wtorek, 14 lipca 2020

Był sobie piłkarz… Antoni Bugajski i jego 40 niezwykłych historii

Nie spodziewałem się, że z książki „Był sobie piłkarz…” Antoniego Bugajskiego dowiem się tylu ciekawych rzeczy. Dziennikarz „Przeglądu Sportowego” przedstawił sylwetki 40 polskich piłkarzy, nie stawiając jednak na tych najbardziej znanych, ale wybierając w większości postaci drugiego planu. To okazało się receptą na dobrą i lekką lekturą, pozostawiającą czytelnika z nową wiedzą.

Zwykle bywa tak, że autorzy skupiają się w swoim dziełach na najsłynniejszych postaciach. To o wielkich zawodnikach pisze się książki, w pozycjach poświęconych legendarnym drużynom zazwyczaj liderzy wybijają się na pierwszy plan, a pozostali stanowią tylko tło. Przykładów publikacji zadających kłam tym regułom znajdziemy w polskiej literaturze sportowej niewiele. Do głowy przychodzi książka Nikodema Chinowskiego „Mistrzowskie rozmowy”, w której młody dziennikarz postanowił oddać głos mniej znanym uczestnikom mundiali z udziałem Polaków. Mimo tego założenia siłą rzeczy w tamtej pozycji znaleźli się jednak piłkarze znaczący dla historii naszego futbolu – w końcu uczestnikami mistrzostw świata w biało-czerwonych barwach była zazwyczaj nasza piłkarska elita. W „Był sobie piłkarz...” znalazło się miejsce praktycznie dla wszystkich – od znaczących uczestników wielkich turniejów, przez graczy, którzy całą imprezę przesiedzieli na ławce lub grali ogony, a na tych, którzy nigdy nie zasmakowali piłkarskich salonów skończywszy. Wszystkie te opowieści łączy jedno – zwięzła i żywa forma, bo Antoni Bugajski nie oparł się wyłącznie na źródłach prasowych, ale przede wszystkim porozmawiał z piłkarzami, ich rodzinami lub kolegami z boiska.

O tych znanych, mniej znanych i zapomnianych

Tak jak wspomniałem wyżej, książka jest przekrojowa, jeśli chodzi o opisywane postaci. Znaleźć w niej można historie znaczących reprezentantów Polski, jak Andrzej Iwan, Jerzy Gorgoń, Roman Lentner, Edward Szymkowiak czy Jerzy Bułanow. O każdym z nich można było już sporo przeczytać w dotychczasowych opracowaniach o polskim futbolu – pierwszy napisał wraz z Krzysztofem Stanowskim autobiografię „Spalony”, życiorysy drugiego i trzeciego szeroko opisał Paweł Czado w książce poświęconej Górnikowi Zabrze, historię kolejnego przedstawiając w Biblioteczce Polonii Bytom, a wspomnienia Bułanowa w XXI wieku doczekały się wznowienia opatrzonego komentarzami historyka Roberta Gawkowskiego („11 Czarnych Koszul” z 2011 roku). Rozdziały poświęcone tym zawodnikom nie są więc szczególnie odkrywcze, ale dobrze systematyzują wiedzę o piłkarzach oraz pozwalają po raz kolejny poznać ich punkt widzenia (Iwan, Lentner, Gorgoń), co zawsze jest cenne. Dużo lepiej sprawa ma się z innymi zawodnikami, których kariery wziął pod lupę autor. O znacznej części bohaterów książki czytałem po raz pierwszy, wielu innych znałem z nazwiska, ale nie wiedziałem wiele o ich życiu. Bardzo dobrze więc się stało, że Bugajski odświeżył o nich pamięć, bo wielu ma za sobą bardzo interesującą karierę.

Najprzyjemniej czytało mi się o piłkarzach, o których dowiedziałem się dopiero z tej lektury. Marian Kielec, Adam Walczak, Kazimierz Szachnitowski, Jerzy Sadek, Czesław Boguszewicz czy Norbert Pogrzeba. Nie będą ukrywał, że trochę książek sportowych w swoim życiu przeczytałem, pewnie na kartkach niektórych nawet padały nazwiska tych zawodników, ale gdybym przed sięgnięciem po lekturę miał ich skojarzyć z konkretnym klubem lub wymienić lata, w których grali w piłkę, mógłbym jedynie bezradnie rozłożyć ręce. A wymieniam tutaj tylko nazwiska, które kompletnie nic mi nie mówiły. W opisanej przez Bugajskiego czterdziestce znalazło się dodatkowo wielu bohaterów, których kojarzyłem, ale o ich życiu i karierze nie wiedziałem praktycznie nic. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to po części wynik mojego stosunkowo młodego wieku (piłką nożną interesuję się od 2000 roku), ale jestem przekonany, że nawet starsi kibice nie pamiętają już dokładnie, jak potoczyły się losy wymienionych wyżej piłkarzy. No właśnie, wiek. On jest tutaj dosyć istotny, bo akurat pod tym względem autor postawił jasną górną granicę i jest nią rok 1989. Opisani w książce piłkarze to zawodnicy przedwojenni, jak Bułanow czy Fryderyk Scherfke, grający po wojnie, ale w zasadzie graniczną datą opisywanych wydarzeń jest schyłek lat 80. i upadek PRL-u. Książka jest więc idealną lekturą dla osób zainteresowanych dziejami naszej piłki, ale szczególnie powinna przypaść do gustu kibicom po 40. roku życia.

Lekka lektura na każdą okazję

Jak natomiast wypadają poszczególne rozdziały? Na pewno warto pochwalić autora za konsekwencję – niezależnie od tego, kogo opisuje, każdemu poświęca mniej więcej tyle samo stron. „Był sobie piłkarz…” to lektura, którą pochłania się bardzo szybko głównie dzięki jej skondensowanej formie. Kilkustronicowe rozdziały sprawiają, że nie trzeba rezerwować sobie całego wieczoru na celebrowanie czytania. Można śmiało „połknąć” kilka rozdziałów podczas śniadania, po pracy, do poduszki. Autor serwuje czystą esencję, zazwyczaj w formie wypowiedzi głównego bohatera, a gdy to nie jest możliwe – jego rodziny, znajomych lub ludzi, którzy oglądali danego piłkarza z trybun (jak wypowiedzi prof. Jana Miodka o Henryku Alszerze). Bugajski nie pozostawia przy tym niedosytu, właściwie tylko jedna historia wydaje się nie do końca zamknięta – chodzi o Andrzeja Jarosika, w przypadku którego nie wiadomo nawet, czy nadal żyje. Rozmówcy autora nie mają z nim kontaktu i choć jego rodzina mieszka w Polsce, autor nie wyjaśnia, czy próbował się z nią kontaktować. To pozostawia lekki niedosyt i poczucie niewiedzy, ale to na szczęście odosobniony przypadek. Dziennikarz „Przeglądu Sportowego” był zazwyczaj skuteczny w docieraniu do głównych bohaterów (jedynie Jan Pieszko nie jest cytowany, bo, zdaniem autora, odpowiadał mechanicznie i bez szczegółów), co jednak ma również swoją wadę – opisane w książce historie są mało obiektywne. W zasadzie każdy piłkarz, którego kariera nie potoczyła się tak, jak tego chciał, skarży się na okoliczności (kontuzja, czasy) lub ludzi (kolegów, trenerów) i do końca nie wiadomo, czy rzeczywiście dysponował tak wielkim talentem i miał pecha, czy zwyczajnie z czasem utwierdził się w przekonaniu o własnej krzywdzie. Ryszard Niemiec na Twitterze określił wspomnienia piłkarzy w książce bardziej dosadnie, a mianowicie mitomaństwem.

Jestem daleki od tak surowej oceny, ale oczywiście wysłuchując wspomnień głównych bohaterów, trzeba mieć do nich lekki dystans. Równocześnie trzeba przyznać, że dzięki ich opowieściom całość ma niezwykle żywy charakter i unaocznia, jak ważne jest w życiu szczęście. Krzysztof Rześny mógł być jednym z Orłów Górskiego (grał przecież w zwycięskim 2:0 meczu z Anglią w Chorzowie), ale przez kontuzję opuścił mecz na Wembley, a przecież, jak mawiał Kazimierz Górski, „zwycięskiego składu się nie zmienia”. Przez to Rześny nie pojechał nawet na mundial do Niemiec. Są tutaj więc historie pechowe, tragiczne (jak kontuzja oka dobrze zapowiadającego się bramkarza Czesława Boguszewicza czy śmierć pod kołami samochodu Henryka Alszera), ale też tragikomiczne (anegdota o tym, jak Jan Tomaszewski swoim dowcipem o Gmochu wyeliminował z reprezentacji przypadkowo… konkurenta do miejsca w bramce - Zygmunta Kalinowskiego). Nie brakuje oczywiście wielkich meczów przeciwko gwiazdom światowego formatu (pokonanie Pfaffa, Schumachera, Banksa, strzelecki pojedynek z Cruyffem, zatrzymanie Dalglisha), anegdot o trenerach takich jak Guus Hiddink czy Guy Roux, występu w meczu pożegnalnym Lwa Jaszyna pod wodzą Carlosa Bilardo, ucieczek z kraju, sposobów na uniknięcie służby wojskowej i wielu, wielu innych ciekawych historii. Antoni Bugajski pokazuje, że aby napisać dobrą książkę o futbolu, wcale nie trzeba silić się na wymyślanie prochu. Czasem wystarczy po prostu porządnie się rozejrzeć.

CZYTAJ TAKŻE:

3 komentarze:

  1. Nowe odcinki wciąż pojawiają się w czwartkowych wydaniach Przeglądu Sportowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, nie śledziłem w ogóle tego cyklu, co było plusem przed sięgnięciem po lekturę. :) Sądzę, że raczej na łamach 'PS' pojawiać się już będą nowe tematy, a nie rozdziały z książki, bo byłoby to trochę nie fair w stosunku do osób, które kupiły publikację.

      Usuń
  2. Wygląda na książkę, którą warto czytać i trawić dość długo. Historie polskiej piłki, gdy przeżywała większe sukcesy niz dzisiaj, zawsze wprawiają mnie w przyjemny nastrój:) Ja osobiście polecam innego polskiego dziennikarza - Stefan Szczepłek ;) Świetne wywiady, publikacje, warto go poznać bo wiedzę ma ogromną :) Za Bugajskiego się wezmę po tym, jak skończę Wielki Widzew :d
    Wojtek

    OdpowiedzUsuń