W październiku ubiegłego roku na rynku ukazała się pierwsza książka Jana Goksińskiego - jednego z "domowych" dokumentalistów rodzimego futbolu. Tom zatytułowany "Klubowa historia polskiej piłki nożnej do 1939 roku" był zapowiedzią dłuższej serii, która swojej kontynuacji doczekała się przed kilkunastoma dniami. Właśnie wtedy do sprzedaży trafiły dwa następne tomy napisane i wydane przez tego autora. O ich powstawaniu Goksiński opowiedział w wywiadzie dla bloga, zapraszam do lektury.
- Trzy wydane przez Pana pozycje liczą łącznie ponad 1300 stron. Rozumiem, że prace nad nimi zaczęły się dużo, dużo wcześniej?
Statystyką piłkarską interesuje
się od zawsze, przez ostatnie kilkadziesiąt lat zgromadziłem na ten temat
olbrzymią ilość materiału. Oczywiście robiłem to hobbystycznie, natomiast
pomysł napisania książki zrodził się jakieś pięć lat temu. Wówczas zacząłem tworzyć
książkę na podstawie części z moich materiałów, ale praca szła powoli - bywały
miesiące, w których nic nie napisałem. Intensywne pisanie zacząłem z początkiem
2012 roku.
- Co było impulsem do opisania
klubowej historii polskiej piłki nożnej?
Impulsów było kilka.
Najważniejszym z nich było przeświadczenie, że posiadam już wystarczająco dużo
materiałów, by zmierzyć się z tematem. Chciałem, aby trafiły one w końcu na
forum publiczne. Motywowała mnie także chęć zmierzenia się z tematami
dziewiczymi, np. rozgrywkami w okręgu wołyńskim, poleskim czy kieleckim,
podziałem klubów na branże, analizą frekwencji, itp. Liczę na to, że inni
pociągną i uzupełnią te tematy.
- Z jakimi opiniami na temat
pierwszego tomu spotkał się Pan do tej pory?
Ogólnie oceny są pozytywne.
Większość wyraża uznanie dla ogromu pracy, jaką włożyłem w stworzenie tej
książki. Oczywiście są też uwagi polemiczne, głównie dotyczące drobnych błędów
w tabelach, ale zazwyczaj są one zgłaszane z przyjazną życzliwością.
- Skąd tak szybko, po zaledwie
roku, pojawiło się drugie wydanie pańskiej premierowej pozycji?
Czytelnicy wskazali na błędy czy książka została uzupełniona nowymi
informacjami?
Drugie wydanie tomu I pojawiło
się dlatego, że sprzedałem cały pierwszy nakład z października 2012 roku. Przed
zamówieniem dodruku postanowiłem uwzględnić uwagi, które otrzymałem od
czytelników oraz wykorzystać nowe informacje, do których dotarłem w ciągu
ostatniego roku. Poprawek jest niewiele, około dwudziestu, głównie w tabelach
klasy A i to raczej w ich dolnych rejonach.
- Przeglądając pańskie dzieła,
nie sposób oprzeć się wrażeniu, że praca nad nimi musiała być bardzo żmudna i
ciężka. Tak rzeczywiście to wyglądało? To były przede wszystkim godziny
spędzone w archiwach i bibliotekach?
Aby napisać taką książkę, przede
wszystkim trzeba być pasjonatem. Wówczas grzebanie w przedwojennych gazetach,
książkach historycznych ma swój urok. Poza tym ja lubię atmosferę czytelni,
stąd mojej pracy nie mogę nazwać żmudną i ciężką.
- W książkach wśród autorów
figuruje wyłącznie Pana nazwisko. Opracowaniem kolejnych pozycji zajmuje się
Pan sam, czy ktoś w tym Panu pomagał?
W pewnym sensie pomagali mi
wszyscy ci, którzy przede mną pisali o klubowej piłce nożnej. Z ich dorobku
korzystałem i liczę na to, że teraz ktoś skorzysta z mojego, dokładając coś od
siebie i dzięki temu nasza wiedza na temat klubowej piłki nożnej powiększy się.
- Ciekawym aspektem pańskich
książek jest mocne skupienie się na meczowej frekwencji. Skąd pomysł na to,
żeby tymi danymi zainteresować się w szczególnym stopniu? Zwykle autorzy nie
poświęcają im tak dużo uwagi.
Nie byłem piłkarzem (no,
przynajmniej profesjonalnym), nie byłem trenerem, działaczem, ani sędzią, natomiast
byłem i jestem kibicem, stąd ten punkt widzenia jest mi szczególnie bliski.
Moim zdaniem kibice są najistotniejszym składnikiem tworzącym magię futbolu,
dlatego też tak wiele miejsca w swoich książkach poświęcam zagadnieniu
frekwencji.
- Informacjom zawartym w książce
nie są przyporządkowane konkretne przypisy - na jej końcu znajduje się ogólna
bibliografia. Nie obawiał się Pan, że uniemożliwi to czytelnikom możliwość
weryfikacji faktów, o których Pan pisze?
Moje książki nie są pracami
naukowymi, są co najwyżej popularnonaukowe. Staram się w nich ująć pewne
prawidłowości, tendencje, nie włączam się w spory szczegółowe, gdzie
porównywanie dwóch czy trzech źródeł ma sens. Gdy jakieś zagadnienia są
dyskusyjne, np. daty powstania klubów, przyjmuje opinię, która najbardziej do
mnie przemawia.
- Niedawno książkę o rozgrywkach
piłkarskich z 1919 r. wydał Paweł Gaszyński. Słyszał Pan o tej pozycji? Mógłby
Pan coś o niej powiedzieć?
Książka Pawła Gaszyńskiego jest
cenną inicjatywą i bardzo ułatwiłaby pisanie mojej, gdyby ukazała się nieco
wcześniej. Marzy mi się umieszczona w internecie baza danych na temat polskiej
piłki nożnej, coś na zasadzie Wikipedii. Pewnie kiedyś coś takiego powstanie.
- Gaszyński w serii "Zanim
powstała liga" każdy wynik popiera przypisem odnoszącym się do konkretnego
źródła. To chyba dobry zabieg, który uniemożliwia czytelnikom podważanie
zawartych tam informacji bez udania się do biblioteki i sprawdzenia źródła?
Na szczęście sam decyduje o tym,
co i jak piszę. Doceniam pracę Pawła Gaszyńskiego, ale nie leży w mojej naturze
zbytnia szczegółowość. Jak już mówiłem, moim żywiołem jest synteza, znajdowanie
pewnych prawidłowości, trendów, tendencji, związków przyczynowo-skutkowych.
Przy pisaniu moich książek korzystałem z około 200-300 innych książek i
kilkudziesięciu gazet sportowych, ogólnopolskich oraz lokalnych. Gdybym
umieszczał przypisy, pewnie byłoby ich z tysiąc, przez co książką dwukrotnie zwiększyłaby
liczbę swoich stron.
- W swoich książkach dokonał Pan
oceny poziomu sportowego poszczególnych okręgów. Do najsilniejszych zaliczył
Pan sześć z nich, co miało później przełożenie na pozycje w rankingu
przyznawane poszczególnym klubom. Jakie były kryteria podziału okręgów i wyboru
tych najsilniejszych?
Podział okręgów odpowiadał
przedwojennym województwom i pokrywał się z granicami okręgowych związków piłki
nożnej. Województwa stopniowo powoływały swoje okręgi. Do wybuchu II wojny
światowej, nie udało się to tylko dwóm województwom: tarnopolskiemu i
nowogródzkiemu. W mojej książce sklasyfikowałem kluby według miejsc zajmowanych przez nie w kolejnych sezonach. Każdemu miejscu przyporządkowałem ilość punktów i stąd
klasyfikacja województw, klubów, itp.
- Nie obawiał się Pan, że
wprowadzenie własnych klasyfikacji może spowodować różne reakcje odbiorców?
Trudno chyba w pełni obiektywnie podzielić okręgi, a następnie przypisać
konkretne miejsce w historii danemu klubowi?
Kryteria klasyfikacji klubów i
przydzielenia im punktów są dokładnie opisane we wstępie. Oczywiście można
polemizować z metodologią, jaką przyjąłem, aczkolwiek nikt z moich czytelników
nie przesyłał negatywnych opinii na ten temat. Należy pamiętać, że jest to moja
autorska metoda i dzięki niej mogłem uchwycić pewne tendencje: wzrost lub
spadek znaczenia poszczególnych regionów, branż, co wydaje mi się cenne i
interesujące.
- W bibliografii pańskich dzieł
znalazły się pozycje książkowe oraz czasopisma i gazety. Z którego rodzaju
źródeł korzystał Pan częściej, które są Pana zdaniem bardziej wiarygodne?
Starał się Pan weryfikować informacje zawarte na przykład w Encyklopedii Fuji?
Przede wszystkim oparłem się w
swoim pisaniu na gazetach sportowych oraz lokalnych. Potem weryfikowałem i
uzupełniałem „gazetowe” dane innym, w tym informacjami z Encyklopedii Fuji,
która dla każdego, kto pisze książki sportowe, jest nieocenionym źródłem
wiedzy. Wydaje mi się, że choć poziom polskiego piłkarstwa jest słaby, to pod
względem statystyki piłkarskiej jesteśmy w czołówce, co jest w dużej mierze
zasługą Pana Gowarzewskiego.
- A czy zdarzały się jakieś
sprzeczne informacje pochodzące z dwóch lub więcej źródeł? Jak w takim momencie
dokonać wyboru właściwej?
W takich przypadkach zazwyczaj
bardziej wiarygodne są nowsze opracowania, bo nasza wiedza wciąż się zwiększa.
- W bibliografii oprócz
"Przeglądu Sportowego" nie znajdziemy konkretnych tytułów innych
gazety. Jaka była ogólna liczba pozycji prasowych, do których Pan dotarł?
Było to około 30 różnych tytułów,
głównie gazety lokalne, bo w „Przeglądzie” i innych ogólnopolskich sportowych
gazetach o rozgrywkach klasy A nie było zbyt wiele.
- Oprócz działalności wydawniczej
prowadzi Pan także portal goxo.pl. Ma on stanowić miejsce w sieci, w którym
będzie można znaleźć informacje na temat historii polskiego futbolu?
Owszem miałem i mam plany
rozbudować portal goxo.pl. ale obecnie moim priorytetem jest pisanie kolejnych
książek, a portal głównie służy ich promocji. Być może kiedyś to się zmieni.
Materiałów, które mógłbym umieścić na portalu mam dużo, ale wszystko wymaga
czasu. Poza tym moja wiedza informatyczna jest ograniczona i póki co nie
zamierzam jej zwiększać.
- W planach ma Pan już kolejne
publikacje, które mają się ukazać w 2014 roku. Będą się one różnić czymś w
swojej formie od dotychczas wydanych książek?
Tom IV klubowej historii polskiej
piłki nożnej powstanie na pewno. Będzie obejmować lata 1970-1995, a więc okres,
w którym pasjonowałem się piłką, z którego mam olbrzymią ilość materiałów, w
tym komplet tabel. Ta książka pisze się sama, problemem będzie zawarcie jej w
500 stronach, więc muszę się ograniczać.
- A czy po zakończeniu prac nad
dziejami polskiej piłki klubowej ma Pan już jakiś temat, którym chciałby zająć
się w dalszej kolejności?
Mam sporo pomysłów i olbrzymią
ilość materiałów. Na pierwszy rzut miała pójść książka na temat frekwencji na
meczach piłkarskich w latach 1946-2014. Zamierzałem też opisać frekwencję na
meczach hokeja, boksu, żużla, siatkówki, koszyków, piłki ręcznej. Zastanawiam
się jednak nad poczytnością takiego opracowania, na ile jest to interesujące
dla szerszego grona czytelników. Zastanawiam się też nad formą tej książki, jak
i następnych. Może niektóre powinny się ukazywać jako e-booki?
- Na zakończenie jeszcze pytanie
dotyczące pańskiego nazwiska, które widnieje na książkach. Doszły mnie słuchy,
że jest to pseudonim.
Tak rzeczywiście jest. Pracuję na
etacie w korporacji i nie byłoby dobrze przyjęte, gdyby się okazało, że po
godzinach, zamiast zastanawiać się nad strategią firmy, poświęcam się swoim
pasjom. Stąd też pseudonim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz