Skończyłem właśnie czytać książkę o Gwardii Warszawa w europejskich
pucharach. Publikacja jak to pozycja historyczna – fajnie udokumentowane
występy klubu, zestawienie gier, składów, opisy okoliczności kolejnych spotkań,
czyli coś dla najbardziej zagorzałych fanów historii futbolu. Najbardziej
poruszający i dający do myślenia był jednak ostatni rozdział, mówiący o upadku
zasłużonego klubu. Niby historia jakich wiele, ale za każdym razem, kiedy dowiaduję
się o takich losach, serce się kraje.
Władysław Żmuda, Dariusz
Dziekanowski, Stanisław Terlecki, Dariusz Wdowczyk, Jan Małkiewicz, Bohdan
Masztaler, Joachim Marx, Ryszard Szymczak. To tylko niektórzy z piłkarzy,
którzy reprezentowali przed laty barwy warszawskiej Gwardii. Gdyby dodać do
tego trenerów Kazimierza Górskiego i Ryszarda Koncewicza, mamy kawał historii
polskiej piłki. Historii odległej, niemal już zapomnianej i niestety bez szans
na reanimację. Bo jak słusznie zauważają autorzy publikacji „60 lat minęło,
czyli Gwardia Warszawa w europejskich pucharach”, klub „zbliża się do swojego
nieuchronnego końca”, „jest dziś na krawędzi upadku, a jego dni wydają się
policzone”. Książka Michała Hasika, Przemysława Popka i Mariusza Świeczyńskiego,
mimo że ciekawa, nie ma szans dotarcia do szerszej publiczności. To propozycja
dla garstki osób zakochanych w historii sportu, którzy, w przeciwieństwie do
większości kibiców, nie zapomnieli o bohaterach sprzed lat. Dobrze, że
powstała, bo chociaż w ten sposób pamięć po Gwardii zostanie w jakiś sposób
zachowana.
Pierwsi dzięki „The Blues”
Debatując nad pozycją polskich
klubów w Europie mało kto pamięta dziś, który zespół znad Wisły zapoczątkował
rywalizację w europejskich rozgrywkach. Była to właśnie Gwardia, a historia ich
pierwszego występu w Pucharze Europejskich Mistrzów Krajowych jest dosyć
niezwykła. Kiedy w 1955 roku zainaugurowano rozgrywki, dziś, pod zupełnie nową nazwą
(Liga Mistrzów) i formułą, popularne na całym świecie, wytypowano do udziału w
nich 16 zespołów. Jeden z nich, Chelsea, odmówił jednak przystąpienia do
rywalizacji, co pozwoliło ich przeciwnikowi, szwedzkiemu Djurgardens IF, wybrać
lub zasugerować nowego rywala. Kandydatów było trzech: mistrz Luksemburga
(nazwę pominę), Sparta Praga (wtedy pod inną nazwą) oraz warszawska Gwardia.
Jak podkreślają autorzy książki, do dziś nie jest jasne, dlaczego to właśnie
milicyjny klub ze stolicy był brany pod uwagę. Mistrzem Polski była Polonia
Bytom, ligowej tabeli przewodził Włókniarz Łódź i choć Gwardia była aktualnym
zdobywcą Pucharu Polski, to oficjalnie wyczynu tego dokonał drugi zespół.
Hasik, Popek i Świerczyński utrzymują, że być może wewnętrzną decyzją związku
PZPN wytypował właśnie warszawian, być może decyzja miała charakter polityczny,
bo w końcu Gwardia była klubem resortowym. Tak czy inaczej, dzięki
niesamowitemu zbiegowi okoliczności, „Gwardziści” przeszli do historii jako
pierwsza drużyna z Polski, która zasmakowała pucharowej rywalizacji.