niedziela, 28 lipca 2013

Rajd z Loebem

„Opowiedzieć o swoim życiu – wspaniała rzecz! Kogo to jednak może zainteresować?”. Takimi słowami rozpoczyna swoją autobiografię Sebastien Loeb – dziewięciokrotny mistrz świata w rajdach samochodowych. Po lekturze książki „Mój styl jazdy” okazuje się, że Francuz ma całkiem sporo do przekazania, a jego wspomnienia czyta się naprawdę dobrze.

Na polskie wydanie autobiografii Loeba zdecydowało się w tym roku krakowskie Wydawnictwo Sine Qua Non, udowadniając po raz kolejny, że potrafi wypełnić rynkową niszę. Dotychczas kibice sportów motorowych, poza opracowaniami dotyczącymi Formuły 1, nie mieli zbyt dużego wyboru w książkach o rajdowcach. Oprócz pozycji o Kuligu, Hołowczycu i Sobiesławie Zasadzie, próżno było szukać w księgarniach innych wydawnictw opisujących zmagania kierowców, zwłaszcza tych spoza Polski. Premiera autobiografii Sebastiena Loeba jest więc być może światłem w tunelu dla wszystkich fanów motoryzacji.

Mimo iż „Mój styl jazdy” w swojej formie nie jest niczym wyjątkowym (chronologiczne przedstawienie wydarzeń z życia bohatera po krótkiej retrospekcji na wstępie), książkę czyta się dobrze. Początkowe obawy autora co do tego, czy jego wspomnienia mogą zaciekawić czytelników, znikają już po lekturze pierwszych kilkunastu stron. Pozycja napisana jest bowiem bardzo sprawnie i zwyczajnie wciąga odbiorcę, który chce dowiedzieć się, jak niesfornemu dzieciakowi udało się zostać najwybitniejszym kierowcą w historii rajdów samochodowych.

Dużą zaletą pozycji napisanej przez Francuza jest fakt, że ujął on w książce wyłącznie najważniejsze wydarzenia ze swojego życia. W zasadzie brak jest fragmentów, w których autor rozwleka się nad poszczególnymi kwestiami, dzięki czemu „Mój styl jazdy” czyta się bardzo szybko. Loeb po krótce przedstawia historię swojej rodziny. Czyni to w taki sposób, że czytelnik dowiaduje się o niej wystarczająco dużo, nie czując się jednocześnie zanudzony informacjami na jej temat. Francuz podobnie czyni również w przypadku innych wątków, ściśle trzymając się wydarzeń związanych z rajdami. Niewiele jest w książce fragmentów dotyczących jego życia prywatnego. Jeśli już autor czyni podobny wywód, zawsze opowiada jakąś historię w kontekście swojej kariery – jak wtedy, gdy wspomina o pierwszych rajdowych doświadczeniach przeżywanych wspólnie z kolegami czy licznych zatrzymaniach przez policję za szybką jazdę. Sebastien Loeb wspomina zresztą, że nigdy nie chciał być celebrytą, czego potwierdzeniem jest jego biografia. Dzięki takiej formie czytelnik może mieć pewność, że ma do czynienia ze wspomnieniami sportowca, czego nie można było powiedzieć chociażby w przypadku pozycji „Powinienem być już martwy” Dennisa Rodmana.

Lektura autobiografii francuskiego kierowcy rajdowego pozwala dobrze poznać, jakim jest człowiekiem. Autor wydaje się być całkowicie szczery z czytelnikiem, prezentując się jako osoba niepotrafiąca usiedzieć w miejscu, pełna pasji i absolutnie zakochana we wszystkich rzeczach, które poruszają się ze znaczną prędkością. Obok tych cech, Loeb ukazuje jednak również swoje drugie oblicze. Jest to oblicze osoby nieśmiałej i skrytej, która wysoko ceni życie rodzinne. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Francuz to po prostu wielki pasjonat, który w życiu miał bardzo dużo szczęścia. Motoryzacja, którą interesował się od najmłodszych lat, dała mu wymarzony zawód, który przyniósł sławę i pieniądze. Loeb nie byłby jednak najlepszym kierowcom rajdowym wszech czasów, gdyby nie ogromne szczęście i ludzie, którzy uwierzyli w jego talent. Loeb nie ukrywa zresztą, że jest życiowym szczęściarzem. Z każdym kłopotów, a tych szczególnie w młodym wieku miał dużo, wychodził bez szwanku, a później spotkał osoby, które pomogły mu zaistnieć w wyścigach rajdowych. Bez ich pomocy historia Francuza byłaby jedną z kolejnych opowieści o zmarnowanym talencie. „Mój styl jazdy” przypomina, jak ważny jest w życiu upór, ale także zwykły fart.

Sebastien Loeb ciekawie opowiada zresztą nie tylko o sobie, ale także o ważnych osobach, które spotkał w swoim życiu. Bardzo dobrze, że znacznie więcej miejsca poświęcił swojemu wieloletniemu pilotowi – Danielowi Elenie, niż żonie. To potwierdza po raz kolejny, że „Mój styl jazdy” to przede wszystkim wspomnienia sportowca, a nie celebryty. Fragmenty dotyczące pilota są zresztą najciekawsze w całej książce, być może z tego względu, że jest on osobą przesądną, co często rodziło zabawne sytuacje, które opisuje Loeb. Podobnie jest z historią krótkiej przygody Dominique’a Heintza w roli pilota. Opowieść o jego przerażeniu po pierwszym wspólnym rajdzie z przyszłym mistrzem świata jest bardzo zabawna. W biografii znaleźć można jeszcze kilka innych momentów, przy których można się uśmiechnąć, choć nie jest ich wiele. Widać wyraźnie, że celem Loeba nie było było wyłącznie rozbawienie odbiorców.

Francuz, będący na co dzień człowiekiem małomównym, w swojej biografii absolutnie się otworzył, dzieląc się z czytelnikami nie tylko swoim życiem, ale także przemyśleniami i życiowymi priorytetami. Można odnieść wrażenie, że Loeb potrzebował tej książki, aby podzielić się w końcu tym, co przeżył. Autor zaprasza czytelnika na fotel pasażera, aby zabrać go na rajd po swoim życiu. Wyścig przebiega bardzo sprawnie, brak w nim przestojów, dzięki czemu jest bardzo dynamiczny. Ostatecznie czytelnik wychodzi z rajdowego samochodu bez poczucia zmarnowanego czasu, za to z pewnością, że dobrze poznał kierowcę i jego styl jazdy. Polecam wszystkim taką przejażdżkę.

4 komentarze:

  1. Bardzo dobra recenzja. Mam tę książkę w domu i byłem bardzo zaskoczony jak dobrze się ją czytało. Ale ja jestem maniakiem rajdowym, więc łykam wszystko co ma "rally" w nazwie ;-) Dobrze wiedzieć, że książka podoba się nie tylko fanom rajdów :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede mną jeszcze autobiografia Colina McRae, a kiedyś udało mi się kupić absolutny unikat - wspomnienia Ari Vatanena "Liczy się każda sekunda" z lat 90.

      Usuń
  2. Bycie rajdowcem to fajna sprawa, ale tutaj trzeba się wykazać umiejętnościami i pewnymi sukcesami, żeby być zauważonym. Aż przypomniał mi się nasz Kubica i jego pech z wypadkami w trakcie konkursów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pech ogromny, tym bardziej, że kontrakt z Ferrari podobno czekał tylko na podpis... Aż żal myśleć, gdzie dziś mógłby być Robert Kubica. Ale taki sport - nie ryzykujesz, nie wygrywasz, jak w skokach narciarskich...

      Usuń