Miłośnicy sportowych powieści mogą z radością zacierać ręce! Nikodem
Pałasz powrócił ze swoim nowym kryminałem, tym razem osadzając jego akcję nie w
tenisowym, a piłkarskim świecie. Jego dzieło – książka „Sam na sam ze śmiercią”
– to wciągająca historia, która okazała się świetną kontynuacją pierwszej
publikacji autora.
Na wstępie małe przypomnienie. W styczniu
ubiegłego roku do księgarni trafiła premierowa książka Pałasza – „Brudna gra”. Powieść
opowiadała historię śledztwa prowadzonego przez inspektora stołecznej policji –
Wiktora Wolskiego, który szukał mordercy Artura Malewicza, utalentowanego
polskiego tenisisty. Literacki debiut wypadł niezwykle udanie, o czym pisałem
na blogu. Interesująca postać głównego bohatera, ciekawie rozwijająca się
akcja, niedopowiedzenia oraz tajemnicze historie – to największe z zalet
pierwszej powieści autora, o których pisałem przed ponad dwunastoma miesiącami.
Nic dziwnego, że po tak pozytywnym odbiorze debiutanckiej powieści Pałasza,
miałem ogromny apetyt na kolejną, tym bardziej, że była kontynuacją przygód
Wolskiego. Choć początkowo miałem kilka wątpliwości, lektura okazała się równie
przyjemna, co „Brudna gra”, więc stosując żargon piłkarski, mogę
powiedzieć jedno: autor trzyma formę. A to w przypadku powieści niezwykle ważna
rzecz.
Déjà vu na początek
Zanim jednak po raz kolejny
wciągnąłem się w opowiadaną przez Pałasza historię, gotów byłem stwierdzić, że
druga książka jest bardzo podobna do pierwszej. Zbyt podobna. Takie odniosłem
wrażenie, czytając pierwszych kilkadziesiąt stron. O ile trudno przyczepić się
do takiego samego schematu opowieści (tajemnicza śmierć czarnoskórego piłkarza,
Molokiego Mooketsiego – rozpoczęcie śledztwa – poznawanie kolejnych
podejrzanych), bo w końcu kryminał jako gatunek rządzi się swoimi prawami, o
tyle rzuciły mi się w oczy podobne szablony wykorzystane przez autora. Chodzi
przede wszystkim o wątki przypisane do świata sportu. Można powiedzieć, że
zmieniła się dyscyplina, o której pisze autor, ale poruszane tematy pozostały
bez zmian. W „Brudnej grze” mieliśmy korupcję, w „Sam na sam ze śmiercią” ona
również występuje. W pierwszym kryminale był temat dopingu, w drugim tez
pojawia się ten wątek. Handel meczami? Proszę bardzo. Alkohol? A i owszem,
znajdziemy go w obu publikacjach.
Kto czytał pierwszą powieść, od
razu przypomni sobie, że o większości wątków poruszonych w „Sam na sam ze
śmiercią” była mowa we wcześniejszej książce. Powtarza się też początkowo
schemat poszukiwań Wolskiego, a w zasadzie odwiedzane i przepytywane przez niego
postaci. Są dziwnie zachowujący się trenerzy Grabexu Zielonka, jest podejrzany
agent Molokiego, nie brakuje niezbyt sympatycznego prezesa klubu. Na szczęście
im dalej, tym lepiej. Z czasem w najnowszym kryminale pojawiają się nowe
historie, o których w „Brudnej grze” nie było ani słowa, do tego dochodzą
intrygujący bohaterowie, którzy wzbogacają fabułę. Autor ponownie prowadzi z czytelnikiem
bardzo fajną grę, wprowadzając pewne tropy "dla zmyłki", dzięki czemu lektura
trzyma w napięciu do ostatniej strony. Muszę przyznać, że zakończenie mocno
mnie zaskoczyło i do końca nie wiedziałem, kto okaże się mordercą. To duży atut
kryminału, gdyż nie jest banalny, a Pałasz nie psuje zbyt wcześnie całej
zabawy.
Forma rośnie
Jednym z minusów, które
wymieniłem, oceniając „Brudną grę”, były momentami zbyt płytkie dialogi,
szczególnie te dotyczące życia codziennego. Trzeba przyznać, że pod tym względem
autor się poprawił. W jego najnowszej książce nie znajdziemy już wymiany zdań
między bohaterami, która brzmiałaby sztucznie. Wszystko wydaje się bardzo
rzeczywiste, a Pałasz dodatkowo do języka postaci wprowadził sporo elementów
humorystycznych (np. dobry dialog: „– To jest zlecenie z góry. – Z jakiej góry?
– Z Giewontu, kurwa!” albo „– Ma mocne plecy, jakieś polityczne powiązania. Jest,
że tak powiem, niezależny. – Niezależny to jest Krym od Ukrainy”). To duży plus
nowszej powieści, podobnie jak dokładne opisy miejsc akcji, która dzieje się
nie tylko w Warszawie. Sklep Żabka w stolicy, w okolicach którego rozegrała się
strzelanina, Zielonka, Wołomin, Rembertów. A do tego Paryż i Sankt Petersburg. Nie
pamiętam już, czy w „Brudnej grze” pojawiały się tak rozbudowane fragmenty
opisujące miejsca akcji, ale w nowszym kryminale ich nie brakuje, co zaliczyć
trzeba na duży plus.
Bardzo dobrym posunięciem było
także przeniesienie akcji do Rosji, gdyż pozwoliło to oderwać na chwilę czytelnika
od głównego tematu – poszukiwań zabójcy Molokiego – i skupić uwagę na pobocznym
wątku, czyli sprawie tajemniczej śmierci ojca Wolskiego. Tutaj opisów różnych
miejsc, które można znaleźć w Petersburgu, jest najwięcej. Widać, że autor musi
dobrze znać to miasto, gdyż opisuje je bardzo szczegółowo, co pozwala czytelnikowi
niemal się do niego przenieść. Akcja jest tam bardzo wartka i intrygująco się
rozwija, co nadaje dynamizmu nieco ciągnącej się już historii. Zaraz po wizycie
w Rosji następuje rozwiązanie zagadki zabójstwa piłkarza i powieść zmierza już
ku końcowi. Kiedy jednak wydaje się, że to już koniec przygód Wolskiego, autor
zaskakuje po raz kolejny. Nie będę jednak zdradzał szczegółów, zachęcam do
sięgnięcia po książkę i przekonania się na własnej skórze, co też tym razem
wymyślił na zakończenie Nikodem Pałasz.
Smutna prawda
Podsumowując, muszę przyznać, że „Sam
na sam ze śmiercią” to bardzo dobry kryminał, który trzyma w napięciu do samego
końca. Podobnie jak było to w przypadku poprzedniej książki Pałasza, jak
najszybciej chciałem się dowiedzieć, co jeszcze spotka inspektora Wolskiego i
jego towarzyszy, dlatego też powieść przeczytałem w kilka dni. Nie bez
przyczyny o tej pozycji piszę jednak przede wszystkim jako o kryminale. Można
ją wprawdzie zaliczyć do grona książek sportowych, ale futbol jest w niej
raczej tłem, okolicznością towarzyszącą, a nie główną przyczyną sięgnięcia przez
autora po pióro. Fakt, Pałasz po raz kolejny wykorzystuje swoje doświadczenia
zdobyte podczas pracy w roli menedżera sportowców i obnaża patologie, które
toczą piłkę nożną, ale w przypadku tej dyscypliny są to rzeczy w większości dosyć
dobrze znane.
Nie znaczy to oczywiście, że książka
nie spodoba się fanom futbolu. Wręcz przeciwnie. To dobry kryminał, który do
gustu może przypaść każdemu, a sportowe tło przedstawionej historii będzie dla
czytelników mianujących się kibicami miłym akcentem towarzyszącym. Nawet jeśli
piłka nożna okaże się dla fanów jedynym pretekstem do sięgnięcia po „Sam na sam
ze śmiercią”, mogę zapewnić, że nie będą żałować swojej decyzji. Powieść
Pałasza wciąga, a opisane w książce sytuacje, mimo że oficjalnie przedstawione
jako wymysł wyobraźni autora, prezentują się niezwykle znajomo i realistycznie.
Czy właśnie tak wygląda świat futbolu? Pewnie w jednym klubie trudno byłoby
znaleźć wszystkie patologie przedstawione w kryminale, ale niestety po raz
kolejny trudno oprzeć się wrażeniu, że tą powieścią autor wyraża smutną prawdę
na temat współczesnego sportu…
CZYTAJ TAKŻE:
- "Brudna gra" [Recenzja pierwszej książki Nikodema Pałasza]
- Włącz się do gry [Recenzja powieści Przemysława Rudzkiego "Gracz"]
- Nikodem Pałasz: "Brudne kulisy sportu to tło kryminalnej intrygi" [Wywiad z autorem książek "Brudna gra" i "Sam na sam ze śmiercią"]
- Calcio! [Recenzja powieści Juana Estebana Constaina "Calcio!"]
Kiedy w Polsce ukaże się jakaś książka o Ajaxie. Jestem fanem od 15 lat. Czy mógłbyś coś polecić?
OdpowiedzUsuńPolecam książkę Simona Kupera "Futbol w cieniu Holokaustu. Ajax, Holendrzy i wojna". Świetna rzecz, sporo informacji o Ajaksie, choć ujęcie historyczne. Ale jest naprawdę bardzo ciekawa. Recenzję można znaleźć na blogu, wystarczy wpisać w wyszukiwarce tytuł.
UsuńO właśnie o coś takiego mi chodziło :) Dziękuje
UsuńSzkoda, że jest mało takich pozycji. Bo w ogóle jestem fanem holenderskiej piłki. Futbol totalny :)
Niestety nie ma u nas tego zbyt wiele... Kiedyś była jeszcze książeczka z serii "Słynne Kluby Piłkarskie" poświęcona Ajaksowi. Sporo o Cruyffie jest w książce "Barca. Życie, pasja, ludzie", a o klubie z Amsterdamu znajdzie się coś także w biografiach Van Gaala i Dennisa Bergkampa. Ale wiadomo, że to wątki poboczne, takiej typowej monografii w Polsce nie było. Kiedyś coś o holenderskiej piłce miała wydać Kopalnia, ale nie wiem, czy się czasem nie rozmyślili...
UsuńAutor nigdy w Petersburgu nie był, wszelkie opisy w książce są zaczerpnięte z różnych źródeł, takich jak Google i inne pomoce. Tym bardziej plus za solidną pracę, dzięki której ma się wrażenie jakby autor znał to miasto bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńDokładnie, tym większy ukłon w kierunku autora, że udało mu się sprawić wrażenie, jakby doskonale znał Petersburg i bywał w nim wiele razy. :)
Usuń