piątek, 6 maja 2022

"Igrzyska lekkoatletów. Tom 8. Amsterdam 1928". Recenzja książki

Polski kibic musiał czekać aż do 8. tomu serii Daniela Grinberga i Adama Parczewskiego na pierwszy olimpijski medal dla naszej reprezentacji w lekkoatletyce. I to od razu złoty. Niewielu miłośników królowej sportu w Polsce wie coś więcej o rywalizacji na stadionie olimpijskim w Amsterdamie. W wielu opracowaniach autorzy skupiają się na pierwszym złocie Haliny Konopackiej, pomijając inne wydarzenia, a przecież lekkoatletycznych emocji 94 lata temu nie brakowało. Duet super autorów powraca z kolejną wybitną publikacją, której nie wolno przegapić.

W tej fantastycznej książce przybliżającej rywalizację lekkoatletyczną podczas IO autorzy przedzierają się przez oficjalne raporty z zawodów, jak zwykle skupiając się na dementowaniu plotek i legend, stawiając zdecydowanie na fakty. Czytelnik otrzymuje tylko sprawdzone informacje. Wielu lekkoatletom, którzy uczestniczyli w rywalizacji podczas 8. Letnich Igrzysk Olimpijskich, autorzy poświęcili króciutkie biogramy, dzięki czemu wiemy, jak potoczyły się ich dalsze losy. Czy po zakończeniu karier sportowych nadal byli narodowymi bohaterami, czy może lekarzami, profesorami, trenerami, a nawet zbrodniarzami wojennymi? Tego wszystkiego dowiemy się z 8. tomu.

Watykan przeciwny startom kobiet

Jak zwykle w „Igrzyskach lekkoatletów” poznajemy najważniejsze wydarzenia z kraju i ze świata, które miały miejsce w trakcie siódmej olimpiady. Oprócz tego, czytelnik może zapoznać się z sylwetkami nowych członków MKOl, którzy w latach 1924-1927 zasilili szeregi tej coraz prężniej rozwijającej się organizacji. Tym razem zabrakło w tym gronie Polaków. Autorzy zaproponowali nam też niezwykle ciekawy rozdział o przygotowaniach do amsterdamskich igrzysk. Bardzo dużym problemem był sprzeciw Watykanu wobec startu kobiet w konkurencjach lekkoatletycznych. Duchowieństwo twierdziło, że jest to niemal równoznaczne z prostytucją, a niektóre odłamy religijne porównywały tę sytuację wręcz do nadejścia Antychrysta. Jak widać, Kościół zawsze był zacofany, jeśli chodzi o wszelkie zmiany w świecie, i jak zwykle życie wyśmiało teorie rzucane przez hierarchów kościelnych. Dziś już nie słyszymy, aby papież mówił publicznie, że Anita Włodarczyk czy Justyna Święty-Ersetic swoimi występami na stadionach budzą zgorszenie, ale niestety Halina Konopacka była traktowana przez Kościół niemal jak jawnogrzesznica.

W zdrowym ciele zdrowy duch

Daniel Grinberg i Antoni Parczewski znakomicie opisali konkursy sztuki, w których rozdano medale po raz ostatni w historii igrzysk olimpijskich. Laureatów wybrano w aż 13 kategoriach, a liczba dzieł przekroczyła tysiąc! Polska niewątpliwie osiągnęła duży sukces za sprawą złotego medalu autorstwa Kazimierza Wierzyńskiego za tomik poezji pod tytułem „Laur olimpijski”. Osoby, które w swojej hierarchii wysoko stawiają kulturę, z całą pewnością będą usatysfakcjonowane, zwłaszcza że wiele nazwisk przewijających się na kartach „Igrzysk olimpijskich” to wielcy artyści.

Mityczne 800 metrów kobiet

Kibice doskonale zdają sobie sprawę, że amsterdamskie igrzyska były pierwszymi w historii, w których kobiety mogły reprezentować swoje kraje w lekkoatletyce. Dzięki temu autorzy mogli wreszcie opisać konkurencje z udziałem pań. Zrobili to w niezwykle interesujący sposób, przy okazji rozprawiając się z kilkoma nieprawdziwymi informacjami, które przez lata były powtarzane przez różne media, co w rezultacie sprawiło, że zostały one uznane za prawdę. Jedną z takich informacji był opis biegu kobiet na dystansie 800 m. W wielu współczesnych publikacjach oraz w transmisjach telewizyjnych jest on wspominany jako morderczy. Ponoć kobiety mdlały na trasie, a te, którym udało się osiągnąć linię mety, padały z wycieńczenia i większość z nich kończyła w szpitalu. Jak się okazuje, wszystko to jest mitem. Autorzy postanowili bowiem zrobić coś, co innym osobom wcześniej nie wpadło do głowy, czyli obejrzeli ten bieg z odtworzenia. Ponoć wyglądał on całkiem zwyczajnie, a czas po dobiegnięciu pań do mety, w trakcie którego odpoczywały, leżąc na murawie, nie był dłuższy od czasu, który na odpoczynek potrzebowali panowie po biegu na tym samym dystansie. Ówczesna prasa i radio stworzyły mit, który przetrwał do dziś. Bardzo ciekawa informacja dotycząca rywalizacji kobiet w biegach znalazła się również w innym miejscu. Ponoć dziewczyny, które nie były jeszcze kobietami, mogły biegać średnie i długie dystanse, a dorosłe, gotowe do rodzenia dzieci kobiety - już nie. Wynikało to z powszechnej opinii lekarzy, że jeśli dziewczynka nie jest jeszcze zdolna do zajścia w ciążę, to taki wysiłek nie wpłynie negatywnie na jej organizm.

Jak to było z tymi rekordami?

W książce jest dużo więcej ciekawostek. Interesującym wątkiem był też ten o ratyfikacji rekordów krajowych. Czasem były one uznawane jako rekordy, a czasem nie. W niemal każdym kraju wyglądało to inaczej. W Polsce chyba nikt do końca nie wie, jak było. Czasem uznawano rekordowy wynik tylko zwycięzcy, a jeśli reprezentant Polski dobiegł do mety na drugim lub dalszym miejscu za zawodnikiem z innego kraju, ale jego szacowany czas był lepszy od rekordu Polski, to wynik ten nie był uznawany jako oficjalny rekord. W Niemczech natomiast, aby ustanowić rekord krajowy, sędzią musiał być Niemiec. Nawet jeśli zawodnik z kraju naszych zachodnich sąsiadów ustanowiłby nowy rekord świata, a sędzią byłby np. Amerykanin, to rekord kraju pozostałby niezmienny.

Błędy, błędy, błędy…

Niestety w książce ponownie roi się od błędów w tekście. Co prawda chodzi tylko o literówki, ale jest ich tak dużo, że utrudnia to czytanie. W kilku ostatnich tomach pod tym względem było już o wiele lepiej. Niestety, w najnowszej części znowu dostajemy masę poprzekręcanych imion i nazwisk. Niektóre są pisane w więcej niż dwóch wersjach. Oczywiście nie wpływa to na wartość treści zawartych w książce, ale biorąc pod uwagę cenę publikacji, uważam, że zainwestowanie w korektora wpłynęłoby korzystnie na całokształt. Klient płaci za produkt, którego treść jest najwyższej jakości, ale jest on podany z taka liczbą błędów, że dla niektórych ten pyszny kąsek może się wydawać nie do przełknięcia. Myślę, że jeśli wypuszczany jest na rynek produkt o tak dużej wartości merytorycznej, to nie można go psuć takimi drobiazgami jak zjedzone lub pozamieniane litery, zwłaszcza w tak dużej liczbie.

Książka i film

Z książki dowiedziałem się również o filmach i publikacjach, które były wzorowane na autentycznych sportowcach biorących udział w igrzyskach w Amsterdamie. Była też wzmianka o powieści (która niestety nie została przetłumaczona na język polski) traktującej o fikcyjnej 104-letniej byłej sprinterce, która jest przykuta do wózka inwalidzkiego. Bohaterka książki była ponoć wzorowana na znakomitej kanadyjskiej biegaczce Fannie Rosenfeld, która uczestniczyła w 8. Igrzyskach Olimpijskich. Z chęcią sięgnę po tę powieść, bo lubię czytać tego typu książki. Gdyby nie seria „Olimpijska historia lekkoatletyki”, pewnie nigdy bym się o niej nie dowiedział.

Strasznie się cieszę, że takie książki pojawiają się w sprzedaży, co więcej są autorzy, którzy idą śladami duetu Grinberg & Parczewski, tworząc publikacje sportowe oparte na samych faktach. Dowodem jest znakomita książka Daniela Lisa „Stulecie przeszkód. Polacy na Igrzyskach”, o której pisał już na blogu Piotr Stokłosa. W mojej opinii im więcej tego typu książek będzie na rynku, tym lepiej, bo dobra lektura zawsze w cenie. Kto wie, może doświadczeni autorzy zaproszą do współpracy młodego wilczka, dzięki czemu praca pójdzie jeszcze sprawniej i dobrną do Paryża 2024 przed osiemdziesiątką? Tymczasem pozostaje czekać na kolejny tom z serii „Igrzyska Lekkoatletów”, tym razem dotyczący rywalizacji z 1932 roku z Los Angeles. Zacieram ręce i czekam!

CZYTAJ TAKŻE:

1 komentarz: