niedziela, 15 lutego 2015

Na olimpijskim szlaku

W historii polskiej literatury sportowej jest taka seria, która ukazuje się regularnie od ponad 50 lat. Mimo transformacji ustrojowej, zmieniających się władz PKOl, a także dziesięcioletniej przerwy, do dziś osiągnięcia naszych olimpijczyków zapisywane są na kartach kolejnych tomów. Panowie i panie, pora przybliżyć historię cyklu „Na olimpijskim szlaku”.

Zaczęło się w 1962 roku. Właśnie wtedy nakładem wydawnictwa Sport i Turystyka ukazał się pierwszy album serii zatytułowany „Na olimpijskim szlaku. Polacy na olimpiadzie w Rzymie i Squaw Valley”. „Postanowiliśmy wydać drukiem tę publikację, jako dokument naszych osiągnięć, do których zaliczamy przecież nie tylko wysiłek sportowców, ale również pracę trenerów, organizatorów, oraz poparcie tysięcznych rzesz Polaków z Kraju i zagranicy, dzięki ich ofiarności bowiem mogliśmy przygotować i wysłać tak liczną ekipę olimpijską” – czytamy na pierwszej stronie we wstępie przygotowanym przez Polski Komitet Olimpijski. Idea powstania premierowego tomu została sprecyzowana dosyć jasno i w zasadzie do dziś to właśnie dokumentacja osiągnięć polskich sportowców i wszystkich ludzi pracujących na ich sukces jest głównym celem publikacji z serii „Na olimpijskim szlaku”. Stwierdzenie, że w kolejnych książkach nic się nie zmieniało, byłoby jednak sporym nadużyciem. 52 lata, które dzielą tom pierwszy od (na razie) ostatniego, to szmat czasu i choćby ze względu na postęp technologiczny najnowsze książki cyklu zdecydowanie się różnią. Zmieniła się forma, ale idea pozostała.

Początki
Tom z 1962 roku nie był szczególnie imponujący, jeśli chodzi o objętość i nakład. Autorzy, czyli Lech Cegrowski, Włodzimierz Gołębiewski, Witold Domański, Jerzy Zmarzlik (teksty), Arkady Brzezicki (opracowanie graficzne) i Waldemar Andrzejewski (obwoluta) przygotowali 148 stron. Opisywali na nich krótko poprzednie starty Polaków w igrzyskach, początki PKOl, a także przygotowania do „Operacji Squaw Valley – Rzym”. Główną częścią była oczywiście prezentacja wyników naszych sportowców w Stanach Zjednoczonych i w stolicy Włoch. Jak łatwo się domyślić, letnie igrzyska, z których reprezentanci Polski przywieźli 21 medali, opisane zostały szerzej, bo na mniej więcej 80 stronach. Zimowemu odpowiednikowi tej imprezy poświecono tylko 11 stron, ale też osiągnięcia Polaków w Squaw Valley były nieporównywalnie mniejsze, choć i tak najlepsze w historii. Elwira Seroczyńska zdobyła srebro, a Helena Pilejczyk brąz. Trudno zresztą porównywać oba starty, gdyż w zimowych igrzyskach wystartowało zaledwie 13 sportowców z Polski, a do Rzymu wysłaliśmy ekipę liczącą 185 zawodników. Jeśli więc chodzi o liczbę medali na jednego sportowca, lepiej wypadli przedstawiciele dyscyplin zimowych.

Łączna liczba zawodników wysłanych na igrzyska w 1960 roku była największa w dotychczasowej historii startów Polaków. Rekord udało się osiągnąć dzięki wsparciu sponsorów – osób z całego świata, które postanowiły wesprzeć Fundusz Olimpijski. W pierwszym tomie serii, a także dwóch następnych, znalazł się więc pełny wykaz osób, które przekazały datki na olimpijską reprezentację. Są to oczywiście Polacy mieszkający poza granicami kraju, w państwach takich jak Anglia czy USA, ale też Zambia czy Rodezja. Ze spisu dowiadujemy się na przykład, że Klub Sportowy „Polonia” z Melbourne przekazał na polską reprezentację piłkarską 6 tys. dolarów, a gdzie indziej czytamy, że „Polacy z Aten” uzbierali 8 dolarów. To bardzo ciekawe, gdyż można mówić tutaj chyba o początkach sportowego mecenatu. Działanie, które dziś kojarzone jest chociażby ze wsparciem PKN Orlen, było praktykowane znacznie wcześniej.

Wracając jednak do książki, warto zaznaczyć, w jakiej liczbie została wydrukowana. Jej nakład zaplanowano na poziomie 4 250 egzemplarzy. Jak się później okazało, w szczytowym momencie, czyli w przypadku tomów dotyczących igrzysk z lat 1976 i 1980, był on prawie sześć razy większy. Początki były więc skromne, ale z każdym kolejnym tomem wzrastała objętość oraz nakład. Drugi tom, czyli „Na olimpijskim szlaku. Polacy na igrzyskach olimpijskich w Tokio i Innsbrucku”, to już 172 stron i 8 000 wydrukowanych egzemplarzy. 250 sztuk więcej wypuszczono cztery lata później, a książka liczyła już 280 stron. PKOl przyspieszył też prace, bo o ile premierowe wydanie kibice mogli nabyć dopiero dwa lata po igrzyskach, dwa kolejne tomy ukazywały się już w roku następnym. Nie stało się to jednak regułą, gdyż książki dotyczące igrzysk z 1972 i 1976 roku trafiały do księgarni, odpowiednio, w 1974 i 1978 roku.

Kronika sportowo-polityczna
Seria kontynuowana była w latach 80., ale w dwóch kolejnych tomach mocne były akcenty polityczne. Było to oczywiście związane z bojkotami igrzysk w Moskwie i Los Angeles. Kiedy cześć państw w następstwie agresji ZSRR na Afganistan odmówiła udziału w imprezie z 1980 roku, postawa USA i innych bojkotujących spotkała się z krytyką mediów krajów socjalistycznych. Nie inaczej jest z tomem poświęconym igrzyskom w Moskwie i Lake Placid. „Dla różnych jednak sił hasło olimpijska Moskwa stało się jakby punktem, z którego wyjść miało przeciwdziałanie wszystkiemu, co mogło się złożyć na sukces Igrzysk XXII Olimpiady. Nie szczędzono słów, decyzji, pieniędzy. Nie szczędzono, w niektórych krajach sportowców, uniemożliwiając im start, na który latami, ciężkim treningiem zapracowali. Żal tych młodych ludzi, dla których olimpijska Moskwa pozostała tylko konturowym wizerunkiem na mapie”. Jakże groteskowo brzmią te słowa w kontekście tego, co wydarzyło się cztery lata później, kiedy polityczna decyzja podjęta w ZSRR uniemożliwiła występ w Los Angeles również polskim sportowcom…

Łatwo się domyślić, jak w książce przedstawione zostały igrzyska w Moskwie: „Igrzyska zakończyły się sukcesem, i to na wszelkich możliwych płaszczyznach porównań. W historii olimpijska Moskwa będzie również wyznaczała punkt wielkiego zwycięstwa ruchu olimpijskiego”. Na zasadzie kontrastu autorzy kolejnego tomu piszą z kolei o imprezie w Los Angeles, która zostały zbojkotowana przez ZSRR i „bratnie narody”. Nie znajdziemy tam szerokiego opisu zawodów, a jedynie zdjęcia z igrzysk opatrzone długim tekstem wyjaśniającym słuszność decyzji o bojkocie i krytykującym imprezę zorganizowaną przez Amerykanów. Tekst pisany jest przez jednego z polskich dziennikarzy, który był w Los Angeles i śledził rywalizację. Autor stara się udowodnić, że sportowcom z krajów socjalistycznych groziło niebezpieczeństwo, a Stany Zjednoczone to generalnie imperium zła i przemocy. Całość skwitowana jest następująco: „Poważnym minusem XXIII Letnich Igrzysk w Los Angeles było to, że jej organizatorzy nie wzięli tego [ducha koegzystencji i kompromisu – przyp. P.S.] pod uwagę. Były to więc Igrzyska niepełne a jako takie – mimo ich niewątpliwych osiągnięć sportowych – nie spełniające nadziei ruchu olimpijskiego. Całego ruchu olimpijskiego”.

Słowo „całego” zostało podkreślone, ale nawet bez tego dychotomia między dwoma powyższymi opisami jest łatwa do zauważenia. Kiedy w Moskwie odbywają się igrzyska, w których nie startuje część krajów, jest to zwycięstwo ruchu olimpijskiego, kiedy w Los Angeles dzieje się to samo, jest to już zaprzeczenie olimpijskiej idei. W tomie z 1987 roku miejsce opisu zwykle poświęconego na tekst o igrzyskach zajęła relacja z Międzynarodowych Zawodów Przyjaźni zorganizowanych w Moskwie. Dla naszych sportowców były one raczej marnym substytutem olimpijskiej rywalizacji, w której mieli uczestniczyć w Stanach Zjednoczonych, ale oczywiście moskiewskie zawody przedstawiane są jako wspaniała impreza. Czytamy, że „Mityngom Przyjaźni nadano piękną oprawę, sprawnie je przeprowadzono. Stały one na wysokim poziomie, przewyższającym często poziom rywalizacji olimpijskiej”. Na szczęście tom poświęcony igrzyskom w Sarajewie i Los Angeles był ostatnim, który ukazał się za czasów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Wkrótce nastąpiła transformacja ustrojowa, a kolejna część serii, z przedmową ówczesnego prezesa PKOl, Aleksandra Kwaśniewskiego, trafiła do księgarni w 1990 roku.

Idzie nowe
W wolnej już Polsce seria była kontynuowana. W 1994 roku ukazał się tom poświęcony aż trzem igrzyskom. Wiązało się to ze zmianą, jaką wprowadził MKOl. Odtąd zimowe igrzyska miały się odbywać na zmianę z imprezą letnią. W 1992 roku reprezentanci sportów zimowych startowali w Albertville, a dwa lata później w Lillehammer. Obie imprezy, razem z letnimi igrzyskami w Barcelonie, zostały więc opisane w jednym tomie. Wraz z pozycją „Na olimpijskim szlaku. Albertville ’92. Barcelona ’92. Lillehammer ‘94” pojawiła się nowa jakość – brak obwoluty, błyszcząca, twarda okładka, kredowy papier i pełen kolor. Seria zyskała nową jakość, ale wkrótce idea została zaniechana i na kolejny tom poczekać trzeba było długie 10 lat.

„Wracamy do dobrej tradycji. Po latach przerwy, Polski Komitet Olimpijski znów podejmuje trud przygotowania i wydania publikacji, omawiającej kolejny etap olimpijskiego dorobku naszego sportu”. Nie wiadomo, czy to przypadek, ale podczas prezesury Stanisława Stefana Paszczyka nie ukazał się żaden tom serii. Dopiero Piotr Nurowski, który sternikiem PKOl został w 2005 roku, wrócił do tej idei, pisząc powyższe słowa w tomie poświęconym aż sześciu igrzyskom: w Atlancie, Nagano, Sydney, Salt Lake City, Atenach i Turynie. Album „Igrzyska olimpijskie na przełomie wieków” nie był specjalnie obszerny, bo liczył 290 stron, ale zawierał komplet wyników z sześciu igrzysk i krótkie opisy imprez autorstwa takich dziennikarzy jak Tadeusz Olszański czy Andrzej Stanowski. Seria powróciła na dobre i to była najważniejsza z informacji.

Walka o kolejne tomy
Wkrótce przed kolekcjonerami kolejnych tomów serii pojawił się jednak duży problem – przestały być one dostępne w otwartej sprzedaży. Cztery najnowsze książki cyklu, tym razem poświęcone już pojedynczym imprezom, czyli albumy o igrzyskach w Pekinie, Vancouver, Londynie i Soczi, PKOl wydawał tylko „na własne potrzeby”. Były one rozdawane sportowcom podczas gali podsumowującej igrzyska lub trafiały do osób z kręgu olimpijskiej rodziny. Na szczęście niektóre tomy czasem pojawiały się na Allegro i właśnie tak udało mi się skompletować całą kolekcję. No, niemal całą, gdyż dwukrotnie ukazały się albumy podsumowujące pewien okres istnienia PKOl. W 1969 roku wyszła książka zatytułowana „50 lat na olimpijskim szlaku”, a czterdzieści lat później potężny tom na 90-lecie. Tego ostatniego nie udało mi się jeszcze zdobyć, ale wszystko pozostaje kwestią czasu.

Najtrudniejsze jest jednak nie zdobycie albumów najnowszych, ale tych, które były pierwsze. Szczególnie premierowy tom - „Na olimpijskim szlaku. Polacy podczas igrzysk w Rzymie i Squaw Valley” – jest bardzo trudny do kupienia. Udało mi się go nabyć niedawno od osoby zbierającej olimpijskie pamiątki. Wprawdzie książka nie posiadała już obwoluty, ale mimo tego cieszę się, że jest w mojej kolekcji. Dzięki temu mogę się teraz skupić na następnych tomach, które, jeśli nic nie stanie znów na przeszkodzie, będę ukazywały się po każdych igrzyskach. Najbliższego spodziewać się więc można już za rok. Oby po imprezie w Rio de Janeiro było o czym pisać, bo to oznaczać będzie wielkie sukcesy Polaków. Mam nadzieję, że w PKOl nie zapomną, że warto właśnie w takiej formie dokumentować osiągnięcia naszych olimpijczyków. Trzeba kontynuować ponad 50-letnią tradycję!

CZYTAJ TAKŻE:

2 komentarze:

  1. Ma pan wszystkie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakuje mi tylko albumu na 90-lecie. Dzisiaj chciałem nabyć na Allegro, ale ktoś w ostatniej chwili mnie przebił. Upoluję innym razem. ;)

      Usuń