Ostro, wulgarnie i ciekawie
Dla tych, którzy czytali pierwszą
część przygód Marka Cieślaka, lekkim zaskoczeniem może być nieco inny styl
narracji. Jest bardziej wulgarny, a żart bywa mocno wyostrzony. Trener nie gryzie
się w język, a swoje historie często ubarwia nazwiskami. Niestety we
współczesnych książkach powszechna jest poprawność polityczna, spowodowana prawdopodobnie
strachem przed procesami sądowymi o zniesławienie. Gdy w biografiach
przytaczana jest jakaś anegdota, która niekoniecznie pozytywnie świadczy o jej
bohaterze, autor książki celowo takie nazwisko zataja, aby nie narobić sobie
wrogów. Tutaj jest zupełnie inaczej! Wygląda na to, że Cieślak ma gdzieś, czy
ktoś się na niego obrazi czy nie. Po poprzedniej publikacji część osób była zbulwersowana tym, że o nich pisał, a inni, że o nich nie wspomniał. Ci, którzy nie czytali, też się pogniewali, bo ktoś coś im powiedział o książce i to
wystarczyło, żeby się obrazić. Tutaj niemal każda historia ma swojego bohatera z
krwi i kości, a to mi się bardzo podoba. A o czym głównie piszą panowie
Cieślak i Koerber? Przede wszystkim o wydarzeniach, które miały miejsce po
2016 roku. Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko niecałe sześć lat, ale mając u
boku tak znakomitego dziennikarza, jakim bez wątpienia jest felietonista
„Tygodnika Żużlowego”, można być spokojnym, że nawet jeśli panu Markowi zaszwankuje
pamięć i zabraknie tematów, to ten przyjdzie mu z pomocą.
Kto zniszczył tor w Częstochowie?