Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pamiętnik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pamiętnik. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 5 lutego 2018

Wydało się: Lidia Górska, Arkadiusz Stanisław Więch „Zapomniana olimpijka” (2012)

Julia Wojciechowska-Senftleben była jedną z polskich gimnastyczek, które wzięły udział w igrzyskach olimpijskich w Berlinie w 1936 roku. Zapewne gdyby nie Lidia Górska i Arkadiusz Stanisław Więch, autorzy książki „Zapomniana Olimpijka”, niewielu ludzi pamiętałoby dziś o urodzonej w Mielcu sportsmence.

„Nie zachowały się właściwie żadne materiały źródłowe dotyczące jej osoby bezpośrednio”, przeczytać można we wstępie wydanej w 2012 roku biografii. Tym większe brawa należą się autorom, którzy ze wspomnień rodziny Julii Wojciechowskiej-Senftleben i na podstawie jej osobistego pamiętnika napisanego w latach 70. stworzyli dzieło, które kultywuje pamięć o przedwojennej gimnastyczce. „Piękny przykład realizacji młodzieńczej pasji, wart naśladowania przez współczesnych młodych ludzi”. Tak swoją bohaterkę określają w pierwszych zdaniach książki Górska i Więch. Talent Wojciechowskiej-Senftleben rzeczywiście musiał być nieprzeciętny, skoro pierwszy raz w gimnastycznej sali pojawiła się… w tym samym 1936 roku, w którym została wybrana do olimpijskiej reprezentacji kraju! Ewenement być może i na skalę światową, a warto dodać, ze już podczas igrzysk w Berlinie sportsmenka z Dębicy (w tym mieście spędziła dzieciństwo i lata młodzieńcze) wraz z koleżankami w wieloboju drużynowym zajęła wysokie, piąte miejsce.

czwartek, 31 marca 2016

Powieść Grzegorza Żurka. Bardziej „wóda” niż „bala”

Zostałem oszukany. Byłem nastawiony na kolejną powieść z futbolem jako motywem przewodnim, a tymczasem po lekturze „Wódy i bali” okazało się, że tytułowa „bala” była jedynie wabikiem dla ludzi zakręconych na punkcie piłki. Ale skoro zacząłem już czytać, to dokończyłem, i muszę przyznać, że nie były to zmarnowane godziny. Jeśli pewnej soboty poszedłem spać grubo po pierwszej, bo bardzo chciałem poznać zakończenie, oznacza to, że autor – Grzegorz Żurek – wywiązał się ze swojego zadania bardzo dobrze.

Trudno jednoznacznie zakwalifikować tę publikację. Mocno zastanawiałem się, co to będzie, gdy przeczytałem opis, nie do końca jestem w stanie określić rodzaj już po zakończeniu lektury. Autor twierdzi, że to „postmodernistyczny memuar w starym stylu”, czyli w dużym skrócie i uproszczeniu pamiętnik. I tak faktycznie może się wydawać, kiedy zaczyna się czytanie. Poznajemy głównego bohatera, Grzesia, który opowiada o swoich przygodach – grze w A-klasowej Lechii Mysłowice, początkach przygody z futbolem, szkole, kontuzji, rodzinie… Autor na dzień dobry raczy nas swoim charakterystycznym stylem, od pierwszej strony bawiąc się z czytelnikiem: przekomarzając się na temat tego, jak powinien zacząć książkę, wplatając w tekst dygresje, często zmieniając język… Czytelnik taki jak ja, przyzwyczajony raczej do literatury faktu (czyli głównie biografii sportowców) i jednorodnego stylu, jest zaskoczony tą dynamiką. Pojawiające się archaizmy oraz – na drugim biegunie – odwołania do znanych z popkultury tekstów piosenek, tytułów książek czy wyświechtanych przysłów sprawiają, że początkowo trudno zorientować się, w co bawi się autor. Ale kiedy pozwolimy mu wciągnąć się w jego grę, wciąga nas lektura, dzięki czemu do końca czyta się ją bardzo dobrze.

„Wszyscy jesteśmy A-klasowymi kopaczami”
Napisałem w tytule tej recenzji, że w książce niewiele jest o piłce, ale niektóre fragmenty, właśnie te futbolowe, zapadły mi w pamięć. Ciekawa jest na przykład teza, że piłkarskie emocje są takie same w A-klasie, jak w Primera Division czy Premier League. Coś w tym jest, gdy autor stwierdza: „Moje pięć sekund po strzeleniu gola jest tak samo euforyczne jak pięć sekund Messiego”. Czytamy dalej i natrafiamy na kolejną złotą myśl: „(…) wszystko osadzone w odpowiednio szerokim kontekście staje się A-klasą”, a następnie mamy kilka trafnych porównań („Polska na tle świata jest A-klasowym krajem z zapijaczonymi trenerami bez uprawnień (…)”). To stwierdzenia, które z pewnością trafią do kogoś, kto miał jakikolwiek kontakt – jako kibic, zawodnik, trener czy sędzia – z rzeczywistością niższych klas rozgrywkowych. Klimat rodem z kartoflisk dominuje w „Wodzie i bali” w przypadku opisów piłkarskich. Ten świat nie jest prezentowany w kontekście pięknych stadionów, równo przystrzyżonej murawy i wypielęgnowanych piłkarzy, nawet w sferze marzeń głównego bohatera. Piłka przedstawiona jest w książce na wskroś negatywnie, a zawodnicy kojarzą się najbardziej z drugim tytułowym rzeczownikiem: „wódą”, którą piją przed i po meczach. Zresztą nie może być inaczej, jeśli autor na miejsce akcji wybrał rodzime Mysłowice – ośrodek, który nigdy nie miał swojego przedstawiciela w piłkarskiej elicie.