czwartek, 4 lutego 2021

8000 zimą. Walka o najwyższe szczyty świata w najokrutniejszej porze roku

Systematyzująca wiedzę. To chyba najlepsze określenie książki Bernadette McDonald „8000 zimą”. Autorka dokładnie przedstawia pierwsze zimowe wejścia na ośmiotysięczniki oraz wspomina inne znaczące wyprawy, a także ich najważniejsze postaci. Całość przedstawiona jest w bardzo zgrabnej formie, która sprawia, że przez lekturę brnie się bardzo szybko.

Zimowe zdobywanie ośmiotysięczników to temat niezwykle bliski Polakom. To właśnie biało-czerwoni wspinacze uczynili z tej sztuki niemal sport narodowy, w latach 80. stając po raz pierwszy na szczycie siedmiu ośmiotysięczników. Kiedy już w XXI wieku walka o pozostałe góry rozgorzała na nowo, Polacy też mieli znaczny udział w zdobyciu lub próbach zdobycia pozostałych szczytów. Nic więc dziwnego, że rodzime wyprawy stanowią większą cześć lektury. Bernadette McDonald nie kryje fascynacji Andrzejem Zawadą, który stał się dla niej inspiracją do napisania książki. Początkowe rozdziały niemal w całości poświęcone zostały polskim wyprawom: udanym lub nie. Inne owszem, są wspominane (kazachska wyprawa na Manaslu z 1995 roku, pierwsze próby Simone Moro, wyprawy japońskie czy brytyjskie), ale trudno oprzeć się wrażeniu, że stanowią jedynie dodatek.

Dużo polskich wątków

Warto w tym miejscu nadmienić, że „8000 zimą” ułożona jest chronologicznie. Książka ma 14 rozdziałów, z których każdy poświęcony jest zimowemu zdobywaniu innej góry. Od Everestu zdobytego przez Krzysztofa Wielickiego i Leszka Cichego w 1980 roku, po próby zdobycia K2 (autorka skończyła swoje dzieło, zanim szerpowie stanęli na ostatnim niezdobytym zimą szczycie, przez co ich wyprawa nie została ujęta w książce). Środek ciężkości nieco zmienia się później, kiedy autorka opisuje zdobywanie ośmiotysięczników w XXI wieku. To oczywiście głównie za sprawą Simone Moro, który staje się później głównym bohaterem książki – w końcu to właśnie on jako jedyny himalaista aż czterokrotnie stanął po raz pierwszy na szczycie ośmiotysięczników „w najokrutniejszej porze roku”. Jego wyprawy na Makalu i Gaszerbrum II są opisane bardzo dokładnie, ale już w rozdziale o Naga Parbat, autorka więcej miejsca poświęca próbom Tomasza Mackiewicza i Elisabeth Revol, wieńcząc rozdział tragicznymi wydarzeniami z 2018 roku. Ten „polskocentryzm” ma swoje zalety – dla osób zaczynających przygodę z lekturami górskimi to świetne wprowadzenie w temat. Dla tych, którzy przeczytali już kilka książek na ten temat, zwłaszcza od Wydawnictwa Agora, niektóre treści będą powtórzeniem. Rozdział poświęcony zdobywaniu Broad Peaku nie wnosi wiele nowego w porównaniu z niedawną biografią Macieja Berbeki, a ten poświęcony wejściu na Mount Everest Wielickiego i Cichego, zawiera podobne informacje co wznowiona z okazji 40. rocznicy tego wyczynu książka „Rozmowy o Evereście”.

Oczywiście nie da się tego uniknąć, bo w końcu trudno, żeby autorka opierała się na innych źródłach, gdyż takowe zwyczajnie nie istnieją. Tym jednak, co różni narrację McDonald od tej prowadzonej w górskich biografiach Agory, jest na pewno większe zdystansowanie. Widać to na przykładzie historii Macieja Berbeki – autorzy jego biografii sugerowali, że podczas schodzenia z Broad Peak odezwała się w nim dusza górskiego przewodnika i z pewnością pomagał w zejściu mającemu ogromne problemy Tomaszowi Kowalskiemu (to wersja, w którą chce wierzyć rodzina himalaisty). McDonald raczej skłania się ku wersji innych ekspertów, którzy uważają, że schodzili osobno. W kilku innych miejscach można wyczuć, że autorka, mimo że ceni Polaków i ich sukcesy, jest bardziej obiektywna, prezentuje nieco inne spojrzenie na historię himalaizmu. To dobrze, żeby po wielu książkach polskich autorów poznać nieco inny, bardziej (nomen omen) chłodny punkt widzenia. Tym bardziej, że duża zaletą „8000 zimą” jest też mniejsze postawienie na emocje. Biografie Berbeki, Mackiewicza czy Revol aż kipią od mocnych opisów tego, co działo się ze wspinaczami, chwytają za serce, poruszają do cna. W książce McDonald nawet śmierć himalaistów opisana jest z większym dystansem, co nie znaczy, że narracja jest mniej żywa. Tak jak w innych tego typu pozycjach łatwo wyobrazić sobie opisywane sytuacje i ich okoliczności, „być” z himalaistami w górach. Krótkie rozdziały sprawiają, że całość czyta się szybko, mimo że książka liczy ponad 300 stron.

Idealna lektura dla średniozaawansowanych

Trzeba przyznać, że „8000 zimą” ma bardziej kronikarski charakter niż biografie poszczególnych wspinaczy. Świadczy o tym nie tylko sposób narracji, ale też uporządkowana forma (chronologiczny układ rozdziałów) i dodatki na końcu: podsumowanie pierwszych zimowych wejść na ośmiotysięczniki (kto i kiedy tego dokonał) oraz biogramy najważniejszych postaci. Ludzie też są w tej książce niezwykle ważni – na kartkach kolejnych rozdziałów autorka opisuje najbardziej znaczące postaci dla rozwoju zimowego himalaizmu: Zawadę, Wielickiego, Artura Hajzera, ale też Adama Bieleckiego, Simone Moro, Denisa Urubkę czy mniej znane osoby, jak Cory Richards (niezwykle ciekawa historia Amerykanina, który słynął z odpadania od ścian, a został jednym z trzech pierwszych zdobywców Gaszerbrumu II). Lektura bardzo dobrze systematyzuje więc wiedzę o zimowych zdobywaniu gór w Himalajach i Karakorum, stanowiąc cenne źródło wiedzy na ten temat. W książce nie brakuje anegdot (dobra historia z termometrem zostawionym na szczycie Mount Everestu, którą podobnie jak cztery inne dykteryjki przedstawiłem w tym wpisie), dialogów, fragmentów wspomnień Lodowych wojowników. To wszystko ożywia narrację, dzięki czemu – co podkreślam już któryś raz – nie jest ona nudna.

Całość wieńczą rozważania na temat tego, co pcha wspinaczy zimą w góry wysokie i jak himalaizm zimowy zmieniał się na przestrzeni lat. To ciekawe podsumowanie i zamknięcie lektury, która, co podkreśla sama autorka, nie jest ostateczną historią zimowego himalaizmu. Jak przyznaje McDonald w podziękowaniach, podczas prac nad książką otrzymała informację o blisko 200 wyprawach zimą na ośmiotysięczniki. W książce opisała najważniejsze przejścia, skupiając się na kluczowych wydarzeniach czy postaciach. To pozostawia pole do popisu dla innych autorów – skoro najsłynniejsze wyprawy zostały już przemaglowane na wszystkie możliwe strony, może teraz pora skupić się na tych mniej znanych, ale zapewne równie ciekawych? Może kiedyś autorka zabierze się za napisanie także takiej książki. Na razie pozostaje polecić „8000 zimą” wszystkim tym, których fascynuje historia polskiego himalaizmu i zawsze chcieli poznać, jak dokładnie przebiegało zdobywanie najwyższych szczytów zimą. Takim osobom lektura przyniesie wiele wrażeń i uzbroi w niezbędną wiedzę, choć z drugiej strony trzeba uczciwie przyznać, że osoby interesujące się tematem himalaizmu od lat raczej nie znajdą tutaj nowych informacji. Ja jestem gdzieś pośrodku: część rozdziałów była mi znana, ale wiele historii poznałem po raz pierwszy. Dzięki temu wiem już, po które lektury sięgnąć w dalszej kolejności (np. książki Simone Moro). I to kolejny argument za tym, że warto było sięgnąć po dzieło Bernadette McDonald. 

UWAGA, KONKURS!

Do 7 lutego na blogu trwa konkurs, w którym do wygrania są aż cztery książki Bernadette McDonald "8000 zimą". Zasady konkursu na końcu tego wpisu, serdecznie zachęcam do udziału!

CZYTAJ TAKŻE:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz