„Wszystkie barwy siatkówki” Marcina Prusa to pierwsza w Polsce
autobiografia siatkarza. Aż trudno uwierzyć, że mimo ogromnej popularności tej
dyscypliny w naszym kraju, żaden zawodnik nie zdecydował się wcześniej na
podobny krok. Być może wkrótce koledzy z parkietu podążą śladem byłego
środkowego reprezentacji Polski, bo wyszła mu niezła książka.
Marcin Prus od początku swojej
kariery należał do zdecydowanie wyróżniających się siatkarzy. Jego niepokorny
charakter dawał o sobie znać już w czasach juniorskich, a później objawiał się
m.in. farbowaniem włosów na różne kolory. Niestety, jedna z barwniejszych
postaci polskiej siatkówki musiała przedwcześnie zakończyć przygodę ze sportem.
Kontuzje i liczne operacje sprawiły, że Prus zawiesił buty na kołku w wieku
zaledwie 25 lat. Pozostał jednak przy swojej ulubionej dyscyplinie sportu jako
reporter i komentator. Współpracował z TVP i Polsatem, a ostatnio rozpoczął
pracę w Radiu Park, dla którego komentuje mecze ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.
Fakt, że były siatkarz jest
obecnie związany z dziennikarstwem, nie pozostał bez wpływu na jakość jego
autobiografii. Prus opisuje swoje życie w sposób ciekawy, ma lekkie pióro, a
także łatwość w opowiadaniu anegdot. Właśnie za ich pomocą autor postanowił
przedstawić się czytelnikom. Rozpoczyna od opowieści na temat tego, jak mając
dwa lata, został pozostawiony na moment bez opieki dziadków. Postanowił wyruszyć
na poszukiwania opiekunów, które zakończyły się skokiem z drugiego piętra. Na
jego szczęście, jakimś cudem wyszedł z tego wypadku bez szwanku. Na następnych
stronach Prus przedstawia swoje życie w podobny sposób. Pokrótce opowiada o
kolejnych etapach kariery – od rozpoczęcia siatkarskich treningów w szkole podstawowej,
przez dostanie się do reprezentacji Polski juniorów, a na przygodzie z dorosłą
siatkówką kończąc. Jego opis, z małymi wyjątkami, nie jest jednak szczegółowy. Z
książki czytelnik dowie się wprawdzie, że Prus zdobywał mistrzostwo Europy i
świata juniorów, a nawet został MVP drugiego z tych turniejów (w 1997 r. w
Bahrajnie), ale już o przebiegu drogi do złota i pokonanych rywalach we
„Wszystkich barwach siatkówki” jest niewiele. Ani słowa Prus nie poświęca też
występom w barwach Mostostalu w europejskich pucharach, a i o meczach dorosłej
reprezentacji nie pisze zbyt obszernie. Szkoda, gdyż miał okazję rywalizować z
najlepszymi siatkarzami na świecie i dla fanów sportu tego typu opis byłby
niezwykle ciekawy.
Jak wspominałem, autor postawił
jednak na inną formę przedstawienia swojego życia. Opowiada liczne anegdoty, co
niewątpliwie zwiększa atrakcyjność książki. Historie takie jak przyłapanie go
na piciu piwa podczas zgrupowania reprezentacji juniorów czy opowieść o
miłosnej przygodzie z Portugalką Joaquiną (jeden z lepszych fragmentów w książce!)
czyta się świetnie, a wszystko to podszyte jest niemałą dawką humoru. Jeśli
oceniać „Wszystkie barwy siatkówki” wyłącznie pod względem atrakcyjności dla
czytelnika, to na pewno jest to bardzo dobrze napisana autobiografia. Szybko i
z przyjemnością pochłania się kolejne strony pozycji, która jednak nie jest
zbyt obszerna. Jeden wieczór lub popołudnie wystarczą każdemu na przebrnięcie
przez lekturę. Autor nie zagłębia się w swoje relacje z kolegami czy trenerami,
nie charakteryzuje ich w książce. Skupia się przede wszystkim na sobie i tym,
co wiąże się bezpośrednio z jego życiem. Odniosłem wrażenie, że nie chciał
narazić się środowisku siatkarskiemu, co jest zrozumiałe w kontekście jego
obecnej pracy. Trochę jednak szkoda, że Prus nie zdecydował się na opis
zabawnych sytuacji prosto z szatni związanych z jego kolegami, nie chciał
podzielić się tym, jak „od kuchni” wyglądały drużyny, w których grał. Kto,
jeśli nie on? Jedynie po Krzysztofie Ignaczaku można spodziewać się, że gdyby
wydał autobiografię, na pewno nie byłaby ona nuda. Jakoś nie wyobrażam sobie,
żeby inni reprezentanci Polski, w większości przecież poukładani, spisując
swoje wspomnienia, napisali coś kontrowersyjnego.
W książce Marcina Prusa jest
kilka fragmentów, które przypominają, że autor nie należy do grona pokornych.
Były siatkarz mało męskich osobników nazywa wprost „ciotami”, nie unika także
tematu dziewczyn, opisując, jak w młodości starał się wykorzystywać swój status
sportowca do nawiązywania z nimi znajomości. Nie czyni tego jednak w sposób
wulgarny, raczej zabawny (mój faworyt: „bimbały jak melony”). W porównaniu z
Dennisem Rodmanem i jego biografią „Powinienem być już martwy”, Prus wypada jak
ministrant. Tam, gdzie amerykański koszykarz dopiero się rozkręca, autor
„Wszystkich barw siatkówki” mówi stanowcze: „stop!”. Prus nie opowiada o swoich
łóżkowych podbojach, a opisując swoje miłości, nigdy nie zdradza intymnych
szczegółów. W przypadku jednej z opisywanych dziewczyn, nie chce wymieniać
nawet jej imienia, żeby nie przysporzyć jej kłopotów. Za to należą się byłemu
siatkarzowi brawa, nawet jeśli określenie „Dennis Rodman volleya” wydaje się
wtedy na wyrost. Forma biografii Amerykanina nie przyjęłaby się na polskim
gruncie, to pewne, więc dobrze, że Prus przy pisaniu książki miał świadomość,
gdzie leżą granice dobrego smaku.
Obok opisu wesołych sytuacji ze
swojego życia, autor wiele miejsca w swojej autobiografii poświęca trudom
siatkówki. Pisze o tym, że już od najmłodszych lat jego organizm był poddawany
na zgrupowaniach juniorskiej reprezentacji ogromnym obciążeniom. Przybliża
czytelnikowi, jak wyglądał w młodości jego kalendarz – brak było w nim miejsca
na wakacje i wypoczynek. Jego życie wypełniały treningi, zgrupowania i mecze,
co nie pozostało bez wpływu na jego późniejsze kłopoty ze zdrowiem. Bardzo
dobrze, że Prus nie pomija tej „ciemniejszej barwy siatkówki”. Być może dzięki
temu kibice wykażą nieco więcej zrozumienia dla siatkarzy takich jak Mariusz
Wlazły, którzy rezygnowali z występów w reprezentacji. Autor pisze też o swoich
kłopotach ze zdrowiem, które zmusiły go do zakończenia czynnej kariery. W tych
fragmentach wyczuć można lekkie rozgoryczenie, że tak potoczyły się jego losy.
Były siatkarz przedstawia też w autobiografii swój pomysł na uzdrowienie
systemu szkolenia młodzieży, opisuje krótko kraje, w których miał okazję
przebywać, a także wiele miejsca poświęca kibicom reprezentacji Polski i
Mostostalu. Podkreśla tym samym ich dużą rolę we wspieraniu zawodników i
zaznacza, że są najlepsi na świcie. Pisze też krótko o swojej dziennikarskiej
przygodzie i kilku sytuacjach z nią związanych. Książkę kończy rozdział
poświęcony najnowszemu hobby Prusa – skokom na bungee. Spina to klamrą jego
opowieść, którą rozpoczął od opisu skoku z okna w dzieciństwie.
Podsumowując, „Wszystkie barwy siatkówki” to dobrze napisana biografia pełna anegdot. Dziennikarskie doświadczenie autora zaprocentowało przy spisywaniu wspomnień, dzięki czemu książka powinna spodobać się fanom siatkówki. Czyta się ją bardzo szybko, a opowiadane przez Marcina Prusa historie co rusz wywołują uśmiech na twarzy. Trochę szkoda, że autor nie zdecydował się szerzej opisać swojej sportowej kariery, która, choć krótka, była niezwykle bogata. Wtedy książka nabrałaby dla kibiców zdecydowanie większej wartości. Pamiętać trzeba jednak, że to pierwsza biografia siatkarza, która ukazała się w Polsce i choćby z tego względu powinna stać się pozycją obowiązkową dla fanów volleya.
Na książkę Marcina Prusa "Wszystkie barwy siatkówki można głosować w plebiscycie na:
Ciekawe byłby biografie Świderskiego, czy Zagumnego. Dużo lepiej pod tym względem mógłby wyglądać siatkarki: Glinka, Świeniewcz, Skowrońska, Śliwa, Bełcik....
OdpowiedzUsuńBez wątpienia. Ciekaw jestem, czy wydanie biografii Prusa sprawi, że i jego koledzy sięgną po pióro. W przypadku kobiet, mam wrażenie, że mogłoby być nawet ciekawiej, w końcu w żeńskiej reprezentacji było momentami bardzo burzliwie. O ile oczywiście w końcu ktoś zdecyduje się ujawnić nieco informacji zza kulis. Ale książki opisujące przebieg samych karier sportowych siatkarzy i siatkarek, których wymieniłeś, powinny być bardzo ciekawe. Zobaczymy, powoli kończą kariery niektórzy sportowcy z pokolenia, które odniosło sporo sukcesów, więc jest nadzieja na to, że coś się w tej kwestii ruszy. ;)
UsuńOczywiście wybrałem tych, którzy brali udział w jakiś "burzliwych" momentach, bo właśnie sięgając po ewentualną książkę chciałbym dowiedzieć się wyjaśnień na ten temat. Pozostaje mieć nadzieję, że coś się ruszy, bo z pewnością warto :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą przepraszam, za brak "y" w wyrazach w poprzednim komentarzu. Jakoś nie chciało mi się wbić.
Pozostaje tylko czekać. ;)
UsuńA co do braku "y" w poprzednim poście, to nawet nie zauważyłem.
Witam, mniej grzeczne będą "Lalki" Prusa, więc proszę się spodziewać trzęsienia ziemi na miarę tego z 22 maja 1960 roku. Pozdrawiam, Autor
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na jakieś szczegóły!
Usuń