środa, 29 stycznia 2014

"Brudna gra"

Tenis to syf. Choć nie – cały współczesny, profesjonalny sport to jedno wielkie bagno. Do takiego wniosku dojdzie każdy, kto sięgnie po lekturę „Brudnej gry”. Mimo że to, co autor zawarł w swojej powieści to tylko fikcja literacka, nie jest ona zupełnie oderwana od rzeczywistości. W książce Nikodema Pałasza jest coś, co pozwala uwierzyć, że fabuła nie jest wyłącznie wymysłem bujnej wyobraźni pisarza.

Pamiętacie scenę z filmu „Dzień świra”, w której do pociągowego przedziału zajmowanego przez Adasia Miauczyńskiego wchodzi blondynka (grana przez Violettę Arlak) z otyłym, mniej więcej dziesięcioletnim dzieckiem? Chłopak zajada się chipsami i częstuje nimi matkę, a ta kilkukrotnie sięga do paczki, za każdym razem stanowczo podkreślając: „Ostatni!”. Kultowa scena jeszcze bardziej kultowego filmu Marka Koterskiego idealnie obrazuje, jak wyglądało w moim przypadku czytanie „Brudnej gry”. Za każdym razem, kiedy kończyłem rozdział, przerzucałem kilkanaście kolejnych kartek i mówiłem sobie, że następny będzie już ostatnim. Moje postanowienie miało mniej więcej taką samą wartość jak słowa wypowiadane przez blondynkę z „Dnia świra” – rzadko kiedy udawało mi się przerwać lekturę. To nic, że na zegarze już 02.15, nieważne, że zaraz będę musiał wysiąść z tramwaju. Jeszcze kilka słów, ostatnie zdanie, jeszcze strona… Od powieści Nikodema Pałasza naprawdę trudno się oderwać, a to chyba dla autora najlepsza rekomendacja.

Twórca „Brudnej gry” świetnie się spisał. Nie tylko jeśli chodzi o oryginalność tematu – tę można zauważyć zaznajamiając się wyłącznie z opisem książki. Przede wszystkim autor dobrze wywiązał się ze swoich pisarskich obowiązków, co warte jest podkreślenia, gdyż był to literacki debiut Nikodema Pałasza. Człowiek zajmujący się marketingiem sportowym postanowił hobbystycznie zabrać się za pisanie powieści i trzeba uczciwie przyznać, że pierwsza okazała się bardzo udana. Ciekawie prowadzona akcja, niebanalna fabuła, która trzyma w napięciu do ostatnich stron, a także interesujące postaci, uosabiające wiele różnych ludzkich charakterów. Wszystkie te czynniki złożyły się na sukces „Brudnej gry” – fascynującej powieści dla osób interesujących się sportem, ale przede wszystkim niezłego kryminału, który powinien spodobać się czytelniom gustującym w tego typu pozycjach.

Krótko o fabule powieści: Artur Malewicz, tenisista światowej sławy, jeden z najbardziej utalentowanych i utytułowanych zawodników w historii tej dyscypliny, po zwycięstwie w finale World Champions w Londynie zostaje zamordowany w swoim mieszkaniu. Sprawą zabójstwa zajmuje się Wiktor Wolski, inspektor Komendy Stołecznej Policji. Detektyw rozpoczyna dochodzenie i zaczyna dowiadywać się coraz więcej o życiu polskiego tenisisty, które nie było wcale tak nieskazitelne, jak mogłoby się wydawać. Kiedy pierwszy raz zapoznałem się z fabułą „Brudnej gry”, od razu na myśl przyszła mi powieść „Gracz” Przemysława Rudzkiego. Tam wszystko rozgrywało się wprawdzie w świecie piłki nożnej, a nie profesjonalnego tenisa, ale pomyślałem, że kryminał Nikodema Pałasza będzie podobny. „To są zupełnie inne książki, o czym czytelnik szybko się przekona” – autor zaprzeczał moim wyobrażeniom w wywiadzie dla bloga i po lekturze jego dzieła muszę przyznać mu rację. Choć pomysł był podobny, jego wykonanie jest zupełnie inne. „Brudna gra” jest bardziej rozbudowana, wielowątkowa. Obie książki mają swoje zalety – u Rudzkiego były to przede wszystkim świetne opisy Warszawy i dobre dialogi, u Pałasza jest to lepsza fabuła. W ogólnej ocenie powieść tego drugiego autora oceniłbym trochę wyżej.

Niesamowicie intrygująca jest już bowiem sama postać głównego bohatera. Nie mam tutaj na myśli wcale Artura Malewicza, gdyż to nie on jest w książce centralną postacią. Za taką należy uznać Wiktora Wolskiego, byłego pięściarza, który po tajemniczym zabójstwie ojca postanowił podjąć pracę w policji i wyjaśnić zagadkę jego śmierci. Policyjny inspektor to ciekawa postać: jeździ brooklandsem, cytuje Pismo Święte, prowadzi filozoficzne rozmowy ze starym profesorem i popija z nim henessy. Osoba Wolskiego jest nie tylko interesująca, ale także spójna – w żadnym fragmencie kryminału bohater nie zachowuje się w sposób, który przeczyłby jego wizerunkowi. Fakt, inspektor to „supergilna” w iście amerykańskim stylu – świetnie prowadzi, celnie strzela, jest bardzo przebiegły i ma genialne pomysły, a z każdej opresji wychodzi cało. Można odnieść wrażenie, że to bohater jakich wiele w kiepskiej jakości filmach, ale akurat w „Brudnej grze” Wolski się obronił. Nie wiem, z czego to wynikało, ale czytając powieść Pałasza nie miałem przed oczami taniej produkcji w stylu serialu „Kryminalni”, a raczej dobry i wciągający film.

Ciekawie skonstruowana postać inspektora Wolskiego bez wątpienia ma duży wpływ na odbiór książki. Jeśli główny bohater jest nijaki, powieść także staje się bezbarwna. W przypadku „Brudnej gry” na pewno tak nie jest. Ta pozycja ma wszystko, co powinien posiadać niezły kryminał – opisy strzelanin, pościgów, ciekawie skonstruowany wątek śledztwa, a także systematycznie zacieśniający się krąg podejrzanych. Do atutów książki Nikodema Pałasza dodałbym jeszcze fakt, że autor stosuje niedopowiedzenia. Nie wszystkie wątki w powieści są do końca rozwikłane. Odniosłem wrażenie, że niektóre z nich pojawiają się po to, żeby zbić z tropu czytelnika. Nawet po zakończeniu lektury trudno jednoznacznie odpowiedzieć na wszystkie pytania – autor nie podaje na tacy rozwiązania wszystkich spraw. Ta właśnie nuta tajemniczości, niedopowiedzenia, z którym Pałasz zostawia czytelnika, zmusza do myślenia, co zaliczyć wypada na plus. W zasadzie jedynym mankamentem „Brudnej gry” są momentami nienajlepsze dialogi. Niektóre z rozmów bohaterów brzmią trochę sztucznie. Takie odniosłem wrażenie, kiedy czytałem na przykład dialog o grze w fifę prowadzony pomiędzy Wolskim a jego kolegą z policji czy o nieposprzątanym mieszkaniu inspektora. Fragmentami wymiana zdań, szczególnie dotycząca spraw codziennych, nie śledztwa, była niepotrzebna, zbyt banalna. Takie przynajmniej było moje odczucie.

Ale wystarczy już o „Brudnej grze” jako powieści. Warto teraz kilka słów poświęcić na opis sportowego tła fabuły. Wątek tenisa przewija się przez całą książkę. Obraz tego, jak wygląda dziś profesjonalny sport na najwyższym poziomie nie jest w niej zbyt sielankowy – korupcja, doping, ustawianie meczów, alkohol, narkotyki, płatny seks… Nikodem Pałasz nie oszczędza w swojej powieści nikogo. Obrywa się sportowcom, trenerom, działaczom, a nawet biznesmenom i politykom. Autor bardzo sprytnie przedstawia całą przestępczą machinę, powiązania sportu ze światem biznesu, polityki i przestępczością. Artur Malewicz, dla wielu młodych ludzi wzór cnót wszelkich, tak naprawdę okazuje się zwykłym oszustem, który prowadzi agencję towarzyską, bierze udział w ustawianiu meczów, zażywa narkotyki i stosuje doping. Wszystko to, co Pałasz zawarł w swojej książce, to tylko literacka fikcja, ale… no właśnie, czy aby na pewno? Autor jako menadżer sportowców bardzo dobrze zna mechanizmy rządzące współczesnym sportem. Nie trzeba być jednak osobą związaną ze środowiskiem sportowym, aby znaleźć rzeczywiste przykłady tego, co znalazło się w „Brudnej grze”. Ustawianie meczów? Zdarzało się nawet na poziomie najważniejszych rozgrywek. Doping? Wpadali najlepsi – mistrzowie olimpijscy, zwycięzcy najbardziej prestiżowych turniejów. Skorumpowani działacze? Długo by wymieniać. Wszystko to wydarzyło się naprawdę. Autor pozbierał te fakty, osadził je w jednym miejscu oraz czasie i stworzył interesującą historię. Historię, która przeraża, ale jest jednocześnie świetnym odwzorowaniem współczesnego świata sportu.

2 komentarze:

  1. Chyba muszę zacząć przygodę z książkami o charakterze sportowym. Wyczerpująca recenzja. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat "Brudna gra" typowo sportową książką nie jest, ale na pewno warto po nią sięgnąć. ;) Pozdrawiam

      Usuń