środa, 18 grudnia 2013

"Nie kierujemy się wyłącznie zyskiem" - wywiad z Łukaszem Kuśnierzem i Przemysławem Romańskim z Sine Qua Non (cz. 1)

Od prawej: Łukasz Kuśnierz, Przemysław Romański
i Michał Rędziak, czyli właściciele SQN w komplecie
Historia powstania Wydawnictwa Sine Qua Non to opowieść rodem z Hollywood. W 2010 roku dwaj koledzy pracujący w firmie zajmującej się dystrybucją sprzętu komputerowego postanowili zacząć wydawać książki. Jako że jeden z nich jest zagorzałym fanem futbolu i FC Barcelony, postarał się o to, żeby w Polsce ukazały się wspomnienia Andrésa Iniesty. Autobiografia hiszpańskiego piłkarza okazała się dużym sukcesem, który pociągnął za sobą kolejne pozycje. Do tego stopnia, że dziś Sine Qua Non to wydawnictwo wypuszczające na polski rynek zdecydowanie największą liczbę książek sportowych. Zapraszam na pierwszą część ekskluzywnej rozmowy z jego założycielami - Łukaszem Kuśnierzem i Przemysławem Romańskim.

- Jaka myśl przyświecała Panom, kiedy w 2010 roku zakładaliście Wydawnictwo Sine Qua Non?

Łukasz Kuśnierz: Kiedy zakładaliśmy Sine Qua Non, nie było to w ogóle wydawnictwo sportowe. Pierwsza książka, którą wydaliśmy, była związana z popkulturą, a dokładnie z serialem telewizyjnym, którego obaj byliśmy fanami. Przemek trafił na książkę o tym serialu i zapytał mnie, czy chciałbym mu pomóc w jej wydaniu. Powiedziałem, że jak najbardziej możemy spróbować. To było w połowie 2010 roku, natomiast w 2011 Przemek, jako wielki fan FC Barcelony, przyszedł do mnie z książką Andrésa Iniesty, o której przeczytał gdzieś w internecie. Pamiętam, że na początku planowaliśmy wydać ją w nakładzie 700 egzemplarzy. Ostatecznie przekonaliśmy się do 1000.
Przemysław Romański: Chcieliśmy wydać tę książkę dla samych siebie, dla własnej frajdy i ewentualnie grona najbliższych znajomych.
Ł.K.: Ta pierwsza książka jakoś się tam sprzedawała, nie był to wtedy jeszcze bestseller, ale szło całkiem nieźle. Podobało nam się to, co wokół niej zrobiliśmy. Kiedy Przemek przyszedł z tematem książki piłkarskiej, pomyślałem: „Czemu nie?”. Choć nie mam do końca sportowego usposobienia, stwierdziłem, że spróbujemy ją wydać. No i tak to się zaczęło.
P.R.: Biografię Iniesty udało się wydać przy okazji La Manity (zwycięstwo FC Barcelony nad Realem Madryt 5:0, było to 29 listopada 2010 roku – przyp. red.). Zrobiliśmy świetną promocję ze stacją CANAL+ i zorganizowaliśmy bezpośrednią sprzedaż dla fanów. Idealnie wstrzeliliśmy się z tą książką w okres, w którym Barcelona uważana była za najlepszą drużynę świata, a jej popularność ciągle rosła. Zespół osiągał wtedy niesamowite wyniki, a dodatkowo był to czas przedświąteczny, tuż przed mikołajkami. To był także moment odświeżenia na rynku książek sportowych, a o Barcelonie nie było wtedy żadnej pozycji. Kilka, a może nawet kilkanaście czynników złożyło się na to, że wyszedł nam ogromny sukces – i sprzedażowy, i marketingowy. To pozwoliło nam się odbić i móc inwestować w następne tytuły sportowe. Dzięki temu mogliśmy się rozwijać, to był taki pozytywny…
Ł.K.: …kopniak. Tylko od razu dodamy, że to nie było tak, że wszystko poszło ładnie, pięknie i było miło. Że po pierwszej książce od razu założyliśmy firmę, biuro, zatrudniliśmy ludzi, siedzieliśmy jako prezesi w koszulach za biurkami i czekaliśmy tylko na spływające pieniądze. Przez cały rok 2011 i połowę 2012 dzieliliśmy obowiązki między naszą stałą pracę, z której mogliśmy żyć, a wydawanie książek, które bardziej przynosiło nam satysfakcję niż jakieś pieniądze, przynajmniej w tamtym momencie. Dopiero po dwóch latach od założenia wydawnictwa stanęliśmy na nogi na tyle, żeby zająć się już wyłącznie książkami. Najpierw zrobiłem to ja, potem dołączył Przemek, jeszcze później pojawił się trzeci wspólnik…
P.R.: Odcięliśmy się od naszych podstawowych zajęć, mogliśmy się już w pełni skupić na wydawaniu książek i ich promowaniu.
Ł.K.: Zabawne jest też to, że żaden z nas nie był związany w żaden sposób z branżą wydawniczą, nawet z branżą księgarską nie mieliśmy nic wspólnego.
P.R.: Po prostu lubiliśmy czytać książki (śmiech).
Ł.K.: Tak. Znaliśmy się jako koledzy z pracy. Pracowaliśmy w jednym pokoju, biurko w biurko, w firmie, która zajmowała się dystrybucją sprzętu komputerowego. Połączyła nas pasja, i do książek i do piłki, choć to drugie raczej Przemka i Michała (Michał Rędziak – trzeci z właścicieli wydawnictwa – przyp. red.), mnie z Przemkiem bardziej wspomniany serial. Dlatego też, tak jak piszemy w misji wydawnictwa, naszym celem jest wydawanie książek z pasją.

- Czyli wejście na rynek książek sportowych wynikało bardziej z zainteresowań niż przesłanek czysto biznesowych?

"Rok w raju" Andrésa Iniesty -
pierwsza sportowa książka SQN
P.R.: Zdecydowanie tak. Wtedy zastanawialiśmy się, jaki jest powód tego, że książek sportowych nie ma na „topkach” sprzedaży, nie ma ich na wielkich promocyjnych akcjach i nie jest o nich głośno. Jasne, że przez lata były różne tytuły, i w latach 90., i wcześniej, i później, natomiast żaden nie był chyba jakimś wybitnym sukcesem. Zanim zaczęliśmy działać, ukazało się kilka książek sportowych, ale one nie były masowo obecne w księgarniach. Zastanawialiśmy się nad powodem takiego stanu rzeczy. Może część ludzi się na nich sparzyła? Może książki sportowe nie chcą się sprzedawać? Może nie ma na to rynku, a może po prostu branża księgarska opiera się tylko na pozycjach poważnych? Dlatego też biografia Iniesty była przede wszystkim książką dla nas. Gdybyśmy wydrukowali 700 czy 1000 egzemplarzy, tak jak planowaliśmy, sprzedali ten nakład wśród fanów i tak by się to skończyło, bylibyśmy zadowoleni. Tymczasem w trakcie prac nad książką okazało się, że zainteresowanie przerasta oczekiwania i później wyniki sprzedaży pokazały, że rzeczywiście był głód podobnych pozycji. Jednocześnie w przypadku książek sportowych można było mówić o niszy, w dalszym ciągu jest to zresztą nisza, która była nieodkryta. Próbowano ją odkryć, ale nikt nie zabrał się za to poważnie.
Ł.K.: Każdy postrzegał ją jako niszę, której nie warto eksplorować, gdyż zawsze będzie to nisza. Okazało się jednak, że było inaczej. Ważne jest to, że nie robiliśmy tego od razu z konkretnym pomysłem. Nie przeprowadziliśmy badań marketingowych, nie sprawdziliśmy potencjału rynku. Po prostu, tak jak mówił Przemek, sprzedaż tysiąca egzemplarzy dla fanów byłaby dla nas satysfakcjonująca, gdyż zrobilibyśmy coś wartościowego.
P.R.: Ważne jest nasze indywidualne podejście do książek, a także taka nasza „fanowskość” wewnątrz firmy. Kiedy nas zauważono, kiedy trafiliśmy na „topki” w Empiku i w innych księgarniach, wydawcy, którzy do tej pory byli kojarzeni z literaturą poważną, z książkami ważnymi, przełomowymi, stwierdzili, że skoro jest to dobry biznes, to oni też coś takiego wydadzą. Są więc firmy, nie ma sensu wymieniać ich z nazwy, które wydały lub wydadzą w przyszłości książki sportowe, będące dla nich jedną dwudziestą potencjalnego biznesu. Jeśli te wydawnictwa nie mają kogoś, kto zajmie się tym z pasją, kto będzie potrafił wczuć się w rolę fana i będzie w stanie określić wszystkie szczegóły – jakiej okładki oczekuje czytelnik, w jakiej cenie ma być książka, co ma zawierać czy jak ma być przygotowana redakcja – to nie może się to udać. Prosty przykład – przy książce Iniesty pracował redaktor z doświadczeniem w rynku księgarskim, który ma na swoim koncie kilkanaście pozycji. Po redakcji biografii okazało się, że „Champions League” tłumaczył jako mistrzostwa czegoś tam… Ostatecznie sami musieliśmy się za to zabrać. Okazało się, że redaktorzy lubiący sport, interesujący się nim, owszem, gdzieś tam są, ale musieliśmy ich dopiero znaleźć, a część po prostu wyszkolić od podstaw. Jeżeli więc wydawaniem książek sportowych zajmą się ludzie, którzy nie będą wiedzieli, jak to zrobić, to zajmą się tym raz, może drugi i w końcu to zostawią. To nie jest wbrew pozorom wybitnie prosta rzecz. Jasne, nasze początki też nie były łatwe. Książki Iniesty czy Xaviego to nie były dzieła redaktorsko i edytorsko wybitne, ale takie są prawa początkujących wydawców. My jednak, ucząc się na własnych błędach, każdą książkę, którą wydajemy od dobrych kilkunastu miesięcy, dopracowujemy pod każdym kątem, jak tylko się da. Do każdego tytułu podchodzimy indywidualnie. Są wydawcy, którzy lubią książki sportowe w serii. My czegoś takiego nie robimy. Może fajnie wygląda to na półce, ale ktoś, kto chce czytać o Messim, niekoniecznie może chcieć czytać o Cristiano Ronaldo. To są rzeczy, które trzeba potraktować osobno. Takich właśnie minielementów, które my zauważamy w trakcie pracy nad książką, jest mnóstwo. Jeżeli nie siedzi się w sporcie, te niuanse są trudne do zauważenia. Jak skierować książkę do konkretnego odbiorcy, jak współpracować z miejscami, gdzie zgromadzona jest większość targetu, jak budować relacje z mediami… Jest mnóstwo rzeczy, o których można by długo opowiadać. To jest trudny, ale jednocześnie fascynujący proces, który trzeba czuć. To nie jest łatwa praca, ale daje później wiele satysfakcji.
Ł.K.: Czytelnicy chwalą nas za to, że dostarczamy im rzeczy, których oni oczekują, że przygotowujemy nasze tytuły pod takim kątem, żeby odbiorca miał przyjemność wzięcia tej książki do ręki. Nie kierujemy się wyłącznie zyskiem. Nie oszczędzamy chociażby parudziesięciu groszy na skrzydełkach okładki. Jeśli możemy wydać coś tak, żeby czytelnik był zadowolony, to tak robimy. Chcemy, żeby fan, kupując naszą książkę, był przekonany, że dostaje nie tylko dobrą treść, o którą dbamy, ale także produkt dopracowany z każdej strony.

- W jaki sposób wybierane są książki, które następnie ukazują się nakładem SQN? Są prowadzone jakieś badania, wykazujące, czy dana pozycja będzie się cieszyć zainteresowaniem odbiorców, czy wszystko opiera się na intuicji, zainteresowaniach i osobistych sympatiach?

P.R.: Każdy z tych elementów ma wpływ na wybierane przez nas pozycje. Przede wszystkim nie wydamy nigdy książki, której sami nie chcielibyśmy przeczytać. Są tytuły, które w Anglii czy Stanach Zjednoczonych są wartościowe i być może znaleźliby się ich nabywcy także w Polsce – książka o gwiazdach hokeja, o Jimmym Carragherze czy Craigu Bellamym. Ale raz, że my nie jesteśmy fanami wymienionych osób i hokeja, dwa, jest to nisza w niszy, a trzy, nie jest to coś, z czego bylibyśmy dumni, gdybyśmy taką książkę postawili na półce. To są właśnie elementy decydujące o wyborze konkretnej pozycji. Oczywiście nigdy nie jest tak, że coś jest kategorycznie odrzucane. Możemy wyobrazić sobie książkę, która jest sportowa i ważna i nawet, jeśli nie interesuje żadnego z nas, nie oznacza to, że ją odrzucimy. Jeżeli są ludzie, którzy poczują się zadowoleni dzięki temu, że wydamy taką książkę, to jest temat do rozważenia. W wybieraniu pozycji kierujemy się po trochu każdym z elementów, które wymieniłeś. W znacznym stopniu jest to nasza intuicja, są to też rozmowy z ludźmi, ale nie takie, które są zlecane firmom zewnętrznym.
Ł.K.: Nauczyliśmy się też szacować potencjał rynkowy danej książki. Na podstawie doświadczeń wcześniejszych tytułów widzimy, jakie warunki muszą być spełnione, aby książka mogła być sukcesem komercyjnym. Tak jak powiedział Przemek, możemy wydawać niektóre publikacje z myślą o fanach – robić to „pro bono” i nieść dobrą nowinę. To jest jedna rzecz. Musimy jednak patrzeć na to także pod kątem obecnego stanu firmy i kosztów, które musimy pokryć. Jedne książki są bardziej dochodowe, inne mniej, ale finalnie na koniec roku to wszystko musi nam się spiąć tak, abyśmy mogli zainwestować w nowe tytuły, zapłacić pensje pracownikom i tak dalej. To jest też element, który w pewnym stopniu decyduje o tym, co wydajemy.
Wydaniu biografii Cristiano Ronaldo
towarzyszyły burzliwe rozmowy
P.R.: Były u nas kiedyś prowadzone rozmowy na temat biografii Cristiano Ronaldo, którą napisał Luca Caioli. Było to po wydaniu książki o Messim tego samego autora. Z jednej strony wielki szacunek dla Realu Madryt sprzed kilku lat i obecnego zresztą też, z drugiej strony ludzie, którzy są wybitnie zafascynowani Barceloną i na hasło, że w ogóle rozważamy książkę o Ronaldo, zareagowali mniej więcej tak: „OK, wydajmy ją i zróbmy publiczne spalenie jej na stosie na krakowskim Rynku w ramach promocji biografii Messiego” (śmiech). Spierały się różne stanowiska, natomiast koniec końców zadecydowało to, że jest duże grono i fanów Barcelony, i fanów Realu. Część osób potrafi obcować i z jednym, i z drugim klubem. Wszystkich tych kibiców trzeba uszanować i jeśli oni chcą taką książkę przeczytać, a w przypadku Ronaldo dochodzą do tego jeszcze fani Manchesteru United, to trzeba im ją dać. Zwłaszcza że to nie jest rzecz zła, tylko bardzo dobrze napisana biografia. Było więc w naszym procesie wyboru dużo różnych historii, sporów i ciekawostek. Koniec końców decyduje nasza chęć zaangażowania się i to, czy są w Polsce ludzie, którzy zechcą taką książkę przeczytać.
Ł.K.: Warto powiedzieć też o innych rzeczach, bo do tej pory cały czas obracamy się w kręgu piłki nożnej. Futbol jest dominujący i to nie tylko u nas, ale też u innych wydawców, ale my odkryliśmy inne obszary eksploatacji.

- Chociażby koszykówka.

Ł.K.: Na pewno koszykówka, ale też rajdy samochodowe i autobiografia Sébastiena Loeba, która została bardzo dobrze odebrana przez czytelników, siatkówka, bieganie…
P.R.: W przyszłym roku otworzymy nowe dyscypliny. Będzie trochę sportów zimowych, będzie boks, będą, wiadomo, siatkówka, koszykówka, piłka nożna…
Ł.K.: …będzie kontynuacja rajdów.
P.R.: Tak, będzie kolejna pozycja o rajdach samochodowych i jeszcze…
Ł.K.: …może będzie coś o bieganiu. Chcemy więc te inne obszary sportu także eksplorować.

- A mogą Panowie podać jakieś konkretne tytuły, które ukażą się w przyszłym roku nakładem SQN?

Ł.K.: Możemy zapowiedzieć książkę, o której dużo mówi się teraz na świecie i w Polsce na pewno też jest oczekiwana. To autobiografia Mike’a Tysona. To będzie taki duży tytuł, który wydamy.
P.R.: Bardzo fajna książka, mocno kontrowersyjna.
Ł.K.: Ukaże się u nas pod koniec przyszłego roku. Z najbliższych premier na pewno będzie coś okołonarciarskiego, nie wiem, czy chcemy zdradzić tytuł?
P.R.: Powiedzmy, że będzie to coś związanego z biegami narciarskimi, z fenomenem nie tylko Justyny Kowalczyk, ale też reszty biegaczek. Przy okazji igrzysk olimpijskich w Soczi wydamy z kolei autobiografię Bodego Millera.
Ł.K.: To jest narciarstwo alpejskie. Miller jest bardzo kontrowersyjną postacią, ale z drugiej strony jest wybitnym narciarzem.
Autobiografia Mike'a Tysona, czyli
jedna z przyszłorocznych premier SQN
P.R.: Wraca teraz po ciężkiej kontuzji, aby spróbować powalczyć jeszcze o olimpijski medal. No i wiadomo, będzie też dużo rzeczy związanych z piłką nożną, a to z okazji mistrzostw świata w Brazylii. Nie będą to jednak wyłącznie pozycje o piłkarzach. Wydamy przynajmniej dwie książki bardziej opisujące futbol jako zjawisko czy ujawniające mechanizmy nim rządzące. Jedna będzie o organizacji piłkarskiej FIFA, ale na razie bez większych szczegółów, gdyż szykujemy pod nią dużą kampanię promocyjną. Druga z kolei to książka, która została wydana w Anglii pod tytułem „The Secret Footballer”, opisująca futbol z perspektywy zawodnika autentycznie występującego na angielskich boiskach, który zdradza kulisy szatni – komentarze do meczów, przeciwników i tak dalej. Ludzie w Anglii mieli dużą frajdę, zgadując, kto jest tym sekretnym zawodnikiem. Do dziś nie jest powiedziane, kto to jest, ale są domysły, niektóre bardzo prawdopodobne. Na Wyspach wychodzi niedługo druga część tej historii, my pierwszą wydamy w przyszłym roku. Chcielibyśmy wokół niej zbudować jakieś ciekawe konkursy i zaangażować fanów. Będą więc również takie książki, które bardziej pokazują samą tematykę piłki nożnej niż konkretną postać. Aczkolwiek nie uciekamy i nie będziemy uciekać od biografii.
Ł.K.: Będzie też trochę koszykówki – fajne pozycje i przede wszystkim bardzo uznane na świecie. Szykujemy także kilka koszykarskich niespodzianek. Na pewno będzie co poczytać! Nie chcemy na tym etapie mówić jeszcze o wszystkich tytułach. Są one w przygotowaniu bądź w trakcie tworzenia, szczegóły będziemy podawać na bieżąco.

- Będziecie się Panowie starali wydawać też książki polskich autorów? Na początku SQN kojarzone było przede wszystkim z polskimi wydaniami zagranicznych pozycji.

Ł.K.: Tak jak wspominaliśmy, w naszym przypadku wydawanie książek jest realizacją pasji. Ja nie jestem w ogóle „piłkarski”, bardziej zajmuję się działką muzyczną. Natomiast Przemek z Michałem interesują się piłką, tyle że zagraniczną, stąd też mało jest u nas książek o futbolu w Polsce. Przemek dodatkowo jest fanem siatkówki i koszykówki, dlatego naszym nakładem ukazały się polskie tytuły o tych dyscyplinach. W przyszłym roku też będziemy mieli takie pozycje.
P.R.: W tym roku wydaliśmy książkę o Śląsku Wrocław, która była polskiego autora („W cieniu Śląska” Michała Wyrwy – przyp. red.), podobnie jak biografie Adama Wójcika i Marcina Prusa. W przyszłym roku trend będzie kontynuowany. Będą siatkarskie rzeczy pisane przez Polaków i, tak jak Śląsk Wrocław, opisywane będą też inne polskie kluby, być może dwa. Niestety nie mogę jeszcze powiedzieć jakie, bo konkurencja nie śpi, a obowiązują nas także umowy, gdyż są to książki powstające przy udziale klubów. Jeśli będzie taka okazja, chcemy wydawać jeszcze więcej polskich autorów. Być może uda się z flagowymi dziennikarzami najważniejszych polskich pism zrobić kilka rzeczy autorskich i biograficznych typu Kozakiewicz, którego wydała teraz Agora Michała Pola, i kilka rzeczy typowo reportażowych.
Ł.K.: Przymierzamy się też do tego, żeby z naszymi książkami, niekoniecznie polskimi, wyjść na świat. Dotychczas wydawnictwa robiły przekłady zagranicznych pozycji, które następnie ukazywały się w Polsce, natomiast mało jest sytuacji, kiedy polskie wydawnictwo chce zaistnieć za granicą. Oczywiście są wyjątki – Szymborska, Miłosz, Lem. Tacy autorzy są tłumaczeni, ale to jest często robione przy wsparciu instytucji państwowych. My chcemy wyjść na zagraniczny rynek komercyjny. Zobaczymy, czy nam się to uda.
P.R.: Jedną z pierwszych rzeczy, którą prawdopodobnie uda się wydać za granicą, jest nasz Puyol (biografia Carlesa Puyola „Kapitan o sercu wkolorze blaugrana” autorstwa Ziemowita Ochapskiego, która ukazała się 6 listopada tego roku – przyp. red.).

Biografia Puyola wydana przez SQN to
pierwsza na świecie książka o tym piłkarzu
- To chyba pierwsza na świecie biografia tego piłkarza?

P.R.: Tak, nasza książka była pierwsza. Teraz w grudniu wyjdzie katalońska wersja napisana przez tamtejszego dziennikarza, ale to inna biografia. Natomiast prowadzimy rozmowy, aby nasza pozycja była dostępna i miała swojego papierowego wydawcę w Anglii i w Hiszpanii. W przyszłym roku będą też co najmniej dwie książki o piłkarzach zagranicznych takich jak Puyol, napisane przez polskich autorów.
Ł.K.: Ciekawa rzecz jest też taka, że jeden z polskich autorów pisze książkę o zagranicznej gwieździe z jej udziałem. To jest precedens na skalę światową. Biografia Puyola na przykład jest materiałem reporterskim, ale ta pozycja, która teraz jest pisana, powstaje przy udziale bohatera i klubu, czyli jest autoryzowana przez, mogę zdradzić, światowej klasy zawodnika.

- Autorów, którzy zgłaszają się do wydawnictwa z własnymi propozycjami, jest w ostatnim czasie więcej?

Ł.K.: Z jednej strony to my szukamy autorów, z drugiej jednak spływają do nas różne propozycje. Wiemy, że inni wydawcy nie zasypiają gruszek w popiele i jestem przekonany, że każdy sportowiec, który jest teraz na topie, prędzej czy później doczeka się książki.
P.R.: Z propozycji, które przychodzą do wydawnictwa, około 10–20 procent to są rzeczy, o których warto dalej rozmawiać. Pomysły doprowadzone ostatecznie do wydania to jeszcze mniejszy procent. Natomiast faktem jest, że propozycji jest coraz więcej, przez co mamy też automatycznie większy wybór tych najbardziej wartościowych. Zdarza się często tak, że jednego dnia myślimy o jakimś projekcie, a następnego dostajemy zgłoszenie od kogoś, kto ma pomysł na taką samą książkę. Wystarczy tylko doszlifować szczegóły i możemy działać.
Ł.K.: Nieraz było odwrotnie – nie udało nam się znaleźć autora do pomysłu, który chcieliśmy zrealizować. Szukaliśmy kogoś, kto mógłby coś napisać na wybrany przez nas temat, ale były problemy ze znalezieniem odpowiedniej osoby.

- Mogą Panowie określić, czy tych pozycji sportowych SQN w przyszłym roku będzie więcej? W tym doliczyłem się 21 nowych publikacji.

Ł.K.: W tym momencie nie jest to jeszcze dokładnie określone.
P.R.: Ważnym czynnikiem jest to, że w przyszłym roku będzie mundial. Wiadomo, że przy tej okazji książek musi być trochę więcej, bo jest to szansa, którą można wykorzystać. Natomiast pozycji sportowych ogólnie będzie więcej, gdyż inne wydawnictwa też szykują na przyszły rok swoje premiery.
Ł.K.: Pytanie jest też takie, co możemy nazwać książką. Można zrobić projekt składający się ze zdjęć, dodać parę tekstów, tylko czy jest to wtedy literatura? Wracając do pytania, czy książek sportowych będzie więcej – trudno powiedzieć. U nas ich wydawanie wiąże się z koniunkturą na rynku. Nieraz jest tak, że mamy książkę o kimś, ale musimy poczekać z jej wydaniem na to, jak potoczy się kariera tej osoby.
P.R.: Na przykład zepsuliśmy karierę trenerowi Anastasiemu (śmiech).
Ł.K.: Śmiejemy się, że czasem wisi nad nami jakieś fatum – kiedy wydajemy książkę o kimś, to ten ktoś przestaje nagle odnosić sukcesy. Tak więc może niedługo będziemy do sportowców wychodzić z propozycjami, że nie wydamy ich książki (śmiech).

- Wydawanie książek o sportowcach jest chyba trochę ryzykowne.

Ł.K.: Zdecydowanie, to jest jak zakłady bukmacherskie (śmiech).

- Raz dany sportowiec jest na szczycie, a w ciągu dosłownie kilku dni może upaść na samo dno.

Biografia Anastasiego była dobrym przykładem na to,
jak ważny w wydawaniu książek jest sukces sportowy
Ł.K.: Doskonale pasuje tutaj przykład Anastasiego. Wydaliśmy jego biografię zaraz po sukcesie w Lidze Światowej (złoty medal Polaków w 2012 roku – przyp. red.).
P.R.: Polacy mieli wtedy na koncie cztery duże sukcesy w wielkich imprezach i jechali na igrzyska olimpijskie, w których byli murowanym kandydatem do medalu. Wydaliśmy książkę o Anastasim jakoś trzy czy cztery dni przed ćwierćfinałem turnieju olimpijskiego. Scenariusze były więc dwa: albo Polacy awansują i pójdą dalej, a, daj Boże, zdobędą jakiś medal i wtedy ten nakład, który przygotowaliśmy, będzie niewystarczający, albo przegrają i pożegnają się z turniejem, co będzie miało negatywny wpływ na sprzedaż książki. Sprawdził się niestety ten drugi scenariusz. Od sierpnia, kiedy reprezentacja odpadła z turnieju olimpijskiego, do połowy następnego roku nie było żadnych meczów o punkty. Był jedynie jeden memoriał czy spotkanie towarzyskie, grały kluby, ale kadra nie rozgrywała już meczów o stawkę. To w znaczny sposób wpłynęło na to, że dodruku biografii Anastasiego nie było i sprzedaliśmy ją na spokojnie w dłuższym okresie. Gdyby było inaczej, książka sprzedawałaby się nadal. Autor – Adelio Pistelli – szykuje obecnie uaktualnienie, które zostanie wydane we Włoszech, ale u nas na razie nie, bo nie za bardzo jest sens i powód, żeby je robić. Są takie przypadki. Wydaliśmy teraz książkę Adama Wójcika, który był drugim trenerem reprezentacji i koszykarze też nie przywieźli medalu z mistrzostw Europy, chociaż oni akurat nie byli faworytami.
Ł.K.: W przypadku Adama Wójcika sytuacja jest jednak nieco inna, gdyż on jest legendarną postacią koszykówki, więc ten brak sukcesu nie miał jakiegoś przełożenia na sprzedaż książki. Sama biografia jest natomiast wybitna, super autor (Jacek Antczak z „Gazety Wrocławskiej” – przyp. red.), mimo że nie jest dziennikarzem sportowym, świetnie się spisał.
P.R.: Wydawanie książek o sporcie wiąże się z ryzykiem. My staramy się to ryzyko odpowiednio kalkulować. Wiemy, że są wydawcy, którzy szykują dużo premier przy okazji mistrzostw świata nie tylko w piłce nożnej, ale też w siatkówce. Ta druga impreza odbędzie się zresztą w Polsce. Konkurencja nie śpi. Wiemy, że książki już powstają i to też jest ryzyko, bo jest to po prostu coś bardzo trendowego. Są pozycje ogólne – o Messim, Ibrahimoviciu, Ronaldo, Rodmanie czy Shaqu – które będą żyły niezależnie od tego, co się będzie działo, bo albo są o zawodnikach legendach, albo traktują o wydarzeniach, które już miały miejsce.
Ł.K.: Tym bardziej że łatwiej pisać książkę o przeszłości, kiedy wie się, jak się zakończyła historia, natomiast trudniej jest opisywać coś, co jest w trakcie rozwoju. Jak już jesteśmy przy tym temacie, dodam jedną rzecz. Bardzo często pojawiają się zarzuty typu: jak piłkarz, który ma dwadzieścia parę lat, może wydać biografię?
P.R.: To samo chciałem powiedzieć.
Ł.K.: Wielokrotnie to słyszymy i bardzo często pojawia się to w komentarzach. Ale taki piłkarz jak Messi czy Ronaldo ma dużo więcej do powiedzenia, widział więcej rzeczy i doświadczył więcej niż taki, z całym szacunkiem, Szamotulski. Można pisać o skandalach, o tym, jak się uzależniłeś od czegoś i przez to miałeś problemy życiowe, ale to nie jest do końca książka sportowa. To jest książka o czyimś życiu. Jeśli chcemy poznać kulisy wielkiego futbolu i grania w topowych drużynach, to właśnie tego możemy się dowiedzieć z biografii Messiego czy Ronaldo. Taki Rooney też nie jest osobą, która ma poukładane życie od najmłodszych lat. W jego przypadku czy w przypadku Ibrahimovicia to są bardzo ciekawe historie. Nawet Messi, mimo że był od początku predysponowany do tego, żeby być piłkarzem, też od pierwszych meczów i szkółki piłkarskiej przeszedł bardzo długą drogę. Taki Robert Kubica również jest sportowcem w trakcie kariery, ma wiele sukcesów przed sobą, ale ścieżka, którą przeszedł w młodości – to jest bardzo interesujące. Jest to temat nawet na kilka książek. Sportowa kariera z czasem po prostu ewoluuje i raz może iść w taką stronę, a raz w inną.
P.R.: Jeżeli czyta ten wywiad ktoś, kto lubi pisać w komentarzach, że on nie rozumie, dlaczego czynnie grający zawodnik wydaje autobiografię lub dlaczego powstaje o nim książka, bo powinno się to robić dopiero po zakończeniu kariery, to niech przyjmie do wiadomości, że jest to, z całym szacunkiem, bzdura. Oczywiście chwalebne jest wydawanie biografii po zakończeniu przygody ze sportem i niech zrobi to każdy, o kim ktoś chce czytać. Natomiast nie jest wykluczone, że ktoś, kto ma dwadzieścia ileś lat, zjeździł cały świat, zrobił mnóstwo akcji charytatywnych, zagrał mecze reprezentacyjne w każdym zakątku świata, wygrał kilka tytułów, był na różnych galach, brał udział w akcjach reklamowych, ma do powiedzenia tyle ciekawych historii. Ale też niejeden piłkarz – polski, ukraiński, angielski czy hiszpański – który skończył karierę, niekoniecznie ma interesujące rzeczy do przekazania. Nikogo jednak nie można wykluczyć. Natomiast bzdurnym argumentem jest to, że ktoś, kto jest w trakcie kariery, nie powinien pisać książki. On o tych rzeczach, których doświadczył, może powiedzieć znacznie więcej niż ktoś, kto ma dwa razy więcej lat, a doświadczył ich dużo mniej.

- To też w dużej mierze zależy chyba od samego zawodnika? Trzeba uczciwie przyznać, że są biografie, w których nie ma nic specjalnego, czego nie można by znaleźć w innych tego typu pozycjach, ale są też książki wyróżniające się swoim poziomem. Przykładem chociażby autobiografia Lahma, w której niemiecki piłkarz wiele miejsca poświęca taktyce czy metodom szkoleniowym kolejnych trenerów.

"Dream Team", czyli najnowsza
sportowa propozycja SQN
P.R.: Dokładnie, to są unikatowe rzeczy, które zwiększają wartość książki.
Ł.K.: Na przykład w książce „Dream Team” opisana jest nawet nie cała kariera wszystkich zawodników, ile dany fragment z historii amerykańskiej drużyny koszykarskiej. Okazuje się, że to jest już wystarczający materiał na książkę. Jeżeli przepytać kogoś, co wie o tamtym zespole i jego występach na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie, to pewnie niewiele osób potrafiłoby powiedzieć tyle, ile zawarte jest w tej publikacji. Ktoś może powiedzieć, że wszystko można znaleźć w internecie. Możliwe, ale ile trzeba odwiedzić stron, ile informacji zweryfikować, bo istnieją przecież różne źródła? Nawet w przypadku takiego Iniesty i książki „Rok w raju”, która opisuje pewien epizod w jego życiu, jest to już wystarczający materiał na biografię.
P.R.: Mało tego, jak już jesteśmy przy „Dream Teamie”, jeden bardzo duży rozdział poświęcony jest tam opisowi, i to z wieloma detalami, szczegółów sparingu, w którym drużyna Michaela Jordana z gwiazdami grała z zespołem „Magica” Johnsona i jego gwiazdami. Ten mecz określany jest mianem najlepszego spotkania w historii, którego nikt nie widział. Jest nagrany jakimiś amatorskimi kamerami, Jordan z opisującym to dziennikarzem (Jack McCallum, autor książki „Dream Team” – przyp. red.) mają gdzieś te kasety u siebie. Natomiast jest to coś, czemu poświęcony jest cały rozdział, co fani koszykówki, którzy kiedyś słuchali Włodzimierza Szaranowicza, jak wołał: „Hej, hej, tu NBA”, i pamiętają ten klimat, powinni przeczytać z wypiekami na twarzy. To niesamowite, że tak mały fragment, który trwał godzinę z kawałkiem, można rozbudować do tak ciekawego rozdziału.
Ł.K.: W dodatku napisanego w bardzo interesujący sposób i nie jest to informacja tylko od nas, ale od osób spoza wydawnictwa, które czytały już tę książkę.

***

Które książki Wydawnictwa Sine Qua Non sprzedały się najlepiej? Jakie były rekordowe nakłady? Ile pieniędzy chce za przyjazd do Polski Dennis Rodman? Które gwiazdy światowego sportu mogą w przyszłym roku zagościć w naszym kraju? Jaki wpływ na rynek literatury sportowej mają wydarzenia takie jak EURO 2012? O tym wszystkim właściciele SQN opowiadają w drugiej części wywiadu:

"Chcemy, żeby ktoś, kto kupuje nasze produkty, był jak klient Apple" - wywiad część II

4 komentarze:

  1. Bardzo interesujący wywiad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. ;) To przede wszystkim zasługa rozmówców, którzy bardzo ciekawie i wyczerpująco odpowiadali na pytania. Widać, że to prawdziwi pasjonaci.

      Usuń
  2. tak ....widać że lubią to co robią ......hg

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !

    OdpowiedzUsuń