Marcin Prus był jedną z najbarwniejszych postaci polskiej siatkówki.
Częste zmiany koloru włosów, żywiołowe zachowanie na parkiecie, zawsze luźny
styl bycia poza nim. Autobiografia siatkarza zatytułowana „Wszystkie barwy
siatkówki” bardzo dobrze oddaje charakter byłego zawodnika Mostostalu
Kędzierzyn-Koźle i reprezentacji Polski. Z jej autorem porozmawiałem przy
okazji promocji wspomnień na 17. Targach Książki w Krakowie. Zapraszam do zapoznania się z rozmową.
- Jak doszło do tego, że Marcin Prus stał się pierwszym polskim
siatkarzem, który wydał autobiografię?
Takiej książki dotychczas nie
było, dlatego zdecydowałem, że warto, żeby powstała. To wszystko, co miało miejsce
w moim życiu, przełożyło się na wiele doświadczeń, którymi chciałem się
podzielić. Warto było spisać zarówno te przeżycia, które były w okresie wieku
juniorskiego – Szkoła Mistrzostwa Sportowego, mistrzostwa świata juniorów, jak
i seniorskiego – występy w klubach czy rywalizacja o mistrzostwo Polski. To
wszystko można było zazębić w fajną całość. Wydawało mi się, że jeżeli ktoś
miałby taką książkę stworzyć, to byłbym to właśnie ja. Zamysł był bardzo prosty
– kiedyś zadzwoniła do mnie pewna firma i zapytała, co u mnie słychać. W
związku z tym miałem opisać to, co się działo kiedyś z moim zdrowiem. Usiadłem
do pisania i w przeciągu dwóch dni miałem już osiem stron. Stwierdziłem, że
skoro idzie to tak fajnie i płynnie, to dlaczego nie napisać całej książki?
Tytuł autobiografii wymyśliłem bardzo szybko. Odnosi się on nie tylko do koloru
moich włosów, które idealnie nadawały się do tego, żeby do nich nawiązać. Tytuł
„Wszystkie barwy siatkówki” dotyczy przede wszystkim tego, co dzieje się po
drugiej stronie siatki.
- Nikt nie musiał Cię więc namawiać do spisania wspomnień?
Wręcz przeciwnie, ludzie pytali:
po co ty to chcesz zrobić? Nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, że może
być bardzo fajny wydźwięk takiej książki. Martwili się przede wszystkim tym, że
będą ujawniane kulisy, które niekoniecznie powinny ujrzeć światło dzienne.
Natomiast w rzeczywistości ja nie miałem takich bujnych historii, którymi można
by narobić problemów innym osobom. „Wszystkie barwy siatkówki” to książka
opisująca mnie i moje przeżycia. Dla osób, które jej nie czytały – warto
zwrócić uwagę na to, że jestem tam głównie ja. To jest moja autobiografia,
która opisuje moje przeżycia, moje historie. Ludzi raczej ciężko tam znaleźć.
- Rozumiem, że były obawy środowiska siatkarskiego przed premierą
Twojej biografii?
Powiem szczerze, że zawsze będą
obawy takich osób, które teoretycznie mają coś za uszami, a nie do końca chcą,
aby to gdzieś się pojawiło. Środowisko siatkarskie jest środowiskiem bardzo
mocno poukładanym i tutaj robienie jakichś megagłupot nie wchodzi w grę. Osoby,
które mogłyby się czegokolwiek obawiać, trafiły na zły ludzki charakter. Ja
akurat jestem taką osobą, która nie ma zamiaru nikogo atakować. Nigdy mi na tym
nie zależało i nie zamierzam nigdy tego robić. Być może mam pewien żal do
ludzi, którzy nie do końca byli wobec mnie tacy, jakbym chciał. Ale tu nie
chodziło o to, żeby w książce kogokolwiek gnoić. Nie taki był jej cel. To jest
książka o mnie, o tym, co chciałem napisać. Jestem święcie przekonany, że jeśli
chciałbym być tym złym wujkiem, mógłbym nim być, ale to i tak nic by przecież
nie zmieniło.
- Z jakimi zatem opiniami na temat tej książki do tej pory się
spotkałeś?
Ogrom opinii to oceny pozytywne.
Gdybym nie latał przypadkowo po forach internetowych, żeby zobaczyć, co dzieje się
z książką, bardzo prawdopodobne, że nie trafiłbym na żaden negatywny komentarz.
Natomiast jako autor zdaję sobie sprawę z tego, że negatywne komentarze muszą
się tak czy inaczej pojawić. I to nie obiektywne, ale negatywne z punktu
widzenia zwykłego hattera, który i tak na wszystko ładuje i nie ma większego
znaczenia, czy mu się to podoba czy nie, bo trzeba coś zgnoić i pokazać, że
jednak ja tu jestem mocą, a internet jest potęgą (śmiech). Spotkałem się przede
wszystkim z pozytywnymi opiniami ze strony środowiska siatkarskiego. Doceniono,
że rzeczywistość została przedstawiona taką, jaką ona wtedy była. Różne osoby dziękują
mi nawet za to, że nie atakuję ludzi, bo to nie miałoby sensu i oni też zdają
sobie sprawę z tego, że nic by to nie wniosło. Dostałem negatywną opinię, że
nie wiadomo, po co jest złota zakładka w środku, bo książkę czyta się od deski
do deski. Więc jeśli to jest negatywna opinia, to jak najbardziej ją chłonę.
Cieszy mnie to, że osoby, które grają w siatkówkę zawodowo, czyli głównie moi
koledzy i koleżanki, nie wypowiadają się żadnym negatywnym słowem o tym, co
zostało w autobiografii uwzględnione. Jeszcze bardziej cieszy mnie, że w tej
książce po części znaleźli samych siebie. Z mojego punktu widzenia taki był
cel, żebym ja, jako osoba mająca możliwość napisania wspomnień, zrobił to, a każdy
z tych ludzi, z którymi grałem, znalazł w książce cząsteczkę siebie.
- Po lekturze „Wszystkich barw siatkówki” miałem nieodparte wrażenie,
że nie w pełni przedstawiłeś w książce sportową część swojego życia. Tak
naprawdę w Twojej autobiografii niewiele jest o meczach Ligi Światowej czy Ligi
Mistrzów, za to sporo o życiu prywatnym.
Akurat życia prywatnego tam
prawie w ogóle nie ma, jeśli chodzi o taką prywatę stricte rodzinną, bo
umiejętnie staram się dystansować z tym, co chcę przekazać, do tego, co ludzie
chcą czytać. „Wszystkie barwy siatkówki” miały na celu zobrazowanie tego, co
działo się w mojej głowie. Pierwsza książka miała przede wszystkim pokazać
mnie. To nie miała być biografia, w której pokazuje się przeżycia i odczucia
zawodnika przed i po spotkaniu, bo na to pewnie przyjdzie jeszcze pora. To
miała być książka udowadniająca, że potrafi się pisać i że jest pozytywny
odbiór. Być może w przyszłości pojawią się kolejne pozycje. Jestem na etapie
pisania drugiej książki – są to „Lalki” Prusa. Sądzę, że będzie ona mniej
grzeczna od tego, co zawarte zostało we „Wszystkich barwach siatkówki”, ale
zobaczymy, jak to wszystko z czasem się poukłada (śmiech).
- Możesz zdradzić jakieś szczegóły na temat nowej książki? Z tego co
wiem, nie będzie ona dotyczyła sportu.
Na razie zostawię czytelników z
tytułem i Prusem. Jak dobrze pokombinują, to sami będą w stanie wyciągnąć
wnioski (śmiech). „Lalki” Prusa pojawiły się w mojej głowie już parę chwil
temu. Podjąłem temat po opiniach, że podobno pierwsza książka była zbyt
grzeczna. Wymyśliłem sobie, że będę kontynuował pisarskie ciągoty,
stąd też pomysł na tą drugą książkę. Kilka ładnych rozdziałów jest już
napisanych. Jeszcze trochę trzeba jednak poczekać, żeby „Lalki” się ukazały.
- Wielu kibiców oczekiwało chyba po Tobie książki podobnej do
skandalizującej biografii Dennisa Rodmana, do którego byłeś porównywany podczas
siatkarskiej kariery. Trudno znaleźć innego polskiego siatkarza, który mógłby
napisać coś bardziej kontrowersyjnego, niż Ty.
Powiem szczerze, że my z
Rodmanem, jeśli można w ogóle takiego porównania użyć, jesteśmy zupełnie innymi
osobami. Żyjemy w różnych światach, kierujemy się zupełnie innymi wartościami.
Myślę, że to porównanie mogło być tylko i wyłącznie laickie – że były kolorowe
włosy i był sport. Natomiast w Stanach jest zupełnie inna mentalność. Przy
posiadaniu bardzo ciężkich pieniędzy można robić tam naprawdę różne dziwne
rzeczy, u nas jest to troszeczkę inne. Być może to porównanie wzięło się stąd,
że ja też wcześniej skończyłem grać, być może chodziło o żywiołowość na boisku,
charyzmę. Niech na razie te porównania zostaną takie, jakie są. Moja książka
nie miała być taką, która pokazuje wszystko od A do Z. Doszedłem do bardzo
prostego wniosku, że pewne rzeczy trzeba jednak umiejętnie dozować. Być może
było ich za mało w niektórych tematach. Sądzę jednak, że wystarczająco, żeby
zobaczyć, że aspekty życia widziane z różnych stron są czasem zupełnie inne.
- Dla mnie ciekawym wątkiem, który pojawił się w Twojej książce, był
moment zakończenia kariery. Dla sportowców jest to zwykle trudna chwila, dla
Ciebie była ona jeszcze bardziej skomplikowana, gdyż z powodu kontuzji nadeszła
niespodziewanie. W Twoim opisie można wyczuć, że był to dla Ciebie bardzo
trudny moment.
Sądzę, że dla każdego sportowca
te chwile są cholernie trudne, szczególnie dla tych zawodników, którzy kończą
kariery przedwcześnie. Jest to osobisty dramat, który odbija się szerokim echem
na psychice. Z mojego punktu widzenia też było ciężko. Byłem natomiast w stanie
na tyle sobie z tym poradzić, że te tematy, które dla mnie były ważne, można
było przekazać w taki sposób, żeby ktoś mógł z nich wyciągnąć wnioski. Ostatnio
otrzymałem informację od kolegi, że pomogłem mu w zaliczeniu przedmiotu. Nie za
bardzo wiedziałem jak, ale okazało się, że recenzował moją książkę na zadanie i
wszystko poszło tak, jak powinno być, więc też fajnie (śmiech). Ale wracając do tematu kontuzji – jest to moment, o którym
można by napisać osobną książkę. Sądzę, że każdy z tych fragmentów można by rozbudować
do ładnych kilku tomów. Chociażby z tego względu, że świadomość osoby, która
już nie gra, a robiła to całe życie, bardzo mocno się zmienia. Odnalezienie się
w pewnych momentach w tym właśnie życiu jest czymś, co z mojego punktu widzenia
przyszło trudno, ale nie aż tak trudno, jak bym się tego spodziewał. Walcząc cały
czas o to, żeby wrócić do zawodowego sportu, przechodziłem przez kolejne
operacje, które mnie od tego oddalały, więc miałem spokojną możliwość wejścia w
okres rozbratu z siatkówką (śmiech). Czasami jest to jednak bardzo drastyczne.
Trzeba też rozróżnić kończenie kariery w momencie, kiedy ona się już
wyczerpuje, ma się swoje lata i z tego względu się ją kończy. Wtedy okres
przejścia do codzienności zależy tylko i wyłącznie od środków posiadanych na
koncie. Jeżeli udaje się zarobić w trakcie kariery zawodniczej na tyle, aby
można było wymyślić sobie jakiekolwiek inne sposoby na życie – owszem, jak
najbardziej jest to dużo łatwiejsze. Gorzej, jeśli grało się przez lata, a z
pieniędzy nie zostało nic. Dlatego mówię, że te dwa tematy, które tutaj
poruszyłem, to tematy na dwie kolejne książki. Z mojego punktu widzenia można
by to bardzo dobrze opisać. Ja miałem dość płynną możliwość przejścia przez
etap kontuzji, ciągnęło się to całe osiem czy dziewięć lat, więc było trochę
czasu na to, żeby się przyzwyczaić.
- Odnalazłeś się w końcu w
dziennikarstwie, teraz zamierzasz też pisać kolejne książki. To dwie rzeczy, na
których chcesz skoncentrować swoją przyszłość, czy masz jeszcze inne pomysły na
siebie?
Tych pomysłów jest całkiem sporo,
niedawno otworzyłem na przykład szkółki siatkarskie w Kędzierzynie-Koźlu.
Książki są jednym z takich pomysłów, o ile można w ogóle powiedzieć, że ich
pisanie będzie ważnym elementem mojego życia. Jestem dziennikarzem, komentuję
mecze siatkówki w radiu (w kędzierzyńsko-kozielskim Radiu Park – przyp. red.),
a przy okazji jestem handlowcem – prowadzę własną działalność. Staram się, żeby
to wszystko się zazębiało. Co prawda jestem sam w Kędzierzynie i powiązanie
tego wszystkiego jest bardzo trudne, natomiast nie jest niemożliwe. Zawsze
wychodziłem z założenia, że jeżeli papierek leży na ulicy, to ktoś może na tym
zarobić. Wystarczy go tylko podnieść. Mówiąc wprost - jeśli ktoś chce znaleźć
pracę, to ją znajdzie. Bardzo chciałbym pozostać przy tematach siatkówki. Być
może w pewnym momencie dojdę do wniosku, że jednak trzeba wrócić do bycia
trenerem i zająć się znowu profesjonalnym graniem. Już nie od strony stricte
boiskowej, ale bardziej jako osoba, która trzyma piecze nad tym, żeby
zawodnikom było dobrze. Jeżeli coś takiego wypali – owszem, czemu nie. Na razie
są takie pomysły jak te, o których rozmawiamy. A czy na sto procent będę pisał
następne książki? Jeżeli wieczorami będzie odrobina chwili i wolna klawiatura,
to na pewno coś tam się skrobnie (śmiech).
Świetny wywiad, czytałam książkę i również nie mam nic do zarzucenia i chociaż "Lalki" jakoś mnie nie ciągną (wolałabym "Kenów" :D) to pewnie jednak sięgnę po nie :)
OdpowiedzUsuń