No i nareszcie jest. Po długich i szumnych zapowiedziach, w momencie, w
którym piszę te słowa, do księgarni w całym kraju trafia właśnie autobiografia
Janusza Wójcika. Spodziewałem się książki barwnej, bezpośredniej oraz zabawnej
i muszę przyznać, że lektura „Wójt. Jedziemy z frajerami!” spełniła moje
oczekiwania. Najlepszym jej podsumowaniem jest chyba stwierdzenie, że jest
dokładnie taka, jak jej autor.
Janusz Wójcik nie jest osobą,
wobec której można pozostać obojętnym. Były selekcjoner reprezentacji Polski
budzi skrajnie różne odczucia. Dla części kibiców pozostaje świetnym
motywatorem i ojcem ostatniego wielkiego sukcesu polskiej piłki, przez innych
traktowany jest jako bajkopisarz i uosobienie korupcji w rodzimym futbolu. Jego
książka w znacznym stopniu mogła zmienić sposób, w jaki jest obecnie
postrzegany. Gdyby przyznał się do postawionych mu zarzutów, uderzył się w
pierś i wyraził skruchę, przy okazji ujawniając kulisy korupcyjnego procederu i
podając kilka nazwisk umoczonych osób, mógłby liczyć na chociaż częściową
rehabilitację środowiska. Powiedzmy sobie jednak szczerze – czy ktokolwiek
spodziewał się, że tak się stanie? To nie byłoby w stylu Janusza Wójcika. „Wujo”
jest jaki jest i zapewne już nigdy się nie zmieni – zawsze pozostanie pewnym
siebie, znającym się na wszystkim najlepiej człowiekiem, żyjącym w swoim
„wujowym” świecie. Książka pisana wspólnie z Przemysławem Ofiarą jest tego
najlepszym potwierdzeniem, ale jeśli czyta się ją z odpowiednim dystansem,
okazuje się świetną lekturą.
Jazda z frajerami od pierwszych stron
Już pierwsze fragmenty bardzo
dobrze charakteryzują pozycję „Wójt. Jedziemy z frajerami!”. Zaczyna się
oczywiście od największego sukcesu w trenerskiej karierze Janusza Wójcika i
wydarzenia, które zbudowało jego legendę – olimpijskiego finału igrzysk w
Barcelonie. Dokładnie chodzi tu o przerwę miedzy pierwszą a drugą połową
decydującego o złocie spotkania. Autorzy przenoszą czytelnika do szatni
reprezentacji Polski, gdzie trwa właśnie odprawa. Polacy prowadzą 1:0, a „Wójt”
jest w swoim żywiole: „Panowie, kiełbachy do góry, rąbiemy ich w kakao! Siekać
frajerów, do piachu z nimi! Wślizg, wślizg, wślizg!” – tak zaczynają się
wspomnienia byłego szkoleniowca. Mówiąc krótko: klasyczny Wójcik i jego słynne
metody motywacyjne. To z pewnością coś, na co czeka większość czytelników, którzy
sięgną po książkę, więc uspokajam – mięsistych przemów „Wuja” na kolejnych
stronach nie brakuje.