Strony

piątek, 13 stycznia 2017

Piątka na piątek: Dialogi z książki Andrzeja Szarmacha i Jacka Kurowskiego „Diabeł nie anioł”

Ta książka pojawiła się na rynku dosyć niespodziewanie. Andrzej Szarmach przez dłuższy czas stronił od mediów, ale kiedy w końcu postanowił wspólnie z dziennikarzem Jackiem Kurowskim opowiedzieć historię swojego życia, wyszła mu do bólu szczera i pełna anegdot autobiografia. Poznajcie pięć dialogów z książki legendy polskiego futbolu!

1. Piechniczek do Szarmacha: „Przyjechałeś tu na mistrzostwa za zasługi dla polskiej piłki. Ale u mnie grać już nie będziesz”.

Takie słowa od selekcjonera miał usłyszeć Andrzej Szarmach tuż po przylocie reprezentacji Polski na mundial do Hiszpanii w 1982 roku. Jak pisze w książce piłkarz, Piechniczek odwiedził go w hotelowym pokoju w momencie, gdy dopiero rozpakowywał walizki. Trener nie odpowiedział już na pytanie „Diabła” o to, dlaczego w takim razie zabierał go na turniej? Selekcjoner miał obrócić się na pięcie i wyjść z pokoju. Ta relacja Szarmacha wydaje się znajdować potwierdzenie w rzeczywistości – w końcu napastnik od początku mistrzostw grzał ławę, nawet w półfinałowym starciu z Włochami, w którym z powodu nadmiaru kartek nie mógł zagrać Zbigniew Boniek. „Diabeł” wystąpił dopiero w meczu o trzecie miejsce z Francją i zdobył bramkę, przyczyniając się do zwycięstwa Polski 3:2. Było to jednocześnie jego ostatnie spotkanie w reprezentacji. „To był największy koszmar w mojej karierze” – tak Szarmach wspomina po latach hiszpański mundial.

2. Deyna do Gmocha: „Jacek, nie lubię, jak węże pierdzą”.

Kolejny cytat to słowa, które zdaniem Szarmacha miał pewnego wieczoru skierować Kazimierz Deyna do selekcjonera Jacka Gmocha. Nie od dziś wiadomo, że reprezentanci nie przepadali za „Szczęką”, który objął kadrę po Kazimierzu Górskim. Piłkarzom nie podobało się, że nowy trener próbuje ich kontrolować. Właśnie dlatego pewnego razu doszło do utarczki słownej między kapitanem zespołu, Deyną, a Gmochem. Po skończonym treningu „Kaka” wraz z Szarmachem i Latą popijali sobie piwo w hotelowym barze. Selekcjoner doszedł do wniosku, że zawodnicy siedzą tam trochę za długo, więc postanowił ich spacyfikować. „Może byście już skończyli?” – miał według relacji „Diabła” rzecz trener. Na reakcję Deyny nie trzeba było długo czekać. Lider reprezentacji nie musiał się obawiać konsekwencji, więc wypalił bez ogródek, przekazując jasny komunikat. „My w śmiech, a Gmoch czerwony. Moment i zniknął”, wspomina piłkarz, puentując całą historię.

3. Górski do Laty: „Spieprzaj mi stąd!”.

Kazimierza Górskiego trudno było wyprowadzić z równowagi. Z natury spokojny szkoleniowiec swoim opanowaniem zarażał piłkarzy, czym na pewno zbudował sobie u nich poważanie i autorytet. Zdarzało się jednak, że nawet on tracił nerwy. Jak pisze w swoich wspomnieniach Szarmach, podczas jednego z treningów selekcjoner zarządził ćwiczenie dośrodkowań z rzutów wolnych. Kiedy przyszła kolej Grzegorza Laty, okazało się, że z zagrywaniem piłki z narożnika nie jest w przypadku tego zawodnika najlepiej. „Kopie raz – niecelnie. Drugi – to samo. Trzeci, czwarty, piąty… wszystko źle”, relacjonuje „Diabeł”. Właśnie wtedy Górski miał powiedzieć do napastnika: „Spieprzaj mi stąd!”. Ale na tym zakończyły się dla Laty konsekwencja – nie został usunięty z treningu, nie stracił miejsca w składzie. Selekcjoner doskonale wiedział, że rolą tego piłkarza jest przede wszystkim zdobywanie bramek, z czego zawsze wywiązywał się wzorowo. To pokazuje, jak dobre podejście do swoich podopiecznych miał pan Kazio.

4. Martini do Cantony: „Jak się nie uczyłeś, to pracuj”.

Każdy, kto zna Erica Cantonę, doskonale wie, że nie jest to człowiek, który da sobie w kaszę dmuchać. Powyższe słowa skierowane pod jego adresem były więc bardzo ryzykowne… Andrzej Szarmach był jednym z zawodników, od którego młody Francuz uczył się piłki w Auxerre. Już wtedy niejednokrotnie pokazywał swój trudny charakter, który później objawiał się m.in. zaatakowaniem ciosem „kung fu” kibica Crystal Palace. Do podobnej sytuacji doszło jeszcze zanim piłkarzy wyjechał na Wyspy. Przed jednym z treningów gracze mieli odśnieżyć boisko. Eric chwycił za łopatę i zabrał się do pracy, podczas gdy inny zawodnik, Bruno Martini, przyglądał się temu oparty o słupek. Na pytanie Cantony, dlaczego nie pomaga, odpowiedział powyższym cytatem. Tym samym Martini podpisał na siebie wyrok – Eric „trzasnął go z byka, odwrócił się i poszedł do szatni”, jak relacjonuje tamte wydarzenia Cantona. Na tym jednak nie koniec. Uderzony zawodnik był pupilkiem szkoleniowca Auxerre, Guya Rouxa. Odtąd trener zaczął więc dokuczać Erikowi, czyniąc mu co chwilę nieżyczliwe uwagi. Po jednym z kolejnych takich haseł, Cantona zdenerwował się nie na żarty – chwycił Rouxa za gardło, podniósł do góry i powiedział, że kiedyś go udusi. „Dla nas wszystkich stało się oczywiste, że ci panowie wspólnego języka już nie znajdą”, komentuje „Diabeł”. Tak dobiegła końca przygoda francuskiego piłkarza z Auxerre…

5. Kostka do Włodarczyka: „Zabij go!!! Zaaaaabiiiiiij!!!!”.


Andrzej Szarmach grał w Górniku Zabrze w latach 1972-1976. Wkrótce jednak postanowił zmienić drużynę z Górnego Śląska na Stal Mielec. Jednym z powodów był strach przed zwolnieniem przez byłego kolegę z boiska – Huberta Kostkę – który właśnie został nowym szkoleniowcem drużyny z Zabrza. „Farorz”, jak go nazywano, już po odejściu Szarmacha zrobił w Górniku czystkę i pozbył się praktycznie wszystkich zawodników, z którymi kiedyś dzielił szatnię. A że nie przepadał za „Diabłem”, ten z pewnością podzieliłby ich los. O tym, jak duża była niechęć obu panów do siebie, najlepiej świadczy historia, która wydarzyła się kilka lat później. Kostka był już trenerem Szombierek, kiedy do Bytomia przyjechał Szarmach w barwach Stali. Kiedy tylko sędzia odgwizdał początek meczu, na „Diabła” ruszył gracz gospodarzy, Włodarczyk. „Sunął jak pocisk, żeby mnie od razu wyciąć równo z trawą i mieć spokój” – tak ten niecodzienny początek spotkania opisuje napastnik. Hubert Kostka tylko nakręcał swojego podopiecznego, wołając z ławki: „Zabij go!!! Zaaaaabiiiiiij!!!!”. Nic dziwnego, że Szarmach w książce wspomina tego człowieka zdecydowanie negatywnie. „Iskrzyło między nami od pierwszego spotkania”, pisze, dodając: „Potrafiłem podjechać do bramki najbliżej jak się dało i z całej siły trafić Huberta w prosto w głowę”. Trzeba przyznać, że rewanż byłego kolegi z boiska nie był specjalnie wyszukany…

POZOSTAŁE TEKSTY W CYKLU "PIĄTKA NA PIĄTEK":

5 komentarzy:

  1. Ta książka jest bardzo wciągająca, miałam okazje ją czytać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się, jedna z lepszych, które ukazały się w ubiegłym roku.

      Usuń
  2. Tak się wziąłem za tą lekturę że przeczytałem ją w dwa dni. Każdemu fanowi futbolu ją życzę.

    OdpowiedzUsuń