O Kazimierzu Górskim słyszał chyba każdy Polak. Ilu natomiast fanów
sportu pamięta o Witoldzie Zagórskim, którego sam Trener Tysiąclecia nazwał „najlepszym
szkoleniowcem gier zespołowych w historii Polski”? Zapewne niewielu. Dobrze
więc się stało, że powstała książka o sukcesach trenera narodowej kadry
koszykarzy w latach 1961-1975 oraz jego podopiecznych.
Pozycję zatytułowaną „Srebrni
chłopcy Zagórskiego” napisali dziennikarze – Marek i Łukasz Ceglińscy (ojciec i
syn). Ukazała się ona na początku października nakładem Studia AWP z Warszawy. Mimo
że jej tytuł nawiązuje bezpośrednio do Mistrzostw Europy we Wrocławiu z 1963
roku, w których po srebrny medal sięgnęli polscy koszykarze, książka stanowi
niezwykle interesujące kompendium wiedzy nie tylko o tym turnieju. Największy
sukces w dziejach rodzimej męskiej koszykówki stanowi jedynie pretekst do
ukazania historii polskiego basketu lat 50., 60 i nawet 70. Dzieło Ceglińskich
świetnie charakteryzuje podtytuł „Medalowa dekada polskich koszykarzy”, choć
ramy czasowe książki są nieco szersze.
Zdecydowanie największą zaletą
pozycji „Srebrni chłopcy Zagórskiego” jest fakt, że została ona napisana w formie
reportażu. Autorzy odwiedzili bohaterów wrocławskiego turnieju – zawodników i
trenera Zagórskiego, zdobywając bardzo cenne wypowiedzi, które wzbogaciły książkę.
Jeśli nie było to możliwe, gdyż koszykarze już zmarli, Ceglińscy dotarli do ich
rodzin. Dzięki temu, mimo że jeden z reprezentantów oraz zawodników Warmii
Olsztyn i Wisły Kraków – Bogdan Likszo, zmarł na zawał serca w 1993 r., autorzy
tworzą bardzo ciekawy rozdział poświęcony jego karierze. O mężu opowiada w nim
Barbara Likszo, również koszykarka krakowskiej drużyny. Mówi między innymi o
tym, że z przyszłym małżonkiem połączył ją… klub, gdyż jego władze przydzieliły
im wspólne mieszkanie, a także zorganizowały w związku z tym ślub cywilny,
sądząc, że są parą. Było jednak trochę inaczej – Bogdan i Barbara spotykali
się, ale razem z paczką znajomych, choć wszyscy uważali, że są razem. Tak już
jednak zostało, a po latach kobieta w książce mówi, że Liszko był wspaniałym
mężem i ojcem, ale zastanawia się nad tym, czy była to tak naprawdę miłość.
Podobnych historii, niekoniecznie związanych z życiem prywatnym podopiecznych
Zagórskiego, jest w dziele Ceglińskich bardzo wiele. To sprawia, że książka jest
zbiorem znakomitych reportaży, z których każdy stanowi intrygującą opowieść.
Ale nie tylko życiowe historie
polskich koszykarzy i trenerów składają się na pozycję „Srebrni chłopcy
Zagórskiego”. Jak wspominałem, wrocławskie Mistrzostwa Europy z 1963 r.
stanowią główny temat, punkt wyjścia. W książce znaleźć można informacje o ciekawych
okolicznościach turnieju – epidemii ospy we Wrocławiu, która postawiła pod
znakiem zapytania rozegranie mistrzostw w tym mieście, konkursie na plakat
imprezy, który ostatecznie wygrał Waldemar Świerzy, później jeden z najsłynniejszych
grafików na świecie, czy nowoczesnej tablicy wynikowej Longines, która zawisła
pod sklepieniem Hali Ludowej. Opis okoliczności mistrzostw uatrakcyjniają
wypowiedzi, odpowiednio, organizatora Kajetana Hądzelka i wspomnianego grafika.
Autorzy w prawie każdym rozdziale opisują także jedno spotkanie Polaków w tym
turnieju, za każdym razem wymieniając nazwisko wyróżniającego się polskiego
zawodnika i następnie przedstawiając w tej samej części jego sylwetkę. Dzięki
takiej koncepcji czytelnik ma możliwość dogłębnego poznania wszystkich srebrnych
medalistów mistrzostw Starego Kontynentu. Przeczytać może o Mieczysławie
Łopatce i Januszu Wichowskim – najlepszych ówczesnych polskich koszykarzach,
poznaje także zawodników takich jak Jerzy Piskun, Zbigniew Dregier (prawa ręka
trenera Zagórskiego) czy Stanisław Olejniczak. Całość wieńczy rozdział poświęcony Witoldowi Zagórskiemu - byłemu reprezentantowi, znakomitemu szkoleniowcowi, który był na stażach w USA, jako pierwszy trener w Polsce stosował trening z woreczkami obciążeniowymi i wprowadzał wiele nowych elementów, które pozwalały mu osiągać sukcesy z reprezentacją, ze srebrem i dwoma brązami ME na czele. Z każdą osobą opisaną w książce wiąże się wiele
interesujących historii, każdy wnosi do opowieści o sukcesie reprezentacji coś
nowego. Autorom należą się duże brawa za to, że potrafili zaprezentować dzieje
drużyny w ciekawy sposób, nie zanudzając czytelnika, za to przytaczając poprzez
jej członków mnóstwo anegdot.
Muszę przyznać, że z lektury „Srebrnych
chłopców Zagórskiego” dowiedziałem się naprawdę wiele. I to nie tylko dlatego,
że koszykówką nigdy nie interesowałem się tak mocno, jak innymi dyscyplinami sportowymi.
Pewnie w innej pozycji o baskecie znalazłbym nie mniej informacji, ale jestem
przekonany, że wiele anegdot, które znalazły się w książce Ceglińskich,
pozostanie w mojej pamięci na lata. Autorzy bardzo sprawnie wyłowili z
opowieści bohaterów i relacji prasowych intrygujące historie i na nich skupili
się w swoim dziele. Niezwykle istotne okazało się dziennikarskie doświadczenie
Łukasza i Marka Ceglińskich, które sprawiło, że powstał świetny reportaż.
Kibice piłkarscy mają znakomity „Wielki Widzew” Marka Wawrzynowskiego, fani
koszykówki mogą zaczytywać się w „Srebrnych chłopcach Zagórskiego”. Obie
pozycje mają wiele wspólnego – obie czyta się od deski do deski, z wypiekami na
twarzy, co chwilę odrywając wzrok od tekstu z myślą, jak fascynującą opowieść właśnie
się przeczytało.
Historia meczu Polski z Rumunią,
w którym do minimalnego zwycięstwa rodaków przyczynił się spiker, Ludwik
Miętta, namawiając kibiców do głośnego dopingu i narażając się jednocześnie na
utratę posady. Opis życiorysu Mariana Kozłowskiego – wieloletniego prezesa
PZKosz, który, według informacji zawartych w teczkach IPN-u (kolejna pochwała
dla autorów, którzy przytaczają to źródło), był pracownikiem bezpieki i „brał
udział w walkach o utrwalenie władzy ludowej”. Wiele podobnych historii znaleźć
można w książce Ceglińskich. Jeśli czytelnik chce dowiedzieć się, co wspólnego
ma obecny prezydent FIFA – Sepp Blatter z apelacją reprezentacji USA po
przegranym w skandalicznych okolicznościach meczu finałowym z ZSRR na Igrzyskach
Olimpijskich w Monachium w 1972 r. (pierwsza olimpijska porażka Amerykanów w
koszykówce po 63 zwycięskich meczach!), dlaczego polskie koszykarki podczas
jednego z meczów reprezentacji we Włoszech skarżyły się, że „Kubanki mają
żelazne cycki”, czy dlaczego najlepszy zawodnik wrocławskiego turnieju –
Hiszpan Emiliano Rodriguez miał na granicy problemy z przewiezieniem… nagrody,
którą otrzymał za swoją grę w mistrzostwach, koniecznie powinien sięgnąć po „Srebrnych
chłopców Zagórskiego”. To znakomita książka nie tylko o największym sukcesie w
dziejach polskich koszykówki, ale także pasjonująca opowieść o rodzimym
(zresztą nie tylko, ale w większości) baskecie.
Jedynym, co trochę przeszkadzało
mi w czytaniu, były odautorskie wstawki i zwroty do opisywanych bohaterów użyte
w kilku miejscach przez Marka Ceglińskiego. W przypadku opisu okoliczności
spotkań z bohaterami książki (np. krótki opis pobytu u państwa Zagórskich w
Austrii), takie działanie jest uzasadnione, wpisuje się w formę reportażu. Natomiast nie do
końca rozumiem pisanie o własnych doświadczeniach we fragmentach, w których,
przykładowo, Marek Cegliński wspomina o płytach winylowych zdobywanych za młodu
dzięki koszykarzom. Myślę, że korzystniej byłoby napisać o tym samym, odnosząc się do ogółu społeczeństwa. Nigdy nie byłem zwolennikiem ujawniania się autorów podczas
narracji, uważam, że powinni oni pozostawić miejsce bohaterom swojej opowieści,
a sami napisać coś o sobie we wstępie lub zakończeniu. Ich praca i tak zostanie przecież doceniona. Oczywiście, niekiedy
forma książki jest taka, że autor od początku do końca czyni siebie jednym z
bohaterów (patrz „Futbol w cieniu Holokaustu”), jednak w przypadku „Srebrnych
chłopców Zagórskiego” tak nie jest. Odautorskie fragmenty niezbyt pasowały mi do
przyjętej formy opisu, zaburzały trochę spójność książki. Bardziej jednak od tego
przeszkadzało mi użycie zwrotów takich jak „Szacunek, panie Bogdanie!” czy „Wielokroć
więcej, pani Barbaro!” w odniesieniu do małżeństwa Likszów. Od razu na myśl przywołuje
to dziennikarstwo niezbyt wysokich lotów. Trzeba jednak oddać, że takich fragmentów jest niewiele, a
całą książkę czyta się przyjemnie i sprawnie. Brak w niej też literówek
(wyłapałem jedną) i oczywistych błędów, co jest niewątpliwym plusem.
Podsumowując, „Srebrni chłopcy
Zagórskiego” to świetna reporterska książka o sporcie. Autorzy podjęli się
szerszego opisu tematu, który dotychczas nie doczekał się odpowiedniego opracowania.
Wśród pozycji sportowych, w których często pisze się po raz kolejny o tym
samym, dzieło Ceglińskich zdecydowanie wyróżnia się oryginalnością. Dobrze, że
autorzy w formie książki udokumentowali największy sukces w historii polskiej
męskiej koszykówki oraz przedstawili bardzo dokładnie i w ciekawy sposób jego
ojców – trenera Witolda Zagórskiego wraz z podopiecznymi. Niewiele w historii
polskiego sportu tak wielkich sukcesów, dlatego dobrze, że jeden z nich, dzięki
Markowi i Łukaszowi Ceglińskim, nie zostanie zapomniany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz