Janusz Kusociński - najprawdopodobniej pierwszy polski sportowiec, który wydał wspomnienia. Miało to miejsce w 1933 roku. Fot. Ilustrowany Kurier Codzienny, 1932 |
Wybierając się dziś do księgarni, na półkach można znaleźć mnóstwo
wspomnień sportowców. Nie tylko polskich, ale też zagranicznych, nie tylko tych
najlepszych, ale też całkiem przeciętnych. Czasy, w których wydanie biografii
zarezerwowane było wyłącznie dla wielkich mistrzów, dawno minęły.
Pierwsi polscy sportowcy, którzy
zdecydowali się sięgnąć po pióro, w sporcie osiągnęli coś wyjątkowego.
Zazwyczaj nie wystarczał nawet jeden sukces. Aby wydać książkę, trzeba było mieć
status ikony, być ulubieńcem tłumów, kimś, kogo wszyscy podziwiali. Klasa
sportowa była wtedy podstawowym filtrem,
choć oczywiście nie każdy wielki mistrz znad Wisły zdecydował się na napisanie
biografii. Ci, którzy przed kilkudziesięcioma laty wydali jednak książkę,
zaliczali się do światowej czołówki w swoich dyscyplinach. Nikt nie podważał
ich prawa do podzielenia się z czytelnikami tym, co przeżyli.
Gdzie należy szukać prekursora,
który jako pierwszy polski sportowiec napisał coś na kształt autobiografii? Chyba
należy cofnąć się aż do okresu międzywojennego, a konkretnie do roku 1933. To
właśnie wtedy Janusz Kusociński nakładem Mazowieckiej Spółki Wydawniczej opublikował dzieło zatytułowane „Od palanta do
olimpiady. Moje wspomnienia sportowe”. „Kusy”, bo taki pseudonim nosił ten
wybitny biegacz, był w latach 30. jednym z najlepszych i najpopularniejszych
polskich sportowców. Wszystko dzięki znakomitym wynikom, które osiągał w
biegach długodystansowych. Dwa rekordy świata i wreszcie olimpijskie złoto w
Los Angeles sprawiły, że Kusociński zapisał się złotymi zgłoskami w historii
rodzimej lekkoatletyki. Niestety, karierę biegacza przerwała najpierw kontuzja
kolana, a później II wojna światowa. „Kusy” zginął tragicznie 21 czerwca 1940
roku z rąk Niemców, którzy rozstrzelali w Palmirach.
Kusociński jako polski patriota brał najpierw udział w kampanii wrześniowej, a
później prowadził działalność konspiracyjną, za którą został aresztowany i po
licznych przesłuchaniach rozstrzelany.
Drugie wydanie wspomnień mistrza
olimpijskiego ukazało się w 1957 roku. Ich redakcją i uzupełnieniem zajął się
Kazimierz Gryżewski – redaktor pracujący w „Przeglądzie Sportowym”. Tak w
książce „Od palanta do olimpiady i w kilka lat później” opisał, jak doszło do
jej publikacji:
Pewnego dnia 1948 roku zgłosiła się do redakcji „Przeglądu
Sportowego” pani ubrana na czarno.
- Nazywam się Gościańska, jestem
siostrą Janusza Kusocińskiego. Znalazłam kilkanaście kartek pamiętnika pisanego
przez mego brata. Wiele z tych zapisków zginęło, ale może się wam to na co
przyda.
Złapałem te pożółkłe kartki,
jakbym się bał się, że uciekną. W niedługim czasie w „Przeglądzie Sportowym”
zaczęliśmy druk nieznanych dotychczas urywków pamiętników pisanych przez
Kusocińskiego. Dotyczyły one okresu po olimpiadzie w Los Angeles. Jak wiadomo,
w latach międzywojennych Janusz Kusociński opublikował swe pamiętniki pod
tytułem „Od palanta do olimpiady”. Postanowiłem opracować druga część tej
książki, której niestety, Kusociński już nie mógł dokończyć.
Za podstawę posłużyły znalezione
po wojnie zapiski. Cytujemy je nieomal bez zmian. Niestety, wiele materiałów
zaginęło w czasie okupacji, trzeba je było uzupełnić. Należało też opracować
drogę życia Kusocińskiego w okresie od olimpiady berlińskiej do końca Jego dni.
Dlatego niniejsza książka składa się jakby z dwóch części – notatek pisanych
własnoręcznie przez mistrza oraz dalszej, opracowanej na podstawie licznych
sprawozdań prasowych, czy też opartych na osobistych wspomnieniach.
Licząca
463 strony pozycja ukazała się nakładem wydawnictwa Sport i Turystyka, podobnie
jak większość książek sportowych, które w tamtych latach pojawiały się w
polskich księgarniach.
Zanim jednak czytelnicy mogli
zapoznać się z uzupełnionymi wspomnieniami Janusza Kusocińskiego, mieli okazję
poznać z pierwszej ręki życiorysy trzech innych sportowców i trenera. W 1954 roku
ukazał się I tom publikacji zatytułowanej „Pamiętnik Sztama”, rok później do
sprzedaży trafił II tom o takim samym tytule. Obie książki wydała Nasza Księgarnia,
opracowaniem obu zajął się wymieniony wcześniej Kazimierz Gryżewski.
Wspomnienia Feliksa „Papy” Stamma miały zresztą kolejne wydania, w roku 1965 i
1973. Nic jednak dziwnego. Ten trener polskiej reprezentacji bokserskiej na
przestrzeni ponad 30 lat wychował całe pokolenia znakomitych pięściarzy, którzy
siali popłoch na ringach całego świata. Dość powiedzieć, że Stamm uczestniczył
jako szkoleniowiec w siedmiu igrzyskach olimpijskich oraz 14 turniejach o
mistrzostwo Europy. „Papa” był szkoleniowcem wyjątkowym, do dziś można go
stawiać w jednym rzędzie z takimi postaciami jak Kazimierz Górski, Witold
Zagórski, Hubert Wagner czy Jan Mulak.
Boks był w powojennej Polsce
bardzo popularną dyscypliną. Najlepszym dowodem potwierdzającym tę tezę była
kolejna książka o pięściarstwie, która ukazała się w latach 50. W 1956 roku
wspomnienia wydał Zygmunt Chychła – pierwszy polski powojenny mistrz
olimpijski. To właśnie on przywiózł z Helsinek w 1952 roku złoto. Między innymi
o tym sukcesie pisze w książce „Między linami ringu”, która ukazała się
nakładem wydawnictwa Sport i Turystyka (więcej o tej pozycji tutaj). Jej
opracowaniem tym razem nie zajął się Gryżewski, a inny dziennikarz – Zbigniew
Karol Rogowski, który pisywał dla "Przekroju", "Expressu Wieczornego" i "Stolicy". Wspomnienia Chychły ukazały się trzy lata po zakończeniu przez niego sportowej kariery. Mistrz olimpijski z Helsinek zachorował na gruźlicę, która zmusiła go do odłożenia na bok rękawic. Pięściarz o chorobie dowiedział się po powrocie z Finlandii, ale zdołał jeszcze wystartować w Mistrzostwach Europy w Warszawie w 1953 roku. W stolicy sięgnął ponownie po złoty medal, zdobywając tym samym swój drugi tytuł mistrza Starego Kontynentu. Po tym wydarzeniu, wskutek postępującej choroby, zakończył karierę. Sięgając po wspomnienia Chychły można więc zapoznać się z całą jego sportową przygodą, którą pięściarz opisuje na 80 stronach. Co ciekawe, w tym samym 1956 roku, oprócz normalnej książki, ukazała się także biografia boksera w kieszonkowym formacie.
Rogowski, opracowując pamiętnik Chychły, miał już doświadczenie w redagowaniu wspomnień, gdyż rok wcześniej pomógł w tym Stanisławowi Marusarzowi – wybitnemu polskiemu skoczkowi narciarskiemu. Pozycja „Na skoczniach Polski i świata” ukazała się pierwotnie nakładem Wydawnictwa Literackiego z Krakowa, a 19 lat później pojawiało się jej nowe wydanie. Poprawioną i uzupełnioną książkę z nową okładką wypuściła oficyna Sport i Turystyka, a w tym samym roku ukazała się jeszcze cienka broszura "Skok, który uratował mi życie". W tej ostatniej pozycji Marusarz opisuje ucieczkę z hitlerowskiego więzienia, dzięki której uniknął wykonania wydanego wyroku śmierci. Cała historia życia urodzonego w Zakopanem sportowca jest zresztą niezwykła, więc jego książka nie może być nieciekawa. "Dziadek" to prawdziwa legenda polskiego narciarstwa, wicemistrz świata z Lahti z 1938 roku, który swoją ostatnią próbę na skoczni oddał w wieku... 66 lat. Zwycięzca plebiscytu "Przeglądu Sportowego" na najlepszego polskiego sportowca 1938 roku miał chęć skakania także w bardziej zaawansowanym wieku. Do tego nie dopuścił jednak trener, bojąc się o zdrowie legendy polskiego narciarstwa.
Rogowski, opracowując pamiętnik Chychły, miał już doświadczenie w redagowaniu wspomnień, gdyż rok wcześniej pomógł w tym Stanisławowi Marusarzowi – wybitnemu polskiemu skoczkowi narciarskiemu. Pozycja „Na skoczniach Polski i świata” ukazała się pierwotnie nakładem Wydawnictwa Literackiego z Krakowa, a 19 lat później pojawiało się jej nowe wydanie. Poprawioną i uzupełnioną książkę z nową okładką wypuściła oficyna Sport i Turystyka, a w tym samym roku ukazała się jeszcze cienka broszura "Skok, który uratował mi życie". W tej ostatniej pozycji Marusarz opisuje ucieczkę z hitlerowskiego więzienia, dzięki której uniknął wykonania wydanego wyroku śmierci. Cała historia życia urodzonego w Zakopanem sportowca jest zresztą niezwykła, więc jego książka nie może być nieciekawa. "Dziadek" to prawdziwa legenda polskiego narciarstwa, wicemistrz świata z Lahti z 1938 roku, który swoją ostatnią próbę na skoczni oddał w wieku... 66 lat. Zwycięzca plebiscytu "Przeglądu Sportowego" na najlepszego polskiego sportowca 1938 roku miał chęć skakania także w bardziej zaawansowanym wieku. Do tego nie dopuścił jednak trener, bojąc się o zdrowie legendy polskiego narciarstwa.
Było na początku o Kazimierzu
Gryżewskim i na nim się także skończy. Ten dziennikarz, oprócz opracowania
wspomnień Kusocińskiego i Stamma, pomógł w wydaniu pamiętników Jadwidze
Jędrzejowskiej. Kibicom, którzy nie bardzo kojarzą nazwisko tej pani, podpowiem,
że to taka przedwojenna Radwańska – urodzona w Krakowie, utalentowana i z
sukcesami. Do niedawna jedyna polska tenisistka, która dotarła do finału
Wimbledonu, co ostatecznie zmieniła dopiero po 75 latach piąta aktualnie
rakieta świata. „Urodziłam się na korcie”. Taki tytuł noszą wspomnienia
Jędrzejowskiej, które ukazały się w 1955 roku nakładem Wydawnictwa Iskry.
Licząca początkowo 176 stron książka miała, podobnie jak wymienione wcześniej
biografie, kolejne wydanie. W 1971 roku, już dzięki oficynie Sport i Turystyka,
pozycja polskiej tenisistki pojawiła się w nowej odsłonie.
Pierwsze biografie polskich
mistrzów, które ukazały się w latach 50., dziś dostępne są już wyłącznie w
serwisach aukcyjnych i niektórych antykwariatach. Żeby je nabyć, trzeba liczyć
się w większości przypadków ze sporym wydatkiem. Czym jednak jest wysupłanie z
portfela 50 czy nawet 80 złotych w porównaniu z przyjemnością zagłębienia się w
lekturę napisaną przez legendę polskiego sportu? Myślę, że żadnego kolekcjonera pozycji sportowych nie trzeba przekonywać, że wymienione wyżej książki to prawdziwe perełki warte każdej ceny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz