czwartek, 2 czerwca 2016

Trenerze, to był zaszczyt!

Jeszcze to do mnie nie dociera. Trenera Andrzeja Niemczyka nie ma już między nami… Kiedy jako nastolatek fascynowałem się występami polskich siatkarek na mistrzostwach Europy, nawet nie marzyłem, że będę miał okazję poznać architekta sukcesów „Złotek”. Nie tylko poznać, ale nawet stać się jego znajomym, od którego telefon będzie odbierał słowami: „Tak, Piotrek?”. Nie mogę przeboleć, że nigdy więcej nie usłyszę już tego zachrypniętego głosu…

Po raz pierwszy spotkaliśmy się w maju ubiegłego roku podczas sesji zdjęciowej na okładkę jego autobiografii. Choć nie, w zasadzie pierwszy kontakt był nieco wcześniej, gdy dzwoniłem do trenera, by ustalić wszystkie szczegóły sesji. Jak zawsze w takich sytuacjach, przed wybraniem numeru telefonu odczuwałem lekki niepokój – za chwilę miałem rozmawiać z człowiekiem, który kładł podwaliny pod sukcesy żeńskiej siatkówki w trzech krajach: Polsce, Turcji i Niemczech, miałem po raz pierwszy usłyszeć na żywo głos legendy, która doprowadziła biało-czerwone do dwóch złotych medali mistrzostw Europy i wyciągnęła kobiecy volley w naszym kraju z wieloletniego marazmu. Wybrałem dziewięciocyfrowy numer, nacisnąłem zieloną słuchawkę. „Niemczyk”, przywitał mnie głos po drugiej stronie, który nie sposób było pomylić z żadnym innym. Tak zaczęła się nasza współpraca przy książce „Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break”.

Pod warszawskie biuro, w którym mieści się redakcja „CKM”, podjechał jedną ze swoich słynnych „beemek”. To właśnie w tym budynku miała się odbyć sesja zdjęciowa na okładkę. Miał ze sobą cholernie ciężki plecak, do którego zapakował najważniejsze trofea, m.in. dwa Czempiony za tytuły Trenera Roku. Mimo że miał wtedy poważne problemy z kręgosłupem, sam zaniósł je do samochodu i przywiózł na sesję. Widać było, że kosztowało go to wiele wysiłku, ale kiedy tylko zajęła się nim młoda makijażystka, przygotowując go do zdjęć, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Żartom nie było końca i wtedy po raz pierwszy mogłem się przekonać, na czym polega urok Andrzeja Niemczyka, który od zawsze uwielbiał towarzystwo kobiet. I odwrotnie, bo przecież trener miał też duże grono wielbicielek. Zresztą tuż po bardzo udanej sesji, na której brylował, z aktorskim zacięciem pozując do zdjęć i sypiąc dowcipami, przekonałem się, że nie tylko do kobiet miał słabość. Trener bardzo szybko zaopiekował się butelką Johnniego Walkera, którą przywiozłem jako sesyjny rekwizyt. Jak jednak zaznaczył, to dla jego kolegi, który lubi go odwiedzać – on, ze względu na problemy z wyniszczoną chemioterapią wątrobą, musiał odstawić alkohol. Nie śmiałem protestować, więc plecak z trofeami stał się jeszcze cięższy…

poniedziałek, 30 maja 2016

28 twarzy Lewego

Nie trzeba być geniuszem, żeby zgadnąć, który polski sportowiec ma obecnie największą wartość marketingową. Indywidualne popisy Roberta Lewandowskiego, idące w dodatku w parze z sukcesami reprezentacji, musiały spowodować pojawienie się na rynku książek o piłce z jego twarzą na okładce. Mało kto mógł się jednak spodziewać, że w ciągu roku ukaże się aż 28 takich publikacji. Oto wszystkie z nich: 28 twarzy Lewandowskiego.

Kiedy jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się zapowiedzi kolejnych książek o polskim napastniku, zapewne niejeden z Was pomyślał: „Ile jeszcze?!”. Przychodzę z odsieczą, prezentując wszystkie publikacje z Robertem Lewandowskim na okładce, które ukazały się w ostatnich kilkunastu miesiącach. Nie liczę książek wydanych tuz po strzeleniu przez niego czterech goli Realowi Madryt – o tym traktował osobny tekst, w którym trochę proroczo przewidziałem, że tylko sukces z reprezentacją może spowodować wysyp kolejnych pozycji na jego temat. Przyznam szczerze, że nie sądziłem wtedy, iż będzie tego aż tyle…

Ale też poniżej znajdziecie nie tylko biografie naszego piłkarza, ale także książki pozornie niemające z nim wiele wspólnego lub tytuły co najmniej wątpliwej jakości. Nie to jest jednak istotne – wydawnictwa założyły, że nawet jeśli jakiś tytuł niekoniecznie traktuje o Lewandowskim, warto pokazać jego twarz na okładce. Czy to przysłuży się lepszej sprzedaży tych wszystkich publikacji? Trudno powiedzieć, ale mamy rzadką okazję zaobserwować zjawisko bez precedensu w historii (?) polskiej literatury sportowej. Adam Małysz i Justyna Kowalczyk mogą tylko patrzeć z zazdrością. Bo gdy Robert Lewandowski spogląda na nas niemal z każdej piłkarskiej pozycji wydanej przed Euro 2016, oni w swoich najlepszych czasach mogli pochwalić się „jedynie” kilkoma książkami.

sobota, 14 maja 2016

Futbol według Joachima Löwa

To nie jest lektura do przeczytania „na raz”. Z książką „Joachim Löw. Strateg, esteta, mistrz świata” spędzicie co najmniej kilka wieczorów. Jeśli lubicie niemiecką piłką i interesują was szczegóły pracy najlepszych trenerów świata, to zdecydowanie propozycja dla was. Może nie będzie to najlepsza książka o piłkarskim szkoleniowcu, jaką mieliście w rękach, ale na pewno znajdziecie w niej wiele ciekawych spostrzeżeń.

Książka Christopha Bausenweina ma klasyczną formę – autor chronologicznie przedstawia nam kolejne fakty z życia głównego bohatera. Wyróżnia ją jednak to, że jest publikacją niemal w pełni skupioną na futbolu. Wątków prywatnych, dotyczących rodziny czy małżonki selekcjonera reprezentacji Niemiec, jest jak na lekarstwo. Nic w tym dziwnego, gdyż nie jest to biografia powstająca przy udziale Löwa, a on sam dla ludzi z zewnątrz jest raczej niedostępny. O swoich bliskich nie lubi mówić zbyt wiele, stara się ich trzymać z dala od mediów, więc z książki nie dowiemy się na przykład tego, dlaczego do tej pory nie doczekał potomstwa czy jak układają się jego relacje z żoną. To zresztą żaden zarzut. Wręcz przeciwnie, zaleta, bo w końcu kibic, który sięgnie po tę biografię, będzie chciał dowiedzieć się czegoś na temat boiskowych dokonań Jogiego – zarówno na zielonej murawie, jak i trenerskiej ławce. W tych kwestiach nie może być rozczarowania, bo „Joachim Löw. Strateg, esteta, mistrz świata” jest biografią w 100% futbolową. Niezwykle skrupulatną, dzięki której możemy prześledzić drogę niemieckiego trenera na piłkarski szczyt i poznać jego filozofię prowadzenia drużyny.

Ray Clemence zakończył jego karierę
Zaczyna się bardzo ciekawie. Pierwsze fragmenty książki to bowiem opis zawodniczej kariery Joachima Löwa. Nie czarujmy się, niewielu kibiców w Polsce wie, w jakich klubach grał selekcjoner niemieckiej kadry. Ja sam przed lekturą biografii nie miałem o tym pojęcia, a tymczasem okazuje się, że Jogi zapowiadał się na całkiem dobrego grajka. Niestety, jak to często w futbolu bywa, jego karierę zakończył praktycznie jeden epizod. W meczu sparingowym przed sezonem 1980/81 VfB Stuttgart, w którym występował 21-letni wtedy Joachim, podejmowało Liverpool. Wcześniej Löw występował zawsze z nisko opuszczonymi getrami i bez ochraniaczy, czyli prezentował styl, z którego słynął później chociażby Rui Costa. Tego feralnego dnia trener nakazał jednak zawodnikowi założenie ochraniaczy na nogi i, paradoksalnie, właśnie wtedy piłkarz uległ kontuzji. Za mocno wypuścił sobie piłkę i bramkarz The Reds Ray Clemence kopnął go w postawną nogę. Doszło do złamania kości piszczelowej, co nie pozostało bez wpływu na przyszłość Löwa. Wrócił wprawdzie na murawę, ale zatracił dawną odwagę i szybkość. Pewnie dlatego nie zrobił wielkiej kariery, stając się piłkarzem dobrym jedynie na 2. Bundesligę.

piątek, 13 maja 2016

Czemu nie chcecie czytać o Lewym?

By Football.ua, CC BY-SA 3.0
https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=38482355
Jak grzyby po deszczu pojawiają się ostatnio zapowiedzi książek o Robercie Lewandowskim. „Lewy. Jak został królem”, „Robert Lewandowski. Nienasycony”, „Lewy. Chłopak, który zachwycił świat”, „Lewandowski. Wygrane marzenia”… Polska przed Euro 2016 dostała fioła na punkcie gwiazdy naszej reprezentacji, co nikogo specjalnie nie powinno dziwić. Jeszcze nigdy w erze Internetu nie mieliśmy piłkarza takiej klasy, dlatego to szaleństwo jest jak najbardziej zrozumiałe. W przeciwieństwie do fali hejtu i krytycznych komentarzy: pod adresem Lewego, autorów, wydawców…

Szczerze mówiąc, zupełnie nie rozumiem tego  smęcenia i utyskiwania. Niestety po raz kolejny ujawnia się nasz narodowy charakter wiecznych narzekaczy. Reprezentacja gra źle – patałachy, pośmiewisko, trzeci świat. Kadra zalicza bardzo dobry okres w historii i w końcu z całkiem uzasadnionymi nadziejami oraz konkretnymi argumentami jedzie na mistrzowski turniej, a piłkarze stają się niezwykle popularni nie tylko w skali kraju, ale i świata – umniejszanie sukcesów, stwierdzenia typu „skończą jak zawsze”, czekanie na to, aż powinie im się noga. To samo z książkami o Robercie Lewandowskim. Pod każdą zapowiedzią, fragmentem lawina negatywnych komentarzy: Po co to komu? W takim momencie? Co on osiągnął? Kto to przeczyta? Niedługo Lewy wyskoczy nam z lodówki!

Ja też ten wysyp książek o Robercie Lewandowskim przedstawiałem wielokrotnie z przymrużeniem oka, ale jednak cieszyłem się, że tyle się w tym temacie dzieje. Bo to oznacza, że w końcu mamy piłkarza naprawdę światowej klasy, który popularnością dorównał w Polsce Leo Messiemu i Cristiano Ronaldo (a może nawet ich prześcignął). W kraju, w którym FC Barcelona i Real Madryt są równie popularne co najlepsze polskie kluby, to naprawdę spory wyczyn. Tym bardziej, że do niedawna nasza reprezentacja była raczej synonimem obciachu i porażki. Niewielu kibiców chciało się z nią mocno identyfikować, niewiele dzieciaków, marzących o wielkiej karierze, mogło stawiać sobie biało-czerwonych za wzór. Ostatnie wyniki i pozytywny przykład Roberta Lewandowskiego to zmieniły. Kadra znowu może być fajna, a na boiskach, obok chłopców z trykotami Messiego i Ronaldo, pojawia się coraz więcej Lewandowskich.

Czemu więc książki o naszej gwieździe spotykają się z takim negatywnym odbiorem? Pierwszy argument, który podnoszą narzekacze, jest krótki: „komercha”, „chęć napchania kieszeni”. Oczywiście zaczyna się od drugiego po piłce nożnej ulubionego sportu Polaków: zaglądania do portfela innym. Żeby jeszcze na tych biografiach Roberta Lewandowskiego dało się zbić fortunę, a w środowisku krążyły legendy o dziennikarzach, którzy napisali książkę o sławnym piłkarzu, po czym miesiąc po premierze rzucili pracę, wyjechali na Wyspy Kanaryjskie i do końca życia wiedli błogi żywot – byłby w stanie to zrozumieć. Ale uwierzcie mi, przed żadnym z autorów zapowiedzianych już publikacji nie rysuje się taka bajkowa perspektywa. Biorąc pod uwagę poziom czytelnictwa w Polsce i specyfikę rynku, co niestety nie jest do wytłumaczenia w jednym wpisie, autorzy nie zbiją na tych książkach kokosów. Co najwyżej zarobią pieniądze adekwatne do włożonego wysiłku.

poniedziałek, 9 maja 2016

Podsumowanie tygodnia #008

Był pojedynek na biografie Roberta Lewandowskiego dla dzieci, przyszedł czas na wytoczenie prawdziwych armat! Dwa wielkie koncerny medialne: Ringier Axel Springer Polska oraz Agora S.A. wydadzą przed Euro 2016 książki o najlepszym z Biało-czerwonych. Między innymi o tej rywalizacji w najnowszym podsumowaniu tygodnia (a w zasadzie dwóch tygodni, bo w majówkę trzeba było zrobić sobie małą przerwę). Zapraszam!

piątek, 6 maja 2016

Majowe premiery (cz. 1)

Dzieje się, oj dzieje się przed Euro 2016! W zasadzie można zapomnieć o innych sportach, bo wydawnictwa (z małymi wyjątkami) doszły chyba do wniosku, że książki o niepiłkarskich dyscyplinach zgubią się w tłumie. Całkiem słuszna to teoria, dlatego nie może dziwić, że w maju doczekamy się przede wszystkim futbolowych premier. Mało tego, już nie tylko o Polakach, ale nawet ich rywalach!

Zaczynamy właśnie od biografii naszych przeciwników i to nie byle jakich, bo tych najgroźniejszych – Niemców. Przed Euro będziemy mieli szansę poznać historię jednego z najlepszych obecnie bramkarzy świata, Manuela Neuera. To dzięki Wydawnictwu Dolnośląskiemu, które zdecydowało się wypuścić książkę o niemieckim golkiperze, tytułem dosyć jasno sugerując jego pozycję we współczesnej piłce. „Manuel Neuer. Najlepszy bramkarz świata” – tak zatytułowana została publikacja autorstwa Dietricha Schulze-Marmelinga, która do księgarni w całej Polsce trafi 18 maja. Książka za naszą zachodnią granicą ukazała się całkiem niedawno, bo w listopadzie 2015 roku. Teraz będą się z nią mogli zapoznać fani nad Wisłą. Autor biografii to oczywiście rodak Neuera, uważany za znawcę piłki nożnej. Ma na swoim koncie kilka innych pozycji piłkarskich, m.in. biografie George’a Besta, Johana Cruyffa, Pepa Guardioli, a także publikacje o klubach: Borussii Dortmund, Bayernie Monachium czy FC Barcelonie. Jak to więc mówią, „nie jest w ciemię bity” i na rzeczy się zna. Tak twierdzę po ocenach jego książek w serwisie Amazon.de – większość z nich jest zdecydowanie pozytywna.

Jak zapowiadają jednak wydawcy, dzięki książce „Manuel Neuer. Najlepszy bramkarz świata” poznamy nie tylko historię golkipera Bayernu Monachium, ale też „ewolucję gry na bramce w ostatnich dziesięcioleciach, w tym opis słynnej szkoły bramkarzy Schalke 04”. Publikacja wydaje się więc idealną propozycją dla fanów niemieckiego futbolu. Ale ci, którzy sięgną po nią przede wszystkim ze względu na głównego bohatera, nie powinni być zawiedzeni: „Czy to możliwe, by kibol został mistrzem świata? Możliwe, ale cena jest wysoka. »Manu« Neuer wie o tym najlepiej. Od lat jest wygwizdywany na ukochanym stadionie swego dzieciństwa, a tam, gdzie gra u szczytu sławy, kibole decydują, co może mówić, gdzie wolno mu stanąć, kiedy się uśmiechnąć. Na domiar złego gazetowi »znawcy« wciąż usiłują uczyć go, jak ma łapać i gdzie kopać…”. Początek opisu jest co najmniej intrygujący i zapowiada biografię daleką od książek typu: „Tutaj grał w latach x-y, a w tym meczu strzelił przepiękną bramkę”. Potwierdzać to zdaje się dalsza część zapowiedzi, w której czytamy, że autor „zebrał setki poważnych wypowiedzi oraz dziesiątki plotek na temat Manuela Neuera – ostoi niemieckiej reprezentacji. Nie szczędzi też własnych przemyśleń dotyczących współczesnego futbolu. Książka zawiera arcyciekawą relację z Mundialu w 2014 roku – turniej widziany z perspektywy niemieckiej reprezentacji zaskakuje dramaturgią”. Jak wypadnie całość, przekonamy się już za kilkanaście dni. Na koniec jeszcze garść informacji technicznych: okładkowa cena liczącej 256 stron książki to 39,90 zł.

sobota, 30 kwietnia 2016

Śladem Adama Nawałki

Można mówić, że jako trener tak naprawdę nic jeszcze nie osiągnął. Można narzekać, że w tym momencie wydawanie jego biografii mija się z celem. Ale jeśli za przedstawienie historii obecnego trenera polskiej kadry bierze się tak utalentowany dziennikarz jak Łukasz Olkowicz, można być pewnym, że będzie ciekawie. „Nawałka. Droga do perfekcji”, wbrew głosom malkontentów, zalicza się do wąskiego grona reporterskich lektur o sporcie, które trzeba przeczytać.

Krzeszowice. Niewielka miejscowość w Małopolsce, która liczy 10 tys. mieszkańców. Co łączy ją z postacią Adama Nawałki? Tamtejszy klub piłkarski Świt, w którym trenerską karierę rozpoczynał aktualny selekcjoner reprezentacji Polski. Prowadził trzecioligową drużynę zaledwie dwa sezony. Bez sukcesów, bo nie udało mu się uchronić jej przed spadkiem, a później wywalczyć awansu. Dlaczego rozpoczynam recenzję właśnie od opisu tego epizodu w życiu Nawałki? Bo jest on wyznacznikiem jakości książki Łukasza Olkowicza. Gdyby za tę biografię wziął się inny autor, jestem przekonany, że prowadzenie Świtu Krzeszowice skwitowałby co najwyżej jednym rozdzialikiem. Nie ma tam przecież wielkich nazwisk, pozornie nie ma niczego, co mogłoby zainteresować czytelnika. Ale pominięcie tego epizodu nie byłoby w stylu Olkowicza. On pojechał do tych Krzeszowic, porozmawiał z piłkarzami i kierownikiem drużyny, poczuł klimat tego miejsca i stworzył, w moim przekonaniu, najlepsze 30 stron tej książki. Nie czytało mi się tak dobrze o grze w kadrze u boku Zbigniewa Bońka, o relacjach z Robertem Lewandowskim czy stosunkach z Bogusławem Cupiałem, jak o Jerzym Ciężkim, Piotrze Chlipale czy Januszu Pudełko. Ciężko o lepszą rekomendację dla książki „Nawałka. Droga do perfekcji”.

Perfekcjonista w każdym calu
Trzy rozdziały poświęcone Krzeszowicom są niezwykle istotne z jeszcze jednego powodu: to właśnie dzięki nim autorowi udało się przybliżyć etos pracy selekcjonera. Mimo że był to ledwie trzecioligowy klub, Nawałka postanowił wprowadzić tam w pełni profesjonalne reguły. Zawodnicy, przyzwyczajeni do dosyć luźnego podejścia do swoich obowiązku, nie potrafili się przystosować do nowych zasad. Zakaz picia alkoholu podczas powrotów z meczów wyjazdowych, koniec z imprezami, wysokie kary finansowe, przewyższające czasem stypendia i zarobki graczy, ale też nowe stroje, sponsorzy, których ściągał sam szkoleniowiec czy profesjonalny plan treningowy. To wszystko sprawiło, że w klubie zaczął panować porządek, a piłkarze do dziś wspominają byłego trenera wyłącznie pozytywnie. Autor, docierając do ludzi, którzy pracowali wtedy z Nawałką, poprzez ich opowieści świetnie przybliża metody pracy aktualnego selekcjonera. Paradoksalnie to nie opis pracy z kadrą pozwala dobrze zrozumieć, kim jest Nawałka i jak pracuje. Co zaskakujące, fragmenty o reprezentacji stanowią niewielką część książki. To właśnie dzięki 30 stronom o prowadzeniu Świtu Krzeszowice poznajemy, jak od wewnątrz wygląda zespół pod wodzą szkoleniowca z Rudawy. I przekonujemy się, skąd ta tytułowa perfekcja: kiedy jest już pewne, że zespół nie awansuje z powrotem do trzeciej ligi, co było celem Nawałki, trener nie pojawia się na ostatnim meczu. Tłumaczy się wypadkiem zdrowotnym, ale wszyscy wiedzą, że nie może przełknąć goryczy porażki…

wtorek, 26 kwietnia 2016

Podsumowanie tygodnia #007

Gorączka Euro 2016 sięga zenitu! Wkrótce na rynku pojawi się książka z... przepisami reprezentantów Polski! Nie, nie przepisami na sukces, a na ulubione potrawy: jajecznica a'la Lewandowski, krem a'la Krychowiak czy zupa Piszczka? Oby tylko się nie okazało, że całe to kulinarne zawirowanie doprowadzi do niestrawności... Ale na razie cieszmy się atmosferą zbliżających się mistrzostw Europy. Gdyby mierzyć społeczny optymizm, medal mielibyśmy już w kieszeni!

niedziela, 24 kwietnia 2016

Kopalnia w Krakowie! Relacja ze spotkania autorskiego

Siedmiu czołowych polskich dziennikarzy sportowych zawitało do Krakowa 21 kwietnia, by w księgarnio-kawiarni De Revolutionibus spotkać się z czytelnikami magazynu „Kopalnia – sztuka futbolu”. O związkach piłki z polityką autorzy tej wyjątkowej serii książek rozmawiali blisko dwie godziny, poruszając wiele ciekawych wątków i tematów. Zobaczcie relację wideo z tego wydarzenia!

Ekipa „Kopalni” w Krakowie stawiła się w składzie: Piotr Żelazny ("Rzeczpospolita", założyciel magazynu), Michał Okoński ("Tygodnik Powszechny"), Rafał Stec ("Gazeta Wyborcza", sport.pl), Magdalena Żywicka (FCBarca.com, "Ole Magazyn"), Michał Szadkowski ("Gazeta Wyborcza", sport.pl), Paweł Czado ("Gazeta Wyborcza", sport.pl) oraz Michał Trela ("Sport", "Przegląd Sportowy"). Ich wizyta związana była z niedawną premierą trzeciego numeru magazynu, który od początku istnienia zbiera znakomite recenzje i wyznacza nowe standardy w dziedzinie literatury sportowej. W tym roku byłem na miejscu zdarzeń z kamerą, więc zamiast fotorelacji jak przed dwoma laty (relację z poprzedniego krakowskiego spotkania z autorami "Kopalni" możecie znaleźć tutaj), zobaczcie film, który nagrałem:

piątek, 22 kwietnia 2016

Kwietniowe premiery (cz. 2)

Tyle się dzieje, że głowa mała! Książka za książką, zapowiedź za zapowiedzią, nóżka za nóżką, prawy… to znaczy Lewy do Lewego. Bo o Robercie Lewandowskim w najbliższym czasie dowiemy się wszystkiego. Na początek, jeszcze w kwietniu, dwie książeczki, a potem, już w maju, kolejne. A do tego kilka innych publikacji, z których spoglądał będzie na nas nasz napastnik. Na szczęście wśród kwietniowych premier znajdzie się też coś dla fanów innych dyscyplin. Uff…

Zaczynamy właśnie od pozycji, na okładce której Lewego nie uświadczymy. „Kilian Jornet. Niewidzialne granice”. To tytuł książki, która co prawda już jest w księgarniach, ale pominąłem ją w poprzednim wpisie, więc trzeba nadrobić zaległości. Swoją premierę miała ona 13 kwietnia i w zrozumieniu, czego dotyczy, kluczowa jest postać autora, a zarazem głównego bohatera. Jornet to Katalończyk, ale wcale nie gra w FC Barcelonie, jak mogłoby się wydawać, tylko biega po górach. No, nie tylko biega, bo też się po nich wspina i jeździ na rowerze, a wszystko to („bo ciebie kocham!”) niezależnie od pory roku. Potrafi na przykład wybrać się w najodleglejsze szczyty Nepalu zimą, by tam szukać spokoju i równowagi po tym, jak podczas jednej z górskich wędrówek stracił przyjaciela. O tym mniej więcej traktuje najnowsza książka Kiliana, do której nie trzeba będzie przekonywać tych, którzy przeczytali „Biec albo umrzeć”. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że Jornet debiut literacki ma już za sobą i nawet przyszło mi opisywać go na blogu. Tutaj recenzja pierwszej książki, a nową  wydawca, czyli firma SQN, zapowiada następująco: „Kilian Jornet w przejmujący i szczery sposób zachęca nas do wyruszenia w daleką podróż i pokonania niewidzialnych granic, które oddzielają smutek od szczęścia i życie od śmierci”. Wydaje się więc, że wspomnienia Katalończyka tym razem przybiorą wręcz mistyczny charakter, ale książki jeszcze nie czytałem, więc się nie wypowiem. Mogę za to podpowiedzieć, że liczy 248 stron, a jej tłumaczeniem zajęła się niezmordowana Barbara Bardadyn. Na okładce publikacji stoi 39,90 zł, ale w księgarni LaBotiga z kodem KSKILIAN25 zamówicie tę pozycję z 25% rabatem, czyli prawie dychę taniej (29,93 zł). A, byłbym zapomniał. Jak już zamówicie książkę, koniecznie weźcie udział w konkursie, bo możecie zgarnąć wartościowe nagrody: zegarek (nie, nie Rolexa, ale też jest drogi), buty (Salomony, panie!) lub jedzenie w proszku (też spoko). Szczegóły tutaj: www.wsqn.pl/niewidzialnegranice.