Swego czasu Kent McDill miał najlepszą posadę na świecie – przez 11 lat
był dziennikarzem akredytowanym przy Chicago Bulls. Nie byłoby w tym nic
nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że trafił na okres największych sukcesów klubu,
podczas którego Byki zdobyły sześć mistrzowskich tytułów w NBA i przeszły do
legendy koszykówki. O tym, jak naprawdę wyglądała drużyna z Michaelem Jordanem,
Scottiem Pippenem i Dennisem Rodmanem na czele, dziennikarz opowiedział po
latach w książce. Poznajcie pięć anegdot z pozycji „Chicago Bulls. Gdyby ściany
mogły mówić”.
1. Telefon od Jordana.
Wyobraźcie sobie, że na tyle
dobrze znacie Michaela Jordana, że gdy nie możecie się do niego dodzwonić, on oddzwania
do was, kiedy w końcu może rozmawiać. Nie robi tego jednak w zbyt odpowiednim
momencie, a na przykład o 7.00 rano w sobotę. Telefon odbiera zaspana żona i
wtedy ma miejsce następujący dialog, który w swojej książce przytacza w całości
Kent McDill:
Telefon znajdował się po jej stronie łóżka, więc to Janice odebrała.
„Halo” – powiedziała zaspanym głosem, w którym chyba można było wyczuć
lekkie poirytowanie.
„Czy mógłbym rozmawiać z Kentem?” – zapytał głos po drugiej stronie.
„A mogłabym wiedzieć, kto dzwoni?” – odpowiedziała pytaniem Janice.
„Michael Jordan” – usłyszała w odpowiedzi.
Janice przekazała mi słuchawkę ze słowami: „Twierdzi, że jest Michaelem
Jordanem”. Była przekonana, że to jakiś kumpel mnie wkręca.
Wziąłem telefon i usłyszałem, jak Jordan głośno się śmieje.
„Przepraszam” – powiedziałem.
„No co ty, bez przerwy mi się to zdarza” – odparł.
Komentarz jest tutaj
absolutnie zbędny.
2. Pudełko z butami jak mała lodówka.
Czy zabranie na pokład samolotu
pudełka z butami do gry w koszykówkę może stać się wydarzeniem, które wprawi w
rozbawienie wszystkich pasażerów? Tak, jeśli buty te należą do mierzącego 216
cm koszykarza i na pudełko mają napisane: „Rozmiar 55”.
W czasach gdy Kent McDill
towarzyszył Bullsom, zaprzyjaźnił się z zawodnikami na tyle, że ci zwracali się
do niego z przeróżnymi prośbami. Gdy Will Perude, środowy Byków, zapomniał
kiedyś butów na wyjazdowe spotkanie, poprosił dziennikarza, by ten zabrał je ze
sobą do samolotu (McDill odlatywał na mecz następnego dnia). Posłuchajcie tej
opowieści:
(…) umówiliśmy się więc, że ktoś dostarczy mi buty na lotnisko O’Hare.
Przyjechał nieuczestniczący w wyjeździe asystent trenera, odpowiedzialny za
przygotowanie fizyczne Erik Helland. Spotkaliśmy się przy bramce (w tamtych
czasach nie trzeba było mieć biletu, żeby się do niej dostać) i Erik przekazał
mi pudełko z butami. Wyglądało jak mała lodówka. (…)
Kiedy Janice zobaczyła to pudełko, zaczęła się bardzo głośno śmiać.
Podobnie jak prawie wszyscy pasażerowie naszego lotu.
„Co jest w tym pudełku?” – pytano mnie bez przerwy. Kiedy odpowiadałem,
że buty do gry w koszykówkę, nikt mi nie wierzył. Musiałem więc je wszystkim
pokazywać. Żartowaliśmy z Janice, że powinniśmy sprzedawać bilety ludziom,
którzy chcieli je zobaczyć. A był to niezapomniany obrazek – największe buty do
gry w koszykówkę, jakie kiedykolwiek widziałem. Największe, jakie widział
kiedykolwiek ktokolwiek z pasażerów naszego lotu.
Kiedyś moja siostra musiała
radzić sobie z pełnym rozbawienia wzrokiem sprzedawcy, gdy kupowała mi
tenisówki w rozmiarze 46. Mogę sobie tylko wyobrazić, co musieli czuć pasażerowie
tamtego lotu, widząc faceta o wzroście 175 cm, wnoszącego na pokład samolotu
buty wielkoluda…
3. Wizyta w kasynie z Rodmanem.
W Las Vegas nie ma żadnego klubu
NBA, ale gdy Kent McDill towarzyszył Bullsom, grali tam oni kilkukrotnie
przedsezonowe mecze w lidze letniej. Podczas jednego z takich wyjazdów
dziennikarz postanowił zajrzeć do kasyna, które mieściło się w jego hotelu. W
książce tak wspomina to, co działo się później…
Zobaczyłem Rodmana, stojącego przy stole do gry w kości. Jakimś cudem
dostrzegł mnie, gdy wchodziłem do sali. Zawołał mnie i poprosił, żebym pomógł
mu wygrać trochę kasy.
I zdaje się, że to właśnie zrobiłem. Nie gram w kości, choć całkiem
dobrze orientuję się we wszystkim, co ma związek z cyferkami. Ale tej rozrywki
jakoś nie czuję. Rodman dał mi przez chwilę potrzymać kości, poszło nam na tyle
dobrze, że zadowolony z moich wyników kilkakrotnie poklepał mnie po plecach.
Nie miałem pojęcia, co robię. Nie, nie uprawiałem hazardu. Było to chyba tylko
pomocnictwo i nakłanianie do popełnienia przestępstwa.
Potem szczęście się ode mnie odwróciło, ktoś zabrał mi kości, postałem
jeszcze przez kilka minut, po czym nagle ktoś mnie zaatakował. Raptem dwie
nieowłosione dłonie chwyciły mnie wpół i podniosły do góry. Ktoś obrócił mnie o
180 stopni, tak że znalazłem się tyłem do stołu. Spojrzałem za siebie, żeby
zobaczyć, co się właśnie wydarzyło, i zobaczyłem bardzo atrakcyjną wysoką
kobietę stojącą obok Rodmana. Rozpoznałem jej ręce – to ona podniosła mnie z
mojego miejsca. Omiotła mnie wzrokiem, który w najlepszym razie można było
określić pogardliwym.
Rodman spojrzał na mnie. Potem na nią. Potem znowu na nią. Uśmiechnął
się, wzruszył ramionami i dalej robił to, co wcześniej. Moja wspólna noc z
Dennisem Rodmanem przy stole do gry w kości dobiegła końca. Zostałem
zastąpiony.
Cóż, jeśli ktokolwiek zna
charakter Dennisa Rodmana chociażby z jego biografii, doskonale wie, że facet
bardzo lubi towarzystwo kobiet. Nic więc dziwnego, że wybrał atrakcyjną panią,
a nie McDilla. Nawet jeśli ten sprawił, że „Robak” wygrał wcześniej trochę
kasy… W końcu w życiu są rzeczy ważne i ważniejsze.
4. Jordan mówi przeciwnikowi, co
za chwilę zrobi, po czym… to robi!
Kent McDill nie tylko miał dostęp
do szatni Chicago Bulls i mógł osobiście poznać wszystkich zawodników, ale
podczas meczów Byków znajdował się również bardzo blisko wszystkich wydarzeń. Podczas
któregoś z meczów w Dallas był świadkiem niecodziennej sytuacji. Siedział na
tyle blisko parkietu, że usłyszał taki dialog między Michaelem Jordanem a jego
rywalem, Derekiem Harperem:
Jordan rozpoczął kozłowanie w miejscu na jakieś 13 sekund przed końcem,
a Harper zapytał: „Kiedy ruszysz?”, co oznaczało mniej więcej tyle: „Na ile
sekund przed końcem kwarty zamierzasz rozpocząć akcję?”. Przez chwilę
pomyślałem sobie: „Co to za dziwne pytanie? Dlaczego niby Jordan ma zdradzić
swojemu przeciwnikowi, kiedy zamierza wykonać pierwszy ruch rozpoczynający
akcję, której celem jest zdobycie ostatnich punktów przed syreną?”.
I wiecie, co się stało? Jordan mu odpowiedział.
„Siedem” – odparł.
I rzeczywiście – kiedy zegar pokazał siedem sekund do końca pierwszej
połowy, Jordan rozpoczął akcję, poszedł w lewo, zrobił crossover, zmylił
Harpera, po czym trafił z wyskoku z czterech metrów, dając Bulls przed przerwą
dwa dodatkowe punkty.
Przekonać się na własne oczy (i
uszy) o geniuszu Michaela Jordana – bezcenne!
5. Pippen wyprowadzony z równowagi.
W trakcie swojej dziennikarskiej
kariery McDill był naocznym świadkiem najważniejszych wydarzeń w historii Chicago
Bulls. Nie chodzi tu tylko o finały NBA i wszystkie sześć mistrzowskich
tytułów, ale także zdarzenia niecodzienne, jak chociażby jedyny moment w
historii (?) kiedy z równowagi wyprowadzony został Scottie Pippen. Autor tak
relacjonuje jeden z meczów w swojej książce:
Bulls mieli grać u siebie z San Antonio Spurs, a ja przed rozpoczęciem meczu
usiadłem z Pippenem przy jego szafce, żeby pogadać o ciągnących się od dawna
problemach z zarządem Bulls.
„Być może będę musiał w jakiś sposób zmusić ich do tego, żeby się mnie
pozbyli” – powiedział z uśmiechem Pippen.
Pomyślałem o tych słowach, kiedy Pippen został ukarany przewinieniem technicznym,
bo kłócił się o to, że jego przyszły kolega z drużyny, Dennis Rodman, zbyt długo
stał pod koszem i sędziowie powinni byli przyznać błąd trzech sekund. Kiedy
arbiter gwizdnął, Pippen wpadł w szał i prawie natychmiast otrzymał drugie
przewinienie techniczne, równoznaczne z wyrzuceniem z boiska.
Ale chyba pragnął, żeby ten moment został zapamiętany, i chciał mieć
pewność, że zwróci na siebie uwagę. Złapał więc za krzesło (tym razem już nie
składane) znajdujące się wśród pustych miejsc zajmowanych przez kibiców i
rzucił nim na parkiet, choć nie aż tak mocno, jak Knight dziesięć lat
wcześniej.
Pippen, który twierdził, że podczas dyskusji z sędziami nie bluzgał,
został za swoje zachowanie ukarany zawieszeniem na jeden mecz i grzywną. Ale
też w przeciwieństwie do Knighta, który nigdy za swoje zachowanie nie
przeprosił, okazał skruchę.
Kent McDill nie bez przyczyny
wspomina legendarnego szkoleniowca, Bobby’ego Knighta. W 1985 roku był
świadkiem, jak to on podczas meczu drużyny akademickiej Uniwersytetu w Indianie
rzucił krzesłem. Cóż, autor jest chyba jednym na świecie dziennikarzem, który na własne oczy widział najsłynniejsze rzuty w historii koszykówki. I to nie
tylko te, które miały na celu umieszczenie piłki w koszu… Czy książka człowieka, który tyle przeżył, może być nudna? W żadnym wypadku, więc po więcej pysznych anegdot odsyłam do lektury. Dla fanów NBA to pozycja obowiązkowa!
POZOSTAŁE TEKSTY W CYKLU "PIĄTKA NA PIĄTEK":
POZOSTAŁE TEKSTY W CYKLU "PIĄTKA NA PIĄTEK":
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz