To jedna z książek, które w Wielkiej Brytanii zrobiły furorę i
zapowiadana jest u nas jako gorąca marcowa premiera. „Futbol obnażony”, czyli w
oryginale „I Am The Secret Footballer”, do polskich księgarni trafi 19 marca. Pozycja
napisana przez anonimowego piłkarza występującego w Premier League spotkała się
dotychczas z wieloma entuzjastycznymi recenzjami i poważnymi rekomendacjami. Ja
po jej lekturze mam jednak mieszane uczucia.
Mój odbiór „Futbolu obnażonego”
to pewnie efekt wygórowanych oczekiwań. Mimo że polska wersja książki ukaże się
nakładem Wydawnictwa Sine Qua Non dopiero w przyszłą środę, wielu dziennikarzy
i recenzentów (w tym ja) miało już okazję przedpremierowo zapoznać się z tą
pozycją. O publikacji anonimowego piłkarza pochlebnie pisał na swoim blogu Paweł Czado, a Przemysław Rudzki na twitterze określił ją słowami:
„majstersztyk” i „Genialna!”. Wydawało mi się, że skoro takie autorytety w
dziedzinie piłki nożnej wypowiadają się o książce w samych superlatywach, musi
to być lektura absolutnie znakomita. Takie „pompowanie balona” (zupełnie jak
przed występem polskiej reprezentacji na mistrzostwach!) niesie jednak za sobą
pewne niebezpieczeństwo, o czym przekonałem się już trochę w przypadku powieści
„Gracz” wspomnianego wyżej dziennikarza „Przeglądu Sportowego”. Kiedy czyta się
same pozytywne opinie, oczekiwania czytelnika rosną i jeśli książka okazuje się
nawet bardzo dobra, ale nie rewelacyjna, można odczuć rozczarowanie. Tak
właśnie stało się w przypadku „Futbolu obnażonego”.