Strony

czwartek, 31 marca 2016

Powieść Grzegorza Żurka. Bardziej „wóda” niż „bala”

Zostałem oszukany. Byłem nastawiony na kolejną powieść z futbolem jako motywem przewodnim, a tymczasem po lekturze „Wódy i bali” okazało się, że tytułowa „bala” była jedynie wabikiem dla ludzi zakręconych na punkcie piłki. Ale skoro zacząłem już czytać, to dokończyłem, i muszę przyznać, że nie były to zmarnowane godziny. Jeśli pewnej soboty poszedłem spać grubo po pierwszej, bo bardzo chciałem poznać zakończenie, oznacza to, że autor – Grzegorz Żurek – wywiązał się ze swojego zadania bardzo dobrze.

Trudno jednoznacznie zakwalifikować tę publikację. Mocno zastanawiałem się, co to będzie, gdy przeczytałem opis, nie do końca jestem w stanie określić rodzaj już po zakończeniu lektury. Autor twierdzi, że to „postmodernistyczny memuar w starym stylu”, czyli w dużym skrócie i uproszczeniu pamiętnik. I tak faktycznie może się wydawać, kiedy zaczyna się czytanie. Poznajemy głównego bohatera, Grzesia, który opowiada o swoich przygodach – grze w A-klasowej Lechii Mysłowice, początkach przygody z futbolem, szkole, kontuzji, rodzinie… Autor na dzień dobry raczy nas swoim charakterystycznym stylem, od pierwszej strony bawiąc się z czytelnikiem: przekomarzając się na temat tego, jak powinien zacząć książkę, wplatając w tekst dygresje, często zmieniając język… Czytelnik taki jak ja, przyzwyczajony raczej do literatury faktu (czyli głównie biografii sportowców) i jednorodnego stylu, jest zaskoczony tą dynamiką. Pojawiające się archaizmy oraz – na drugim biegunie – odwołania do znanych z popkultury tekstów piosenek, tytułów książek czy wyświechtanych przysłów sprawiają, że początkowo trudno zorientować się, w co bawi się autor. Ale kiedy pozwolimy mu wciągnąć się w jego grę, wciąga nas lektura, dzięki czemu do końca czyta się ją bardzo dobrze.

„Wszyscy jesteśmy A-klasowymi kopaczami”
Napisałem w tytule tej recenzji, że w książce niewiele jest o piłce, ale niektóre fragmenty, właśnie te futbolowe, zapadły mi w pamięć. Ciekawa jest na przykład teza, że piłkarskie emocje są takie same w A-klasie, jak w Primera Division czy Premier League. Coś w tym jest, gdy autor stwierdza: „Moje pięć sekund po strzeleniu gola jest tak samo euforyczne jak pięć sekund Messiego”. Czytamy dalej i natrafiamy na kolejną złotą myśl: „(…) wszystko osadzone w odpowiednio szerokim kontekście staje się A-klasą”, a następnie mamy kilka trafnych porównań („Polska na tle świata jest A-klasowym krajem z zapijaczonymi trenerami bez uprawnień (…)”). To stwierdzenia, które z pewnością trafią do kogoś, kto miał jakikolwiek kontakt – jako kibic, zawodnik, trener czy sędzia – z rzeczywistością niższych klas rozgrywkowych. Klimat rodem z kartoflisk dominuje w „Wodzie i bali” w przypadku opisów piłkarskich. Ten świat nie jest prezentowany w kontekście pięknych stadionów, równo przystrzyżonej murawy i wypielęgnowanych piłkarzy, nawet w sferze marzeń głównego bohatera. Piłka przedstawiona jest w książce na wskroś negatywnie, a zawodnicy kojarzą się najbardziej z drugim tytułowym rzeczownikiem: „wódą”, którą piją przed i po meczach. Zresztą nie może być inaczej, jeśli autor na miejsce akcji wybrał rodzime Mysłowice – ośrodek, który nigdy nie miał swojego przedstawiciela w piłkarskiej elicie.

Jeśli chodzi o futbolowe fragmenty, był jeszcze jeden, który przypadł mi do gustu. To początek rozdziału trzeciego i opis więziennej celi, w której przebywa drugi z bohaterów, Sylwester, i plakatu z pewnym Holendrem, który powiesił nad pryczą. „Wszyscy popowieszali sobie gołe, cycate blondyny lub raperów o zakazanych, małpich gębach, a Sylwester, w przypływie awangardowości powiesił sobie Seedorfa”. Cały kawałek jest znakomity i przywodzi na myśl książkę Przemysława Rudzkiego „Futbol i cała reszta”. Do pewnie momentu myślałem zresztą, że „Wóda i bala” będzie podobną pozycją, autobiografią pokolenia z futbolem jako motywem przewodnim. Po kilku rozdziałach przekonałem się jednak, że powieść Grzegorza Żurka jest zdecydowanie mniej konceptualna, a autor starał się w swoim debiutanckim dziele pokazać kilka oblicz. Jedno z nich – oblicze fana futbolu – wypadło bardzo okazale i jestem zdania, że pisarz z Mysłowic mógłby stworzyć świetną książkę kręcącą się tylko wokół piłki. Może kiedyś? Na pewno potencjał jest duży, ale na razie musimy zadowolić się okołofutbolową publikacją, w której z dwóch tytułowych symboli dominuje zdecydowanie pierwszy: wóda. Przelewa się przez kartki tej książki od samego początku do niemal ostatniej kropki.

Zabawa z czytelnikiem
Przybliżyłem nieco piłkarskie wątki, które znalazły się w książce, bo choć to pozycja okołofutbolowa, temat sportu stale się w niej przewija. Należałoby jednak napisać więcej o fabule powieści, bo to pozwoli uzmysłowić czytelnikom, co czeka ich podczas spotkania z „Wódą i balą”. Trudno jednak ocenić, na ile przedstawione w książce zdarzenia są zmyśloną fabułą, a na ile sytuacjami, które autor zna z autopsji. W biogramie Grzegorza Żurka znajdujemy informację, że „Z bohaterem «Wódy i bali» łączy go wszystko”. Rzekłbym: niemal wszystko, bo część rzeczy (gra w A-klasowym zespole, kontuzja, studia i kompani, za którymi nie przepadał) owszem, mogła się przytrafić pisarzowi (zwłaszcza, że główny bohater nosi jego imię i nazwisko), ale inne (alkoholizm, życie kloszarda, szkody górnicze unicestwiające niemal całą drużynę) już niekoniecznie. Zresztą czytelnik może tylko zgadywać, gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna literacka fikcja i jest to jedna z wielu gier prowadzonych przez autora z czytelnikiem. Mam wrażenie, że cała powieść oparta jest właśnie na tym patencie – kiedy wydaje nam się, że już zaczynamy rozumieć, o co chodzi w tej książce, Grzegorz Żurek prowadzi narrację w ten sposób, by zburzyć nasze dotychczasowe przemyślenia. To ciekawy zabieg, który pozwala trzymać w napięciu do samego końca.

Autor jest niczym nauczyciel (to zresztą jego wyuczony zawód), który podczas lekcji historii zaczyna gadać na zupełnie inny temat, by sprawdzić czujność uczniów. Tak czyni Żurek, chociażby wprowadzając – nie stąd, ni zowąd – nową postać (Sylwestra) w połowie książki, wplątując w narrację liczne dygresje i kończąc powieść w iście surrealistycznym stylu à la Franz Kafka. Po drodze nie tylko opisuje klimat piłkarskiej rzeczywistości A-klasowego zespołu, ale tworzy portret pokolenia, miejsca (Mysłowic), naturalistycznie wręcz opowiada o patologiach, a nawet wyśmiewa współczesne trendy, zachowania, relacje rodzinne (co szczególnie unaocznia się w przypadku postaci Neurotycznej Vanessy). W „Wódzie i bali” momentami jest zabawnie, momentami strasznie lub obrzydliwie, ale (prawie) zawsze jakoś. Jedynie czasami zbyt długie przemyślenia głównego bohatera stają się nużące (zwłaszcza na początku czwartego rozdziału), ale powieść wydaną nakładem Oficynki należy uznać za debiut udany. Nie jest to na pewno książka łatwa, gdyż wiele w niej podtekstów, symboli, ukrytych znaczeń. Ale dla kibiców znużonych kolejnymi banalnymi biografiami sportowców to dobra odskocznia. Spodziewałem się czegoś innego, trochę czuję się oszukany. Ale tak oszukiwany mogę być zawsze. Wybaczam i czekam na więcej!

CZYTAJ TAKŻE:

12 komentarzy:

  1. Ciekawe :) Też się zastanawiałem nad tą książką, ale ja z kolei miałem już dosyć bibliografii. Myślę, że to będzie ciekawa odskocznia od standardowych książek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałeś dosyć bibliografii? ;)

      Usuń
    2. Biografii, naturalnie :D

      Usuń
    3. Bibliografii można mieć dość, ale to bardziej w przypadku pisania pracy licencjackiej lub magisterskiej. ;)

      Usuń
  2. Hm, no nie wiem... Nie przepadam za takim chaosem w książkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest aż tak chaotyczna, to po prostu książka, która wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom. ;)

      Usuń
  3. Nie wiem czy w książce o sporcie, chciałbym czytać długich przemyśleń głównego bohatera.
    Tematyka powinna obligować autora książki do wartkiej akcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie do końca. Był taki jeden fragment, który trochę się dłużył, ale poza tym było bardzo ok. Nie nudziłem się za bardzo.

      Usuń
  4. Dzięki za recenzję, przekonała mnie i muszę sobie znaleźć tę książkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zachęciłem do przeczytania. Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz. Czekam na opinię! ;)

      Usuń
  5. Obowiązkowo przeczytam! Dziękuje za recenzję :)

    OdpowiedzUsuń