Zwykle bywa tak, że autorzy skupiają się w swoim dziełach na najsłynniejszych postaciach. To o wielkich zawodnikach pisze się książki, w pozycjach poświęconych legendarnym drużynom zazwyczaj liderzy wybijają się na pierwszy plan, a pozostali stanowią tylko tło. Przykładów publikacji zadających kłam tym regułom znajdziemy w polskiej literaturze sportowej niewiele. Do głowy przychodzi książka Nikodema Chinowskiego „Mistrzowskie rozmowy”, w której młody dziennikarz postanowił oddać głos mniej znanym uczestnikom mundiali z udziałem Polaków. Mimo tego założenia siłą rzeczy w tamtej pozycji znaleźli się jednak piłkarze znaczący dla historii naszego futbolu – w końcu uczestnikami mistrzostw świata w biało-czerwonych barwach była zazwyczaj nasza piłkarska elita. W „Był sobie piłkarz...” znalazło się miejsce praktycznie dla wszystkich – od znaczących uczestników wielkich turniejów, przez graczy, którzy całą imprezę przesiedzieli na ławce lub grali ogony, a na tych, którzy nigdy nie zasmakowali piłkarskich salonów skończywszy. Wszystkie te opowieści łączy jedno – zwięzła i żywa forma, bo Antoni Bugajski nie oparł się wyłącznie na źródłach prasowych, ale przede wszystkim porozmawiał z piłkarzami, ich rodzinami lub kolegami z boiska.
O tych znanych, mniej znanych
i zapomnianych
Tak jak wspomniałem wyżej, książka jest przekrojowa, jeśli chodzi o opisywane postaci. Znaleźć w niej można historie znaczących reprezentantów Polski, jak Andrzej Iwan, Jerzy Gorgoń, Roman Lentner, Edward Szymkowiak czy Jerzy Bułanow. O każdym z nich można było już sporo przeczytać w dotychczasowych opracowaniach o polskim futbolu – pierwszy napisał wraz z Krzysztofem Stanowskim autobiografię „Spalony”, życiorysy drugiego i trzeciego szeroko opisał Paweł Czado w książce poświęconej Górnikowi Zabrze, historię kolejnego przedstawiając w Biblioteczce Polonii Bytom, a wspomnienia Bułanowa w XXI wieku doczekały się wznowienia opatrzonego komentarzami historyka Roberta Gawkowskiego („11 Czarnych Koszul” z 2011 roku). Rozdziały poświęcone tym zawodnikom nie są więc szczególnie odkrywcze, ale dobrze systematyzują wiedzę o piłkarzach oraz pozwalają po raz kolejny poznać ich punkt widzenia (Iwan, Lentner, Gorgoń), co zawsze jest cenne. Dużo lepiej sprawa ma się z innymi zawodnikami, których kariery wziął pod lupę autor. O znacznej części bohaterów książki czytałem po raz pierwszy, wielu innych znałem z nazwiska, ale nie wiedziałem wiele o ich życiu. Bardzo dobrze więc się stało, że Bugajski odświeżył o nich pamięć, bo wielu ma za sobą bardzo interesującą karierę.
Lekka lektura na każdą okazję
Jak natomiast wypadają poszczególne rozdziały? Na pewno warto pochwalić autora za konsekwencję – niezależnie od tego, kogo opisuje, każdemu poświęca mniej więcej tyle samo stron. „Był sobie piłkarz…” to lektura, którą pochłania się bardzo szybko głównie dzięki jej skondensowanej formie. Kilkustronicowe rozdziały sprawiają, że nie trzeba rezerwować sobie całego wieczoru na celebrowanie czytania. Można śmiało „połknąć” kilka rozdziałów podczas śniadania, po pracy, do poduszki. Autor serwuje czystą esencję, zazwyczaj w formie wypowiedzi głównego bohatera, a gdy to nie jest możliwe – jego rodziny, znajomych lub ludzi, którzy oglądali danego piłkarza z trybun (jak wypowiedzi prof. Jana Miodka o Henryku Alszerze). Bugajski nie pozostawia przy tym niedosytu, właściwie tylko jedna historia wydaje się nie do końca zamknięta – chodzi o Andrzeja Jarosika, w przypadku którego nie wiadomo nawet, czy nadal żyje. Rozmówcy autora nie mają z nim kontaktu i choć jego rodzina mieszka w Polsce, autor nie wyjaśnia, czy próbował się z nią kontaktować. To pozostawia lekki niedosyt i poczucie niewiedzy, ale to na szczęście odosobniony przypadek. Dziennikarz „Przeglądu Sportowego” był zazwyczaj skuteczny w docieraniu do głównych bohaterów (jedynie Jan Pieszko nie jest cytowany, bo, zdaniem autora, odpowiadał mechanicznie i bez szczegółów), co jednak ma również swoją wadę – opisane w książce historie są mało obiektywne. W zasadzie każdy piłkarz, którego kariera nie potoczyła się tak, jak tego chciał, skarży się na okoliczności (kontuzja, czasy) lub ludzi (kolegów, trenerów) i do końca nie wiadomo, czy rzeczywiście dysponował tak wielkim talentem i miał pecha, czy zwyczajnie z czasem utwierdził się w przekonaniu o własnej krzywdzie. Ryszard Niemiec na Twitterze określił wspomnienia piłkarzy w książce bardziej dosadnie, a mianowicie mitomaństwem.
Nowe odcinki wciąż pojawiają się w czwartkowych wydaniach Przeglądu Sportowego.
OdpowiedzUsuńO widzisz, nie śledziłem w ogóle tego cyklu, co było plusem przed sięgnięciem po lekturę. :) Sądzę, że raczej na łamach 'PS' pojawiać się już będą nowe tematy, a nie rozdziały z książki, bo byłoby to trochę nie fair w stosunku do osób, które kupiły publikację.
UsuńWygląda na książkę, którą warto czytać i trawić dość długo. Historie polskiej piłki, gdy przeżywała większe sukcesy niz dzisiaj, zawsze wprawiają mnie w przyjemny nastrój:) Ja osobiście polecam innego polskiego dziennikarza - Stefan Szczepłek ;) Świetne wywiady, publikacje, warto go poznać bo wiedzę ma ogromną :) Za Bugajskiego się wezmę po tym, jak skończę Wielki Widzew :d
OdpowiedzUsuńWojtek