czwartek, 31 marca 2022

Andrzej Ostrowski „Telewizyjne imperium sportowe”. Recenzja książki

Niezbyt często sięgam po naukowe książki o tematyce sportowej, gdyż prawie zawsze mam wrażenie, że ich autorzy piszą o rzeczach prostych, wręcz banalnych, w sposób niezwykle skomplikowany, używając wielu niezrozumiałych dla mnie słów. Tematyka sportu w telewizji zawsze mocno mnie interesowała, więc mimo obaw postanowiłem przeczytać tę dość sporą objętościowo książkę. Oczywiście język jak zwykle sprawił mi nieco trudności, lecz oceniając tę pozycję całościowo, uważam, że "Telewizyjne imperium sportowe" Andrzeja Ostrowskiego to bardzo dobra książka.

Ogrom pracy, jaką wykonał Andrzej Ostrowski, wręcz zadziwia. Aż trudno uwierzyć, że wykonał ją samodzielnie: przeprowadził badania, obejrzał wiele godzin transmisji sportowych i w sposób naukowy spróbował wyjaśnić zjawisko, jakim jest transmitowanie sportu w telewizji. Ogromny nakład pracy zdecydowanie się opłacił, gdyż dostajemy dopieszczone i znakomicie uargumentowane dzieło, które z pewnością może przysłużyć się studentom dziennikarstwa sportowego.

Trudne słowa

Język, jakiego autor użył w tej książce, nie należy do łatwych. Jest on bardzo naukowy - wynotowałem ponad 50 słów, które wprawiły mnie w zakłopotanie i dla osób, które nie miały wiele wspólnego ze studiowaniem filologii słowiańskiej czy też kierunków pokrewnych, mogą wydawać się trudne. Wypiszę tylko niektóre z nich, aby zobrazować, co mam na myśli: uzus, symulakrum, genologii, szwenk, dystrakcja, rober, asertoniczność, eponizm, reranie, profesjoklety, anakolut, taksonizm. Większość z tych słów nawet mój edytor tekstowy podkreśla na czerwono. Wiedziałem jednak, na co się piszę, zasiadając do lektury - widocznie tak musi być i już.

Czy współcześni komentatorzy są słabi?

Właściwa tematyka książki rozpoczyna się w zasadzie od rozdziału drugiego. Pierwszy to teoretyczne rozważania, które można było zamknąć w jednym zdaniu. Wiadomo jednak, że opracowania naukowe rządzą się swoimi prawami i potrzebne jest w nich dłuższe wprowadzenie do tematu. Dopiero od rozdziału drugiego poznajemy historię telewizyjnych transmisji sportowych. Dowiadujemy się między innymi, że pierwsza z nich została przeprowadzona z igrzysk olimpijskich w Berlinie w 1936 roku, niestety z pominięciem naszego kraju i z zastrzeżeniem, że nie była to transmisja bezpośrednia. W Polsce czekano z pierwszą sportową relacją telewizyjną aż do roku 1951. Pierwsza w Polsce transmisja „na żywo” odbyła się dopiero w roku 1957. Autor bardzo fachowo podszedł do tematyki związanej z dziennikarzami sportowymi, przybliżając czytelnikom nazwiska komentatorów, którzy relacjonowali wydarzenia sportowe w telewizji, począwszy od lat 50., aż do lat 80. 

No właśnie. Dlaczego tak krótko? Autor, nie wiedzieć czemu, kompletnie zignorował komentatorów, którzy rozpoczęli pracę w TVP w latach późniejszych oraz tych, którzy wypromowali się w innych stacjach telewizyjnych. Czytamy o tak mało pozytywnej postaci jak Waldemar Krajewski, a o Tomaszu Smokowskim, Mateuszu Borku, Tomaszu Swędowskim, Przemysławie Babiarzu, Tomaszu Jarońskim, Piotrze Dębowskim, Tomaszu Rudzińskim, Witoldzie Domańskim, Tomaszu Dryle, Andrzeju Janiszu, Łukaszu Jurkowskim, Januszu Pinderze, Andrzeju Kostyrze czy Jacku Laskowskim nie ma w książce ani słowa. Tak, jakby historia kończyła się na przyjściu do telewizji Dariusza Szpakowskiego i Włodzimierza Szaranowicza, a dalej już nic nie było… Tymczasem zasługi wymienionych przeze mnie panów dla rozwoju i podniesienia poziomu komentarza sportowego są w mojej ocenie ogromne i bez wątpienia należało im się miejsce w tej książce. Są oni rozpoznawani przez wszystkich kibiców sportowych interesujących się dyscyplinami, które komentują. Nie rozumiem, dlaczego autor postanowił nie zamieszczać ich na kartach swojej publikacji, dlatego stawiam autorowi ten zarzut, podkreślając jednak, że znakomicie ten rozdział rozpoczął. Mam wielki żal, że nie doczekał się on kontynuacji.

Kanały sportowe

Bardzo mocno zaciekawił mnie też rozdział dotyczący sportowych kanałów telewizyjnych. Super, że jest wreszcie na naszym rynku książka, w której można poczytać na ten temat. Autor bardzo ciekawie przedstawia kanały sportowe i pokrótce je omawia. Wszystko jest dobrze, ale nie byłbym sobą, gdybym się do czegoś nie doczepił. Pan Ostrowski po macoszemu obszedł się ze stacją Orange Sport, która w pewnym sensie była pod kilkoma względami pionierem na polskim rynku. Był moment, kiedy ta stacja była jednym z najbardziej profesjonalnie zarządzanych kanałów sportowych w Polsce. Transmitowała m.in. futbolową Ekstraklasę, piłkarskie krajowe puchary z Anglii, Niemiec czy Francji. Mogliśmy tez oglądać koszykarską zawodową ligę NBA. Orange Sport jako pierwsza w Polsce pokazała walki toczone w największej na świecie federacji UFC. Nie brakowało też boksu zawodowego na najwyższym poziomie, jednej z najlepszych na świecie krajowych lig rugby, czyli Top 14, zawodów Pucharu Świata w bobslejach czy w snowboardzie. Krótko mówiąc: było co oglądać! 

Zabrakło mi też wspomnienia o sportowych kanałach publicystycznych nadawanych w języku polskim. Pierwszym był Eurosport News nadający w latach 2000-2005, następnie pojawił się Orange Sport Info, a jako trzeci ruszył Polsat Sport News, który nadaje do dziś, lecz obecnie trudno nazwać tę stacje kanałem informacyjnym. Telewizyjna publicystyka sportowa w Polsce bardzo mocno rozwinęła się dzięki tym trzem stacjom. Eurosport News zaczynał w czasach, gdy Internet nie był jeszcze zbyt mocno rozwinięty, a przeciętny kibic szukał wyników na stronach telegazety. Dzięki Eurosport News znacznie szybciej mógł się dowiedzieć o wyniku zawodów. Orange Sport Info był z kolei kanałem, który wzniósł polską publicystykę sportową na dużo wyższy poziom. Takie programy jak „Piękna i bestia”, „Hyde Park”, „Bieg przez plotki”, „Janusz Pindera zaprasza” czy „Siłownia”, to niezapomniane formaty, z których do dziś czerpią niektóre sportowe stacje telewizyjne i internetowe. Zabrakło mi wspomnienia o takich kanałach jak RaiSport, Abu Dhabi Sport czy Dubai Sport, które od wielu lat można oglądać w Polsce, a nasz kibic ma dostęp do wielu rozgrywek, których nie ma szans zobaczyć na żadnym polskojęzycznym kanale. Mimo tego ten rozdział zdecydowanie powinni znać na pamięć wszyscy adepci dziennikarstwa sportowego w naszym kraju.

Komentator a sprawozdawca

W „Telewizyjnym imperium sportowym” możemy przeczytać również o jakże trafnych porównaniach wydarzenia sportowego do spektaklu teatralnego, a także o rodzajach dramaturgii sportowej. Nawet jeśli rozdziały te nie porywają, to zawierają mnóstwo istotnych informacji na temat ogromnej roli realizatora kamery podczas transmisji sportowej oraz o dramaturgicznych zabiegach realizacyjnych. Widz może poznać też zestaw najchętniej oglądanych dyscyplin sportowych w Polsce i na świecie. Dowiaduje się znacznie więcej o wyzwaniach, przed jakimi staje komentator sportowy oraz o sposobach operowania słowem podczas transmisji. Po lekturze tej bardzo dobrej książki nigdy już nie pomylę komentatora ze sprawozdawcą sportowym, a wcześniej było to dla mnie jedno i to samo. Andrzej Ostrowski zebrał też w jednym miejscu większość elementów potwierdzających brak profesjonalizmu komentatora, dzięki czemu można dojść do trochę błędnych wniosków, że wszyscy, którzy wykonują w Polsce ten zawód, nie są profesjonalni.

„Nogi piłkarzy są ciężkie jak z waty”, czyli lapsusy językowe

Autor wykonał też znakomitą robotę w rozdziale „Język sportowy mówiony”. Przeprowadził badanie, poddając analizie wiele transmisji sportowych. Z nich wyłowił zapożyczenia obcojęzyczne, eponimy, synonimy, neologizmy, neosemantyzmy, metafory, porównania, hiperbole, eufemizmy, powtórzenia i inne środki stylistyczne, a następnie wykonał zestawienia tabelaryczne przedstawiając częstotliwość ich używania podczas transmisji sportowej. To samo zrobił z błędami gramatycznymi, składniowymi, fonetycznymi, leksykalnymi, logicznymi i pleonazmami. Autor udowodnił na podstawie obejrzanych zawodów sportowych, jak wiele drobnych (i nie tylko!) błędów językowych popełniają komentatorzy sportowi. Szczególnie spodobał mi się fragment o lapsusach językowych. To była jedyna możliwość, aby podczas lektury „Telewizyjnego imperium sportowego” trochę pośmiać. Takich tekstów jak:

- „Jedna z zawodniczek w reprezentacji Afganistanu jest kobietą”;

- „Wtedy Tomasz Augustyniak pociągnął ze swojej połówki”;

- „Dziub Marty ruszył bardzo szybko”;

- „Nigeryjczyku błyskają białka spod oczu”;

- „Szewińska nie jest już tak świeża w kroku jak dawniej”;

- „Jeszcze trzy ruchy i Włoszka będzie szczęśliwa”;

 - „Drugą połówkę rozpoczęli goście”;

- „Widać wielkie ożywienie w kroku Lewandowskiego”;

nie da się czytać bez uśmiechu na twarzy. Oczywiście Ostrowski próbuje podejść do tematu lapsusów w sposób naukowy, ale akurat tym przypadku ich zabawna treść przysłania językowe wywody. Fajnie, że autorowi udało się przemycić do stricte naukowej pozycji trochę humoru, sprawiając, że nawet osoby, które na co dzień nie czytają tego typu książek, przynajmniej przez chwilę będą się dobrze bawić.

Derby, panczeny i telemark

Jak już wcześniej wspomniałem, z książki bez wątpienia można się bardzo dużo dowiedzieć i każdy, kogo interesuje temat sportu w telewizji, z całą pewnością będzie zadowolony. Oprócz oczywistych zalet publikacji, czyli skondensowanej wiedzy tematycznej w jednym miejscu, dowiedziałem się między innymi o etymologii słowa telewizja, telewizyjnych transmisjach hokeja na lodzie komentowanych przez Bohdana Tomaszewskiego, a także o tym, że w 1986 roku trzeba było mieć specjalne pozwolenie na oglądanie kanałów zagranicznych i posiadać pozytywną opinię Milicji Obywatelskiej. Dowiedziałem się również, skąd pochodzą słowa derby, nelson, panczeny, telemark i wiele innych. Jest to z całą pewnością bardzo wartościowa wiedza.

Czepiam się, czyli nieścisłości w książce

Po tych licznych pochwałach, pora na wskazanie kilku mankamentów. W książce znalazło się kilka błędów oraz pomyłek - być może wynikających z pośpiechu lub braku potwierdzenia faktów.

1. Nie jest prawdą, że podczas zawodów lekkoatletycznych z serii Diamond League nie rozgrywa się biegów długodystansowych. 5000 metrów jest co roku stałym punktem programu zarówno w rywalizacji kobiet, jak i mężczyzn.

2. W książce została zamieszczona informacja, że Afroamerykanie dominują w biegach lekkoatletycznych oraz w golfie, a Azjaci w sportach walki. Tymczasem w golfie zdecydowanie dominują ludzie biali. W pierwszej setce rankingu światowego jest zaledwie trzech czarnoskórych zawodników i tylko jeden w pierwszej dziesiątce. W biegach lekkoatletycznych można się z dominacją Afroamerykanów zgodzić, z zastrzeżeniem, że dotyczy to dystansów sprinterskich. W biegach średnich i długich Afroamerykanie już się nie liczą. Podobnego rozróżnienia zabrakło mi także w przypadku sportów walki. Azjaci owszem dominują, ale nie we wszystkich dyscyplinach. W cięższych kategoriach wagowych w boksie, MMA, kickboxingu zupełnie się nie liczą. Dżudo, taekwondo, zapasy - tutaj owszem.

3. Absolutnie nie zgodzę się z autorem, że podczas mistrzostw świata w piłce nożnej w 1998 roku Amerykanie podłożyli się Iranowi. Amerykanie na tamtym turnieju byli beznadziejni w każdym meczu. Myślę, że reprezentacja Iranu wtedy i teraz była i jest lepsza od USA w tej dyscyplinie sportu. Amerykanie grali, żeby wygrać, ale Irańczycy byli tak nakręceni tamtego dnia, że zawodnicy z kontynentu północnoamerykańskiego nie mieli z nimi szans. Według mnie stwierdzenie autora jest niepotrzebnym sugerowaniem czegoś, co nie miało miejsca. Dwa przeciętne zespoły grały ze sobą i wygrał lepszy. Oczywiście cała otoczka towarzysząca temu wydarzeniu była ekscytująca, ale jednak był to mecz z wieloma sytuacjami podbramkowymi i sporą dawką SPORTOWYCH emocji. W razie wątpliwości polecam obejrzeć jeszcze raz na spokojnie to widowisko.

4. Na stronach 82 i 83 jest spora nieścisłość. Na stronie 82 mamy: „13 stycznia 1957 roku doszło do pierwszej sportowej transmisji na żywo”. Na stronie 83 jest napisane, że ta transmisja była relacjonowana w prasie w 1956 roku. Jak to możliwe?

5. Razi mnie też dość częste pisanie "lekka atletyka" zamiast "lekkoatletyka". Nie jestem znawcą w tym temacie w przeciwieństwie do autora tej książki, ale „Nowy słownik poprawnej polszczyzny” pod redakcją Andrzeja Markowskiego oraz „Uniwersalny słownik języka polskiego” pod redakcją Stanisława Dubisza podają jako jedyną poprawną formę słowo "lekkoatletyka".

6. Na 98 stronie zamieszczona jest nieprawdziwa informacja, że w 1998 roku Polsat jako pierwszy w Polsce pokazał boks zawodowy w wykonaniu słynnych mistrzów, a mowa o walce Andrzeja Gołoty z Timem Witherspoonem. Tymczasem TVP już w 1974 roku wyemitowała walkę Muhammada Ali z George’em Foremanem. W 1987 roku też w TVP była retransmisja walki o tytuł zawodowego mistrza świata. W latach 90. mieliśmy kilka, a może nawet kilkanaście zawodowych pojedynków. W 1996 roku kibice w Polsce mogli oglądać obie walki Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowem, a w 1997 z Lennoxem Lewisem. W 1996 roku oglądałem tez walkę Dariusza Michalczewskiego z Asludinem Umarowem, a TV Wisła w tym samym roku dała kibicom ucztę bokserską w postaci pojedynku Michalczewski – Rocchigiani. Były też walki Tysona z Holyfieldem i obie były transmitowane w języku polskim. Oczywiście zakładam, że tych zawodowych pojedynków w polskojęzycznych kanałach telewizyjnych przed 1998 rokiem było więcej, ale na chwilę obecną nic już sobie nie przypominam.

7. Na 243 stronie autor stwierdził, że nie ma już dyscypliny sportu, ani nawet konkurencji, która nie podlegałaby bezpośredniemu przekazowi telewizyjnemu. Tymczasem jest całe mnóstwo dyscyplin, których w telewizji nie uświadczymy, jak np. boks szachowy, pesapallo, podwodne rugby, piłka rowerowa czy nasz swojski palant.

8. Na stronie 378 podany został przykład pleonazmu „rozgrywki Pucharu UEFA w piłce nożnej” tymczasem to wcale nie jest błąd. UEFA ma pod swoimi skrzydłami nie tylko piłkę nożną ale także futsal oraz w piłkę nożna plażową. W każdej z tych dyscyplin sportu są prowadzone rozgrywki o europejskie puchary pod egidą UEFA.

Jak zareagowałby Szaranowicz?

Podsumowując: książka jest bardzo dobra, a te drobne uwagi, które wytłuściłem, nie wpływają na całościowy odbiór, który bez wątpienia jest pozytywny. Jeśli ktoś ma już dość nieco frywolnego języka stosowanego w piłkarskich alkobiografiach, to jako formę odskoczni polecam książkę Andrzeja Ostrowskiego. Oprócz rzetelnych informacji można też dość znacząco wzbogacić swoje słownictwo.

P.S. Jestem ciekaw jak zareagowałby Włodzimierz Szaranowicz na takie zdanie: „W TVP wyraźniej zarysował się podział na ludzi lepiej czujących się w studiu (Szaranowicz) oraz sprawniej operujących słowem komentatorskim podczas transmisji na żywo (Szpakowski)".

CZYTAJ TAKŻE:

2 komentarze:

  1. Ciekawy blog. Na 100 procent bardzo dużo osób wejdzie na ten blog.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem takiego samego zdania jak mój poprzednik. Nic dodawał nie będę.

    OdpowiedzUsuń