Jak już kiedyś zaznaczałem, uwielbiam czytać wspomnienia sportowych
„bad boys”. Sięgając po autobiografię Bodego Millera byłem przekonany, że
godziny poświęcone na lekturę tej pozycji nie będą czasem zmarnowanym. Tak
rzeczywiście było, choć to nie kontrowersje są największą zaletą książki
napisanej przez amerykańskiego narciarza.
To, co zaintrygowało mnie w
„Autobiografii wariata”, ujęte zostało w jej pierwszej części. Autor
spożytkował ją na opis rodzinnych dziejów oraz obszerne przedstawienie
lat swojego dzieciństwa. W przypadku większości sportowców taki zabieg rzadko
kończy się powodzeniem. Pisanie o prywatnym życiu na ponad 100 stronach dla
czytelnika może okazać się nużące. Na szczęście nie jest tak w przypadku Bodego
Millera, a zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to właśnie te fragmenty
książki sprawiają, iż czytelnik lekturę kończy bez poczucia zmarnowanego czasu.
Wpływ na to ma oczywiście wyjątkowa historia amerykańskiego sportowca, która z
powodzeniem nadawałaby się nawet na film. Na tle wielu biografii, w których
kibice mogą przeczytać o zwyczajnym życiu bohatera, często opisywanym według
tego samego schematu (bieda – trudności – sport – wielka kariera), książka
Amerykanina zdecydowanie się wyróżnia.
Bode Miller zaczyna swoją
opowieść dosyć nietypowo. Po tradycyjnym już prologu można bowiem na
kilkudziesięciu stronach poznać fascynującą historię jego rodziny, na długo przed tym, zanim on sam przyszedł na świat. Autor
najpierw pisze o swoich dziadkach. Jack Kenney był oficerem marynarki i walczył przeciwko Japończykom w II wojnie światowej. W 1944 roku cudem przeżył nalot trzech
bombowców na amerykański lotniskowiec USS Belleau Wood (zginęło jego 92
towarzyszy) i kiedy zawinął do portu, postanowił, że… nauczy się jazdy na
nartach i założy po powrocie do Nowej Anglii ośrodek narciarski. Lekcji jazdy
udzielała mu Peg Taylor, mistrzyni kraju w narciarstwie, która później została
jego życiową partnerką. Para zamieszkała w Easton Valley w New Hempshire i
właśnie tam powstał ośrodek o nazwie Tamarack. Po latach okazało się, że schronisko nie przynosi dochodów, więc dziadek Bodego Millera postanowił otworzyć ośrodek tenisa. Tak
dokładny opis historii rodziny amerykańskiego narciarza z pozoru może wydawać
się zbędny. Jest on jednak niezwykle ciekawy, a gdy przyjrzeć się bliżej
autorowi książki, wytłumaczenia wielu jego cech i zachowań można szukać właśnie
w przeszłości.
Dlaczego Bode Miller wybrał
narciarstwo? Z pewnością wpływ miał na to fakt, że jego babcia uprawiała tę
dyscyplinę sportu, a swoją pasję przekazała Jo – matce Bodego. Skąd u
Amerykanina zainteresowanie tenisem i próba startu w eliminacjach US Open?
Związek z ośrodkiem tenisowym założonym przez jego dziadka wydaje się
oczywisty. Dlaczego Bode Miller miał zawsze luźne podejście do sportu i nie bał
się wyrażać otwarcie własnego zdania? Przyczyn takiego zachowania trzeba szukać
w jego dzieciństwie. Właśnie. Swoje najmłodsze lata spędzone z rodzicami
amerykański narciarz też opisuje bardzo dokładnie. Co najważniejsze, fragmenty
poświęcone matce Jo i ojcu Woody’emu również czyta się z dużym zaciekawieniem.
Ilu bowiem światowej klasy sportowców wychowywanych było przez małżeństwo
hipisów, którzy swój pierwszy dom zbudowali w lesie bez użycia narzędzi
elektrycznych? Ilu dzisiejszych mistrzów w dzieciństwie nie musiało chodzić do
szkoły, mieszkało w domach bez prądu, a swego czasu ich miejscem zamieszkania
było nawet pole kempingowe? Z pewnością niewielu, a tak właśnie wyglądały
dziecięce lata Bodego Millera. „Autobiografia wariata”, w której narciarz
obszernie je opisuje, pozwala lepiej poznać i zrozumieć dzisiejszą
postawę tego sportowca, która dla bardziej "konserwatywnych" fanów narciarstwa często jest niedopuszczalna.
Każdy kibic czytał kiedyś z
pewnością wspomnienia sportowca, po lekturze których odczuwał, że tak naprawdę
nie poznał lepiej ich autora. Nie każdy piłkarz, koszykarz czy alpejczyk
potrafi bowiem w pełni otworzyć się przed odbiorcami i opowiedzieć szczerze o
wszystkim, co wydarzyło się w jego życiu. Bode Miller nie ma z tym problemu i w
przypadku jego książki to jeden z podstawowych czynników sukcesu. Amerykanin
nie unika trudnych tematów, takich jak śmierć jego najbliższych, nie próbuje
przedstawiać siebie w samych superlatywach i choć w jego biografii można wyczuć
nutkę charakterystycznej dla mieszkańców Stanów Zjednoczonych arogancji, jest
ona na tyle subtelna, że nie przeszkadza w polubieniu Millera. Czytelnik
docenia raczej jego szczerość, zwłaszcza, że po lekturze wspomnień amerykański
narciarz jawi się jako człowiek mający własne zdanie, którego kontrowersyjny
wizerunek wcale nie został sztucznie wykreowany na potrzeby mediów. Obraz
Bodego Millera znanego ze stoków narciarskich jest spójny z tym, co przeczytać
można w „Autobiografii wariata”.
Było o życiu prywatnym, które
Amerykanin w książce przedstawił bardzo obszernie, pora kilka słów poświęcić
części dotyczącej jego przygody z nartami. Zaczyna się ona mniej więcej w
połowie biografii od opisu pierwszych sukcesów Millera na stoku. Później autor
po kolei przedstawia kolejne szczeble swojej kariery – zwycięstwo w młodzieżowych
mistrzostwach świata, dostanie się do reprezentacji USA, starty i premierowe
punkty w Pucharze Świata, udział w igrzyskach, medale najważniejszych imprez.
Przy opisie kariery Amerykanin bardzo często pisze o tym, co go we współczesnym narciarstwie
wkurza. Obrywa się najpierw szkoleniowcom, którzy od zawsze chcieli zmieniać
jego agresywny styl jazdy, dostaje się dziennikarzom, pracownikom Światowej
Agencji Antydopingowej, ale najbardziej władzom FIS, z którymi Miller od
dłuższego czasu prowadzi wojenki. Facet nie owija w bawełnę – twierdzi, że
alpejczykom należą się większe pieniądze oraz krytykuje FIS za to, że zbyt
często ulega gospodarzom zawodów, pozwalając im na zmienianie reguł
przeprowadzania konkursów. Odważnie jak na kogoś, kto przecież cały czas jest
czynnym alpejczykiem. Rzadko który piłkarz zdecydowałby się na krytykę FIFA czy
UEFA, a koszykarz na podważanie decyzji NBA. Amerykanin zupełnie nie przejmuje się ewentualnymi konsekwencjami, przez co jego biografia odbierana jest jako do bólu szczere rozliczenie z otaczającą rzeczywistością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz