Znacie z pewnością to uczucie, gdy znajdujecie się w nowym towarzystwie. Porozmawialiście już z wszystkimi obecnymi osobami i z każdą kolejną chwilą w głowie kotłuje się tylko jedna myśl: „Co ja tu robię?”. Tak było trochę ze mną i książką
„Jestem Isia”, czyli rozmową Artura Rolaka z najlepszą polską tenisistką
Agnieszką Radwańską. Nie chodzi jednak o to, że autobiografia napisana w formie
wywiadu-rzeki jest słaba. Powodem mojego rozczarowania był fakt, że nie do
końca jest adresowana do kibiców.
Z zewnątrz książka prezentuje się
bardzo ładnie – twarda oprawa, kredowy papier, bogata szata graficzna, mnóstwo
efektownych, kolorowych zdjęć z dzieciństwa, kortu i życia prywatnego najlepszej polskiej tenisistki. Gdybym
miał określić to wydanie jednym słowem, powiedziałbym „glamour”. Okazuje się
jednak, że również jeśli chodzi o treść, wspomnienia Radwańskiej bardziej
pasują do gatunku literatury kobiecej niż sportowej. „Jestem Isia” to w
większym stopniu opowieść o gwieździe (użyłbym słowa „celebrytce”, ale autorka
za nim nie przepada), niż o sportsmence. Z jednej strony nie można się temu
specjalnie dziwić – za wypuszczenie tej pozycji na rynek odpowiada Burda
Publishing, wydawca magazynów takich jak „Claudia”, „Gala” i „Glamour”. Jestem
przekonany, że dla czytelniczek tych pism będzie to idealna lektura. Z drugiej
strony mamy jednak autora, którym jest Artur Rolak – znawca i ekspert tenisa,
który zna się na nim doskonale, ma ogromną wiedzę i doświadczenie. Wydawać by
się mogło, że jeśli on prowadzi rozmowę z Radwańską, będzie ona dla kibica
niezwykle ciekawa, bo skoncentrowana przede wszystkim na sporcie. Po części tak
jest, ale odniosłem wrażenie, że autor został stłamszony przez koncepcję
książki, która ma zainteresować również (a może przede wszystkim?) kompletnych
laików. Zbyt duży nacisk położony został na przedstawienie „Isi” prywatnie, natomiast przybliżenie kulisów jej światowej kariery, najważniejszych meczów i wielkiego
tenisa zostało nieco zmarginalizowane.
Sport na drugim planie
Uczucie niedosytu rośnie w
czytelniku z każdym kolejnym rozdziałem. Zaczyna się obiecująco – od wstępu
autorstwa Rolaka, który wyjaśnia, jak to się stało, że Radwańskie tenisa uczyły
się w Gronau. Bardzo dobry reportersko fragment i można zaryzykować
stwierdzenie, że gdyby dalej narracja prowadzona była w tej samej formie,
książka byłaby zdecydowanie ciekawsza dla kibica. Potem zaczyna się jednak
właściwa część, czyli wywiad-rzeka. Już pierwsze pytanie przynosi jednak
rozczarowanie: „Dlaczego «Isia»?”, pyta autor, a to trochę tak, jak gdyby
rozmowę z muzykami rozpoczynał od pytania o pochodzenie nazwy zespołu – coś,
czego nienawidzi każdy artysta. Nie są to niestety złe miłego początku, bo choć książkę czyta się bardzo sprawnie, autorom nie udało się w pełni osiągnąć efektu realnego dialogu
między pytającym a odpowiadającą. Coś, co świetnie sprawdziło się w przypadku
chociażby rozmowy Szczepana Twardocha z Mamedem Khalidovem (odsyłam do recenzji
ich publikacji „Lepiej, byś tam umarł”), tutaj nie zdało egzaminu. Czytając
niektóre pytania, miałem wrażenie, że autor ograniczony jest listą rzeczy, o które
musi zapytać. Zdarzało się, że kolejne pytanie nie wynikało naturalnie z poprzedniego, wątki nie zawsze były sprawnie łączone, czego przykładem może być temat znaczka pocztowego z
wizerunkiem Radwańskiej wypuszczonego w Gwinei Bissau. Autor pyta, czy „Isia”
wiedziała o tym, że została tak uhonorowana, co bardzo mnie zaciekawiło.
Tenisistka odpowiada krótko, że nie wiedziała i nie ma tego znaczka. Dziękuję,
dobranoc, następne pytanie, które dotyczy już czegoś zupełnie innego.
Oczywiście powiązanie wszystkich wątków i pytań przez ponad 200 stron nie jest
łatwe, ale na tym właśnie polega sztuka dobrego wywiadu-rzeki. Tutaj zabrakło
takiego dobrania tematów, by czytelnik odniósł wrażenie, że przysłuchuje się
rozmowie dwóch osób, a nie jest świadkiem wypełniania przez główną bohaterkę
kwestionariusza.
Dobrze jednak, że dziennikarzem, który zadanie pytania, jest tenisowy ekspert. Gdyby wywiad przeprowadzała jedna z redaktorek kobiecych pism, efekt końcowy byłby pewnie jeszcze bardziej jednostronny (czego przykładem może być „Kuba”, czyli autobiografia Kuby Błaszczykowskiego
napisana z Małgorzatą Domagalik, redaktorką naczelną „Gali”, gdzie wątki sportowe były zupełnie zmarginalizowane lub przedstawione po prostu śmiesznie z punktu widzenia kibica). Niewątpliwym
plusem Artura Rolaka jest na pewno także dobra znajomość z Agnieszką i jej otoczeniem,
dzięki czemu dziennikarz zadaje kilka pytań chociażby o sytuacje, o których słyszał od jej
znajomych. Swoją wiedzą autor czasem zaskakuje samą "Isię", co jest dowodem tego, że zna się na rzeczy i dobrze przygotował się do rozmowy. Nie jest też tak, że w książce tenis jest w ogóle pomijany. Pierwszy
rozdział dotyczący dzieciństwa „Isi” i początku jej przygody ze sportem jest bardzo interesujący, bo pokazuje, jak wiele wyrzeczeń kosztowało siostry Radwańskie
przedarcie się do tenisowej czołówki. Kolejny, w którym dobrze omówione zostały relacje Agnieszki z
ojcem - zarówno te zawodowe, jak i rodzinne, też czyta się jeszcze nieźle, ale zabrakło więcej kulis najważniejszych meczów. Świetnie pokazany został finał Wimbledonu z
2012 roku, gdzie Polka opowiedziała o presji i braku doświadczenia, które ją
zgubiły. Takich fragmentów mogłoby być więcej zwłaszcza na kolejnych kartkach książki, gdzie mocno zaczyna dominować pozasportowe życie Polki. Możliwość jego poznania jest oczywiście dużą zaletą każdej autobiografii, ale we wszystkim trzeba
znać umiar. We wspomnieniach „Jestem Isia” proporcje zostały dobrane tak, by
sport był jedynie tłem do opowieści o pozasportowym życiu Radwańskiej. Nawet tam, gdzie autorzy rozmawiają o tenisie, pojawiają się wątki rodem z portali plotkarskich (przygotowania do ślubu, pierwsze randki, gotowanie, przystojni trenerzy, itd.).
„Wyjdź na kort i pokaż, co potrafisz”
Mimo tego pierwsze rozdziały czyta się całkiem nieźle, ale później następuje dosyć radykalny zwrot, co trudno było mi zaakceptować, choć naprawdę starałem się być otwarty i wyrozumiały.
Przyjąłem na spokojnie, że autor pyta o torebki i buty Radwańskiej, które ta
namiętnie kupuje. Zrozumiałem, gdy padło pytanie o to, dlaczego podoba jej się
Gareth Bale. Przedarłem się nawet przez fragmenty poświęcone związkowi z
Dawidem Celtem. Ba, byłem w stanie zaakceptować pytanie o „trudne dni”, bo
miało ono jakiś związek ze sportem – tłumaczyło porażkę Radwańskiej w pierwszej
rundzie Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Ale kiedy Artur Rolak zapytał, ile
razy tenisistka farbowała włosy i kiedy zwykle zmienia ich kolor, co
poprzedzone było długim wywodem na temat manicure, moja męska natura się
zbuntowała. Poczułem się jak wtedy, gdy żona zaprasza koleżanki, a wszyscy
kumple akurat są zajęci, więc jestem zmuszony zostać w domu i mimochodem słyszę
babskie rozmowy. Każdy facet, który przeżył to chociaż raz, doskonale wie, że
nawet spacer podczas burzy wydaje się wtedy całkiem przyjemnym rozwiązaniem. To
wtedy, czytając dwa ostatnie rozdziały, doszedłem do ostatecznego wniosku, że
to książka zdecydowanie skrojona pod czytelnika płci pięknej. Nie przypadł mi
do gustu też fakt, że oficjalność publikacji przyniosła łatwe do wyłapania
lokowanie sponsorów. W jednym z pytań padają nazwy marek, które wspierają
Agnieszkę, nieco dalej z kolei w jej wypowiedzi na temat paznokci znalazła się
następująca wstawka: „Dla marki Inglot wybrałam nawet swoją kolekcję kolorów.
Jest ich sześć, gorąco polecam!”. PR-owcy Agnieszki naprawdę mogli postarać się
nieco bardziej…
Mogli wyłapać też kilka
sformułowań, które według mnie mogą mieć negatywny wpływ na odbiór naszej
tenisistki. Chodzi tu w szczególności o rozdział piąty, w którym autor porusza
trudne tematy, m.in. sesję dla „The Body Issue”, wplątanie w politykę czy
udział w akcji „Nie wstydzę się Jezusa”. Na początek mamy pytanie o sukces.
Radwańska mówi: „I jak to w Polsce… ludzie wytykają pieniądze mnie, Robertowi
Lewandowskiemu czy Marcinowi Gortatowi. (…) Każdy miał kiedyś pięć lat i mógł
się zająć tenisem, piłką nożną, koszykówką albo innym dobrze płatnym sportem”.
Ogólny sens jest zrozumiały, ale jednak nie każdy miał rodziców, którzy byli w stanie
pokierować jego rozwojem, nie każdy miał zdrowie i nie każdy urodził się w
miejscu dającym taki sam dobry start. Stwierdzenie „jak to w Polsce” też chwały
Agnieszce nie przynosi - brzmi trochę pogardliwie. Tym bardziej, że nieco dalej o internautach twierdzących,
że Radwańska „reprezentację ma w d…” (cytat z książki), Polka mówi:
„Podejrzewam, że osoby wygłaszające takie komentarze nigdy nie miały nic
wspólnego ze sportem i w życiu się nie spociły. To ludzie zakompleksieni,
prawdopodobnie z małych miejscowości (…)”. Rozumiem walkę ze stereotypowym
myśleniem, ale zwalczanie go za pomocą kolejnych stereotypów i przypisywanie
hejterów do małych miejscowości nie jest najlepszym orężem. Podobnie jak
argument, że te osoby „nie miały nic wspólnego ze sportem”, zastosowany również
w stosunku do dziennikarskich „ekspertów”: „Skoro są tacy wszechwiedzący i
genialni, to niech wyjdą na kort i pokażą, co potrafią”. Koronny argument
niektórych sportowców, który jednak za każdym razem brzmi równie niepoważnie.
Kobieca lektura
Podsumowując, muszę przyznać, że
„Jestem Isia” to lektura przede wszystkim dla kobiet. Większość tematów
poruszanych w książce koncentruje się wokół Agnieszki Radwańskiej jako gwiazdy.
Autor – Artur Rolak – robił z pewnością co mógł, żeby przemycić do
wywiadu-rzeki jak najwięcej sportowych wątków, dzięki czemu jest w biografii
trochę interesujących fragmentów z punktu widzenia kibica. Nie jest ich jednak
tak dużo i nie są one tak pogłębione, by mówić o wspomnieniach tenisistki jako pełnoprawnej pozycji o
sporcie. „Isia” zdecydowała się pokazać czytelnikom dużą część swojego
prywatnego życia, przybliżyć to, jaka jest, co lubi, jak spędza wolny czas i
jak przygotowuje się do zawodów. Zgodzę się w stu procentach ze stwierdzeniem
zawartym w opisie książki: „Nie trzeba znać się na sporcie, by docenić wartość
tych zwierzeń”. Docenią ją czytelniczki gustujące w kobiecych pismach, bo dla
nich będzie to idealna lektura, odkrywająca sekrety gwiazdy światowego tenisa i
świat niedostępny dla przeciętnego człowieka. Fanów sportu, szczególnie
mężczyzn, skutecznie zniechęci mnogość pozasportowych tematów. Jeśli jednak ktoś
szuka odpowiedniej lektury dla swojej drugiej połówki lub matki, „Jestem Isia”
będzie z pewnością trafionym wyborem.
CZYTAJ TAKŻE:
CZYTAJ TAKŻE:
Bardzo ciekawa biografia się zapowiada! A czy polecasz jakąś biografię jakiegoś tancerza?
OdpowiedzUsuńTo jakoś nie leży w kręgu moich zainteresowań... Szczerze mówiąc nawet nie wiem, czy taka książka się w Polsce ukazała?
UsuńRozumiem, że książka mogła wywołać pewne rozczarowanie. Myślę jednak, ze pod pewnymi względami może być ona bardzo interesująca. Czy nie pokazuje, co dla Radwańskiej jest tak naprawdę ważne - buty i kolorowe paznokcie, a sport to tylko sposób na to, by osiągnąć odpowiednią pozycję finansową? ;)
OdpowiedzUsuń