Kiedy pojawiła się informacja, że Marcin Najman pisze książkę, od razu
uaktywnili się ludzie, którzy wyśmiali ten pomysł. Autor nic jednak sobie nie
robił z prześmiewczych komentarzy, napisał, co chciał napisać i publikację
wydał. Trzeba przyznać, że wszyła mu całkiem niezła opowieść o wieloletniej
przyjaźni z Jerzym Kulejem, dzięki której czytelnicy otrzymują szansę lepszego
poznania dwukrotnego mistrza olimpijskiego.
Na wstępie warto zaznaczyć, że
pozycja „Jerzy Kulej. Mój mistrz”, nie jest typową biografią. To opowieść o
ośmiu ostatnich latach życia wybitnego pięściarza, który, właściwie nie
wiedzieć czemu, postanowił pomóc Marcinowi Najmanowi w jego bokserskiej
karierze. Jak przyznaje autor książki, najprawdopodobniej wpływ na decyzję
mistrza miał fakt, że obaj pochodzili z tego samego miasta – Częstochowy. Nie
bez znaczenia była także otwartość Kuleja i jego życzliwość wobec ludzi. Najman
otrzymał numer legendy polskiego boksu od znajomego w momencie, kiedy
przygotowywał się do walki z Tomaszem Górskim w 2004 roku. Do momentu spotkania z byłym
sportowcem w zawodowym boksie zwyczajnie mu nie szło – przegrał pierwsze
trzy pojedynki, mimo że wcześniej odnosił sukcesy w kick-boxingu. „El
Testosteron” wiedział jednak, że to boks jest tą dyscypliną, którą chciałby
uprawiać, więc zwrócił się o pomoc do dwukrotnego mistrza olimpijskiego. Ten
bez wahania postanowił podzielić się swoją wiedzą, co pozytywnie wpłynęło na
ringową postawę Najmana i pozwoliło mu bliżej poznać Jerzego Kuleja, a wkrótce
zostać nawet jego przyjacielem.
Autobiograficzne wątki: fascynacja Gołotą, relacje z Saletą
Zanim jednak Marcin Najman
przechodzi do wątku przyjaźni ze swoim „Mistrzem”, opowiada o fascynacji
sportami walki. Przenosi czytelnika do początku lat 90., kiedy dzięki filmom z
Bruce’em Lee i innymi gwiazdami kina, zapisał się na karate. Później chciał
zacząć trenować boks, ale powiedziano mu, że jest już na to za późno, więc
poświęcił się kick-boxingowi. Fascynacja Andrzejem Gołotą doprowadziła jednak
do tego, że mimo tytułów w tej dyscyplinie (dwukrotnie był wicemistrzem Polski
juniorów), postanowił spróbować sił w boksie. Temu zagadnieniu Najman poświęca
pierwszy rozdział, później przechodząc już do okoliczności poznania Jerzego
Kuleja. Mimo że książka w większości dotyczy dwukrotnego mistrza olimpijskiego,
czytelnik znajdzie w niej sporo wątków z życia autora. Oprócz młodzieńczej
fascynacji sportami walki, w publikacji szeroko przedstawione zostały chociażby
relacje Najmana z Przemysławem Saletą – od sparingpartnetów i przyjaciół, po
pięściarzy, którzy stoczyli ze sobą dwa pełne podtekstów pojedynki.
Marcin Najman w książce
przedstawia swoją wersję wydarzeń i tłumaczy, jak doszło do tego, że z kolegów
stali się wręcz wrogami. Oczywiście autor nie stawia Salety w najlepszym
świetle – pisze o nim jako o zawodniku tchórzliwym, który prosił go o
ewentualną pomoc, gdyby podczas konferencji z Andrzejem Gołotą sprawy wymknęły
się spod kontroli. „El Testosteron” wspomina także, że jego dawny przyjaciel
nie zachował się właściwie wobec własnej rodziny, zostawiając w Polsce żonę i
dziecko, a samemu wyjeżdżając z narzeczoną do Stanów Zjednoczonych. Dzięki
książce poznajemy więc długą historię relacji Najman-Saleta, choć oczywiście
trzeba pamiętać, że to punkt widzenia tylko jednej strony. Prawda, jak często bywa
w takich przypadkach, leży zapewne gdzieś pośrodku. Mimo wszystko warto poznać
wersję wydarzeń autora publikacji, gdyż obraz jego relacji z Saletą w mediach
przedstawiany był dosyć jednostronnie. Pojedynki tych dwóch panów zapowiadane
były zazwyczaj jako walka „tego dobrego” z „tym złym”. Książka udowadnia, że
nie wszystko było tak proste i czarno-białe, jak starano się to przedstawić.
Jerzy Kulej – człowiek o wielkim sercu
Mimo że w pozycji „Jerzy Kulej.
Mój mistrz” znajdziemy sporo wątków autobiograficznych, trzeba przyznać, że włączenie
ich do książki było konieczne. Przyjaźń Najmana z Jerzym Kulejem kręciła się
bowiem wokół bokserskiej kariery pierwszego z nich – mistrz olimpijski był
osobistym trenerem „El Testosterona”, udzielał mu wskazówek, jak powinien
walczyć, a także komentował jego pojedynki. Oczywiście w pewnym sensie Najman
wykorzystał okazję i w publikacji zawarł kilka fragmentów, w których udział
Kuleja jest znikomy (chociażby wyjazd do Stanów Zjednoczonych w roli
sparingpartnera Salety), ale na pewno nie można powiedzieć, że autor
wykorzystał nazwisko legendy polskiego sportu, by przedstawić swoje życie. To
jednak Jerzy Kulej i historia jego przyjaźni z Najmanem stanowi główny temat
publikacji. Największą
wartością książki jest to, że czytelnik otrzymuje możliwość poznania byłego
sportowca z różnych stron – jako trenera i znawcę boksu, ale przede wszystkim
człowieka.
Oprócz przygotowań do kolejnych
walk, które po treningach z Kulejem Najman zaczął seryjnie wygrywać (do końca
kariery przegrał tylko pojedynek z Andrzejem Wawrzynkiem, zwyciężając 15 razy),
autor opowiada o wielu sytuacjach z życia prywatnego. Obaj panowie zaczęli się
bowiem spotykać nie tylko w sali, ale też jeździli na wspólne wycieczki, gale,
brali udział w różnego rodzaju balach oraz zwyczajnie spędzali ze sobą czas
jako przyjaciele. Już sam początek książki pozwala poznać jedną z cech Jerzego
Kuleja – jego ufność wobec ludzi. Choć widział Marcina Najmana tylko raz, dzień
po poznaniu się, kiedy początkujący bokser przybył do jego domu w Warszawie, a
mistrza olimpijskiego akurat w nim nie było, kazał mu wyjąć klucz spod
wycieraczki, otworzyć drzwi i rozgościć się. Ta cecha, podobnie jak rygorystyczne
podejście do punktualności, powtarza się na kolejnych stronach przy okazji następnych
historii, które przedstawia Najman. Dzięki temu poznajemy Kuleja jako człowieka
skłonnego zawsze nieść pomoc i wiernego swoim zasadom.
„Stówa”, która uratowała życie
To jedna z zalet książki, inną
jest z kolei możliwość poznania kilku epizodów z życia mistrza olimpijskiego.
Marcin Najman przytacza bowiem liczne rozmowy z Jerzym Kulejem, które
prowadzili podczas długich podróży samochodem. Obaj lubili tę formę transportu
i często odwiedzali Mazury, gdzie znaleźli swoje drugie połówki. Czasu na
pogawędki mieli więc sporo. Z tych rozmów dowiadujemy się chociażby o myślach
samobójczych i banknocie stuzłotowym, który kiedyś uratował życie Kulejowi
(jeden z lepszych fragmentów w książce), w innym miejscu poznajmy z kolei
historię jego rodziców, a także przyjaciół, którzy z czasem stali się także
przyjaciółmi „El Testosterona” – reżysera Marka Piwowskiego, byłego akowca Sergiusza
Paplińskiego czy pięściarza Mariana Kasprzyka. Niewątpliwym atutem pozycji
„Jerzy Kulej. Mój mistrz” jest także opis ostatnich kilku miesięcy życia
legendy polskiego boksu. Najman był bowiem jedną z nielicznych osób, które w
tamtych dniach były blisko schorowanego pięściarza i dzieli się z czytelnikami
tym, czego był świadkiem. Całość dopełnia poetycki rozdział pierwszej żony
Jerzego Kuleja – Krystyny, która opowiada o swoim mężu.
Podsumowując, trzeba więc
przyznać, że „Jerzy Kulej. Mój mistrz” to całkiem niezła lektura dla
wszystkich, którzy chcieliby poznać ostatnie lata życia legendy polskiego boksu
oraz jego osobowość. Oczywiście książka ma swoje lepsze i słabsze momenty – są
fragmenty, które czyta się z dużą uwagą, są też takie, które nie przykuwają
szczególnej atencji. Pod względem językowym nie jest to też arcydzieło
(zdarzają się powtórzenia oraz, o zgrozo, znalazł się błąd ortograficzny!), ale
mimo wszystko całość nie wypada najgorzej. Warto podkreślić, że Marcin Najman
nie korzystał z niczyjej pomocy przy pisaniu tego wspomnienia, więc na niektóre
niedociągnięcia można przymknąć oko. Nie jest to z pewnością książka będąca
kompletnym obrazem Jerzego Kuleja, gdyż przyjaciel i ktoś, kto jej bohatera
nazywa „Mistrzem”, nie będzie wspominał o jego wadach czy słabościach, ale to z
pewnością ciekawe spojrzenie kogoś, kogo z legendą polskiego boksu łączyła
prawdziwa męska przyjaźń. A że tą osobą jest akurat Marcin Najman? Czasem warto
odrzucić uprzedzenia i nie kierować się wyłącznie tym, co mówią inni.
CZYTAJ TAKŻE:
- Marcin Najman: „Jeżeli ktoś chce ocenić moją książkę, musi ją najpierw przeczytać” [Wywiad]
- "Dwie strony medalu" Jerzego Kuleja [Recenzja autobiografii polskiego boksera]
- "Fighter". Autobiografia ekspresowa [Tekst o autobiografii Tomasza Adamka "Fighter"]
- Pięćdziesiąt twarzy Witalija [Recenzja książki Jacka Adamczyka "Wódz. Witalij Kliczko"]
bardzo dobra pozycja!
OdpowiedzUsuń