Dwa w jednym
Nie ma co ukrywać, że
wypuszczenie tych książek na rynek pod szyldem „Igrzyska osobiście” to udany
zabieg marketingowy. Tutaj punkt dla wydawnictwa. Wiele osób, w tym ja, było
przekonanych, że pan Tadeusz mimo sędziwego wieku po raz kolejny sięgnął po
pióro i raz jeszcze przelał swoje bogate wspomnienia na papier. Nie tym razem,
ale kto wie, może ten znakomity dziennikarz ma jeszcze w swoich szufladach
jakieś nigdy niepublikowane wspominki sportowe, które kiedyś ujrzą światło
dzienne? W każdym razie dałem się nabrać i wcale tego nie żałuję, bo żadnej z
tych książek wcześniej nie czytałem, a obcowanie z literaturą sportową na tak
wysokim poziomie to czysta przyjemność.
Książka rozpoczyna się od współcześnie napisanej przedmowy Honorowego Prezydenta Europejskiego Stowarzyszenia Prasy Sportowej, Jerzego Jakobsche, w której przybliża on czytelnikom sylwetkę autora książki i delikatnie wprowadza nas w jej tematykę. Przygotowuje tym samym czytelnika na specyficzny klimat, jaki panuje w dziełach tego wybitnego dziennikarza.
Fakty i mity
Część pierwsza czyli „Osobista historia olimpiad”, to Tadeusz Olszański w najwyższej formie. Charakterystycznym dla siebie językiem snuje olimpijskie opowieści, które wciągają. Sprawiają one, że przenosimy się w odległe czasy, czując atmosferę, którą autor chłonął, będąc korespondentem na poszczególnych igrzyskach olimpijskich. Dostajemy sporą dawkę wiedzy, anegdot i legend podaną w bardzo strawnej nie tylko dla sympatyków sportu formie, ale także dla osób, które lubią dobrą publicystykę. Autor bardzo sprytnie połączył fakty z legendami, opisując zarówno historie, których sam był świadkiem, jak również te, które znane są mu tylko z opowiadań. Dostajemy więc przepięknie napisane opowieści o Jessiem Owensie, Emilu Zatopku, Johnie Weissmullerze, Paavo Nurmim, Jimie Thorpe, Rayu Ewry’m i Spirydonie Louisie. Autor wziął fakty i wyniki, dopisując do nich stworzoną przez siebie wersję zdarzeń, wyraźnie podkreślając jednak, że jest to legenda. W lekkoatletyce pogromcą mitów w naszym kraju są panowie Grinberg i Parczewski, a pan Olszański znakomicie sprawdza się w opowiadaniu niesamowitych historii.
Nie samą legendą żyje człowiek, więc mamy również opowieści, które w 100% są prawdziwe. Pan Tadeusz opisał swoje przeżycia z sześciu kolejnych Letnich Igrzysk Olimpijskich z lat 1960-1980 oraz podzielił się spostrzeżeniami, już sprzed telewizora, na temat igrzysk z Seulu, Barcelony, Atlanty i Sydney. Nie wszystkie historie są oczywiste, nie każda jest znana i według mnie jest to największa zaleta pierwszej części „Igrzysk osobiście”. Duże wrażenie zrobiła na mnie zwłaszcza opowieść dotycząca IO w Meksyku i rywalizacji w pływaniu siedemnastoletniego meksykańskiego żabkarza Felipe Munoza, który po klęsce na swoim koronnym dystansie 100 m zapowiedział w wywiadzie, że jeśli na 200 m nie wygra, to popełni samobójstwo. Cały kraj żył tą historią, bo ponoć Meksykanie są pod tym względem bardzo honorowi. Dla samej tej opowieści warto sięgnąć po tę książkę, bo nikt nie opisałby tego tak dobrze jak Tadeusz Olszański.
Murzyn i olimpiada
Teraz kilka małych uwag, które nasunęły mi się podczas czytania. Pierwsza sprawa to słowo "Murzyn",
które na kartach tej książki przewija się niezwykle często. Ja jestem jeszcze z
pokolenia, które dobrze znało "Murzynka Bambo", więc kompletnie nie mam nic do tego słowa - nigdy nie
używałem go w kontekście obraźliwym. Uważam wręcz, że absolutnie takie nie jest, ale obecnie jego stosowanie jest źle postrzegane. Należy je jednak oceniać w odpowiednim kontekście, a mianowicie biorąc pod uwagę moment w historii, w którym było przez autora używane. Mam nadzieję, że nikt nie dopatrzy się tutaj przejawów rasizmu, bo wydawca przedrukował tekst w niezmienionej formie.
Druga obserwacja dotyczy
nazewnictwa IO. Domyślam się że kilka osób będzie zgrzytało zębami, gdy autor
igrzyska olimpijskie nazywa olimpiadą. Dziś kibice sportowi są bardzo wyczuleni
na tym punkcie, a olimpiada to dla nich czteroletni okres między igrzyskami
olimpijskimi, ale w starszych opracowaniach autorzy używali tego określenia zamiennie.
Książki Bohdana Tomaszewskiego, Bogdana Tuszyńskiego czy Tadeusza Olszańskiego
nie byłyby już takie same, gdyby zostało to zmienione. Ja akurat bardzo się cieszę, że w „Igrzyskach osobiście” pozostawiono oryginalny zapis. To kolejny plusik.
Może drobna rzecz, a jednak dla miłośników Tadeusza Olszańskiego dość ważna, bo
myślę że gdyby zamienić chociaż jedno słowo autora na inne, to książka mogłaby utracić
niepowtarzalną i niepodrabialną zaletę, jaką jest język używany przez autora.
Rachunek za igrzyska
Druga część książki, czyli „Rachunek
za igrzyska”, może nie jest już tak bardzo fascynująca, ale za to niezwykle pouczająca.
Tadeusz Olszański przedstawił w niej najważniejsze wydarzenia, które jego
zdaniem przyczyniły się do zniszczenia idei igrzysk olimpijskich i zwycięstwa pieniądza nad coubertenowskim romantyzmem. Jest tu mowa m.in. o wojnach, dopingu
farmakologicznym, oszustwach sędziowskich, zamachach terrorystycznych czy coraz
większych zarobkach sportowców. Tadeusz Olszański ostro punktuje wszystkie powody, które doprowadziły do kultu pieniądza w sporcie i zdeptaniu
zasad czystej walki. Jednocześnie każdą swoją tezę podpiera ciekawą,
najczęściej olimpijską opowieścią. Jedną z bardziej interesujących była ta z
Moskwy, gdzie Jacek Wszoła zdobył srebrny medal olimpijski, przegrywając z mało
znanym sportowcem z NRD Gerdem Wessigiem, tracąc jednocześnie rekord świata. Jak pisze pan Tadeusz, lekarze niemieckiej ekipy mieli wpaść na pomysł, aby tuż przed startem sztucznie stymulować mięsie
nóg swojego zawodnika, rażąc je prądem. Czy tak było naprawdę, tego nie wiemy, ale po
zastanowieniu wydaje się to chyba bardziej prawdopodobne niż doping farmakologiczny.
Reasumując, uważam, że książka "Igrzyska osobiście" jest świetna, zdecydowanie warta przeczytania, o ile oczywiście ktoś wcześniej nie przeczytał już "Osobistej historii olimpiad" i "Rachunku za igrzyska", czyli poprzednich publikacji Olszańskiego. Połączenie tych dwóch pozycji było bardzo dobrym ruchem wydawnictwa i powinni dalej iść tą drogą. Jestem ciekaw, czy osoby decyzyjne zasiadające w Wydawnictwie Studio Emka mają w najbliższych planach książki o tematyce sportowej. „Igrzyska osobiście” to strzał w dziesiątkę i oby doczekał się kontynuacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz