środa, 25 czerwca 2014

Autobiografia najgorszego bramkarza świata

We współczesnej piłce rola bramkarza jest szalenie niewdzięczna. Wie coś o tym Victor Valdes, który nieraz krytykowany był za popełnione błędy. Każdy, kto choć raz zgłaszał pretensje pod adresem zawodnika FC Barcelony, powinien sięgnąć po jego książkę. Piłkarz ujawnia w niej, że bycie zawodowym golkiperem, nawet odnoszącym wielkie sukcesy, nie jest zadaniem łatwym, ani przyjemnym.

Szok. To chyba najlepsze słowo na opisanie moich odczuć po lekturze książki „Samotność bramkarza”. Dotychczas miałem okazję zapoznać się z mnóstwem autobiografii piłkarzy, ale żadna z nich nie była taka, jak dzieło napisane przez Hiszpana. Raz, że jego publikacja nie przybiera tradycyjnej formy wspomnień, dwa, że jej wydźwięk jest bardzo specyficzny. O ile większość zawodników zajmujących się zawodowo kopaniem piłki lubi lub wręcz kocha swoją pracę, z Victorem Valdesem jest nieco inaczej. „Lubiłem futbol, ale nienawidziłem gry na pozycji bramkarza” – pisze autor na jednej z pierwszych stron książki, odnosząc się do swojego dzieciństwa. Po lekturze całej publikacji trudno oprzeć się wrażeniu, że powyższe zdanie wciąż ma wiele wspólnego z odczuciami hiszpańskiego golkipera.

Golkiper z przymusu
To właśnie ta konstatacja płynąca z książki Valdesa sprawia, że po jej skończeniu można być w lekkim szoku. Patrząc na futbol z własnej perspektywy często zapominamy o tym, że nie wszystkie osoby zaangażowane w ten „biznes” muszą być, podobnie jak my, wielkimi futbolowymi maniakami. Owszem, większość piłkarzy, trenerów czy działaczy lubi piłkę nożną, traktuje ją często nie jako pracę, ale przede wszystkim pasję. Warto jednak pamiętać, że istnieje grupa osób, które mogą mieć inne podejście – bycie piłkarzem to dla nich zawód jak każdy inny. Znane są przecież przypadki zawodników, którzy tak naprawdę nie interesują się futbolem, nie śledzą innych rozgrywek, nie oglądają meczów, a kontakt z piłką nożną ograniczają do niezbędnego minimum, które pozwala im dobrze wykonać swoją robotę na boisku. Nie jest tak wprawdzie z Victorem Valdesem, gdyż Hiszpan futbol zwyczajnie lubi, ale jeśli chodzi o jego podejście do wykonywanego zawodu, opiera się ono na zasadzie: „Mimo że tego nie lubię, jestem bramkarzem, bo jestem w tym dobry i dzięki temu mogę zaistnieć w profesjonalnym futbolu”.

Wielu takie podejście może szokować i przyznam szczerze, że mnie również mocno zdziwiło, kiedy zagłębiałem się w kolejne strony książki Valdesa. Wydawać by się mogło, że bramkarz jednego z najlepszych zespołów w historii futbolu, który w piłce zdobył wszystko, co było do zdobycia, swoją pracę traktuje jako wspaniałą przygodę, a nie obowiązek dostarczający ciągłych zmartwień i nieustannego stresu. Kiedy jednak pozna się bliżej historię hiszpańskiego piłkarza, można zrozumieć, dlaczego jego stosunek do bycia bramkarzem jest taki, a nie inny. Valdes golkiperem został tylko dlatego, że miał do tej roboty predyspozycje, co zauważyli członkowie jego rodziny i trenerzy. Nigdy zapewne nie byłby zawodnikiem takiego formatu, gdyby występował na innej pozycji – przepadłby w szarzyźnie tysiąca podobnych graczy i nie spełniłby marzenia ojca, który w synu widział piłkarza ukochanej FC Barcelony.

Całe życie pod presją
No właśnie, postać ojca w przypadku hiszpańskiego golkipera jest niezwykle istotna. Jak duży wpływ rodzic może mieć na karierę potomka, pokazał przykład Thierry’ego Henry’ego, na co w biografii Francuza (notabene nazwanej podobniej jak w przypadku książki Valdesa – „Thierry Henry. Samotność na szczycie”) zwracał uwagę jej autor, Philippe Auclair. Presja, którą wywierał ojciec, sprawiła, że „Titi” rzadko cieszył się ze zdobytych bramek, gdyż nawet w przypadku świetnego występu rodzic zawsze zwracał uwagę na popełnione przez niego błędy. Podobnie jest z Valdesem – został bramkarzem, gdyż chciał tego ojciec. Młody piłkarz czuł, że musi kontynuować tę drogę, gdyż dzięki temu polepszy byt całej swojej rodziny, na co ta, wprawdzie nie wprost, ale pośrednio, mocno liczyła. To wszystko sprawiło, że już od najmłodszych lat Hiszpan poddawany był ogromnej presji, z którą musiał sobie radzić. Jak pokazują jego osiągnięcia, uczynił to skutecznie, więc w swojej książce dzieli się z innymi założeniami opracowanej przez siebie „#metodyV”, która pozwala zwalczyć stres i dotrzeć na szczyt.

Najgorszy bramkarz świata
Dochodzimy tutaj do sedna sprawy i głównego tematu książki, gdyż pozycję „Samotność bramkarza” traktować można jako poradnik. Jak wspomniałem na wstępie, nie jest to zwykła autobiografia. Owszem, jest kilka wspomnieniowych wątków – autor pisze o tym, jak w wieku 10 lat trafił do słynnej La Masii, co jednak wiązało się z rozłąką z rodziną, za którą bardzo tęsknił, wspomina premierowe spotkanie w pierwszej drużynie FC Barcelony czy przełomowy dla niego mecz z Arsenalem w finale Ligi Mistrzów w 2006 roku, który zadecydował o jego pozostaniu w klubie. Jest więc trochę o samej piłce i karierze Valdesa, ale nie jest tak, że w książce piłkarz chronologicznie przedstawia kolejne etapy swojego życia. Jego dzieło to opis ośmiu kroków, które trzeba podjąć, aby zastosować „#metodęV”. W każdym rozdziale autor przybliża jedną kwestię związaną z radzeniem sobie z presją, oczywiście odnosząc ją do swojej kariery.

Na czym polega więc metoda Valdesa? Otóż Hiszpan zakłada, że jest… najgorszym bramkarzem świata i dzięki temu, zdejmując z siebie całą presję, lepiej spisuje się na boisku. Piłkarz wpadł na taki pomysł po jednym ze spotkań, w którym popełnił błąd będący konsekwencją dużych oczekiwań. Zauważył, że po puszczeniu kuriozalnego gola grał lepiej, gdyż nie spodziewał się po sobie niczego dobrego. Jego zagraniom towarzyszyła większa pewność, bo odszedł czynnik stresu, który wcześniej paraliżował jego ruchy. Odtąd Valdes postanowił wprowadzać się w stan beznadziejności przed każdym spotkaniem, wmawiając sobie, że jest słabym golkiperem i nikt tak naprawdę nie oczekuje od niego dobrej gry. Ta metoda sprawdziła się w przypadku piłkarza FC Barcelony, pozwoliła mu poradzić sobie z presją i dzięki temu wejść na sam szczyt. Oczywiście to negatywne nastawianie się do rzeczywistości nie jest jedyną zasadą „#metodyV”, ale to właśnie jej główne założenie. Oprócz tego zawodnik przekonuje, że istotne są także m.in. pokora, zdrowe nawyki, ciężki trening czy wizualizacja, ale to właśnie credo „W decydujących momentach zachowaj obojętność” jest podstawowym i najciekawszym aspektem przedmeczowego zachowania Valdesa.

„Inność” atutem
Publikacja hiszpańskiego golkipera, w której opisuje wymyśloną przez siebie metodę, na pewno nie należy do książek sztampowych. To duży plus, gdyż pozycja „Samotność bramkarza” zdecydowanie wyróżnia się na tle często takich samych i chronologicznie uporządkowanych autobiografii piłkarzy. Wątki biograficzne przeplatają się tutaj z poradami, które mogą znaleźć zastosowanie właściwie w każdej dziedzinie życia, co podkreśla sam autor. Właśnie ta „inność” sprawia, że po książkę golkipera Barcy warto sięgnąć. Pewnie nie każdy zastosuje w swoim życiu metodę, którą przybliża Valdes, ale poznanie jego punktu widzenia jest rzeczą dalece interesującą. Kibic, który zajrzy do książki Hiszpana, przekona się, że sukces w futbolu to nie tylko sława, pieniądze i popularność, ale też negatywne aspekty, takie jak ogromny stres, wyrzeczenia, życie pod ciągłą presją czy pogodzenie się z krytyką, szczególnie silną w przypadku bramkarzy. To wszystko pozwala poznać tę stronę futbolu, o której nie mówi się zbyt wiele. Dobrze, że znalazł się piłkarz, który postanowił przybliżyć ją czytelnikom.

2 komentarze:

  1. Najlepszy bramkarz wśród surferów ;) Tak naprawdę lubię gościa, jako jednego z niewielu piłkarzy Barcelony. Przez całą swoją karierę był niedoceniany nie tylko przez innych fanów, ale przede wszystkim przez własnych. Kompleks Casillasa i tak dalej. Zawsze było mi go trochę szkoda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście często był niedoceniany, a pamiętało się przede wszystkim jego wpadki, a nie udane interwencje. Cóż, taka dola niektórych bramkarzy. Po przeczytaniu książki trochę inaczej patrzę na Valdesa, zyskał w moich oczach.

      Usuń