wtorek, 2 lutego 2016

Żywot Antoniego Poczciwego

To nie jest skandalizująca autobiografia, w której główny bohater pali mosty i rozlicza się z przeszłością. To bardzo dobra reportersko opowieść nie tylko o Antonim Piechniczku, ale też Śląsku, śląskiej piłce, reprezentacji Polski i mundialu w Hiszpanii. Paweł Czado i Beata Żurek wykonali kawał dobrej roboty, dlatego ich książkę – „Piechniczek. Tego nie wie nikt” – można  polecić każdemu kibicowi piłkarskiemu.

Jakoś tak się porobiło, że w ostatnim czasie najgłośniej jest o książkach skandalizujących. Jeśli ktoś, mówiąc kolokwialnie, „dowali” paru osobom, niemal obnaży się przed czytelnikiem, zdradzając we wspomnieniach intymne szczegóły ze swojego życia prywatnego, ludzie chętniej po taką pozycję sięgną. Wiadomo, sensacja dobrze się sprzedaje, ale jeśli liczycie, że biografia Antoniego Piechniczka taka będzie, grubo się mylicie. To w żadnym wypadku nie jest publikacja nastawiona na tanią sensację. Najlepszym przykładem jest opis meczu z ZSRR w eliminacjach mistrzostw Europy 1984, a w zasadzie tego, co działo się po spotkaniu. Selekcjoner polskiej kadry wspomina, że po ostatnim gwizdku popijał koniaczek z Henrykiem Celakiem i Dariuszem Szpakowskim, ale po północy zdecydował się zrobić obchód po pokojach piłkarzy. W jednym z łóżek zastał reprezentanta zabawiającego się z blondynką, która wcześniej kręciła się wokół drużyny. I tutaj ciekawostka – trener nie zdradza nazwiska delikwenta, informuje tylko, że kazał damie się ubrać i opuścić hotel. Tyle.

Już widzę te nagłówki gazet i główne strony portali, gdyby Piechniczek podał nazwisko „bohatera” tamtego wieczoru, a okazał by się nim któryś ze znanych piłkarzy (a przecież niewykluczone, że tak właśnie było). Z pewnością przysłużyłoby się to promocji książki, ale nie byłoby w stylu szkoleniowca. Ta sytuacja chyba najlepiej określa charakter biografii. To przede wszystkim opowieść o futbolu, dopiero później o prywatnej stronie życia byłego selekcjonera. Najlepiej świadczy o tym fakt, że książkę rozpoczyna rozdział poświęcony mundialowi w Hiszpanii. Wiadomo, to największy sukces w trenerskiej karierze Pana Antoniego, więc wydaje się to całkiem zrozumiałe. Gdybyśmy jednak nie znali tytułu i zaczęli lekturę, moglibyśmy pomyśleć, że to wcale nie jest biografia Piechniczka. Bo też długimi fragmentami „Piechniczek. Tego nie wie nikt” jest po prostu książką piłkarską, w której wiodącą rolę odgrywa jeden z najwybitniejszych trenerów w historii. Autorzy nie skupiają się wyłącznie na głównym bohaterze, dzięki czemu ich dzieło aspiruje do miana czegoś więcej niż tylko prostej biografii jednej postaci.

Biegi narciarskie i „ruda małpa”
Niewątpliwą zaletą książki jest liczba osób, z którymi autorzy przeprowadzili rozmowy podczas prac nad tą pozycją. Paweł Czado na swoim blogu wymieniał: „Rozmawiałem z sześcioma byłymi selekcjonerami, kilkoma innymi trenerami, dziesiątkami sławnych piłkarzy, kilkoma znanymi reporterami a nawet z... szefem klubu kibica śląskiego klubu z lat 60.”. To czuć w publikacji, bo jest ona niezwykle „żywa”. Głównymi bohaterami są m.in. Zbigniew Boniek, Grzegorz Lato  i Paweł Janas, ale nie brakuje też bohaterów drugiego planu, czyli piłkarzy Odry Opole czy BKS-u Stal Bielsko-Biała. To pokazuje, że autorzy wykonali ogrom pracy, docierając do świadków piłkarskiej i trenerskiej kariery Antoniego Piechniczka, wszystkim im oddając głos. Dzięki temu dowiadujemy się, jak wyglądały mordercze treningi pod wodzą selekcjonera (których elementem były nawet… biegi narciarskie!), dlaczego Lato nazwał Bońka „rudą małpą” i jak piłkarze w trakcie mistrzostw świata 1982 zamawiali „piwka” na rachunek prezesa PZPN, Włodzimierza Reczka, który to rachunek urósł do niebotycznych rozmiarów 5 tysięcy dolarów…

Podobnych anegdot, opowiadanych nie tylko przez piłkarzy, ale też samego Piechniczka lub przedstawianych przez autorów, w książce nie brakuje. Ciekawa jest chociażby historia z szermierzem Jerzym Pawłowskim, który został zaproszony przez Związek Młodzieży Socjalistycznej do wygłoszenia propagandowej pogadanki przez młodymi piłkarzami Ruchu Chorzów (w tym przed Piechniczkiem), a opowiadał o życiu w USA i wykonywał robotę odwrotną do zaleceń. Interesująco przedstawia się też anegdota z koszulką Paolo Rossiego z mundialu w Hiszpanii, którą po półfinałowym meczu z Włochami otrzymał Paweł Janas. Gdy potem wrócił do Auxerre, dał ją wyróżniającemu się 17-latkowi, który był tak zachwycony prezentem, że nawet miał w nim spać. Tym piłkarzem okazał się młodziutki Eric Cantona… Podobne historie sprawiają, że publikację czyta się bardzo przyjemnie, co rusz natrafiając na nieprawdopodobne ciekawostki. Dużym plusem jest też fakt przedstawienia w książce piłkarskiej kariery Piechniczka, który, o czym dziś mało kto pamięta, grał w Legii Warszawa, a także był reprezentantem Polski (choć zagrał tylko w trzech meczach).

Antagonistów (prawie) brak
Duża liczba rozmówców jest zdecydowanym plusem, ale razi trochę brak wypowiedzi osób, które mogłyby mieć na temat Piechniczka nieco bardziej krytyczne zdanie. Zdecydowana większość opinii przedstawionych w książce jest pozytywna, co samo w sobie nie musi być niczym złym, ale jednak budzi wątpliwości, gdy dochodzi do opisywania sporów. W przypadku chociażby konfliktu Antoni Piechniczek-Andrzej Iwan mamy tylko jedną stronę: selekcjonera i opowiadających się po jego stronie Grzegorza Latę i Zbigniewa Bońka. Podczas drugiej kadencji Pana Antoniego głośno było o nieporozumieniach z niektórymi kadrowiczami, m.in. Wojciechem Kowalczykiem i Andrzejem Juskowiakiem – ich punktu widzenia nie znajdziemy w książce. Pewnym wytłumaczeniem może być fakt, że - jak autorzy podkreślają w posłowiu - byli zawodnicy, którzy nie chcieli z nimi rozmawiać. Być może chodziło właśnie o wymienione osoby, ale pewności nie ma.

Trochę szkoda, że autorzy nie rozwiązali tego tak jak w przypadku Wojciech Tyca z Odry Opole – pozwolili mu przedstawić jego punkt widzenia na kilka spornych sytuacji, w których „spiął się” z Antonim Piechniczkiem, a potem zaprezentowali komentarz trenera do tych słów. Czytelnik ma okazję poznać zdanie obu stron i samemu wybrać, komu bardziej wierzyć. Trochę szkoda, że tak nie dzieje się w przypadku innych konfliktów. Trener Piechniczek nie musiał bać się konfrontacji, bo w pojedynku na wiarygodność jednak łatwiej zaufać jemu niż Andrzejowi Iwanowi czy Wojciechowi Kowalczykowi. Powyższa uwaga, który zaliczyłbym do minusów książki, sprawia trochę, że odbieram biografię jako „oficjalną”. Nie jest to z pewnością hagiografia, ale jednak publikacja pisana przez osoby nieukrywające sympatii do głównego bohatera. Nie jest to być może wcale takie złe, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że większość dziennikarzy reprezentuje warszawski punkt widzenia. Dla takich osób stawianie w jednym rzędzie Antoniego Piechniczka z Kazimierzem Górskim (a nawet pierwszego nad drugim) zakrawa na świętokradztwo. Dobrze poznać opinię odmienną, bo trzeba przyznać, że jej zwolennicy mają w ręku całkiem poważne argumenty, czego dowodem jest ta książka.

„O mój Śląsku”
W pozycji „Piechniczek. Tego nie wie nikt” śląskość wycieka zresztą z niemal każdego akapitu, co dla mnie, jako Ślązaka, jest niewątpliwym plusem. Znane jest zamiłowanie Pawła Czado do historii śląskiej piłki i czuć to w tej pozycji – anegdot i dygresji związanych z Śląskiem i tamtejszym futbolem nie brakuje, dzięki czemu książka staje się również dobrym źródłem wiedzy na ten temat.  To może trochę irytować czytelników z innych części kraju, bo w biografii Piechniczek wcale nie jest przedstawiany jako bajkopisarz snujący opowieści przy swoim kominku w domu w Wiśle (jak czasem jest postrzegany i prezentowany), ale jako świetny fachowiec i prężny działacz, który walczył o futbol na Śląsku i dbał, by domem reprezentacji był Stadion Śląski. Bardzo dobrze, że w zalewie publikacji pisanych przez dziennikarzy związanych z Warszawą (naprawdę ma to wpływ na przedstawiane opinie), jest też pozycja udowadniająca, że rzeczywistość wcale nie musi być tak jednowymiarowa. To zresztą pewnie ten śląski charakter książki stał się też po części przyczyną konfliktu, jaki po premierze publikacji wybuchł na linii Paweł Czado-Krzysztof Stanowski.

Każdy zresztą, kto choć trochę zna Ślązaków, wie, że Antoni Piechniczek jest wręcz wzorowym reprezentantem regionu: pracowity, skromny, pobożny, stroniący od sensacji czy konfliktów, ale też stanowczy i mający swoje zdanie. Warto poznać historię jednego z najwybitniejszych futbolowych przedstawicieli tego regionu i raz jeszcze wrócić do pięknych chwil polskiej piłki. „Piechniczek. Tego nie wie nikt” to pozycja którą można polecić wszystkim kibicom piłkarskim, a dla fanów śląskiego futbolu powinna to być lektura obowiązkowa. Przez niemal pełne 400 stron trzyma równy, wysoki poziom (może trochę nużące są na dłuższą metę rozdziały poświęcone pracy w Tunezji i na Bliskim Wschodzie) i na pewno zalicza się do grona najlepszych książek sportowych ubiegłego roku. Wydawnictwo Agora nie spuszcza z tonu i po biografii Huberta Jerzego Wagnera (którą to książkę uznałem za najlepszą sportową lekturę 2014 roku) serwuje kolejny świetny reportersko portret wybitnej postaci polskiego sportu. Czekamy na więcej!

CZYTAJ TAKŻE:

8 komentarzy:

  1. Dobry wpis. Gratulacje. Choc uważam, że w kwestii konfliktu Czado-Stanowski śląski charakter tego pierwszego nie ma tu nic do rzeczy. Raczej kompleksy tego drugiego. Porównywanie warsztatu dziennikarskiego obu autorów byłoby jak pojedynek gołej dupy z batem (jak mawiał Wojciech Łazarek). Ogrom pracy włożonej przez Czado jest niezmierny, plus lekkie pióro i elokwencja. Na drugim końcu jest Stano który w zasadzie robi za dyktafon i korektora wywiadów. Przy tym nie ustrzega się błędów, researchu nie robi a styl ma infantylny (vide książki o Kowalczyku i Szamotulskim). I jeszcze we wspomnianym konflikcie strzelił sobie w stopę pisząc, że ma "w dupie Piechniczka". To cytat z dziennikarza piłkarskiego o drugim najbardziej utytułowanym trenerze Polski. Brak słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to określenie Krzysztofa Stanowskiego, że "ma w dupie Piechniczka", świadczy o różnicy spojrzeń. Dla Pawła Czado Pan Antoni jest najlepszym selekcjonerem w historii, bo w końcu kto ma docenić Piechniczka, jeśli nie dziennikarze z tego samego regionu? Dziennikarze z Warszawy bardzo często bagatelizują osiągnięcia Pana Antoniego, bo dla nich najlepszy był Kazimierz Górski, który był ze związany ze stolicą. Każdy ciągnie więc w swoją stronę, a że książka miała mocno śląski charakter i przedstawiony był w nim punkt widzenia Ślązaka na historię polskiej piłki, to też niespecjalnie Krzysztof Stanowski chce po nią sięgać. Aczkolwiek pisanie, że "ma w dupie Piechniczka" to faktycznie słabe zagranie, niezależnie od tego, jaki dziennikarz i pod czyim adresem takie słowa kieruje. To po prostu nie przystoi... Choć przyznam szczerze, że książki pisane przez założyciela Weszło lubię, są dobre, żeby się pośmiać, rozerwać.

      Usuń
  2. Fajny wpis. Chyba przeczytam ją, choć istotnie razi brak antagonistów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, ale nie przekreśla to ogólnego, bardzo dobrego, wrażenia. Ot, mankament, na który 90% czytelników nie zwróci uwagi. Szczerze mówiąc, to byłem po prostu ciekaw, co taki Andrzej Iwan, Wojciech Kowalczyk czy Andrzej Juskowiak odpowiedzieliby na zarzuty Antoniego Piechniczka.

      Usuń
  3. Mam pytanie czy w tym roku będzie top 10 książek sportowych ubiegłego roku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, żeby był, ale muszę najpierw nadgonić kilka lektur. Chciałbym, żeby on miał w miarę obiektywny charakter, a do tego potrzeba przeczytać większość dobrze zapowiadających się pozycji. Nie chciałbym pominąć dobrej książki tylko dlatego, że nie miałem czasu na jej przeczytanie...

      Usuń
  4. Zgadzam się z tym, że ostatnio na topie są te książki, które promują skandalistów lub same mają niemiło zaskakiwać. Wiadomo, że takie lepiej się sprzedają, ale w natłoku książek tego charakteru ludzie po prostu zaczynają się nudzić. To na pewno będzie miła odmiana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo autorów poszło w stronę mocnych, wulgarnych biografii, ale też mam wrażenie, że to powoli się przejada. Można zrozumieć taką książkę w wykonaniu Mike'a Tysona, bo to jednak był facet ze społecznego marginesu, ale gdy jeden, drugi, trzeci piłkarz zaczyna pisać w podobny sposób, zaczyna to nudzić. Schemat w przypadku przegranych karier jest podobny: talent, problemy, nałóg, upadek, światełko w tunelu. Trochę robi się z tego sztampa. Ale dopóki na takie książki będzie popyt, będą się one ukazywać. ;) Wszystko zależy od nas, czytelników.

      Usuń