niedziela, 10 listopada 2013

"Chętnie przeczytałbym biografię Maćka Lampego, Marcina Gortata czy Tomasa Kelatiego" - wywiad z Adamem Wójcikiem

Adam Wójcik to koszykarz, którego bez cienia wątpliwości można nazwać pionierem polskiego basketu. Jako pierwszy Polak pojechał na testy do NBA, jako pierwszy zagrał w Eurolidze, jako pierwszy wreszcie zdobył ponad 10 tys. punktów w Polskiej Lidze Koszykówki. Niedawno były zawodnik m.in. Śląska Wrocław i Prokomu Trefla Sopot po raz kolejny udowodnił, że zawsze robi coś wcześniej, niż inni. 11 września ukazała się jego biografia "Rzut bardzo osobisty", którą napisał Jacek Antczak. To pierwsza książka o polskim koszykarzu, która ukazała się w naszym kraju.


- Jak zareagował Pan na wiadomość o tym, że powstanie pańska biografia?

Na początku byłem trochę wycofany, nie chciałem, żeby moja biografia powstała. Ale Jacek (Jacek Antczak, autor biografii – przyp. red.) bardzo mocno mnie nękał przez półtora roku, aż w końcu doszło do naszego spotkania. Było to na rehabilitacji u doktora Czamary, gdzie Jacek przyszedł z mamą. Ja byłem tam z powodu kontuzji nogi, było to w 2009 roku, kiedy leczyłem łydkę. Jacek namówił mnie do tego, żeby książka jednak powstała. Myślę, że innemu dziennikarzowi nie powierzyłbym takiej odpowiedzialności, dlatego ukazanie się biografii o Adamie Wójciku to głównie zasługa Jacka.

- Sam nie miał Pan chęci sięgnięcia po pióro i napisania wspomnień?
                                                                                                                 
Jestem koszykarzem, teraz już nawet byłym, a nie pisarzem, nie mam talentu literackiego, więc sam nie potrafiłbym napisać wspomnień. Praca nad książką to kawał ciężkiej, czasochłonnej roboty, którą Jacek wykonał znakomicie. Oprócz rozmów ze mną i moimi bliskimi, zawodnikami i trenerami, z którymi pracowałem, musiał zapoznać się z mnóstwem  materiałów prasowych. Naszym założeniem od początku pracy nad książką było, że ma to być opowieść o wydarzeniach, ludziach, warunkach, na jakie przypadła moja kariera, takie świadectwo czasu. W mojej ocenie Jacek Antczak napisał znakomicie tę opowieść.

- W książce znaleźć można informacje właśnie pochodzące z różnych materiałów, ale sporo jest też, co oczywiste, pańskich wypowiedzi. Łatwo było dzielić się przeżyciami, opowiadać o nich?

To  zasługa autora, że wyciągnął tak łatwo, tak dużo… ale oczywiście nie wszystko. Muszę przyznać, że Jacek przypominał mi o wielu sprawach. Trzydzieści lat kariery to jednak szmat czasu, czasem ciężko przypomnieć sobie coś, co działo się rok temu, a co dopiero kilkanaście czy dwadzieścia kilka lat temu. Jacek, dzięki swojej wytrwałości, dokopał się do takich rzeczy, że mnie samego zdziwiło, iż coś takiego się działo. Kiedy później czytałem już gotową książkę, przypominałem sobie opowiedziane przez innych, historie.

- To chyba pozytywny aspekt pracy nad biografią, gdyż można sobie przypomnieć o wydarzeniach, o których pewnie w innym wypadku już by się nie pamiętało?

Zdecydowanie. Sezon jest bardzo intensywny, gra się z meczu na mecz, do tego dochodzi jeszcze reprezentacja, Euroliga, jest dużo spotkań, wyjazdów, cały czas coś się dzieje. O pewnych rzeczach się zapomina, czasami trzeba zapomnieć, gdyż ruszają przygotowania do następnego meczu. Tak się to dzieje, sezon za sezonem przemija… Cóż mogę powiedzieć? Nie była to na pewno łatwa sprawa dla Jacka.

Adam Wójcik wraz z Jackiem Antczakiem podpisuje biografię
"Rzut bardzo osobisty" podczas Targów Książki w Krakowie
- A z jakimi opiniami na temat książki spotkał się Pan do tej pory? Nie tylko wśród znajomych, ale także ze strony środowiska koszykarskiego.

Z samymi pozytywnymi. Przeczytałem chyba tylko jedną negatywną recenzję, ale wydaje mi się, że ktoś napisał ją złośliwie albo dlatego, że było za dużo opinii „na tak”. Ale przyjmuję też taką krytykę na twarz i wiem, że nie wszystkim musi się podobać książka o mnie, bo nie ma w niej skandali, ujawniania tajemnic, czy modnego dzisiaj obrażania kogo się da. Może niektórzy znają lepiej moją historię, niż ja sam (śmiech).

- Do powstania tej książki przyczynił się Pan nie tylko swoim życiem i sportową karierą, ale też znajdując zgubiony przez autora laptop, na którym znajdowała się znaczna część gotowej biografii. Jacek Antczak wspomina o tym krótko we wstępie. Mógłby przybliżyć Pan tę historię?

Jacek wychodził od nas z domu po długich rozmowach do książki, było to o pierwszej w nocy. Szukał kluczyków do samochodu, więc postawił laptop obok tylnego koła. Kiedy już znalazł kluczyki, wsiadł do auta i odjechał, zapominając o torbie z laptopem. Jakoś wpół do trzeciej dzwoni do mnie i mówi, że nie ma laptopa, na którym były wszystkie informacje, cały napisany do tej pory tekst książki. Wyszedłem w pidżamie w poszukiwaniu skarbu, ale na szczęście komputer leżał tam, gdzie Jacek go zostawił – na środku ulicy. Szczęśliwie się znalazł (śmiech). Czasami było tak, że do wczesnych godzin rannych wisieliśmy na telefonie lub siedzieliśmy u mnie w domu i rozmawialiśmy, zresztą nie tylko o mojej karierze, ale i o wielu innych tematach sportowych i życiowych.

- Książka „Rzut bardzo osobisty” to pierwsza biografia polskiego koszykarza. Jest to powód do dumy czy raczej zmartwienie, że w Polsce ukazuje się tak niewiele książek poświęconych koszykówce?

Oczywiście, że powód do dumy! Pierwszy zagrałem w Eurolidze, pierwszy pojechałem na testy do NBA, pierwszy (wg oficjalnych statystyk) rzuciłem 10 tysięcy punktów, jestem bohaterem pierwszej biografii polskiego koszykarza. Mam nadzieję, że następcom Jacka Antczaka będzie łatwiej i odważą się na publikacje o polskiej koszykówce.

- Myśli Pan, że teraz inni polscy koszykarze pójdą Pana śladem i też zdecydują się na wydanie wspomnień?

Być może kilku zawodnikom, zwłaszcza tym z bogatą karierą sportową, przeszło przez głowę, że warto byłoby takie wspomnienie o sobie wydać. Serdecznie zachęcam.

Spotkanie autorskie na stoisku Sine Qua Non cieszyło się
sporym zainteresowaniem czytelników w różnym wieku.
- A gdyby któryś z pańskich kolegów z parkietu zdecydował się na wydanie autobiografii, to wspomnienia którego z nich przeczytałby Pan najchętniej, który mógłby mieć najwięcej ciekawego do przekazania?

Z większością polskich zawodników miałem do czynienia, więc dużo wiem na ich temat, tak samo zresztą jak oni wiedzą sporo o mnie (śmiech). Nie byłoby to dla mnie pewnie spore zaskoczenie, chociaż zawsze można kilku ciekawych rzeczy się dowiedzieć. Siostra mojej żony, która mieszkała z nami przez wiele lat i teraz też jest blisko nas, myślała, że wie o mnie bardzo dużo, a po przeczytaniu książki stwierdziła, że wiedziała dużo za mało. Na co dzień nie zawsze odnajduje się różne szczegóły. A czyją biografię przeczytałbym najchętniej? Maćka Lampego, Marcina Gortata, Tomasa Kelatiego, ale oni wciąż są młodzi, także sportowo, więc pewnie jeszcze trochę poczekam.

- Czyta Pan na co dzień jakieś książki sportowe?

Tak, lubię biografie, a koszykówka jest mi szczególnie bliska. Ostatnio Czytałem wspomnienia Shaq’a („Shaq bez cenzury” Shaquille’a O’Neal’a – przyp. red.) i Rodmana („Powinienem być już martwy” Dennisa Rodmana – przyp. red.).

- A co sądzi Pan o Rodmanie jako koszykarzu i człowieku? Jego najnowsza biografia, podobnie zresztą jak pierwsza, była mocno kontrowersyjna.

Tak, była mocno kontrowersyjna, ale Rodman był takim człowiekiem odkąd tylko pamiętam. Zawsze zwracał na siebie uwagę swoim zachowaniem – czy kopnął kamerzystę, czy farbował włosy, czy ubrał się w suknię ślubną, kiedy szedł na promocję swojej książki. Na parkiecie robił jednak swoje. To mi się podoba w NBA – nieważne, co robisz poza boiskiem, ale jeżeli dajesz z siebie wszystko na parkiecie i pomagasz drużynie, nikt nie ma prawa się do ciebie przyczepić. Rodman robił to, co potrafił najlepiej. Bił się, wprowadzał energię do zespołu, zbierał, bronił, czasem brutalnie, wbrew regułom, ale robił to i koledzy z zespołu go za to doceniali. To, co robił poza parkietem, to już jego indywidualna sprawa. Każdy musi swoje stresy odreagować inaczej. On miał akurat takie sposoby, że imprezował, latał do kasyna, jeździł motorem czy samochodem po pijaku, cały czas łamał prawo. To są jego historie. Nie wiem, na ile są one prawdziwe, a na ile naciągane. Nie wyobrażam sobie, jak mógł pogodzić taki styl życia z wymaganiami sportowymi.

Biografia Zinedine'a Zidane'a napisana
przez Lucę Caioliego to jedna z książek,
po którą z chęcią sięgnąłby Adam Wójcik.
- No to na koniec jeszcze pytanie o to, którą biografię sportowca spośród tych, które ukazały się niedawno w Polsce, przeczytałby Pan najchętniej?

Na pewno biografię Zinédine’a Zidane’a („Zinédine Zidane. Sto dziesięć minut, całe życie” autorstwa Luci Caioliego – przyp. red.). Wydaje mi się, że będzie to bardzo ciekawa książka i z chęcią po nią sięgnę.

- To dlatego, że szczególnie lubi Pan tego właśnie piłkarza?


Tak, lubię Zidane’a za to, że był fenomenem w piłce nożnej. Odpowiada mi też jego kultura osobista i chciałbym wiedzieć, dlaczego „dał z byka” Materazziemu. Podobno Włoch powiedział coś o jego siostrze. Wiadomo, że takie sytuacja zdarzają się nie tylko w piłce nożnej, ale też w każdym innym sporcie – koszykówce, siatkówce. Ma to na celu wyprowadzenie przeciwnika z równowagi, co wtedy udało się Włochom, ale, abstrahując od tamtej sytuacji, Zidane to na pewno ciekawa osobowość. Mnie też jeden jedyny raz podczas kariery poniosły nerwy i wyrzuciłem gościa w trybuny, w Stalowej Woli, w 1991 roku, co Jacek gdzieś wygrzebał, przypomniał i nie omieszkał opisać w swojej książce. Ale ta sytuacja nie była spowodowana prowokacją, to była młodość (śmiech).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz