Od prawej: Łukasz Kuśnierz, Przemysław Romański i Michał Rędziak, czyli właściciele SQN w komplecie |
Historia powstania Wydawnictwa Sine Qua Non to opowieść rodem z Hollywood. W 2010 roku dwaj koledzy pracujący w firmie zajmującej się dystrybucją sprzętu komputerowego postanowili zacząć wydawać książki. Jako że jeden z nich jest zagorzałym fanem futbolu i FC Barcelony, postarał się o to, żeby w Polsce ukazały się wspomnienia Andrésa Iniesty. Autobiografia hiszpańskiego piłkarza okazała się dużym sukcesem, który pociągnął za sobą kolejne pozycje. Do tego stopnia, że dziś Sine Qua Non to wydawnictwo wypuszczające na polski rynek zdecydowanie największą liczbę książek sportowych. Zapraszam na pierwszą część ekskluzywnej rozmowy z jego założycielami - Łukaszem Kuśnierzem i Przemysławem Romańskim.
- Jaka myśl przyświecała Panom, kiedy w 2010 roku zakładaliście
Wydawnictwo Sine Qua Non?
Łukasz Kuśnierz: Kiedy zakładaliśmy Sine Qua Non, nie było to w
ogóle wydawnictwo sportowe. Pierwsza książka, którą wydaliśmy, była związana z
popkulturą, a dokładnie z serialem telewizyjnym, którego obaj byliśmy fanami.
Przemek trafił na książkę o tym serialu i zapytał mnie, czy chciałbym mu pomóc
w jej wydaniu. Powiedziałem, że jak najbardziej możemy spróbować. To było w
połowie 2010 roku, natomiast w 2011 Przemek, jako wielki fan FC Barcelony, przyszedł
do mnie z książką Andrésa Iniesty, o której przeczytał gdzieś w internecie.
Pamiętam, że na początku planowaliśmy wydać ją w nakładzie 700 egzemplarzy.
Ostatecznie przekonaliśmy się do 1000.
Przemysław Romański: Chcieliśmy wydać tę książkę dla samych siebie,
dla własnej frajdy i ewentualnie grona najbliższych znajomych.
Ł.K.: Ta pierwsza książka jakoś się tam sprzedawała, nie był to
wtedy jeszcze bestseller, ale szło całkiem nieźle. Podobało nam się to, co
wokół niej zrobiliśmy. Kiedy Przemek przyszedł z tematem książki piłkarskiej,
pomyślałem: „Czemu nie?”. Choć nie mam do końca sportowego usposobienia,
stwierdziłem, że spróbujemy ją wydać. No i tak to się zaczęło.
P.R.: Biografię Iniesty udało się wydać przy okazji La Manity
(zwycięstwo FC Barcelony nad Realem Madryt 5:0, było to 29 listopada 2010 roku
– przyp. red.). Zrobiliśmy świetną promocję ze stacją CANAL+ i zorganizowaliśmy
bezpośrednią sprzedaż dla fanów. Idealnie wstrzeliliśmy się z tą książką w
okres, w którym Barcelona uważana była za najlepszą drużynę świata, a jej
popularność ciągle rosła. Zespół osiągał wtedy niesamowite wyniki, a dodatkowo
był to czas przedświąteczny, tuż przed mikołajkami. To był także moment
odświeżenia na rynku książek sportowych, a o Barcelonie nie było wtedy żadnej
pozycji. Kilka, a może nawet kilkanaście czynników złożyło się na to, że
wyszedł nam ogromny sukces – i sprzedażowy, i marketingowy. To pozwoliło nam
się odbić i móc inwestować w następne tytuły sportowe. Dzięki temu mogliśmy się
rozwijać, to był taki pozytywny…
Ł.K.: …kopniak. Tylko od razu dodamy, że to nie było tak, że
wszystko poszło ładnie, pięknie i było miło. Że po pierwszej książce od razu
założyliśmy firmę, biuro, zatrudniliśmy ludzi, siedzieliśmy jako prezesi w koszulach
za biurkami i czekaliśmy tylko na spływające pieniądze. Przez cały rok 2011 i
połowę 2012 dzieliliśmy obowiązki między naszą stałą pracę, z której mogliśmy
żyć, a wydawanie książek, które bardziej przynosiło nam satysfakcję niż jakieś
pieniądze, przynajmniej w tamtym momencie. Dopiero po dwóch latach od założenia
wydawnictwa stanęliśmy na nogi na tyle, żeby zająć się już wyłącznie książkami.
Najpierw zrobiłem to ja, potem dołączył Przemek, jeszcze później pojawił się
trzeci wspólnik…
P.R.: Odcięliśmy się od naszych podstawowych zajęć, mogliśmy się
już w pełni skupić na wydawaniu książek i ich promowaniu.
Ł.K.: Zabawne jest też to, że żaden z nas nie był związany w żaden
sposób z branżą wydawniczą, nawet z branżą księgarską nie mieliśmy nic
wspólnego.
P.R.: Po prostu lubiliśmy czytać książki (śmiech).
Ł.K.: Tak. Znaliśmy się jako koledzy z pracy. Pracowaliśmy w jednym
pokoju, biurko w biurko, w firmie, która zajmowała się dystrybucją sprzętu
komputerowego. Połączyła nas pasja, i do książek i do piłki, choć to drugie raczej
Przemka i Michała (Michał Rędziak – trzeci z właścicieli wydawnictwa – przyp.
red.), mnie z Przemkiem bardziej wspomniany serial. Dlatego też, tak jak
piszemy w misji wydawnictwa, naszym celem jest wydawanie książek z pasją.
- Czyli wejście na rynek książek sportowych wynikało bardziej z
zainteresowań niż przesłanek czysto biznesowych?
"Rok w raju" Andrésa Iniesty - pierwsza sportowa książka SQN |
P.R.: Zdecydowanie tak. Wtedy zastanawialiśmy się, jaki jest powód
tego, że książek sportowych nie ma na „topkach” sprzedaży, nie ma ich na
wielkich promocyjnych akcjach i nie jest o nich głośno. Jasne, że przez lata
były różne tytuły, i w latach 90., i wcześniej, i później, natomiast żaden nie
był chyba jakimś wybitnym sukcesem. Zanim zaczęliśmy działać, ukazało się kilka
książek sportowych, ale one nie były masowo obecne w księgarniach.
Zastanawialiśmy się nad powodem takiego stanu rzeczy. Może część ludzi się na
nich sparzyła? Może książki sportowe nie chcą się sprzedawać? Może nie ma na to
rynku, a może po prostu branża księgarska opiera się tylko na pozycjach
poważnych? Dlatego też biografia Iniesty była przede wszystkim książką dla nas.
Gdybyśmy wydrukowali 700 czy 1000 egzemplarzy, tak jak planowaliśmy, sprzedali
ten nakład wśród fanów i tak by się to skończyło, bylibyśmy zadowoleni.
Tymczasem w trakcie prac nad książką okazało się, że zainteresowanie przerasta
oczekiwania i później wyniki sprzedaży pokazały, że rzeczywiście był głód
podobnych pozycji. Jednocześnie w przypadku książek sportowych można było mówić
o niszy, w dalszym ciągu jest to zresztą nisza, która była nieodkryta. Próbowano
ją odkryć, ale nikt nie zabrał się za to poważnie.
Ł.K.: Każdy postrzegał ją jako niszę, której nie warto eksplorować,
gdyż zawsze będzie to nisza. Okazało się jednak, że było inaczej. Ważne jest
to, że nie robiliśmy tego od razu z konkretnym pomysłem. Nie przeprowadziliśmy
badań marketingowych, nie sprawdziliśmy potencjału rynku. Po prostu, tak jak
mówił Przemek, sprzedaż tysiąca egzemplarzy dla fanów byłaby dla nas
satysfakcjonująca, gdyż zrobilibyśmy coś wartościowego.
P.R.: Ważne jest nasze indywidualne podejście do książek, a także
taka nasza „fanowskość” wewnątrz firmy. Kiedy nas zauważono, kiedy trafiliśmy
na „topki” w Empiku i w innych księgarniach, wydawcy, którzy do tej pory byli
kojarzeni z literaturą poważną, z książkami ważnymi, przełomowymi, stwierdzili,
że skoro jest to dobry biznes, to oni też coś takiego wydadzą. Są więc firmy,
nie ma sensu wymieniać ich z nazwy, które wydały lub wydadzą w przyszłości
książki sportowe, będące dla nich jedną dwudziestą potencjalnego biznesu. Jeśli
te wydawnictwa nie mają kogoś, kto zajmie się tym z pasją, kto będzie potrafił
wczuć się w rolę fana i będzie w stanie określić wszystkie szczegóły – jakiej
okładki oczekuje czytelnik, w jakiej cenie ma być książka, co ma zawierać czy
jak ma być przygotowana redakcja – to nie może się to udać. Prosty przykład –
przy książce Iniesty pracował redaktor z doświadczeniem w rynku księgarskim,
który ma na swoim koncie kilkanaście pozycji. Po redakcji biografii okazało
się, że „Champions League” tłumaczył jako mistrzostwa czegoś tam… Ostatecznie
sami musieliśmy się za to zabrać. Okazało się, że redaktorzy lubiący sport,
interesujący się nim, owszem, gdzieś tam są, ale musieliśmy ich dopiero
znaleźć, a część po prostu wyszkolić od podstaw. Jeżeli więc wydawaniem książek
sportowych zajmą się ludzie, którzy nie będą wiedzieli, jak to zrobić, to zajmą
się tym raz, może drugi i w końcu to zostawią. To nie jest wbrew pozorom
wybitnie prosta rzecz. Jasne, nasze początki też nie były łatwe. Książki
Iniesty czy Xaviego to nie były dzieła redaktorsko i edytorsko wybitne, ale
takie są prawa początkujących wydawców. My jednak, ucząc się na własnych
błędach, każdą książkę, którą wydajemy od dobrych kilkunastu miesięcy,
dopracowujemy pod każdym kątem, jak tylko się da. Do każdego tytułu podchodzimy
indywidualnie. Są wydawcy, którzy lubią książki sportowe w serii. My czegoś
takiego nie robimy. Może fajnie wygląda to na półce, ale ktoś, kto chce czytać
o Messim, niekoniecznie może chcieć czytać o Cristiano Ronaldo. To są rzeczy,
które trzeba potraktować osobno. Takich właśnie minielementów, które my
zauważamy w trakcie pracy nad książką, jest mnóstwo. Jeżeli nie siedzi się w
sporcie, te niuanse są trudne do zauważenia. Jak skierować książkę do
konkretnego odbiorcy, jak współpracować z miejscami, gdzie zgromadzona jest
większość targetu, jak budować relacje z mediami… Jest mnóstwo rzeczy, o
których można by długo opowiadać. To jest trudny, ale jednocześnie fascynujący
proces, który trzeba czuć. To nie jest łatwa praca, ale daje później wiele
satysfakcji.
Ł.K.: Czytelnicy chwalą nas za to, że dostarczamy im rzeczy,
których oni oczekują, że przygotowujemy nasze tytuły pod takim kątem, żeby
odbiorca miał przyjemność wzięcia tej książki do ręki. Nie kierujemy się
wyłącznie zyskiem. Nie oszczędzamy chociażby parudziesięciu groszy na
skrzydełkach okładki. Jeśli możemy wydać coś tak, żeby czytelnik był
zadowolony, to tak robimy. Chcemy, żeby fan, kupując naszą książkę, był
przekonany, że dostaje nie tylko dobrą treść, o którą dbamy, ale także produkt
dopracowany z każdej strony.
- W jaki sposób wybierane są książki, które następnie ukazują się
nakładem SQN? Są prowadzone jakieś badania, wykazujące, czy dana pozycja będzie
się cieszyć zainteresowaniem odbiorców, czy wszystko opiera się na intuicji,
zainteresowaniach i osobistych sympatiach?
P.R.: Każdy z tych elementów ma wpływ na wybierane przez nas pozycje.
Przede wszystkim nie wydamy nigdy książki, której sami nie chcielibyśmy
przeczytać. Są tytuły, które w Anglii czy Stanach Zjednoczonych są wartościowe
i być może znaleźliby się ich nabywcy także w Polsce – książka o gwiazdach
hokeja, o Jimmym Carragherze czy Craigu Bellamym. Ale raz, że my nie jesteśmy
fanami wymienionych osób i hokeja, dwa, jest to nisza w niszy, a trzy, nie jest
to coś, z czego bylibyśmy dumni, gdybyśmy taką książkę postawili na półce. To
są właśnie elementy decydujące o wyborze konkretnej pozycji. Oczywiście nigdy
nie jest tak, że coś jest kategorycznie odrzucane. Możemy wyobrazić sobie
książkę, która jest sportowa i ważna i nawet, jeśli nie interesuje żadnego z
nas, nie oznacza to, że ją odrzucimy. Jeżeli są ludzie, którzy poczują się
zadowoleni dzięki temu, że wydamy taką książkę, to jest temat do rozważenia. W
wybieraniu pozycji kierujemy się po trochu każdym z elementów, które wymieniłeś.
W znacznym stopniu jest to nasza intuicja, są to też rozmowy z ludźmi, ale nie
takie, które są zlecane firmom zewnętrznym.
Ł.K.: Nauczyliśmy się też szacować potencjał rynkowy danej książki.
Na podstawie doświadczeń wcześniejszych tytułów widzimy, jakie warunki muszą
być spełnione, aby książka mogła być sukcesem komercyjnym. Tak jak powiedział
Przemek, możemy wydawać niektóre publikacje z myślą o fanach – robić to „pro
bono” i nieść dobrą nowinę. To jest jedna rzecz. Musimy jednak patrzeć na to
także pod kątem obecnego stanu firmy i kosztów, które musimy pokryć. Jedne
książki są bardziej dochodowe, inne mniej, ale finalnie na koniec roku to
wszystko musi nam się spiąć tak, abyśmy mogli zainwestować w nowe tytuły,
zapłacić pensje pracownikom i tak dalej. To jest też element, który w pewnym
stopniu decyduje o tym, co wydajemy.
Wydaniu biografii Cristiano Ronaldo towarzyszyły burzliwe rozmowy |
P.R.: Były u nas kiedyś prowadzone rozmowy na temat biografii Cristiano Ronaldo, którą napisał Luca Caioli. Było to po wydaniu książki o Messim
tego samego autora. Z jednej strony wielki szacunek dla Realu Madryt sprzed
kilku lat i obecnego zresztą też, z drugiej strony ludzie, którzy są wybitnie
zafascynowani Barceloną i na hasło, że w ogóle rozważamy książkę o Ronaldo,
zareagowali mniej więcej tak: „OK, wydajmy ją i zróbmy publiczne spalenie jej
na stosie na krakowskim Rynku w ramach promocji biografii Messiego” (śmiech).
Spierały się różne stanowiska, natomiast koniec końców zadecydowało to, że jest
duże grono i fanów Barcelony, i fanów Realu. Część osób potrafi obcować i z
jednym, i z drugim klubem. Wszystkich tych kibiców trzeba uszanować i jeśli oni
chcą taką książkę przeczytać, a w przypadku Ronaldo dochodzą do tego jeszcze
fani Manchesteru United, to trzeba im ją dać. Zwłaszcza że to nie jest rzecz
zła, tylko bardzo dobrze napisana biografia. Było więc w naszym procesie wyboru
dużo różnych historii, sporów i ciekawostek. Koniec końców decyduje nasza chęć
zaangażowania się i to, czy są w Polsce ludzie, którzy zechcą taką książkę
przeczytać.
Ł.K.: Warto powiedzieć też o innych rzeczach, bo do tej pory cały
czas obracamy się w kręgu piłki nożnej. Futbol jest dominujący i to nie tylko u
nas, ale też u innych wydawców, ale my odkryliśmy inne obszary eksploatacji.
- Chociażby koszykówka.
Ł.K.: Na pewno koszykówka, ale też rajdy samochodowe i
autobiografia Sébastiena Loeba, która została bardzo dobrze odebrana przez
czytelników, siatkówka, bieganie…
P.R.: W przyszłym roku otworzymy nowe dyscypliny. Będzie trochę
sportów zimowych, będzie boks, będą, wiadomo, siatkówka, koszykówka, piłka
nożna…
Ł.K.: …będzie kontynuacja rajdów.
P.R.: Tak, będzie kolejna pozycja o rajdach samochodowych i
jeszcze…
Ł.K.: …może będzie coś o bieganiu. Chcemy więc te inne obszary
sportu także eksplorować.
- A mogą Panowie podać jakieś konkretne tytuły, które ukażą się w
przyszłym roku nakładem SQN?
Ł.K.: Możemy zapowiedzieć książkę, o której dużo mówi się teraz na
świecie i w Polsce na pewno też jest oczekiwana. To autobiografia Mike’a
Tysona. To będzie taki duży tytuł, który wydamy.
P.R.: Bardzo fajna książka, mocno kontrowersyjna.
Ł.K.: Ukaże się u nas pod koniec przyszłego roku. Z najbliższych
premier na pewno będzie coś okołonarciarskiego, nie wiem, czy chcemy zdradzić
tytuł?
P.R.: Powiedzmy, że będzie to coś związanego z biegami
narciarskimi, z fenomenem nie tylko Justyny Kowalczyk, ale też reszty
biegaczek. Przy okazji igrzysk olimpijskich w Soczi wydamy z kolei
autobiografię Bodego Millera.
Ł.K.: To jest narciarstwo alpejskie. Miller jest bardzo
kontrowersyjną postacią, ale z drugiej strony jest wybitnym narciarzem.
Autobiografia Mike'a Tysona, czyli jedna z przyszłorocznych premier SQN |
P.R.: Wraca teraz po ciężkiej kontuzji, aby spróbować powalczyć
jeszcze o olimpijski medal. No i wiadomo, będzie też dużo rzeczy związanych z
piłką nożną, a to z okazji mistrzostw świata w Brazylii. Nie będą to jednak
wyłącznie pozycje o piłkarzach. Wydamy przynajmniej dwie książki bardziej
opisujące futbol jako zjawisko czy ujawniające mechanizmy nim rządzące. Jedna
będzie o organizacji piłkarskiej FIFA, ale na razie bez większych szczegółów,
gdyż szykujemy pod nią dużą kampanię promocyjną. Druga z kolei to książka,
która została wydana w Anglii pod tytułem „The Secret Footballer”, opisująca
futbol z perspektywy zawodnika autentycznie występującego na angielskich
boiskach, który zdradza kulisy szatni – komentarze do meczów, przeciwników i
tak dalej. Ludzie w Anglii mieli dużą frajdę, zgadując, kto jest tym sekretnym
zawodnikiem. Do dziś nie jest powiedziane, kto to jest, ale są domysły,
niektóre bardzo prawdopodobne. Na Wyspach wychodzi niedługo druga część tej
historii, my pierwszą wydamy w przyszłym roku. Chcielibyśmy wokół niej zbudować
jakieś ciekawe konkursy i zaangażować fanów. Będą więc również takie książki,
które bardziej pokazują samą tematykę piłki nożnej niż konkretną postać.
Aczkolwiek nie uciekamy i nie będziemy uciekać od biografii.
Ł.K.: Będzie też trochę koszykówki – fajne pozycje i przede
wszystkim bardzo uznane na świecie. Szykujemy także kilka koszykarskich
niespodzianek. Na pewno będzie co poczytać! Nie chcemy na tym etapie mówić jeszcze
o wszystkich tytułach. Są one w przygotowaniu bądź w trakcie tworzenia,
szczegóły będziemy podawać na bieżąco.
- Będziecie się Panowie starali wydawać też książki polskich autorów?
Na początku SQN kojarzone było przede wszystkim z polskimi
wydaniami zagranicznych pozycji.
Ł.K.: Tak jak wspominaliśmy, w naszym przypadku wydawanie książek
jest realizacją pasji. Ja nie jestem w ogóle „piłkarski”, bardziej zajmuję się
działką muzyczną. Natomiast Przemek z Michałem interesują się piłką, tyle że
zagraniczną, stąd też mało jest u nas książek o futbolu w Polsce. Przemek
dodatkowo jest fanem siatkówki i koszykówki, dlatego naszym nakładem ukazały
się polskie tytuły o tych dyscyplinach. W przyszłym roku też będziemy mieli
takie pozycje.
P.R.: W tym roku wydaliśmy książkę o Śląsku Wrocław, która była
polskiego autora („W cieniu Śląska” Michała Wyrwy – przyp. red.), podobnie jak
biografie Adama Wójcika i Marcina Prusa. W przyszłym roku trend będzie
kontynuowany. Będą siatkarskie rzeczy pisane przez Polaków i, tak jak Śląsk
Wrocław, opisywane będą też inne polskie kluby, być może dwa. Niestety nie mogę
jeszcze powiedzieć jakie, bo konkurencja nie śpi, a obowiązują nas także umowy,
gdyż są to książki powstające przy udziale klubów. Jeśli będzie taka okazja,
chcemy wydawać jeszcze więcej polskich autorów. Być może uda się z flagowymi
dziennikarzami najważniejszych polskich pism zrobić kilka rzeczy autorskich i
biograficznych typu Kozakiewicz, którego wydała teraz Agora Michała Pola, i
kilka rzeczy typowo reportażowych.
Ł.K.: Przymierzamy się też do tego, żeby z naszymi książkami,
niekoniecznie polskimi, wyjść na świat. Dotychczas wydawnictwa robiły przekłady
zagranicznych pozycji, które następnie ukazywały się w Polsce, natomiast mało
jest sytuacji, kiedy polskie wydawnictwo chce zaistnieć za granicą. Oczywiście
są wyjątki – Szymborska, Miłosz, Lem. Tacy autorzy są tłumaczeni, ale to jest
często robione przy wsparciu instytucji państwowych. My chcemy wyjść na
zagraniczny rynek komercyjny. Zobaczymy, czy nam się to uda.
P.R.: Jedną z pierwszych rzeczy, którą prawdopodobnie uda się wydać
za granicą, jest nasz Puyol (biografia Carlesa Puyola „Kapitan o sercu wkolorze blaugrana” autorstwa Ziemowita Ochapskiego, która ukazała się 6
listopada tego roku – przyp. red.).
Biografia Puyola wydana przez SQN to pierwsza na świecie książka o tym piłkarzu |
P.R.: Tak, nasza książka była pierwsza. Teraz w grudniu wyjdzie
katalońska wersja napisana przez tamtejszego dziennikarza, ale to inna
biografia. Natomiast prowadzimy rozmowy, aby nasza pozycja była dostępna i
miała swojego papierowego wydawcę w Anglii i w Hiszpanii. W przyszłym roku będą
też co najmniej dwie książki o piłkarzach zagranicznych takich jak Puyol,
napisane przez polskich autorów.
Ł.K.: Ciekawa rzecz jest też taka, że jeden z polskich autorów
pisze książkę o zagranicznej gwieździe z jej udziałem. To jest precedens na
skalę światową. Biografia Puyola na przykład jest materiałem reporterskim, ale
ta pozycja, która teraz jest pisana, powstaje przy udziale bohatera i klubu,
czyli jest autoryzowana przez, mogę zdradzić, światowej klasy zawodnika.
- Autorów, którzy zgłaszają się do wydawnictwa z własnymi propozycjami,
jest w ostatnim czasie więcej?
Ł.K.: Z jednej strony to my szukamy autorów, z drugiej jednak
spływają do nas różne propozycje. Wiemy, że inni wydawcy nie zasypiają gruszek
w popiele i jestem przekonany, że każdy sportowiec, który jest teraz na topie,
prędzej czy później doczeka się książki.
P.R.: Z propozycji, które przychodzą do wydawnictwa, około 10–20
procent to są rzeczy, o których warto dalej rozmawiać. Pomysły doprowadzone
ostatecznie do wydania to jeszcze mniejszy procent. Natomiast faktem jest, że
propozycji jest coraz więcej, przez co mamy też automatycznie większy wybór
tych najbardziej wartościowych. Zdarza się często tak, że jednego dnia myślimy
o jakimś projekcie, a następnego dostajemy zgłoszenie od kogoś, kto ma pomysł
na taką samą książkę. Wystarczy tylko doszlifować szczegóły i możemy działać.
Ł.K.: Nieraz było odwrotnie – nie udało nam się znaleźć autora do
pomysłu, który chcieliśmy zrealizować. Szukaliśmy kogoś, kto mógłby coś napisać
na wybrany przez nas temat, ale były problemy ze znalezieniem odpowiedniej
osoby.
- Mogą Panowie określić, czy tych pozycji sportowych SQN w przyszłym
roku będzie więcej? W tym doliczyłem się 21 nowych publikacji.
Ł.K.: W tym momencie nie jest to jeszcze dokładnie określone.
P.R.: Ważnym czynnikiem jest to, że w przyszłym roku będzie
mundial. Wiadomo, że przy tej okazji książek musi być trochę więcej, bo jest to
szansa, którą można wykorzystać. Natomiast pozycji sportowych ogólnie będzie
więcej, gdyż inne wydawnictwa też szykują na przyszły rok swoje premiery.
Ł.K.: Pytanie jest też takie, co możemy nazwać książką. Można
zrobić projekt składający się ze zdjęć, dodać parę tekstów, tylko czy jest to
wtedy literatura? Wracając do pytania, czy książek sportowych będzie więcej –
trudno powiedzieć. U nas ich wydawanie wiąże się z koniunkturą na rynku. Nieraz
jest tak, że mamy książkę o kimś, ale musimy poczekać z jej wydaniem na to, jak
potoczy się kariera tej osoby.
P.R.: Na przykład zepsuliśmy karierę trenerowi Anastasiemu
(śmiech).
Ł.K.: Śmiejemy się, że czasem wisi nad nami jakieś fatum – kiedy
wydajemy książkę o kimś, to ten ktoś przestaje nagle odnosić sukcesy. Tak więc
może niedługo będziemy do sportowców wychodzić z propozycjami, że nie wydamy
ich książki (śmiech).
- Wydawanie książek o sportowcach jest chyba trochę ryzykowne.
Ł.K.: Zdecydowanie, to jest jak zakłady bukmacherskie (śmiech).
- Raz dany sportowiec jest na szczycie, a w ciągu dosłownie kilku dni
może upaść na samo dno.
Biografia Anastasiego była dobrym przykładem na to, jak ważny w wydawaniu książek jest sukces sportowy |
Ł.K.: Doskonale pasuje tutaj przykład Anastasiego. Wydaliśmy jego biografię zaraz po sukcesie w Lidze Światowej (złoty medal Polaków w 2012 roku
– przyp. red.).
P.R.: Polacy mieli wtedy na koncie cztery duże sukcesy w wielkich
imprezach i jechali na igrzyska olimpijskie, w których byli murowanym
kandydatem do medalu. Wydaliśmy książkę o Anastasim jakoś trzy czy cztery dni
przed ćwierćfinałem turnieju olimpijskiego. Scenariusze były więc dwa: albo
Polacy awansują i pójdą dalej, a, daj Boże, zdobędą jakiś medal i wtedy ten
nakład, który przygotowaliśmy, będzie niewystarczający, albo przegrają i
pożegnają się z turniejem, co będzie miało negatywny wpływ na sprzedaż książki.
Sprawdził się niestety ten drugi scenariusz. Od sierpnia, kiedy reprezentacja
odpadła z turnieju olimpijskiego, do połowy następnego roku nie było żadnych
meczów o punkty. Był jedynie jeden memoriał czy spotkanie towarzyskie, grały kluby,
ale kadra nie rozgrywała już meczów o stawkę. To w znaczny sposób wpłynęło na
to, że dodruku biografii Anastasiego nie było i sprzedaliśmy ją na spokojnie w
dłuższym okresie. Gdyby było inaczej, książka sprzedawałaby się nadal. Autor – Adelio
Pistelli – szykuje obecnie uaktualnienie, które zostanie wydane we Włoszech,
ale u nas na razie nie, bo nie za bardzo jest sens i powód, żeby je robić. Są
takie przypadki. Wydaliśmy teraz książkę Adama Wójcika, który był drugim trenerem
reprezentacji i koszykarze też nie przywieźli medalu z mistrzostw Europy,
chociaż oni akurat nie byli faworytami.
Ł.K.: W przypadku Adama Wójcika sytuacja jest jednak nieco inna,
gdyż on jest legendarną postacią koszykówki, więc ten brak sukcesu nie miał
jakiegoś przełożenia na sprzedaż książki. Sama biografia jest natomiast wybitna,
super autor (Jacek Antczak z „Gazety Wrocławskiej” – przyp. red.), mimo że nie
jest dziennikarzem sportowym, świetnie się spisał.
P.R.: Wydawanie książek o sporcie wiąże się z ryzykiem. My staramy
się to ryzyko odpowiednio kalkulować. Wiemy, że są wydawcy, którzy szykują dużo
premier przy okazji mistrzostw świata nie tylko w piłce nożnej, ale też w
siatkówce. Ta druga impreza odbędzie się zresztą w Polsce. Konkurencja nie śpi.
Wiemy, że książki już powstają i to też jest ryzyko, bo jest to po prostu coś
bardzo trendowego. Są pozycje ogólne – o Messim, Ibrahimoviciu, Ronaldo, Rodmanie czy Shaqu – które będą żyły niezależnie od tego, co się będzie działo,
bo albo są o zawodnikach legendach, albo traktują o wydarzeniach, które już
miały miejsce.
Ł.K.: Tym bardziej że łatwiej pisać książkę o przeszłości, kiedy
wie się, jak się zakończyła historia, natomiast trudniej jest opisywać coś, co
jest w trakcie rozwoju. Jak już jesteśmy przy tym temacie, dodam jedną rzecz.
Bardzo często pojawiają się zarzuty typu: jak piłkarz, który ma dwadzieścia parę
lat, może wydać biografię?
P.R.: To samo chciałem powiedzieć.
Ł.K.: Wielokrotnie to słyszymy i bardzo często pojawia się to w
komentarzach. Ale taki piłkarz jak Messi czy Ronaldo ma dużo więcej do
powiedzenia, widział więcej rzeczy i doświadczył więcej niż taki, z całym
szacunkiem, Szamotulski. Można pisać o skandalach, o tym, jak się uzależniłeś
od czegoś i przez to miałeś problemy życiowe, ale to nie jest do końca książka
sportowa. To jest książka o czyimś życiu. Jeśli chcemy poznać kulisy wielkiego
futbolu i grania w topowych drużynach, to właśnie tego możemy się dowiedzieć z
biografii Messiego czy Ronaldo. Taki Rooney też nie jest osobą, która ma
poukładane życie od najmłodszych lat. W jego przypadku czy w przypadku
Ibrahimovicia to są bardzo ciekawe historie. Nawet Messi, mimo że był od
początku predysponowany do tego, żeby być piłkarzem, też od pierwszych meczów i
szkółki piłkarskiej przeszedł bardzo długą drogę. Taki Robert Kubica również
jest sportowcem w trakcie kariery, ma wiele sukcesów przed sobą, ale ścieżka,
którą przeszedł w młodości – to jest bardzo interesujące. Jest to temat nawet
na kilka książek. Sportowa kariera z czasem po prostu ewoluuje i raz może iść w
taką stronę, a raz w inną.
P.R.: Jeżeli czyta ten wywiad ktoś, kto lubi pisać w komentarzach,
że on nie rozumie, dlaczego czynnie grający zawodnik wydaje autobiografię lub
dlaczego powstaje o nim książka, bo powinno się to robić dopiero po zakończeniu
kariery, to niech przyjmie do wiadomości, że jest to, z całym szacunkiem,
bzdura. Oczywiście chwalebne jest wydawanie biografii po zakończeniu przygody
ze sportem i niech zrobi to każdy, o kim ktoś chce czytać. Natomiast nie jest
wykluczone, że ktoś, kto ma dwadzieścia ileś lat, zjeździł cały świat, zrobił
mnóstwo akcji charytatywnych, zagrał mecze reprezentacyjne w każdym zakątku
świata, wygrał kilka tytułów, był na różnych galach, brał udział w akcjach
reklamowych, ma do powiedzenia tyle ciekawych historii. Ale też niejeden
piłkarz – polski, ukraiński, angielski czy hiszpański – który skończył karierę,
niekoniecznie ma interesujące rzeczy do przekazania. Nikogo jednak nie można
wykluczyć. Natomiast bzdurnym argumentem jest to, że ktoś, kto jest w trakcie
kariery, nie powinien pisać książki. On o tych rzeczach, których doświadczył,
może powiedzieć znacznie więcej niż ktoś, kto ma dwa razy więcej lat, a
doświadczył ich dużo mniej.
- To też w dużej mierze zależy chyba od samego zawodnika? Trzeba
uczciwie przyznać, że są biografie, w których nie ma nic specjalnego, czego nie
można by znaleźć w innych tego typu pozycjach, ale są też książki wyróżniające
się swoim poziomem. Przykładem chociażby autobiografia Lahma, w której niemiecki
piłkarz wiele miejsca poświęca taktyce czy metodom szkoleniowym kolejnych trenerów.
"Dream Team", czyli najnowsza sportowa propozycja SQN |
Ł.K.: Na przykład w książce „Dream Team” opisana jest nawet nie
cała kariera wszystkich zawodników, ile dany fragment z historii amerykańskiej
drużyny koszykarskiej. Okazuje się, że to jest już wystarczający materiał na
książkę. Jeżeli przepytać kogoś, co wie o tamtym zespole i jego występach na igrzyskach
olimpijskich w Barcelonie, to pewnie niewiele osób potrafiłoby powiedzieć tyle,
ile zawarte jest w tej publikacji. Ktoś może powiedzieć, że wszystko można
znaleźć w internecie. Możliwe, ale ile trzeba odwiedzić stron, ile informacji zweryfikować,
bo istnieją przecież różne źródła? Nawet w przypadku takiego Iniesty i książki
„Rok w raju”, która opisuje pewien epizod w jego życiu, jest to już wystarczający
materiał na biografię.
P.R.: Mało tego, jak już jesteśmy przy „Dream Teamie”, jeden bardzo
duży rozdział poświęcony jest tam opisowi, i to z wieloma detalami, szczegółów
sparingu, w którym drużyna Michaela Jordana z gwiazdami grała z zespołem
„Magica” Johnsona i jego gwiazdami. Ten mecz określany jest mianem najlepszego
spotkania w historii, którego nikt nie widział. Jest nagrany jakimiś
amatorskimi kamerami, Jordan z opisującym to dziennikarzem (Jack McCallum,
autor książki „Dream Team” – przyp. red.) mają gdzieś te kasety u siebie.
Natomiast jest to coś, czemu poświęcony jest cały rozdział, co fani koszykówki,
którzy kiedyś słuchali Włodzimierza Szaranowicza, jak wołał: „Hej, hej, tu NBA”,
i pamiętają ten klimat, powinni przeczytać z wypiekami na twarzy. To
niesamowite, że tak mały fragment, który trwał godzinę z kawałkiem, można rozbudować
do tak ciekawego rozdziału.
Ł.K.: W dodatku napisanego w bardzo interesujący sposób i nie jest
to informacja tylko od nas, ale od osób spoza wydawnictwa, które czytały już tę
książkę.
***
Które książki Wydawnictwa Sine Qua Non sprzedały się najlepiej? Jakie były rekordowe nakłady? Ile pieniędzy chce za przyjazd do Polski Dennis Rodman? Które gwiazdy światowego sportu mogą w przyszłym roku zagościć w naszym kraju? Jaki wpływ na rynek literatury sportowej mają wydarzenia takie jak EURO 2012? O tym wszystkim właściciele SQN opowiadają w drugiej części wywiadu:
"Chcemy, żeby ktoś, kto kupuje nasze produkty, był jak klient Apple" - wywiad część II
Bardzo interesujący wywiad.
OdpowiedzUsuńDzięki. ;) To przede wszystkim zasługa rozmówców, którzy bardzo ciekawie i wyczerpująco odpowiadali na pytania. Widać, że to prawdziwi pasjonaci.
Usuńtak ....widać że lubią to co robią ......hg
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !
OdpowiedzUsuń