Tuzinkowa książka? Zdecydowanie nie. Kolejna sztampowa biografia
sportowca? Na pewno nie można tak powiedzieć o wspomnieniach Svena Hannawalda.
Pozycję napisaną przez niemieckiego skoczka narciarskiego czyta się z dużym
zaciekawieniem i po przerzuceniu ostatniej kartki jednego można być pewnym – to
nie jest lektura, jakich wiele.
Ktoś powie: „no tak,
autobiografia Hannawalda jest intrygująca, ale ilu sportowców w jednej chwili
było na szczycie, a zaledwie kilkanaście miesięcy później leczyło się z
syndromu wypalenia w specjalistycznej klinice?”. Owszem, bez wątpienia historia
życia „Hanniego” sprawiła, że napisana przez niego książka zaciekawia. Pewnie
nie każdy potrafiłby w swoich wspomnieniach pisać otwarcie o momentach załamania.
Wielu skoczków, piłkarzy czy tenisistów na miejscu Niemca wolałoby się skupić
na sukcesach, o słabościach jedynie zdawkowo wspominając albo bagatelizując ich
znaczenie. Hannawald zachowuje się inaczej. Nie mógł oczywiście pominąć okresu
depresji i leczenia się z dolegliwości, gdyż wiedzieli o nich wszyscy kibice. Dużą
zaletą książki „Triumf. Upadek. Powrót do życia” jest jednak fakt, że autor nie
czyni ze swojej choroby głównego tematu, determinującego całą resztę. Wypaleniu
poświęca obszerne fragmenty, jednak jest ono przedstawiane po prostu jako
kolejny etap jego życia – podobnie jak dzieciństwo, początki kariery czy
pierwsze sukcesy. Takie ujęcie życiorysu jest jednym z ważnych czynników pozytywnego
odbioru książki.