poniedziałek, 22 czerwca 2015

Cała prawda o Bergu

Nigdy nie był wybitnym piłkarzem. Solidnym obrońcą, wyróżniającym się zawodnikiem z Norwegii, który do maksimum wykorzystał swoje możliwości – na pewno. Gdyby jednak przed dwoma laty Henning Berg nie objął Legii Warszawa, polscy kibice nigdy nie przeczytaliby jego biografii. Byłoby szkoda, bo to całkiem niezła książka, która udowadnia, że nawet stosunkowo niewielkim wysiłkiem można stworzyć ciekawą pozycję o piłce.

Przed ukazaniem się w Polsce książki „Henning Berg. Z Manchesteru do Warszawy” miałem wobec niej sporo wątpliwości. Moja najpoważniejsza obawia wiązała się z faktem, że w Norwegii biografia wydana została w 2004 roku, tuż po tym, jak piłkarz zakończył czynną karierę. Oczywistym było, że oryginał nie zawiera ani słowa na temat pracy Berga w naszym kraju. Wydawnictwo RM, które odpowiada za wypuszczenie tej pozycji na polski rynek, zadbało wprawdzie o uzupełnienie informacji i dostosowanie publikacji do oczekiwań czytelnika znad Wisły, ale paradoksalnie nie wpływa to znacznie na odbiór książki. Fakt, Jakub Radomski jak zawsze sprawnie streszcza to, co w życiu szkoleniowca Legii wydarzyło się w ostatnim czasie, a krótki wywiad z Bogusławem Leśnodorskim daje szansę poznać jego zdanie na temat Norwega, ale najciekawsze zaczyna się dopiero później. Od 43 strony poznajemy historię Berga oczami autora książki, dziennikarza Joachima Forsunda, który przybliża nam kolejne szczeble i najważniejsze momenty w karierze norweskiego obrońcy.

Kariera wyciśnięta do ostatniej kropli
Tym, co pozytywnie zaskakuje od pierwszych stron, jest fakt, że autor nie zaczyna książki sztampowo. Nie nastawia się na opisanie w prologu najważniejszej chwili w piłkarskiej karierze Berga, nie rozpoczyna też od jego dzieciństwa. U Forsunda początek to tak naprawdę… koniec! Autor w pierwszym rozdziale przenosi czytelnika do miasteczka Bearsden pod Glasgow, gdzie w trakcie gry w Rangersach mieszkał główny bohater wraz z rodziną. Mało tego, norweski dziennikarz relacjonuje swój pobyt w domu Bergów, opisując okoliczności poznania piłkarza, o którym zdecydował się napisać książkę. To bardzo udanie wprowadza do lektury, bowiem oprócz zawodnika, poznajemy od razu jego rodzinę – żonę Line oraz synów Rio i Lukasa. Już pierwszy rozdział pokazuje, jaka będzie to biografia – reporterska, pisana we współpracy z Bergiem, ale jednocześnie zdystansowana, absolutnie nie będąca laurką piłkarza.

To właśnie dziennikarskie zacięcie, którym wykazał się Forsund, wpływa przede wszystkim na pozytywny odbiór książki. Nie czarujmy się, Berg był zawodnikiem jakich wielu. Był wprawdzie etatowym reprezentantem kraju, a nawet kapitanem kadry, jako pierwszy Norweg triumfował w lidze angielskiej, trenował pod okiem Aleksa Fergusona i wygrał z Manchesterem United Ligę Mistrzów (choć w finale nie zagrał), ale mimo wszystko nie jest to postać, której kariera zrobiłaby na kibicach niesamowite wrażenie. Jak z każdym zawodnikiem występujący na tym poziomie, także z Bergiem wiążą się jednak ciekawe historie, które autor w tej książce podkreślił. Wydaje się, że Joachim Forsund wycisnął z kariery piłkarza ile tylko się dało, dzięki czemu w biografii znalazło się kilka smakowitych kąsków, które, jak się okazało, nawet po latach zainteresowały polskie media.

Kara od Fergusona, popijawa na mundialu
Opisane w książce fakty są nie tylko interesujące, ale też nie zawsze stawiają Berga w pozytywnym świetle. Były piłkarz przed laty pozwolił Forsundowi, aby pisał, o czym chce, ale dziś zapewne dałby autorowi dużo mniejszą swobodę. Świadczy o tym chociażby fakt, że szkoleniowiec Legii nie tylko odmówił wywiadu do książki, ale podobno próbował nawet się dowiedzieć, jak to możliwe, że ukazuje się ona w naszym kraju. Choć publikacja na pewno nie szokuje nikogo, kto przetrawił choć kilka sportowych biografii, rzuca nowe światło na osobę spokojnego zazwyczaj trenera. Autor, mimo że w trakcie pisania książki był bardzo blisko Berga (ba, niańczył nawet jego dzieci!), wcale nie stara się pisać „po przyjacielsku”. Nie unika drażliwych tematów, dzięki czemu czytelnik odnosi wrażenie, że w swojej pracy jest niezwykle obiektywny i rzetelny, a co za tym idzie – szczery.

Najmocniejszy fragment zawarty w pozycji „Henning Berg. Z Manchesteru do Warszawy” to zdecydowanie opowieść o tym, jak to Berg w trakcie mundialu we Francji postanowił pojechać wraz z dwoma kolegami „na miasto”, aby świętować grupowe zwycięstwo z Brazylią. Jak można się domyślać, nie skończyło się na dwóch piwach, a dziennikarz, którego wesołe towarzystwo spotkało przypadkowo w jednym z barów, nie zachował informacji o niecodziennym spotkaniu dla siebie, co stało się powodem dużej awantury. Zapewne sprawa by ucichła, gdyby nie odpadnięcie Norwegów z turnieju w kolejnej rundzie. Inna ciekawostka, o której zdecydował się napisać Forsund, związana jest z życiem prywatnym Berga. W 1998 roku poznał Line Stille, swoją obecną żonę. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że w tamtym czasie jego ówczesna żona Hilde była w ciąży i spodziewali się drugiego dziecka. To jednak Line okazała się największą miłością życia Norwega, dla której ten gotów był nawet zapłacić karę 20 000 funtów wlepioną przez Aleksa Fergusona…

Glasgow, Manchester, Blackburn…
Wymienione powyżej historie to na pewno „smaczki”, która dodają kolorytu książce. Nawet w kontekście tych wydarzeń trudno jednak uznać Berga za skandalistę. Fakt, zdarzało mu się popadać w konflikty ze szkoleniowcami nie tylko w kadrze, ale także w klubach (miał na pieńku z Graemem Sounessem w Blackburn i Aleksem McLeishem w Glasgow Rangers), ale bardziej niż z jego kłótliwego charakteru wynikało to z faktu, że Norweg zawsze jasno wyrażał swoje zdanie choćby na temat stosowanej przez szkoleniowca taktyki. Między innymi dlatego musiał pożegnać się z Blackburn, gdzie, jak wynika z książki, czuł się najlepiej, z tego też powodu jego pożegnanie z reprezentacją nie wyglądało tak, jakby sobie tego życzył.

No właśnie, jeśli już mowa o klubach, w których występował Berg, należy podkreślić, że bardzo dużym atutem biografii jest fakt, iż autor wraz z byłym piłkarzem podczas pisania książki odwiedzili kilka miejsc. Forsund gościł w Glasgow, udał się za swoim towarzyszem do Norwegii, Blackburn i Manchesteru. W każdym z tych miejsc Berg opowiadał o swojej karierze, a Forsund dodatkowo przepytywał napotkane tam osoby, co sądzą o bohaterze jego książki. Oprócz tego autor zastosował bardzo ciekawy zabieg, opisując często dokładnie to, co sam przeżył. W jednym z pierwszych rozdziałów pisze o atmosferze na trybunach w trakcie Old Firm Derby, pod koniec wspomina z kolei spotkanie z Royem Keane'em w przerwie meczu Manchesteru United czy wizytę u Aleksa Fergusona. To wszystko sprawia, że jego książkę czyta się z dużym zainteresowaniem, bowiem momentami przybiera ona formę ciekawego reportażu, w który dziennikarz wplata wątki dotyczące przeszłości Berga.

Brawa za pomysł
Całość napisana jest bardzo zgrabnie i choć książka nie jest szczególnie obszerna, czyta się ją przyjemnie. Fakt, nie wszystkie historie są tak samo interesujące z perspektywy polskiego czytelnika (sporo wątków związanych z norweską piłką, gdzie trudności sprawia czytanie nazwisk, co na dłuższą metę trochę męczy), ale trzeba docenić pomysłowość autora. Z dobrej, ale nie wybitnej kariery, zrobił on historię, która może zainteresować właściwie każdego fana futbolu. Nie byłoby tak pozytywnego odbioru książki, gdyby Joachium Forsund nie ruszył się z fotela, ograniczając się do wywiadów z Bergiem, jego rodziną i znajomymi przeprowadzanymi w domu. Dzięki temu, że odwiedził najważniejsze miejsca w karierze obecnego szkoleniowca Legii, wyszła mu niezła pozycja nie tyle o piłkarzu, co o piłce w ogóle. Pozycja „Henning Berg. Z Manchesteru do Warszawy” nie trafi raczej do mojego subiektywnego rankingu najlepszych sportowych biografii, ale na pewno jest to solidna lektura, po którą warto sięgnąć.

CZYTAJ TAKŻE:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz