Literatura przez duże „L”. Tak można nazwać „Calcio!” Juana Estebana
Constaina, czyli „powieść o pierwszym w dziejach meczu piłkarskim”. Choć
pozycja kolumbijskiego autora nie jest książką stricte sportową, stanowi dobrą
propozycję dla kibiców, którzy szukają czegoś ambitniejszego od masowo
wypuszczanych na rynek wspomnień sportowców lub wątpliwej jakości biografii
wschodzących dopiero gwiazd.
Przyznam się szczerze, że
sięgając po pozycję, która w Polsce ukazała się nakładem Domu Wydawniczego Rebis,
kompletnie nie wiedziałem, czego się po niej spodziewać. Podtytuł „powieść o
pierwszym w dziejach meczu piłkarskim”, zapowiedź książki, a także informacja,
że jest hołdem złożonym Diego Maradonie, zaintrygowały mnie jednak na tyle, iż
postanowiłem zagłębić się w lekturę. Powieść historyczna, która tematycznie
oscyluje wokół futbolu – dotychczas nie miałem okazji obcować z takim gatunkiem
literackim, więc stwierdziłem, że warto poznać coś nowego. Muszę przyznać, że
po skończeniu książki nie żałuję tej decyzji, choć zagłębiając się w pierwszej
strony „Calcio!” zastanawiałem się, czym tak naprawdę jest dzieło, które
trzymam właśnie w rękach.
Pewnego razu w Oksfordzie…
Nie tylko jednak dlatego, że
dotychczas nigdy nie czytałem podobnej książki, pierwsze strony nieco mnie
zaskoczyły. Czytając wiele biografii lub innych pozycji pisanych najczęściej
przez dziennikarzy sportowych, przyzwyczaiłem się do dosyć prostego języka.
Zwłaszcza w autobiografiach sportowców trudno raczej znaleźć metafory,
wyszukane porównania czy inne środki poetyckiego wyrazu, które znalazły się w
dziele „Calcio!”. Przez pierwszych kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt stron
„zaprzyjaźniałem się” więc z książką, jej specyficznym językiem, poczuciem
humoru autora, a także oksfordzkim klimatem lat 40. XX wieku, gdyż właśnie w
tym miejscu i tamtym okresie Juan Esteban Constain rozpoczyna swoją narrację.
Kolumbijczyk nie uczynił jednak z
samego siebie narratora powieści. Jest nim Dick Sutcliffe – świeżo upieczony
doktorant z Cambridge, który przeniósł się do Oksfordu, gdyż na swoim
uniwersytecie nie czuł się doceniany. Właśnie w tym brytyjskim ośrodku
akademickim w 1940 roku poznał głównego bohatera książki, Arnaldo Momigliano –
Żyda, który musiał uciekać z Włoch przed faszyzmem. Panowie znaleźli się
więc w tym samym miejscu i tak zrodziła się przyjaźń między tymi dwoma znawcami
klasycznej starożytności. Obaj po siedmiu latach nauczania na Oksfordzie
dostąpili zaszczytu udziału w „weekendzie w zoo”, gdzie mieli przejść rytuał
włączenia ich w poczet najwybitniejszych uniwersyteckich klasyków.
Książkowa matrioszka
Tym sprawnym opisem Constain
zaczyna swoją książkę. Na pierwszych stronach kreśli portret Arnaldo Momigliano,
gdyż ta postać głównego bohatera przewijać się będzie przez całą powieść. To
właśnie ustami tego Włocha żydowskiego pochodzenia czytelnik poznaje historię
florenckiego „calcio”, czyli gry, która stała się początkiem futbolu. Tak
przynajmniej twierdził Momigliano. Rytuał przyjęcia do grona uczonych klasyków
podczas wspomnianego „weekendu w zoo” polegał bowiem na wygłoszeniu mowy na
jakiś temat. Uczony wylosował karteczkę z napisem: „różne
rodzaje gry w piłkę w starożytności” i wygłosił wspaniałe przemówienie, które
oklaskiwali wszyscy zebrani. Problem w tym, że wynikało z niego, iż to Włochy,
a nie Anglia, są ojczyzną futbolu.
Ta teza oburzyła oczywiście
słuchających wywodów Momigliano Anglików, szczególnie Winwooda, członka
Angielskiego Związku Piłki Nożnej. Tak rozpoczyna się akcja powieści.
Profesorowie umawiają się, że każdy z nich przygotuje dokumenty, materiały oraz
dotrze do wszelkich informacji, które potwierdzą słuszność ich tez. Następnie
specjalna komisja wysłucha obu panów i stwierdzi, który z nich ma rację w tym
sporze. Na kolejnych stronach czytelnik poznaje więc poprzez korespondencję
Momigliano z Sutcliffem historię florenckiego „calcio” i dowody na to, że
pierwszy mecz piłki nożnej odbył się podczas oblężenia Florencji, dokładnie 20
lutego 1530 roku. „Calcio!” jest więc pozycją przybierającą formę książkowej
matrioszki, „opowieści w opowieści”, co było ze strony autora świetnym ruchem,
ubarwiającym jego dzieło.
„Calcio!”
Historia „calcio” przedstawiona
została więc w ciekawej formie, gdyż autor nie zdecydował się opowiadać o nim
wprost. Czyni to ustami Momigliano, dobrze dostosowując język książki do tej
postaci. Narracja prowadzona jest w stylistyce charakterystycznej dla uczonych,
pełnej słów, których rzadko używa się mowie potocznej. Zdania także są budowane
w specyficzny sposób, do czego początkowo trudno się przyzwyczaić. Constainowi
nie są obce także ironia i sarkazm, które często wplata w narrację, dodając
swojemu dziełu nieco pikanterii. Całość napisana jest w taki sposób, że
czytelnik nie ma wątpliwości, iż styka się z literaturą, a nie książką nie
wymagającą od niego właściwie żadnego wysiłku intelektualnego.
Co za tym idzie – „Calcio!”
zdecydowanie nie jest pozycją, która przypadnie do gustu każdemu, gdyż w żaden
sposób nie przypomina tego, co serwują nam sportowcy, trenerzy, a często także
dziennikarze. Tak jak wspomniałem na początku, powieść kolumbijskiego autora
nie jest książką stricte sportową. Znaleźć w niej można historię
średniowiecznej Europy, odniesienia do drugiej wojny światowej czy zręcznie
wplecione w narrację naśmiewanie się z narodowych przywar. Jest oczywiście
kilka wątków sportowych – przede wszystkim traktujących o sporcie jako
fenomenie społecznym. Juan Esteban Constain niezwykle sprytnie przemycił też do
powieści postać Diego Maradony, co wychwyci każdy fan futbolu, a czego nie
warto tutaj przybliżać, aby nie popsuć całej zabawy.
Miła odskocznia
Podsumowując, trzeba przyznać, że
„Calcio!” to bardzo dobra powieść historyczna z wątkiem sportowym. Nic
dziwnego, że kolumbijski autor za to właśnie dzieło otrzymał Nagrodę
Spartakusa. Książka Juana Estebana Constaina stanowi miłą odskocznię od często
wątpliwej jakości pozycji o sporcie, które wypuszczają na rynek wydawnictwa.
Fakt, w przypadku tej publikacji używanie terminu „książka sportowa” nie jest
zbyt zasadne, ale bez wątpienia powieść Kolumbijczyka można polecić wszystkim
kibicom szukającym w księgarniach ambitnej literatury. Między jedną a drugą
biografią zdecydowanie warto sięgnąć po coś zupełnie odmiennego, co poszerzy
czytelnicze horyzonty.
To chyba pierwsza książka, związana z pierwszym meczem. Musi być niezła. A mozesz powiedzieć, gdzie ty kupujesz książki? Masz jakieś dobre sklepy, gdzie są obniżki ?
OdpowiedzUsuńJak coś to chętnie poznam odpowiedź...
W zasadzie nie ma jednego sklepu, w którym robię zakupy. Najczęściej poluję na okazje - allegro, matras, rzadziej empik - można znaleźć coś ciekawego w niezłej cenie. A poza tym to raz na jakiś czas robię większe zamówienie w Sendsporcie. Ceny mają tam wprawdzie nieco wyższe, ale dla stałych klientów są rabaty, a poza tym mają książki, których nie ma nigdzie indziej.
Usuń