyn, przybliżając, co zobaczył w tych miejscach, a
także jaką zastał tam atmosferę. Do tego dodaje także okoliczności spotkań z
ciekawymi ludźmi, jak chociażby Pawłem Gunią, skautem Anderlechtu Bruksela na
Amerykę Południową czy z przewodnikiem Arkiem, z którym wybiera się na
Copacabanę.
To wszystko sprawia, że pozycja
„Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu” staje się wartościową i interesującą
lekturą, która powinna zainteresować każdego piłkarskiego kibica. Kto chciałby
poznać historię brazylijskiego futbolu z wieloma polskimi wątkami, powinien
sięgnąć po książkę Dariusza Wołowskiego. To dobra propozycja na trwające
właśnie mistrzostwa świata, gdyż czytelnik znajdzie w niej sporo tematów
odnoszących się nie tylko do historii, ale także trwającego właśnie mundialu i
jego okoliczności. Nie miałem jeszcze wprawdzie sposobności zapoznania się z
inną publikacją o tej tematyce, która ukazała się w Polsce przed mistrzostwami,
czyli „Futebolem” Aleksa Bellosa, ale z chęcią porównam wkrótce obie pozycje. Z
tego co słyszałem, dzieło Brytyjczyka to piłkarski klasyk, więc polskiemu
autorowi trudno będzie przebić to, czego dokonał jego kolega po fachu, ale
Dariusz Wołowski na pewno nie ma się czego wstydzić. Napisał bardzo dobrą
książkę, która, przyznam szczerze, przerosła moje oczekiwania. Życzyłbym sobie, żeby każdy polski autor piszący o futbolu potrafił tak zaciekawić czytelnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz