środa, 25 marca 2015

Sam na sam ze śmiercią

Miłośnicy sportowych powieści mogą z radością zacierać ręce! Nikodem Pałasz powrócił ze swoim nowym kryminałem, tym razem osadzając jego akcję nie w tenisowym, a piłkarskim świecie. Jego dzieło – książka „Sam na sam ze śmiercią” – to wciągająca historia, która okazała się świetną kontynuacją pierwszej publikacji autora.

Na wstępie małe przypomnienie. W styczniu ubiegłego roku do księgarni trafiła premierowa książka Pałasza – „Brudna gra”. Powieść opowiadała historię śledztwa prowadzonego przez inspektora stołecznej policji – Wiktora Wolskiego, który szukał mordercy Artura Malewicza, utalentowanego polskiego tenisisty. Literacki debiut wypadł niezwykle udanie, o czym pisałem na blogu. Interesująca postać głównego bohatera, ciekawie rozwijająca się akcja, niedopowiedzenia oraz tajemnicze historie – to największe z zalet pierwszej powieści autora, o których pisałem przed ponad dwunastoma miesiącami. Nic dziwnego, że po tak pozytywnym odbiorze debiutanckiej powieści Pałasza, miałem ogromny apetyt na kolejną, tym bardziej, że była kontynuacją przygód Wolskiego. Choć początkowo miałem kilka wątpliwości, lektura okazała się równie przyjemna, co „Brudna gra”, więc stosując żargon piłkarski, mogę powiedzieć jedno: autor trzyma formę. A to w przypadku powieści niezwykle ważna rzecz.

Déjà vu na początek
Zanim jednak po raz kolejny wciągnąłem się w opowiadaną przez Pałasza historię, gotów byłem stwierdzić, że druga książka jest bardzo podobna do pierwszej. Zbyt podobna. Takie odniosłem wrażenie, czytając pierwszych kilkadziesiąt stron. O ile trudno przyczepić się do takiego samego schematu opowieści (tajemnicza śmierć czarnoskórego piłkarza, Molokiego Mooketsiego – rozpoczęcie śledztwa – poznawanie kolejnych podejrzanych), bo w końcu kryminał jako gatunek rządzi się swoimi prawami, o tyle rzuciły mi się w oczy podobne szablony wykorzystane przez autora. Chodzi przede wszystkim o wątki przypisane do świata sportu. Można powiedzieć, że zmieniła się dyscyplina, o której pisze autor, ale poruszane tematy pozostały bez zmian. W „Brudnej grze” mieliśmy korupcję, w „Sam na sam ze śmiercią” ona również występuje. W pierwszym kryminale był temat dopingu, w drugim tez pojawia się ten wątek. Handel meczami? Proszę bardzo. Alkohol? A i owszem, znajdziemy go w obu publikacjach.

Kto czytał pierwszą powieść, od razu przypomni sobie, że o większości wątków poruszonych w „Sam na sam ze śmiercią” była mowa we wcześniejszej książce. Powtarza się też początkowo schemat poszukiwań Wolskiego, a w zasadzie odwiedzane i przepytywane przez niego postaci. Są dziwnie zachowujący się trenerzy Grabexu Zielonka, jest podejrzany agent Molokiego, nie brakuje niezbyt sympatycznego prezesa klubu. Na szczęście im dalej, tym lepiej. Z czasem w najnowszym kryminale pojawiają się nowe historie, o których w „Brudnej grze” nie było ani słowa, do tego dochodzą intrygujący bohaterowie, którzy wzbogacają fabułę. Autor ponownie prowadzi z czytelnikiem bardzo fajną grę, wprowadzając pewne tropy "dla zmyłki", dzięki czemu lektura trzyma w napięciu do ostatniej strony. Muszę przyznać, że zakończenie mocno mnie zaskoczyło i do końca nie wiedziałem, kto okaże się mordercą. To duży atut kryminału, gdyż nie jest banalny, a Pałasz nie psuje zbyt wcześnie całej zabawy.

Forma rośnie
Jednym z minusów, które wymieniłem, oceniając „Brudną grę”, były momentami zbyt płytkie dialogi, szczególnie te dotyczące życia codziennego. Trzeba przyznać, że pod tym względem autor się poprawił. W jego najnowszej książce nie znajdziemy już wymiany zdań między bohaterami, która brzmiałaby sztucznie. Wszystko wydaje się bardzo rzeczywiste, a Pałasz dodatkowo do języka postaci wprowadził sporo elementów humorystycznych (np. dobry dialog: „– To jest zlecenie z góry. – Z jakiej góry? – Z Giewontu, kurwa!” albo „– Ma mocne plecy, jakieś polityczne powiązania. Jest, że tak powiem, niezależny. – Niezależny to jest Krym od Ukrainy”). To duży plus nowszej powieści, podobnie jak dokładne opisy miejsc akcji, która dzieje się nie tylko w Warszawie. Sklep Żabka w stolicy, w okolicach którego rozegrała się strzelanina, Zielonka, Wołomin, Rembertów. A do tego Paryż i Sankt Petersburg. Nie pamiętam już, czy w „Brudnej grze” pojawiały się tak rozbudowane fragmenty opisujące miejsca akcji, ale w nowszym kryminale ich nie brakuje, co zaliczyć trzeba na duży plus.

Bardzo dobrym posunięciem było także przeniesienie akcji do Rosji, gdyż pozwoliło to oderwać na chwilę czytelnika od głównego tematu – poszukiwań zabójcy Molokiego – i skupić uwagę na pobocznym wątku, czyli sprawie tajemniczej śmierci ojca Wolskiego. Tutaj opisów różnych miejsc, które można znaleźć w Petersburgu, jest najwięcej. Widać, że autor musi dobrze znać to miasto, gdyż opisuje je bardzo szczegółowo, co pozwala czytelnikowi niemal się do niego przenieść. Akcja jest tam bardzo wartka i intrygująco się rozwija, co nadaje dynamizmu nieco ciągnącej się już historii. Zaraz po wizycie w Rosji następuje rozwiązanie zagadki zabójstwa piłkarza i powieść zmierza już ku końcowi. Kiedy jednak wydaje się, że to już koniec przygód Wolskiego, autor zaskakuje po raz kolejny. Nie będę jednak zdradzał szczegółów, zachęcam do sięgnięcia po książkę i przekonania się na własnej skórze, co też tym razem wymyślił na zakończenie Nikodem Pałasz.

Smutna prawda
Podsumowując, muszę przyznać, że „Sam na sam ze śmiercią” to bardzo dobry kryminał, który trzyma w napięciu do samego końca. Podobnie jak było to w przypadku poprzedniej książki Pałasza, jak najszybciej chciałem się dowiedzieć, co jeszcze spotka inspektora Wolskiego i jego towarzyszy, dlatego też powieść przeczytałem w kilka dni. Nie bez przyczyny o tej pozycji piszę jednak przede wszystkim jako o kryminale. Można ją wprawdzie zaliczyć do grona książek sportowych, ale futbol jest w niej raczej tłem, okolicznością towarzyszącą, a nie główną przyczyną sięgnięcia przez autora po pióro. Fakt, Pałasz po raz kolejny wykorzystuje swoje doświadczenia zdobyte podczas pracy w roli menedżera sportowców i obnaża patologie, które toczą piłkę nożną, ale w przypadku tej dyscypliny są to rzeczy w większości dosyć dobrze znane.

Nie znaczy to oczywiście, że książka nie spodoba się fanom futbolu. Wręcz przeciwnie. To dobry kryminał, który do gustu może przypaść każdemu, a sportowe tło przedstawionej historii będzie dla czytelników mianujących się kibicami miłym akcentem towarzyszącym. Nawet jeśli piłka nożna okaże się dla fanów jedynym pretekstem do sięgnięcia po „Sam na sam ze śmiercią”, mogę zapewnić, że nie będą żałować swojej decyzji. Powieść Pałasza wciąga, a opisane w książce sytuacje, mimo że oficjalnie przedstawione jako wymysł wyobraźni autora, prezentują się niezwykle znajomo i realistycznie. Czy właśnie tak wygląda świat futbolu? Pewnie w jednym klubie trudno byłoby znaleźć wszystkie patologie przedstawione w kryminale, ale niestety po raz kolejny trudno oprzeć się wrażeniu, że tą powieścią autor wyraża smutną prawdę na temat współczesnego sportu…

CZYTAJ TAKŻE:

6 komentarzy:

  1. Kiedy w Polsce ukaże się jakaś książka o Ajaxie. Jestem fanem od 15 lat. Czy mógłbyś coś polecić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam książkę Simona Kupera "Futbol w cieniu Holokaustu. Ajax, Holendrzy i wojna". Świetna rzecz, sporo informacji o Ajaksie, choć ujęcie historyczne. Ale jest naprawdę bardzo ciekawa. Recenzję można znaleźć na blogu, wystarczy wpisać w wyszukiwarce tytuł.

      Usuń
    2. O właśnie o coś takiego mi chodziło :) Dziękuje
      Szkoda, że jest mało takich pozycji. Bo w ogóle jestem fanem holenderskiej piłki. Futbol totalny :)

      Usuń
    3. Niestety nie ma u nas tego zbyt wiele... Kiedyś była jeszcze książeczka z serii "Słynne Kluby Piłkarskie" poświęcona Ajaksowi. Sporo o Cruyffie jest w książce "Barca. Życie, pasja, ludzie", a o klubie z Amsterdamu znajdzie się coś także w biografiach Van Gaala i Dennisa Bergkampa. Ale wiadomo, że to wątki poboczne, takiej typowej monografii w Polsce nie było. Kiedyś coś o holenderskiej piłce miała wydać Kopalnia, ale nie wiem, czy się czasem nie rozmyślili...

      Usuń
  2. Autor nigdy w Petersburgu nie był, wszelkie opisy w książce są zaczerpnięte z różnych źródeł, takich jak Google i inne pomoce. Tym bardziej plus za solidną pracę, dzięki której ma się wrażenie jakby autor znał to miasto bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, tym większy ukłon w kierunku autora, że udało mu się sprawić wrażenie, jakby doskonale znał Petersburg i bywał w nim wiele razy. :)

      Usuń