By Football.ua, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=38482355 |
Szczerze mówiąc, zupełnie nie
rozumiem tego smęcenia i utyskiwania.
Niestety po raz kolejny ujawnia się nasz narodowy charakter wiecznych
narzekaczy. Reprezentacja gra źle – patałachy, pośmiewisko, trzeci świat. Kadra
zalicza bardzo dobry okres w historii i w końcu z całkiem uzasadnionymi
nadziejami oraz konkretnymi argumentami jedzie na mistrzowski turniej, a
piłkarze stają się niezwykle popularni nie tylko w skali kraju, ale i świata –
umniejszanie sukcesów, stwierdzenia typu „skończą jak zawsze”, czekanie na to,
aż powinie im się noga. To samo z książkami o Robercie Lewandowskim. Pod każdą
zapowiedzią, fragmentem lawina negatywnych komentarzy: Po co to komu? W takim
momencie? Co on osiągnął? Kto to przeczyta? Niedługo Lewy wyskoczy nam z
lodówki!
Ja też ten wysyp książek o
Robercie Lewandowskim przedstawiałem wielokrotnie z przymrużeniem oka, ale
jednak cieszyłem się, że tyle się w tym temacie dzieje. Bo to oznacza, że w
końcu mamy piłkarza naprawdę światowej klasy, który popularnością dorównał w
Polsce Leo Messiemu i Cristiano Ronaldo (a może nawet ich prześcignął). W kraju,
w którym FC Barcelona i Real Madryt są równie popularne co najlepsze polskie
kluby, to naprawdę spory wyczyn. Tym bardziej, że do niedawna nasza
reprezentacja była raczej synonimem obciachu i porażki. Niewielu kibiców
chciało się z nią mocno identyfikować, niewiele dzieciaków, marzących o
wielkiej karierze, mogło stawiać sobie biało-czerwonych za wzór. Ostatnie
wyniki i pozytywny przykład Roberta Lewandowskiego to zmieniły. Kadra znowu
może być fajna, a na boiskach, obok chłopców z trykotami Messiego i Ronaldo,
pojawia się coraz więcej Lewandowskich.
Czemu więc książki o naszej
gwieździe spotykają się z takim negatywnym odbiorem? Pierwszy argument, który
podnoszą narzekacze, jest krótki: „komercha”, „chęć napchania kieszeni”.
Oczywiście zaczyna się od drugiego po piłce nożnej ulubionego sportu Polaków:
zaglądania do portfela innym. Żeby jeszcze na tych biografiach Roberta
Lewandowskiego dało się zbić fortunę, a w środowisku krążyły legendy o dziennikarzach,
którzy napisali książkę o sławnym piłkarzu, po czym miesiąc po premierze
rzucili pracę, wyjechali na Wyspy Kanaryjskie i do końca życia wiedli błogi
żywot – byłby w stanie to zrozumieć. Ale uwierzcie mi, przed żadnym z autorów
zapowiedzianych już publikacji nie rysuje się taka bajkowa perspektywa. Biorąc
pod uwagę poziom czytelnictwa w Polsce i specyfikę rynku, co niestety nie jest
do wytłumaczenia w jednym wpisie, autorzy nie zbiją na tych książkach kokosów. Co
najwyżej zarobią pieniądze adekwatne do włożonego wysiłku.