W historii polskiej literatury sportowej jest taka seria, która ukazuje
się regularnie od ponad 50 lat. Mimo transformacji ustrojowej, zmieniających
się władz PKOl, a także dziesięcioletniej przerwy, do dziś osiągnięcia naszych olimpijczyków
zapisywane są na kartach kolejnych tomów. Panowie i panie, pora przybliżyć
historię cyklu „Na olimpijskim szlaku”.
Zaczęło się w 1962 roku. Właśnie
wtedy nakładem wydawnictwa Sport i Turystyka ukazał się pierwszy album serii
zatytułowany „Na olimpijskim szlaku. Polacy na olimpiadzie w Rzymie i Squaw
Valley”. „Postanowiliśmy wydać drukiem tę publikację, jako dokument naszych
osiągnięć, do których zaliczamy przecież nie tylko wysiłek sportowców, ale
również pracę trenerów, organizatorów, oraz poparcie tysięcznych rzesz Polaków
z Kraju i zagranicy, dzięki ich ofiarności bowiem mogliśmy przygotować i wysłać
tak liczną ekipę olimpijską” – czytamy na pierwszej stronie we wstępie
przygotowanym przez Polski Komitet Olimpijski. Idea powstania premierowego tomu
została sprecyzowana dosyć jasno i w zasadzie do dziś to właśnie dokumentacja
osiągnięć polskich sportowców i wszystkich ludzi pracujących na ich sukces jest
głównym celem publikacji z serii „Na olimpijskim szlaku”. Stwierdzenie, że w
kolejnych książkach nic się nie zmieniało, byłoby jednak sporym nadużyciem. 52
lata, które dzielą tom pierwszy od (na razie) ostatniego, to szmat czasu i
choćby ze względu na postęp technologiczny najnowsze książki cyklu zdecydowanie
się różnią. Zmieniła się forma, ale idea pozostała.
Początki
Tom z 1962 roku nie był
szczególnie imponujący, jeśli chodzi o objętość i nakład. Autorzy, czyli Lech
Cegrowski, Włodzimierz Gołębiewski, Witold Domański, Jerzy Zmarzlik (teksty), Arkady
Brzezicki (opracowanie graficzne) i Waldemar Andrzejewski (obwoluta)
przygotowali 148 stron. Opisywali na nich krótko poprzednie starty Polaków w
igrzyskach, początki PKOl, a także przygotowania do „Operacji Squaw Valley –
Rzym”. Główną częścią była oczywiście prezentacja wyników naszych sportowców w
Stanach Zjednoczonych i w stolicy Włoch. Jak łatwo się domyślić, letnie
igrzyska, z których reprezentanci Polski przywieźli 21 medali, opisane zostały
szerzej, bo na mniej więcej 80 stronach. Zimowemu odpowiednikowi tej imprezy
poświecono tylko 11 stron, ale też osiągnięcia Polaków w Squaw Valley były
nieporównywalnie mniejsze, choć i tak najlepsze w historii. Elwira Seroczyńska
zdobyła srebro, a Helena Pilejczyk brąz. Trudno zresztą porównywać oba starty,
gdyż w zimowych igrzyskach wystartowało zaledwie 13 sportowców z Polski, a do
Rzymu wysłaliśmy ekipę liczącą 185 zawodników. Jeśli więc chodzi o liczbę
medali na jednego sportowca, lepiej wypadli przedstawiciele dyscyplin zimowych.