Drużyna Legii Warszawa, która w 1995 roku wywalczyła awans do Ligi
Mistrzów, była nietuzinkowa. W ówczesnym składzie „Wojskowych” nie brakowało
ciekawych osobowości, trudnych charakterów i piłkarzy z niebanalnym życiorysem.
Sukces tamtej drużyny, a za taki należy uznać występ w ćwierćfinale elitarnych
europejskich rozgrywek, wydawał się więc idealnym tematem na książkę. Dobrze,
że po latach taka powstała. Szkoda tylko, że „Legia mistrzów” nie do końca
spełnia oczekiwania.
Kiedy usłyszałem o książce „Legia
mistrzów”, spodziewałem się lektury na miarę „Wielkiego Widzewa” Marka Wawrzynowskiego czy pozycji "Wisła Kraków. Sen o potędze" Mateusza Migi – świetnych pod względem reporterskim, dogłębnych, odkrywczych.
Liczyłem na to tym bardziej, że autor publikacji o stołecznym zespole – Piotr Jagielski
– jest synem znanego i cenionego reportażysty, Wojciecha Jagielskiego.
Niestety, dzieło 31-letniego autora mocno mnie rozczarowało. Nie jest zbyt
obszerne (liczy 270 stron), a pomysł na książkę ze względu na swoją
niejednoznaczność mocno rzutuje na jej odbiór. Jagielski postanowił bowiem nie
tylko ustami piłkarzy, który grali w Lidze Mistrzów, opisać zespół Legii z
połowy lat 90., ale zdecydował się także na dodanie do tej opowieści tła w
postaci przemian w polskim futbolu po transformacji ustrojowej, całość
ozdabiając wątkami autobiograficznymi, mającymi ukazać jego osobiste odczucia
jako młodego kibica. Moim zdaniem to połączenie nie sprawdziło się zbyt dobrze,
gdyż rozmyło główny temat książki – historię drużyny, która w 1995 roku
wywalczyła awans do Champions League.
O wszystkim i o niczym
Do „Legii mistrzów” idealnie
pasuje znane powiedzenie, że jak coś jest o wszystkim, to traktuje tak naprawdę
o niczym. Piotr Jagielski spróbował połączyć w książce trzy zupełnie różne
tematy, co lekturze zdecydowanie nie wyszło na dobre. Wątków autobiograficznych
jest w tej opowieści tak niewiele, że stanowią one absolutnie zbędne fragmenty –
nie poznajmy autora na tyle dobrze, by móc się z nim utożsamić, bliżej związać,
co stawia pod znakiem zapytania wtrącanie tego typu dygresji (np. o tym, że
jako kibic urodzony w 1986 roku miał dosyć życia piłkarską przeszłością i oczekiwał
z utęsknieniem na sukces, jakim okazał się awans Legii do Ligi Mistrzów). Gdyby
publikacja była pamiętnikiem kibica, który z własnej perspektywy opisuje miłość
do klubu z Warszawy i prezentuje sukces Legii ze swojego punktu widzenia, mogłoby
to być całkiem ciekawe. Rzeczywistość lat 90., opisy Warszawy, wprowadzenie do
książki kilku bohaterów w postaci członków rodziny, kolegów – to mogło się
udać. Powstałaby w ten sposób ciekawa powieść w stylu „Futbolu i całej reszty”
Przemysława Rudzkiego, mająca sentymentalny wymiar dla czytelników w wieku 30,
40 lat. Nie wiem natomiast, co autor zamierzał osiągnąć, tylko w kilku
miejscach prezentując swoją osobistą kibicowską historię – moim zdaniem bez
tego książka nie straciłaby na wartości.
Kolejna sprawa to tło
sportowo-polityczne czasów PRL-u zaprezentowane w rozdziale drugim „Czas
pomiędzy”. Rozumiem, że w ten sposób autor chciał pokazać, jak doszło do
powstania drużyny, która w 1995 roku wywalczyła awans do Champions League, ale
informacje zawarte w tym rozdziale są na tyle dobrze znane sympatykom futbolu,
że przypominanie ich w takiej książce jest mocno zastanawiające. Przeczytać
można tutaj o tym, jak polska piłka funkcjonowała w czasach komunizmu, są
informacje o największych sukcesach, a także trudnym losie piłkarzy, którzy w
zasadzie nie mogli rozwijać swoich karier na zachodzie. Niestety, Piotr
Jagielski jako fan stołecznego klubu, prezentuje mocno „warszawski” punkt
widzenia. Pisze: „liczyło się to, że upadał Górnik Zabrze”, przedstawiając ten
klub jako największe zło polskiej piłki w latach 80. i choć na szczęście nieco
dalej nie kryje, że Legia też w okresie PRL-u była w bardzo mocno uprzywilejowanej
pozycji, stosuje dziwne rozróżnienie. Gdy przytacza historię sprowadzenia na
Łazienkowską Kazimierza Deyny, używa określenia „oszustwo” w stosunku do
zachowania działaczy ŁKS, którzy za wszelką cenę chcieli zatrzymać
utalentowanego zawodnika. Gdy zaś nieco dalej cytowany Stefan Szczepłek
opowiada o tym, jak po dwóch latach „Kaka” miał wracać do Łodzi i został „przeniesiony”
do marynarki wojennej, by zostać w Warszawie jeszcze rok, pojawia się już
określenie „Legia uciekła się do sposobu”, pozostające bez komentarza autora. Całkiem
ciekawe, jak to samo zachowanie inaczej oceniane jest w zależności od
kontekstu.
Dla kibiców Legii
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że
ma to swoje uzasadnienie – w końcu książka w większości kierowana jest do fanów
Legii Warszawa (klub jest zresztą patronem publikacji), więc dla kibiców ze
stolicy taka wersja historii nie będzie w żaden sposób rażąca. W dobrym tonie
byłoby jednak trochę więcej obiektywizmu, nawet jeśli autor oficjalnie
przyznaje, komu kibicuje. W końcu Legii Warszawa w Lidze Mistrzów w sezonie 1995/1996
kibicowało wielu sympatyków futbolu z różnych części Polski, którzy również,
jak ja, mogą sięgnąć po lekturę. Z pewnością rzuci im się w oczy fakt, że
książka nie jest neutralna. Być może zauważą też drobne nieścisłości, jak
chociażby stwierdzenie, że piłkarze reprezentacji Polski przywieźli z mundialu
w Niemczech w 1974 roku brązowe medale. Każdy, kto choć trochę interesuje się
historią naszej piłki, doskonale wie, że krążki, które otrzymały „Orły
Górskiego”, były srebrne (takie wręczano za trzecie miejsce, gdyż za drugie
dawano medale pozłacane). Niby drobiazg, ale jednak stawiający pod znakiem
zapytania tę część lektury. Po co kreślić ogólne tło futbolu w czasach PRL-u w
takiej publikacji? Przyznam szczerze, że nie do końca jestem w stanie to
zrozumieć.
To wszystko, co pisałem powyżej,
dotyczy jednak pobocznych, moim zdaniem całkiem zbędnych, wątków książki. Jak
prezentuje się meritum, czyli część główna poświęcona drużynie Legii, która
wywalczyła awans do Ligi Mistrzów? Tutaj na szczęście jest całkiem nieźle. Nie
jest to może najwyższa szkoła reportażu, ale autor porozmawiał z kilkoma osobami
tworzącymi tamten zespół (Marek Jóźwiak, Maciej Szczęsny, Jacek Bednarz, Cezary
Kucharski, Jerzy Podbrożny, Marcin Jałocha, Tomasz Wieszczycki, Radosław
Michalski, trener Paweł Janas) i właśnie ich wspomnienia są największą
wartością lektury. Wiele zależy jednak od tego, czy sam rozmówca mówi
interesująco. Wypowiedzi Szczęsnego są bardzo obszerne i ciekawe, zdradza on
sporo kulis, ale już inni, jak chociażby Marek Jóźwiak (znany kawalarz), nie
zostali zbyt mocno przyciśnięci. Autor stwierdza w pewnym momencie podczas
opisywania okoliczności ich spotkania: „Nie mówi nic więcej, a ja nie dopytuję”,
co raczej nie stawia go w roli dociekliwego reportera, a autora piszącego tyle,
ile chcą przekazać mu jego rozmówcy.
Można, ale nie trzeba
To właśnie największy mankament
części głównej książki, gdyż poza kilkunastoma ciekawymi wątkami (Szczęsny o
rywalizacji w zespole i atmosferze, Kucharski o odbieraniu pieniędzy w
plastikowych workach, słynny „Garaż” jako miejsce spotkań i integracji drużyny)
w wypowiedziach rozmówców Jagielskiego nie ma wielu anegdot, ciekawostek,
smaczków. Są opisywane kolejne mecze, ich okoliczności, przyczyny sukcesów i
porażek, jak chociażby zamarznięta murawa w Warszawie, która miała duży wpływ
na rozstrzygnięcie ćwierćfinałowego dwumeczu z Panathinaikosem, ale nie jest
tak jak we wspominanym już tutaj „Wielkim Widzewie”, gdzie co rusz natrafić
można było na mocne historie, nieznane dotąd fakty i fragmenty, po których
przeczytaniu zupełnie inaczej spoglądało się na tamtą drużynę. Z tego też
względu „Legia mistrzów” pozostanie niezłą, sentymentalną lekturą dla fanów
polskiej piłki lat 90. (a w szczególności kibiców Legii), ale raczej daleko jej
do grona sportowych lektur, które koniecznie trzeba przeczytać.
CZYTAJ TAKŻE:
CZYTAJ TAKŻE:
Zgadzam się w całej rozciągłości. Też byłem zawiedziony, bo doskonale pamiętam tamte czasy. Bylem nieco starszy od autora i chyba na więcej szczegółów zwracałem uwagę. Paradoksem jest fakt, że po odpadnięciu Legii w ćwierćfinale LM ich występ w Polsce został przyjęty bardziej jako porażka. Teraz taki wynik byłby czymś niewyobrażalnym.
OdpowiedzUsuńSłaba książka o bardzo ciekawym okresie w historii polskiej piłki nożnej.
Nie powiedziałbym jednoznacznie, że słaba. Bardziej niewykorzystana pod względem potencjału, bo mogłaby być i obszerniejsza, i dogłębniejsza, i lepsza pod względem stylu. Jest średnia - można przeczytać, ale na dzisiejszym rynku jest mnóstwo pozycji, po które warto sięgnąć w pierwszej kolejności.
UsuńBardzo dużo osób teraz zastanawia się z jakiej firmy skorzysta. Ja każdej osobie powtarzam że bardzo dobrze będzie jak skorzysta z Ozonowanie .Ta firma naprawdę jest bardzo profesjonalna.
OdpowiedzUsuńJestem pewny ze tym artykułem zainteresuje się każdy.
OdpowiedzUsuńWczoraj trochę przypadkowo znalazłem sklep internetowy ramoneski damskie .W tym sklepie internetowym na pewno kupuje bardzo dużo dorosłych kobiet. Moja żona też kupuje w tym sklepie.
OdpowiedzUsuńCiekawy blog. Ciekawie ile osób na ten blog w ogóle wchodzi.
OdpowiedzUsuń