Fot. archiwum prywatne rodziny Pawłowskich |
Jakiś czas temu w cyklu „Trzej niepokorni mistrzowie” zamieściłem na
blogu wpis opisujący Jerzego Pawłowskiego. Opierając się na dostępnych
książkach, spisałem portret szablisty wszechczasów. Po pewnym czasie pod
tekstem pojawił się komentarz Michała Pawłowskiego – syna zmarłego szermierza,
który napisał, że „tekst powiela komunistyczne oszczerstwa”. Jaka jest więc
prawda o Jerzym Pawłowskim?
Pisząc artykuł o szabliście
wszechczasów, kierowałem się głównie informacjami zawartymi w książce Ireneusza
Pawlika „Szpieg w masce”. Konfrontowałem je z autobiografią Pawłowskiego
„Najdłuższy pojedynek”, co zresztą zaznaczyłem w tekście. Skoro jednak znalazł
się ktoś, kto zwrócił uwagę na kłamstwa zawarte we wpisie, postanowiłem to
wyjaśnić. Tym bardziej, że postać Jerzego Pawłowskiego jest różnie odbierana, a
na jego temat krąży wiele niesprawdzonych informacji. Zapytałem więc Michała
Pawłowskiego i Ireneusza Pawlika, czy zgodzą się odpowiedzieć na kilka moich
pytań. Obaj na to przystali, przedstawili własne punkty widzenia, dlatego
zapraszam do zapoznania się z obiema rozmowami. Mimo tego, że cały wpis jest
dosyć długi, warto zapoznać się z wywiadami, bo są naprawdę bardzo ciekawe i rzucają wiele światła na życie Jerzego Pawłowskiego. Z pewnością nie rozwieją wszystkich wątpliwości, ale wyciągnięcie wniosków i ocenę pozostawiam czytelnikom. Zapraszam do lektury.
Wywiad z Michałem Pawłowskim:
- Jakiś czas temu na moim blogu
pojawił się tekst dotyczący pańskiego ojca - Jerzego Pawłowskiego. Napisał Pan
w komentarzu, że powiela on komunistyczne oszczerstwa. Historię życia szablisty
wszechczasów pisałem głównie na podstawie książki Ireneusza Pawlika "Szpieg
w masce", którą określił Pan jako paszkwil. Skąd taka ocena?
To nie jest ocena. Książka
Pawlika jest paszkwilem skonstruowanym na kłamstwie i nienawiści. To jest fakt.
Oprócz tej żałosnej publikacji powstawały też inne. Na przykład książka
"Wolnoamerykanka" - napisana na polecenie Kiszczaka. To był warunek
komunistów, żeby w ogóle doprowadzić do wymiany agentów CIA-KGB, w której byłby
uwzględniony mój ojciec. Książka powstała, ale okazało się, że to za mało. Nie
dotrzymując warunku komuniści zażądali więcej. Musiał powstać jeszcze
sfingowany film dokumentalny, w którym Jerzy Pawłowski wyraziłby skruchę. Film
nosił tytuł "Po dziewięciu latach". Ojciec nie chciał nawet słyszeć o
tej realizacji za żadną cenę. Wolał siedzieć. Gdyby nie naciski mojej mamy i
jej walka o wolność dla niego, nie doszłoby więc do żadnej wymiany...
- Autor na jej początku pisze o
kilku wizytach w domu Jerzego Pawłowskiego, przywołuje również słowa pańskiego
ojca. Czy prace nad książką były konsultowane cały czas z jej bohaterem?
Pamiętam, że była to tylko jedna
wizyta. Pożegnanie było dość chłodne, ojciec był zdegustowany tym spotkaniem. W
żadnym wypadku nie można powiedzieć, że prace były konsultowane z bohaterem.
- Jerzy Pawłowski mógł przeczytać
pozycję "Szpieg w masce" przed jej wydaniem? Wiedział, jaki będzie
miała kształt?
Nie. Po przeczytaniu tej pozycji
ojciec twierdził, że Ireneusz Pawlik napisał coś zupełnie innego niż usłyszał.
Autor zabiegał o ponowne spotkanie i kontynuację wywiadu, ale moja mama potraktowała
go jak zużyty tapczan.
Fot. archiwum prywatne rodziny Pawłowskich |
- Większość treści opiera się na
aktach ze śledztwa i procesu przeciwko pańskiemu ojcu. Ireneusz Pawlik
zaznacza, że "istnieje możliwość, że w niektórych przypadkach
rzeczywistość mogła zostać w nich nagięta do potrzeb", lecz "ocenę
ich wartości pragnie pozostawić uznaniu Czytelników". Pańskim zdaniem
korzystanie z tych materiałów było zasadne i właściwe?
Akta procesu były podczas procesu
wielokrotnie podmieniane, zeznania były dowolnie zmieniane, wyrok zapadł poza
sądem, proces kontrolowali osobiście radzieccy generałowie. Jeśli ktoś daję
wiarę komunistycznemu wymiarowi sprawiedliwości, pozostawiam to ocenie
czytelników. Podobnie jak sformułowanie autora "istnieje możliwość, że
rzeczywistość mogła być w niektórych przypadkach nagięta do potrzeb". To
najwyraźniej drwina ze świadomego czytelnika.
- Czytając książkę trudno oprzeć
się wrażeniu, że autor jest negatywnie nastawiony do postaci Jerzego
Pawłowskiego. Ireneusz Pawlik w narrację często wplata własne oceny. Co mogło
być przyczyną takiego nastawienia autora do szablisty wszechczasów?
Brak profesjonalizmu, pisanie na
zlecenie służb, komunistyczne wychowanie, chęć zrobienia łatwej kariery,
pieniądze? Nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby było to po prostu chłodne
przyjęcie pana Pawlika w naszym domu. Ale kto wie.
- W wywiadzie udzielonym
portalowi legioniści.com mówi Pan, że według informacji, do których dotarł Pana
ojciec, Ireneusz Pawlik jest synem pułkownika Służby Bezpieczeństwa. To Pana
zdaniem istotne w kontekście napisanej przez niego książki?
Jeśli to rzeczywiście prawda,
możliwe są dwie odpowiedzi - tak, to istotne oraz - nie to przypadek. Jednak
proszę pamiętać, że wywiad karmi się przypadkami i zbiegami okoliczności.
- Jak ojciec zareagował na
pojawienie się na rynku "Szpiega w masce"?
Fot. archiwum prywatne rodziny Pawłowskich |
"Szpieg w masce" to
jeden z wielu oszczerczych materiałów, które ukazywały się w tamtym czasie.
Zresztą nie tylko w tamtym czasie. To
przecież trwa do dziś. Ojciec wiedział, że po wymianie agentów w Poczdamie i
pozostaniu w komunistycznej Polsce spadnie na niego niejeden cios. Tę cenę
płacił aż do śmierci. Wszyscy płaciliśmy tę cenę i pewnie będziemy ją dalej
płacić. Ukazywały się w prasie wywiady, których nigdy nie udzielał, choć miały
sygnaturę "autoryzował Jerzy Pawłowski". Pamiętam nawet, że w jednym
z takich nieistniejących wywiadów ("Polityka") sprawiał wrażenie
osoby nierozgarniętej, wręcz głupawej. Tymczasem w rzeczywistości był niezwykle
inteligentny. To nie powinno chyba dziwić, skoro przez 25 lat wodził za nos
KGB, skończył prawo i znał biegle kilka języków. Ale wracając do pytania -
powiedział zdaje się coś w stylu - no tak, kolejna szuja. I zabrał się za
malowanie pejzaży.
- Jak na książkę zareagowali
znajomi? Odwrócili się plecami czy Jerzy Pawłowski mógł liczyć na ich wsparcie?
Nie, no bez żartów. Ta książka,
czy raczej broszura nigdy nie była w jakikolwiek sposób istotna. Mieliśmy
wsparcie przyjaciół w znacznie trudniejszych i niebezpieczniejszych sytuacjach.
Ludzie, którzy rzeczywiście znali ojca wiedzieli doskonale, jakim jest
człowiekiem i nigdy nie wątpili w szlachetność jego charakteru. Naturalnie
mieliśmy wokół siebie także znajomych podstawianych przez UB. Zwykle łatwo ich
dekonspirowaliśmy, bo pojawiali się zawsze w "specyficznych
momentach". Ale byli też i tacy, którzy pełni skruchy przyznawali się do
tego po latach. Był też ktoś, kto pozostawił osobisty testament z pośmiertnymi
przeprosinami. Jednak na prawdziwych przyjaciół mogliśmy liczyć zawsze.
- W książce znalazły się również
informacje o tym, że Jerzy Pawłowski zaszkodził kilku osobom związanym ze
środowiskiem sportowym, m.in. nieżyjącemu już wtedy komentatorowi Janowi
Ciszewskiemu, Irenie Szewińskiej czy trenerowi Tadeuszowi Kępce. Jak środowisko
sportowe reagowało na te zarzuty? Jerzy Pawłowski stał się "personą non
grata" wśród sportowców?
Machina peerelowskiej
dezinformacji rozpuszczała rozmaite plotki. Pamiętam publiczną irytację świętej
pamięci Władysława Komara. Zawsze byli z ojcem kumplami. Po informacji o
rzekomym donosicielstwie na jego osobę miał powiedzieć coś w stylu - ściągnę
temu Pawłowskiemu majtki przez głowę jak go spotkam. I kiedy spotkali się,
sprawy się wyjaśniły. Rodzina pana Władysława zaprosiła nas jakiś czas potem do
udziału w programie telewizyjnym "Zaduszki", poświęconemu zmarłym
sportowcom. Niestety jednym z bohaterów tego programu był pan Komar. To był dla
nas smutny czas. Jeśli chodzi o inne plotki. Z pewnością było to bardzo
szkodliwe działanie. Proszę jednak zrozumieć, że mój ojciec nigdy nie był w
segmencie niedowartościowanych donosicieli. Wykluczał to jego potwornie twardy
charakter. On nie zajmował się donosami. On rozpracowywał sowiecką siatkę
wywiadowczą w strukturach NATO. Był świetnym szachistą, ale nie grał w warcaby.
- Rok po wydaniu "Szpiega w
masce" ukazała się autobiografia pańskiego ojca, w której opowiada on
swoją wersję wydarzeń. "Najdłuższy pojedynek" był skuteczną odpowiedzią
na wszelkie zarzuty?
Ojciec trochę podśmiewał się z
oczekiwań, właściwie wyczuwalnego strachu w pewnych środowiskach przed tą
książką. Bawiło go to, bo jak twierdził - w tej książce nie znajdzie się
właściwie nic istotnego. Żadnych tajemnic, żadnego sypania kto jest kim. Pełne
rozczarowanie. Choć książka była fajnie napisana i było w niej sporo
ciekawostek. Czy "Najdłuższy pojedynek" był odpowiedzią na paszkwila
Pawlika? Nie. Mój ojciec miał znacznie poważniejszych wrogów. No bo umówmy się,
kim właściwie był, albo jest w tym zestawieniu Ireneusz Pawlik? Naturalnie jego
paszkwil wypłynął w tym przeręblu dezinformacji. Ale czy stałoby się tak gdyby
komuniści nie wykreślili wszystkich informacji o moim ojcu? Jerzy Pawłowski
zniknął z encyklopedii, medale zdobywała "Polska"', nie Jerzy
Pawłowski, zniknął z telewizji, radia, zniknął i ślad po nim zaginął. Zniknął
nawet z V części Tytusa, Romka i Atomka Papcia Chmiela - scenę, w której Tytus
wspomniał mistrza Jerzego Pawłowskiego cenzura zastąpiła w kolejnym wydaniu
Wojciechem Zabłockim. Tak, tak) Spotkałem kilka lat temu Papcia Chmiela -
pamiętał tę sytuację. I w nowym wydaniu jest znowu Jerzy Pawłowski. Tak więc w
tej rzeczywistości wysterylizowanej z nazwiska mojego ojca, współcześni
czytelnicy mają do dyspozycji to co mają - kilka ubeckich artykułów, broszurkę
Pawlika, trochę plotek i lightową książkę mojego ojca, która natychmiast po tym
jak trafiła na listę bestsellerów tygodnika Wprost, została wycofana z rynku z
powodu braku zainteresowania. W księgarni na Nowym Świecie była w oknie
wystawowym tylko JEDEN DZIEŃ.
- Po jej wydaniu zaczęły się
dziać podobno też inne dziwne rzeczy. Mógłby Pan przybliżyć, co takiego się
wydarzyło?
Choćby włamanie do wydawnictwa i
prucie sejfu. Nie zginęły żadne kosztowności. Materiał na książkę był na
szczęście w innym miejscu. Zwiększona aktywność znajomych, tych implantowanych
przez UB. Zwiększona intensywność oczerniających ataków w prasie.
- Ktoś wyraźnie bał się, że
"Najdłuższy pojedynek" może go pogrążyć? Ireneusz Pawlik w swoim
dziele pisze o planach wydawniczych Pana ojca i przytacza jego wypowiedź o tym,
że w swojej książce ujawni siatkę, przy pomocy której mógł efektywnie działać
jako agent.
Naturalnie. Ujawni siatkę
wywiadowczą, a potem krojąc chleb tak nieszczęśliwie się przewróci, że wbije
sobie nóż w plecy. Nie komentuję.
- Sam Jerzy Pawłowski zdawał
chyba sobie sprawę, że tak naprawdę jego autobiografia nie stanowi dla nikogo
zagrożenia? Skąd więc taka paniczna reakcja niektórych osób?
Nikt nie wiedział co będzie w tej
książce. Wielu najwyraźniej miało się czego bać.
- Wróćmy jeszcze raz do książki
Ireneusza Pawlika. Wydana została w 1993 roku, już z wolnej Polsce, dlatego,
wydawać by się mogło, powinna być wolna od wszelkich przekłamań. Czy w tamtym
czasie, świeżo po upadku komunizmu, dało się skutecznie walczyć o dobre imię
ojca?
Fot. archiwum prywatne rodziny Pawłowskich |
Proszę zwrócić uwagę na fakt, że
po tzw. upadku komunizmu w kwestiach, powiedzmy - kadrowych - w gruncie rzeczy
niewiele się zmieniło. Generałowie polscy nie szkolili się w West Point, tylko
w Moskwie. Weźmy dowolną inną dziedzinę życia, gospodarki, czy mediów. Weźmy
procesy przeciwko Kiszczakowi, czy Jaruzelskiemu. Czy ktokolwiek za cokolwiek
poniósł jakąkolwiek odpowiedzialność, czy raczej siedzi sobie w ogrodzie swojej
willi i beztrosko podlewa kwiatki? Prawdziwi bohaterowie są wyszydzani,
polskość staje się obciachem, patriotyzm zrównuje z zabobonem. Dlaczego? Bo w
gruncie rzeczy układ sił się nie zmienił. Zmieniło się prawie wszystko, ale nie
układ sił.
- Jeśli nie, to dlaczego tak się
działo i jakie były przykłady innych przekłamań? Bal Mistrzów Sportu 1993 z
rzekomym udziałem Jerzego Pawłowskiego?
Oj, było tego mnóstwo. Dlatego
stworzyłem na facebooku stronę "Jerzy Pawłowski strona autoryzowana przez
rodzinę". Jeśli ktoś chce - może zawsze skonfrontować to co piszą o moim
ojcu z tym co wie i przeżyła rodzina.
- Pański ojciec przegrał swego
czasu proces o zniesławienie wytoczony dziennikarzowi Januszowi Atlasowi.
Mógłby Pan przybliżyć, kiedy to było, czego dotyczyła sprawa i jak przebiegała?
Proces trwał cztery lata,
dotyczył zniesławienia. Świadkami byli ubecy z listy Wildsteina. Mimo
oczywistych kłamstw, zwłaszcza co do naszego stanu posiadania (co było przecież
łatwe do zweryfikowania), Janusz Atlas nie poniósł żadnych konsekwencji. A
potem zmarł.
- Ta przegrana sprawa nie
zniechęciła ojca w walce o swoje dobre imię?
Machnął ręką. Fakty w sposób
oczywisty przemawiały na naszą korzyść. Można to było ciągnąć dalej, słuchać
fałszywych zeznań ubeków z listy Wildsteina, zrobić proces cywilny zamiast
karnego itd. Dlaczego tego nie zrobiliśmy? Dlaczego przyjęliśmy rażąco
niesprawiedliwy wyrok sądu, wyrok, który uwiarygodnił kłamców na kolejne
dziesięciolecia? Proszę sobie wyobrazić, że po dziesięciu latach i czterdziestu
czterech dniach więzienia, ojciec wrócił do rodziny. Przez cały okres mojego
dorastania widywałem się z ojcem w boksach więziennych, albo przez szybę,
często po rewizjach osobistych. Raz w miesiącu. Ojca trzymano w celi dla
niebezpiecznych, czasem pakowano mu do celi chorych psychicznie. Radził sobie z
tym o dziwo fenomenalnie. Bywało, że zastawiał pułapki na gołębie na parapecie
więziennego okienka, a potem te gołębie zjadał gotując na prowizorycznej
kuchence z puszki. Dlaczego? Bo jedzenie w stołówce było zbyt gorące, żeby mógł
zdążyć je zjeść je w czasie obiadu. To nie Gułag, to X Pawilon na Rakowieckiej.
Pamiętam kiedy wrócił do domu, jak wpieprzał przy stole obiad, który
przygotowywała moja mama - zajmowało mu to może minutę. Wiosłował łyżką jak
wioślarz, bez słowa, bez oddechu, nie tracąc czasu. Pamiętam jak wsadzałem
sobie w majtki suszone śliwki, żeby przemycić dla niego porcję jakichkolwiek
witamin pod stołem boksu w czasie widzenia. Pamiętam jak trudno było te cholerne
śliwki w Peerelu "załatwić" - przysyłali je przyjaciele z RFN, bo nie
było ich w sklepach. Ale nie mówiliśmy mu tego. Mówiliśmy, że radzimy sobie.
Pamiętam jak zwolnili moją mamę z pracy po aresztowaniu, jak uzależniali
kolejne rozmowy o pracę od rozwodu. Jak staliśmy godzinami pod bramą więzienia
w Barczewie, w zimie, w deszczu, na dworze. Żeby tylko raz w miesiącu zobaczyć
go przez czterdzieści pięć minut. Tak, w Barczewie też siedział. Przenieśli go
z Warszawy o świcie bez żadnego uprzedzenia. Zapakowali do suki i wywieźli.
Pamiętam jak biłem się za ojca, pamiętam jak inni bili się za niego i pamiętam,
że ojciec bił różnych typów w więzieniu. Pamiętam jak rzekomo popełnił
samobójstwo. Pamiętam podsłuch, który przyjaciel wydłubał z naszego telefonu,
pamiętam, że ryzykowałem więcej niż moi koledzy na wolnościowych demonstracjach
3 maja. Pamiętam jak chcieli zabrać nam wszystko i że okazało się jak niewiele
jest do zabrania. Pamiętam, że pomimo tych ciężkich warunków, praktycznie bez
światła słonecznego ojciec malował obrazy pastą do zębów zmieszaną z tuszem i rzeźbił
swoje "Jezuski" w przeżutym chlebie. Przetrwał. My przetrwaliśmy,
przetrwała nasza rodzina, przetrwała miłość. Po więzieniu ojciec żył jeszcze
dwadzieścia lat. Czy miał je zmarnować na procesy o zniesławienie?
Fot. archiwum prywatne rodziny Pawłowskich |
- Przejdźmy teraz do faktów. Przy
artykułach, notkach i innych materiałach dotyczących Jerzego Pawłowskiego
bardzo często pojawia się informacja o tym, że współpracował z bezpieką. Pański
ojciec do końca życia temu zaprzeczał, potwierdzając jedynie współpracę ze służbami
wywiadowczymi nawiązaną poprzez szantaż. Czy istnieją jakieś dokumenty, które
mogą jasno określić, że współpraca z UB miała miejsce lub też nie?
Nie słyszałem o żadnych źródłach
potwierdzających jakikolwiek związek ojca z bezpieką. Nikt nie słyszał, bo ich
nie ma i nigdy nie było. Współpraca z kontrwywiadem Peerelu zaczęła się od
przystawionej lufy do głowy mojego dziadka - akowca, który ukrywał się po
wojnie i został pojmany. Albo współpraca, albo kula w łeb. To był również
główny motyw zemsty, czyli zgłoszenia się do CIA.
- Czy od samego faktu współpracy
z bezpieką ważniejsze nie są pobudki, którymi kierował się pański ojciec
nawiązując współprace z CIA? Tutaj też istnieją dwie wersje zdarzeń. Jedna mówi
o tym, że to Jerzy Pawłowski nawiązał kontakt z amerykańskim wywiadem jeszcze w
latach 50., druga podkreśla, że to CIA zaproponowało współpracę Panu ojcu w
1964 roku.
Ojciec nie powiedział mi o
szczegółach, twierdząc, że nie powinienem ich znać ze względów bezpieczeństwa.
Ale powiedział mi wyraźnie: "Oni tego nie wiedzą. Oni w ogóle nic nie
wiedzą, ale ja się zgłosiłem do CIA dużo wcześniej niż im się wydaje. To było
jeszcze w latach pięćdziesiątych". Podkreślam z całą mocą - to nie CIA
szukało mojego ojca, jestem tego całkowicie pewien. Ojciec zgłosił się do nich
sam, z pełną świadomością ryzyka i konsekwencji. Zrobił to, choć naturalnie
mógł być beztroskim celebrytą PRL-u, a w razie czego czmychnąć do wolnego
świata i opływać w dostatki.
- Pytam o to, bo tak naprawdę
chyba od osobistego punktu widzenia zależy sposób postrzegania Jerzego
Pawłowskiego. Kto uważa współpracę z CIA w czasach PRL-u za zdradę ojczyzny,
będzie miał negatywny stosunek do pańskiego ojca, kto sądzi, że była to słuszna
walka z wrogim systemem, uważa go za bohatera. Jedni uważają, że robił to dla
pieniędzy, drudzy, że dla wyższych celów. Czy zatem możliwe jest w ogóle
ustalenie obiektywnej prawdy o Jerzym Pawłowskim i jednoznaczne postrzeganie go
przez społeczeństwo? Zawsze przecież znajdzie się ktoś, kto nie da wiary w
patriotyczne pobudki działań pańskiego ojca... To widać chociażby po komentarzach
użytkowników pod ostatnim wywiadem dla portalulegioniści.com. Spierają się tam
ludzie o dwóch różnych punktach widzenia i trudno jednych przekonać do racji
drugich.
To nie jest kwestia wiary, tylko
kwestia inteligencji. Mistrz wszech czasów szabli mógł podjąć bez najmniejszego
ryzyka doskonale płatną pracę trenerską w dowolnym, elitarnym klubie na
świecie. Ktoś chciałby to podważyć? Naprawdę?
- Czy zatem walka o dobre imię ojca nie
przypomina trochę walki z wiatrakami?
Zawsze lepiej być rycerzem.
- Jako osoba z najbliższego
otoczenia, będzie Pan mógł z pewnością łatwo określić charakter ojca. Jaką był
osobą? Tutaj również istnieją spore rozbieżności. Ireneusz Pawlik twierdzi, że Jerzy
Pawłowski bardzo dużą wagę przykładał do tytułów sportowych i osiągnięć, stąd
też, jego zdaniem, wręcz rozpaczliwie prosił poaresztowaniu o możliwość wzięcia
udziału w jakimś turnieju, dzięki który mógłby zdobyć tytuł szermierza
wszechczasów. Pan z kolei podkreśla, że puchary i medale nie miały dla ojca
większego znaczenia, rozdawał je lub lądowały w kartonie w piwnicy.
Jestem bardzo ciekaw skąd
Ireneusz Pawlik bierze te rewelacje?
Ilość pucharów nawet w sensie objętościowym była u nas w domu pewnym
problemem. Jedna półka, druga, trzecia, statuetki, proporczyki, w końcu część
trafiła do garażu, część do piwnicy, część ojciec rozdał fanom. Medale nie
pomieściłyby się na jednej ścianie, pomieściły się w kartonowym pudle, które ma
całkiem przyzwoitą wagę. Mamy zamiar je przekazać, może do Muzeum Sportu, choć
tam już przecież są jakieś medale ojca. Cała Polska kadra olimpijska przywiozła
z Londynu 10 medali olimpijskich, a mój ojciec miał takich 5. Żaden polski
sportowiec nie miał i nie ma takiego dorobku, jeśli policzymy medale z
mistrzostw polski, świata, turnieje Martini, Luxardo itp. On powtarzał zawsze,
że to co naprawdę się liczy - to walka. A nie nagrody. Sama walka jest
największą nagrodą. Dlatego, panie Pawlik mój ojciec rzeczywiście coś osiągnął.
Uzyskał tytuł szablisty wszech czasów. I jeśli nie został dopuszczony do
turnieju, żeby zdobyć kolejne punkty w klasyfikacji, to jest to również pańska
strata. To strata wszystkich pomiędzy Bugiem i Odrą, Bałtykiem i Tatrami. Nieodwracalna strata.
- Czy ojciec miał żal o to, że
nie pozwolono mu po ponad 10 latach więzienia powrócić do sportu? Wspominał o
tym, że chciałby zostać szermierzem wszechczasów?
Fot. archiwum prywatne rodziny Pawłowskich |
Tak. Po 10 latach więzienia teoretycznie nie miał szans na walkę. Nie w tym
wieku. Przyczajony, siwy, mocno łysy facet na planszy w niemodnym stroju. No
cóż. Byłem z nim na pierwszym i ostatnim turnieju po więzieniu. To było w
Łodzi. Nie schodził mu uśmiech z twarzy. A jak założył maskę, zaczął
napierniczać kadrowiczów, że iskry leciały. Poległ dopiero po arcyciekawym,
wyrównanym boju z mistrzem olimpijskim, panem Olechem. Była to walka finałowa...
A potem PZS zakazał mu dalszych startów. Moim zdaniem ta decyzja to niezły
obciach.
- Duży udział w zakazie występów
sportowych Pana ojca miał ówczesny prezes Polskiego Związku Szermierczego
Ryszard Parulski. To z jego inicjatywy powstał też w Warszawie "Złoty Krąg",
gdzie figurują nazwiska najwybitniejszych polskich sportowców i trenerów. Brak
wśród nich Jerzego Pawłowskiego. O niechęci Parulskiego do pańskiego ojca pisał
niedawno na swoim blogu Andrzej Bober. Jaki stosunek miał szablista wszechczasów
do byłego kolegi z planszy?
Znam genezę niechęci pana
Parulskiego do mojego ojca. Przez chwilę nawet chciałem o tym opowiedzieć, ale
byłby to dla pana Parulskiego cios dość osobisty. Uznałem, że byłoby to więc
uderzenie poniżej pasa, a ten styl walki pozostawiam przeciwnikom. Pan Parulski
i tak jest w tej historii przegranym. Właściwie, to żal mi go. W jakimś sensie.
- Od ponad roku prowadzi Pan na
facebooku stronę poświęconą Jerzemu Pawłowskiego, która jest autoryzowana przez
rodzinę. Z jakimi reakcjami tam się Pan spotyka? Są to dowody sympatii, pamięci
o ojcu czy raczej przeważają negatywne reakcje?
Ta strona jest całkowicie otwarta
na komentarze. Nie usunąłem żadnego. Do każdego się odniosłem.
- Sporą rolę w poprawie wizerunku
Jerzego Pawłowskiego" odegrał chyba spektakl telewizyjny "Kryptonim
Gracz" ze Zbigniewem Zamachowskim w roli Pańskiego ojca. Emitowany był w
TVP po śmierci mistrza olimpijskiego z Meksyku. On zmienił nastawienie wielu
osób do Pańskiego ojca? Sprawił, że ludzie zaczęli postrzegać go jako patriotę,
a nie zdrajcę?
Nie wiem, wielu ludzi podziwia
mojego ojca, wielu nienawidzi. Jednak bez wsparcia ludzi życzliwych nie
przetrwalibyśmy komuny. Każdy kto znał go bliżej nie miał wątpliwości, że był
patriotą.
- Patriotyczne wychowanie Jerzy
Pawłowski wyniósł z rodzinnego domu. To właśnie ono nie pozwoliło mu nigdy
pozostać na Zachodzie mimo wielu propozycji i wyjechać do USA po wymianie
aresztowanych dokonanej w Poczdamie?
Attache wojskowy z ambasady
amerykańskiej był zdezorientowany po decyzji ojca o pozostaniu w Polsce.
Właściwie naszej wspólnej decyzji. Pytał czy ojciec zdaje sobie sprawę jakie
gromy spadną na niego w komunistycznej Polsce. Odpowiedź była nieskomplikowana:
"Polska to mój kraj. A jak się tu komunistom coś nie podoba, to niech sami
stąd spieprzają". Natomiast do towarzyszy z bloku wschodniego powiedział -
"Będę wam cierniem w dupie".
- Jak było właściwie z tym byciem
agentem CIA? Ireneusz Pawlik pisze w "Szpiegu w masce", że Jerzy
Pawłowski nie był zbyt pomocny amerykańskiemu wywiadowi, Pan twierdzi coś
zupełnie innego, choć nie zna wszystkich szczegółów.
Nikt nie zna szczegółów. A
zwłaszcza pan Pawlik, bo niby skąd? Wiem tylko, że ojciec doprowadził do
ujawnienia 5 agentów KGB w strukturach natowskich. Jednym z nich był księgowy w
centrali CIA. Kontrolowanie przez KGB wydatków CIA było niedopuszczalnym
negliżem agencji i zagrożeniem dla być może wszystkich jej agentów i operacji
na świecie.
- Rozumiem, że wyjątkowe
bogactwo, które często przypisuje się Jerzemu Pawłowskiemu też nie było zgodne
z prawdą? Nie było więc pięciopokojowego mieszkania, dzieł sztuki i mercedesa
takiego samego, jakim jeździł sam premier Cyrankiewicz?
Fot. archiwum prywatne rodziny Pawłowskich |
Pięciopokojowe mieszkanie było
mieszkaniem trzypokojowym i - uwaga - kwaterunkowym. Moi rodzice mieli własne
mieszkanie dopiero kiedy wykupił je mój pradziadek (za kilkaset dolarów
majątku). Dzieła sztuki... Ojciec dużo malował, oczywiście. Miło słyszeć taką
recenzję. Kilka autorskich akwarelek dostał od artysty malarza - profesora
(...), mamy też jakiś obraz olejny z dedykacją dla Jerzego Pawłowskiego, był
też ładny, duży obraz olejny, ale bez żadnej sygnatury. Mercedes a'la
Cyrankiewicz był przywieziony z Belgii na handel i kosztował bodajże 300
dolarów. To były lata 70", samochód był z lat 60". Ale mercedes,
"mercedes Pawłowskiego". Kiedyś ojciec wygrał w turnieju Simcę.
Kiedyś ojciec sprzedał samochód, żeby ratować przed UB przyjaciela - Żyda.
Najlepiej pamiętam wiśniowego dużego fiata, z tym mniejszym silnikiem 1300. Po
więzieniu mój ojciec długo nie miał swojego samochodu, pierwszym własnym był
znowu duży fiat, polonez przez chwilę, a potem stary używany mercedes beczka.
Żyd, któremu pomógł bardzo się wzbogacił i kupił ojcu opla kadetta, a potem
miał używanego, zagazowanego mercedesa E, którego sprzedał za 7000 złotych i
umarł.
- Jak Pan myśli, z czego wynikały
te wszystkie nieprawdziwe historie, które krążyły i często wciąż jeszcze krążą
na temat pańskiego ojca?
Jest niewielu naprawdę wnikliwych
dziennikarzy. Właściwie coraz trudniej o to. Google i Wikipedia stały się alfą
i omegą. Tak więc wystarczy, że wypłynie taki na przykład paszkwil pana
Pawlika, powtórzą go inni, a potem jeszcze inni, a potem to zaczyna się poprzez
to powtarzanie uwiarygadniać. Jest jednak kilka pozycji, które były w sposób
uczciwy konsultowane, np. komiks z serii o sportowcach, czy przedstawienie
teatralne. Zawsze jestem za taką rzetelność bardzo wdzięczny.
- Podtrzymuje Pan pamięć o ojcu
poprzez prowadzenie strony na facebooku, Piotr - syn pańskiego ojca z pierwszego
małżeństwa organizuje wystawy z obrazami namalowanymi przez szablistę wszechczasów.
Myślał Pan o tym, żeby wydać ponownie książkę przedstawiającą życie Jerzego
Pawłowskiego? Wszak "Najdłuższy pojedynek" ukazał się blisko
dwadzieścia lat temu i jest obecnie trudno dostępny. Może to dobry moment na
taki ruch?
Strona na fb właściwie ma
konfrontować medialne przekłamania z rzeczywistością. Wystawy obrazów
organizujemy co jakiś czas w różnych miejscach. Swoją drogą obrazy ojca można
znaleźć w wielu prywatnych kolekcjach na całym świecie. Jeśli chodzi o książkę
- czemu nie.
- Ma Pan nadzieję, że dożyje
momentu, w którym Jerzy Pawłowski zostanie zrehabilitowany i uznany w
powszechnej opinii za bohatera? Jest to w ogóle możliwe?
Wierzę w Polskę i Polaków.
...
Tyle Michał Pawłowski. Teraz
rozmowa z autorem książki „Szpieg w masce”, czyli Ireneuszem Pawlikiem:
- Michał Pawłowski określa
książkę "Szpieg w masce" "paszkwilem skonstruowanym na kłamstwie
i nienawiści". Jak odniesie się Pan do tej wypowiedzi?
Paszkwil i kłamstwa? To rzetelna,
udokumentowana książka, będąca efektem kwerendy w dostępnych dla mnie wtedy
archiwach i rozmów z Pawłowskim. Nienawiść? Jest to uczucie dość mi obce, a
zwłaszcza nie darzę nim bohaterów moich książek. Gdybym ich nienawidził, to nie
wybrałbym ich na obiekt pisarski. Moim celem jest próba zrozumienia zagadkowego
dla mnie postępowania tych ludzi, których wybieram na bohaterów książek lub
artykułów. Motyw jest poznawczy. Tak było też np. z Władysławem Kozakiewiczem,
bo wydawało mi się niepojęte, że opuścił Polskę i potem reprezentował barwy
niemieckie. Efektem tych moich dociekań była książka „Gest Kozakiewicza”. Nie
znaczy to, że po zapoznaniu się z tematem nie wyrabiam sobie własnej opinii,
ale jest ona poprzedzona zbadaniem problemu. Nienawiść? Mnie obca, ale chyba
bliska p. Michałowi Pawłowskiemu, o czym świadczą jego wypowiedzi o mnie.
- W swojej książce pisze Pan o
kilku wizytach w domu Jerzego Pawłowskiego. Jego syn mówi, że pamięta tylko
jedną. Rzeczywiście został Pan chłodno pożegnany po pierwszym spotkaniu?
Na pewno było więcej kontaktów,
bo jeździłem z Krakowa do Warszawy kilkakrotnie, moim zdaniem - przynajmniej
cztery razy. Nieco już sterany Pawłowski sprawiał wrażenie zmęczonego i
rozkojarzonego już po godzinie rozmowy, toteż przerywałem ją jako nabierającą
akcentów bezowocności, aby dokończyć następnym razem. Rozmowy odbywały się
przedpołudniami. Przypuszczam, że p. Michał Pawłowski miał o tych porach inne
zajęcia i nie zawsze przebywał wówczas w mieszkaniu. Zresztą ja też pamiętam,
że widziałem go przelotnie tylko w czasie jednej wizyty. Trzeba dodać, że
wymieniam jedynie spotkania oko w oko, nie wliczam rozmów telefonicznych.
Trochę się więc z Jerzym Pawłowskim nagadałem ku ogólnemu pożytkowi.
- Michał Pawłowski twierdzi, że
napisał Pan zupełnie coś innego, niż usłyszał. Tak w rzeczywistości było?
A skąd on wie, skoro nie był
świadkiem tych rozmów? To nie moja rola, ale jeśli muszę, to zdradzę, że w moim
środowisku znany jestem z wręcz niewolniczo wiernego cytowania wypowiedzi
rozmówców. Absolutnie nie ma możliwości, żebym w cudze usta wkładał treści inne
niż usłyszałem albo żebym je przekręcał. Przez trzy dziesiątki już lat kariery
dziennikarskiej dosłownie NIKT nie ciągał mnie po sądach za oszczerstwo, zniesławienie,
przekłamanie itp. Nikt, wliczając w to również samego Jerzego Pawłowskiego. A
p. Michał Pawłowski miał na to – od momentu wydania mojej książki - już 19 lat
i też jakoś dotąd tego nie uczynił.
-
Jakie opinie docierały do Pana po wydaniu książki?
Jak to przeważnie bywa - różne.
Nienawistne jedynie z kręgu rodziny Pawłowskich. Zresztą specjalnie się nie
dziwię, bo w książce zostało przecież obnażone dość nikczemne postępowanie
seniora rodu... Natomiast były też osoby, które dokładały jeszcze ciemniejsze
barwy do portretu szermierza, który odmalowałem w książce. Mam to w notatkach,
może kiedyś wykorzystam…
- Mówił Pan na początku o
motywach napisania książki. Jaki jeszcze cel przyświecał Panu podczas pisania
"Szpiega w masce"?
Fot. archiwum prywatne rodziny Pawłowskich |
Najbardziej ogólnie: poszerzenie
wiedzy o niebanalnym incydencie sportu i historii. Zatem kiedy tylko na
początku lat 90. XX wieku dowiedziałem się z publikacji Iwony Jurczenko w
ówczesnym tygodniku "Prawo i Życie", że izba wojskowa (nie pamiętam
dokładnie nazwy tej komórki) Sądu Najwyższego odtajniła akta spraw
szpiegowskich z lat 70., to natychmiast fakt ten skojarzyłem z Pawłowskim i
pofatygowałem się do Warszawy. Złożyłem podanie o udostępnienie akt i
otrzymałem zgodę od ówczesnego pułkownika, potem generała nazwiskiem bodajże
Godyń? W archiwum owej izby wojskowej SN spędziłem 8 dni roboczych po 8 godzin,
dokładnie przestudiowałem 10 tomów akt i porobiłem szczegółowe notatki. Tuszę,
że i tym razem niczego nie przekręciłem... Uznałem, że to będzie ciekawy
przyczynek do biografii Jerzego Pawłowskiego, którą należało uzupełnić o
dokumenty, jakie na jego osobę rzucają nieco inne światło niż siłą rzeczy
wybielające się gawędy samego szermierza i teraz jeszcze opowieści jego syna.
- Czy opieranie się na aktach ze
śledztwa, nawet przy zaznaczeniu, że nie można im do końca ufać, było zasadne?
Można uznać je za wartościowe źródło informacji?
Źródło jak źródło. Czy jeśli
takie źródło stało się dostępne, to należało je zignorować? Raczej wręcz
przeciwnie! Z pewnymi zastrzeżeniami, które sam wyraziłem w książce, uznałem je
za wiarygodne w poważnym stopniu. Podkreślam, że to nie były teczki z
barbarzyńskich lat 50., lecz akta sądowe z dość już cywilizowanych lat 70. Te
rzeczy, które stanowiły przedmiot owych zastrzeżeń, pominąłem, bo rutynowo
trzeba być ostrożnym w okazywaniu zaufania oficerom wywiadu. Wywiadom wierzą
tylko lekkomyślni… Natomiast raczej należy wierzyć słowom samego Pawłowskiego,
które pochodziły z protokołów przesłuchań w śledztwie oraz protokołów zeznań
przed sądem i których treść podejrzany-oskarżony osobiście zatwierdzał
własnoręcznym podpisem, a zdaje się, że rąk mu wtedy nikt nie wykręcał... No
chyba, że nie należy wierzyć Pawłowskiemu w ogóle i nigdy, co też jest jakimś
rozwiązaniem, bo wtedy nie należy ufać również jego skargom i
usprawiedliwieniom głoszonym po opublikowaniu mojej książki... Oczywiście,
zdaję sobie sprawę z tego, że Pawłowski bronił się przed ciężkim oskarżeniem i
na pewno lawirował, ale przecież nawet on nie był w stanie zmyślać setek faktów
i epizodów, w tym wielu niegodziwych donosów, na temat dziesiątków znajomych (w
książce przytoczyłem skwapliwe donosy tylko na sportowców i parę jeszcze osób
publicznych, ale w aktach są przecież ślady tego, co wygadywał Pawłowski na
temat wielu innych ludzi…). Przecież nie wymyślał setek zdarzeń, które były
zresztą wtedy banalnie łatwe do zweryfikowania dla takiej służby, jaką był
kontrwywiad wojskowy. Raczej kluczył w przedstawianiu swoich motywacji, w
interpretacji decyzji, ale fakty wydają się prawdziwe. Moim zdaniem, zdradzając
sekrety innych ludzi – po prostu próbował wyłgać się cudzym kosztem. Po
człowieku honoru spodziewalibyśmy się nieco więcej…
- Czytając książkę nie sposób
oprzeć się wrażeniu, że ma Pan własne zdanie na temat Jerzego Pawłowskiego i
nie kryje go. W wydawnictwie pojawiają się zdania, które zdradzają nieco
negatywny stosunek do szablisty wszechczasów. Z czego to wynikało?
Oczywiście, że wyrobiłem sobie
własne zdanie. Negatywny stosunek do Pawłowskiego zrodził się po zapoznaniu z
dostępnymi dla mnie wtedy źródłami. O ile wiem, do dzisiaj nie ma innych. Może
nowej wiedzy dostarczą archiwa amerykańskie, ale trzeba będzie na to zapewne
poczekać… Zresztą zachodzi pytanie, czy kogoś w Ameryce będzie kiedyś obchodził
jakiś pionek z Polski, nieszkodliwy „agent”, który nie miał żadnej tajnej
wiedzy i dostarczał tylko bezwartościowe plotki, żeby aż porwać się na
publikowanie jego akt przechowywanych w CIA? O wartości „agenta” Pawłowskiego
najlepiej świadczy kurs wymiany, na jaką zgodziły się władze Polski i USA: za
jednego złapanego w Ameryce Zacharskiego Polacy zgodzili się oddać aż 7 takich
zuchów, jak Pawłowski! Tymczasem Pawłowskiego, również na podstawie wielu
rozmów z jego znajomymi, bo przecież przez lata byłem dziennikarzem sportowym i
przy różnych okazjach poznałem masę ludzi z tamtych czasów, postrzegam jako
ciekawy okaz "fauny" ludzkiej i specyficzny przypadek psychologiczny
– otóż jako przykrą postać, która zawsze próbowała przechytrzyć innych. Jego
lisia chytrość pomagała mu na planszach szermierczych, ale ostatecznie
zaszkodziła w życiu. Nie tylko ja mam o nim negatywną opinię, o czym świadczy
fakt, że przecież kiedy po zwolnieniu z więzienia Pawłowski znów próbował
startować w zawodach, nie dopuściło do tego środowisko, z którego się wywodził.
Jakoś nie solidaryzowano się z nim powszechnie. I było to jeszcze przed
wydaniem mojej książki! Przypomnę, że prezesem Polskiego Związku Szermierczego
był wtedy Ryszard Parulski, znany potem m.in. z dość prawicowo-narodowych
poglądów. Późniejszy, wieloletni do niedawna prezes Adam Lisewski też nie
afiszował się – delikatnie pisząc – Pawłowskim. I to przecież nie z powodu
dorywczego zarobkowania szablisty w CIA, lecz z powodu ujawnionego z mojej
książce bezspornego faktu wcześniejszej współpracy z kolejnymi bezpiekami w
Polsce, w tym w czasach stalinowskich, kiedy krwawo zwalczano prawdziwych
patriotów.
- Czy patrząc z perspektywy
czasu, zmieniłby Pan coś w swojej książce?
Nie. Przecież akta ze sprawy
Pawłowskiego pozostały takie same. Przytoczyłem je, interpretację pozostawiając
czytelnikom. W książce mój komentarz ogranicza się głównie do świadomie
dobranych śródtytułów. Niniejszym, właśnie teraz na Pana blogu, po raz pierwszy
publicznie dzielę się z moimi prywatnymi opiniami na temat Pawłowskiego. Powtarzam:
już chyba tylko ujawnienie archiwów amerykańskich może coś w tej sprawie
zmienić.
- Michał Pawłowski w wywiadzie
dla portalu legioniści.com powiedział, że według informacji, do których dotarł
jego ojciec, jest Pan synem pułkownika Służby Bezpieczeństwa. Czy to prawda i
ma to jakiekolwiek znaczenie w kontekście prac nad książką?
Insynuacja i kula w płot, co nie
przystoi synowi oficera, nawet zdegradowanego. Mój Ojciec owszem był
pułkownikiem, ale nie SB, lecz Wojska Polskiego, a więc tej samej armii, w
której do momentu degradacji służył ojciec p. Michała Pawłowskiego. Czy reszta
wiadomości i poglądów p. Michała Pawłowskiego ma tę samą wartość, co powyższa
rewelacja? Zresztą, doszukiwanie się wszechobecnego spisku, również w genezie
powstania mojej książki, wygodnie mieści się w mentalności Jerzego Pawłowskiego
i - jak widać – jego nieodrodnego potomka!
Fot. archiwum prywatne rodziny Pawłowskich |
- Nie obawiał się Pan, że
przedstawienie akt śledztwa w książce może doprowadzić do powielania niepewnych
informacji w przyszłości bez podawania ich źródła?
Książki po wydaniu żyją własnym
życiem i autorzy nie mają większego wpływu na ich dalszy los, interpretacje, glosy,
komentarze, recenzje, sposoby korzystania z nich przez innych, plagiatowanie
itd. Gdyby wszyscy mieli takie obawy, to nikt by niczego nie wydawał. Co mogę
zrobić więcej od tego, że przynajmniej ja powołuję się na sprawdzalne źródła!
- Co Pan myśli o autobiografii
Pawłowskiego, która ukazała się rok po wydaniu "Szpiega w masce".
Przedstawiona w niej wersja wydarzeń diametralnie różni się od tej, która
znalazła się w pańskim dziele.
Czy ktoś widział autobiografię, w
której bohater przedstawia się w złym świetle? Przecież one właśnie na tym
polegają, żeby się - mówiąc prosto z mostu - wybielać! Zresztą, czego innego
moglibyśmy spodziewać się po Jerzym Pawłowskim, który jest według mnie
klinicznym ucieleśnieniem pojęcia "nieszczerość"!
- Zatem, czy ustalenie
obiektywnej prawdy o Jerzym Pawłowskim jest dzisiaj w ogóle możliwe?
Jak wspomniałem, nowej wiedzy
dostarczyć już chyba mogą jedynie archiwa amerykańskie.
Opłaciło się spędzić paręnaście minut. Super, że skonfrontowałeś postaci. Pozdr!
OdpowiedzUsuńMichała Pawłowskiego znam ze szkoły.Pod nazwiskiem "Pawłoski" uczył się w Szkole Podstawowej nr 211 w Warszawie. Nigdy nie bił się z kolegami za swojego ojca. Zawsze był dwulicowy, wredny, dokuczliwy, pomawiał i oczerniał innych. Jako człowieka nie jest mi go żal, że miał takie dzieciństwo. Jaki ojciec taki syn i dlatego uważam, że to Ireneusz Pawlik napisał całą prawdę o Jerzym Pawłowskim.
OdpowiedzUsuńHahahaha) A jak się jednolicowy "kolego" nazywasz? Bo ja - Michał Pawłowski.
UsuńZdrada pozostaje zdradą-jakie pobudki? to już inna sprawa.Rozumiem syna ,który broni ojca ale fakty to fakty....
OdpowiedzUsuńFAKTY - jesteśmy w NATO, nie UKŁADZIE WARSZAWSKIM. Przypadek? Nie sądzę ;)
UsuńDla mnie teczki bezpieki nie poddane rzetelnym badaniom to nie żadne fakty. Jeśli Moskwa w tych czasach zagięła na kogoś parol, to do śmierci miał przechlapane. Dodatkowo z wypowiedzi pana Pawlika aż tchnie nienawiścią, a to nie jest cecha rzetelnego, obiektywnego badacza. Pan Pawłowski powinien się doczekać bardziej obiektywnej publikacji, chociażby jako wielokrotny medalista i reprezentant Polski.
OdpowiedzUsuńRefleksja po lekturze wywiadów. Pan Ireneusz Pawlik wypada mało wiarygodnie. Bezkrytyczne opieranie się na aktach perelowskiego procesu politycznego - bez podjęcia jakiejkolwiek próby ich weryfikacji - świadczy (delikatnie mówiąc) o dużej naiwności lub braku elementarnej wiedzy, żeby nie powiedzieć czegoś więcej .... Tego rodzaju "kwity" to nie są - jak twierdzi pan Pawlik - "źródła jak źródła". Trudno uznać napisaną na ich podstawie ksiązkę za "dobrze udokumentowaną". A już twierdzenie autora, że pod koniec lat 80. to "środowisko" nie dopuściło do tego, aby Jerzy Pawłowski ponownie startował w zawodach, to jakaś groteska. Co to jest to tzw. "środowisko"? Może i PRL już wtedy się chwiał, ale arbitralna decyzja wiernego władzy prezeza Polskiego Związku Szermierczego to raczej nie była decyzja wszystkich szermierzy. Uwierzyć w to może tylko ktoś, kto nie ma pojęcia o tym jakim państwem był PRL. Historia Jerzego Pawłowskiego i jego dramatycznych wyborów życiowych to dobry przykład straszności PRL-u. Ocenianie Pawłowskiego wyłącznie jednowymiarowo i pisanie ksiązki z tezą - jaki to zły człowiek uważam co najmniej za żenujące. Michał Matys, również dziennikarz
OdpowiedzUsuńCoś Pan Pawlik SB-ją zalatuje....
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie na sprostowanie, że przytoczony w rozmowie Pan Janusz Olech, który walczył w turnieju z Panem Jerzym Pawłowskim NIE BYŁ mistrzem olimpijskim. Zdobył zaszczytne 2-gie miejsce na Olimpiadzie w Seulu w 1988r.
OdpowiedzUsuńJanusz Olech czy Dariusz Wódke?
UsuńKsiążka pana I. Pawlika to:
OdpowiedzUsuń1) 21-wieczna wersja książki: "Protokoły mędrców Syjonu" i pisana na zamówienie UB-eków
a do tego
2) skopiowany (skradziony?) tytuł filmu z 1933 r. ...
- to taka "rzetelność inaczej" rzekomego dziennikarza pana Pawlika I., który dał wyraz swojej impotencji umysłowej i brakowi umiejętności krytycznego myślenia w tej książce... prawdę mówiąc to ten szary i zgorzkniały przeciętniak ma czego zadrościć Panu Jerzemu Pawłowskiemu.
... ciekaw jestem kto tę marną książkę sfinansował - bo poziom jej wiarygodności wynosi (-10) w skali 'od 0 do 10'
miłego dnia !
Cóż. Należałoby sprawdzić autentyczność dokumentów przytaczanych przez pana Pawlika. Faktem potwierdzanym jednak również przez syna jest współpraca z CIA.
OdpowiedzUsuńTu jest zasadniczy problem. PRL był kolonią ZSRR ale USA to obce państwo i praca na jego rzecz to jednak działanie na rzecz obcego wywiadu co niekoniecznie niezależnie od pobudek jest czymś godnym pochwały.
Zależy od punktu widzenia. Moim zdaniem lepsza praca na rzecz USA niż umacnianie w ojczyźnie władzy, która strzelała do manifestantów, ograniczała prawa obywateli i prowadziła wszechobecną inwigilację...
Usuńskad się biorą takie bolszewickie gnidy jak ten Pawlik?
OdpowiedzUsuńchyba tylko z ubeckich ojców...
dobrze ze p.pawlik ijemu podobni pisza ujawniajac fakty czytac iwyciagac wnioski uzupelnienie anonim z 08 04 2016
OdpowiedzUsuńJestem koleżanką Pawła. Był wspaniałym kolegą.Po raz pierwszy spotkałam Go w Klubie Sportowym CWKS LEGIA.Miałam wtedy czternaście lat.Treningi mieliśmy w jednej sali.Moja trenarka B.O. też bardzo Go ceniła.Podziwiałam Go jak trenował na sali takiego refleksu tylko można było pozazdrość.Pamiętam Mistrzostwa Polski Seniorów w Opolu.Będąc wtedy juniorką dostałam się do finału.Decydującą walkę o pierwsze miejsce stoczyłam z zawodniczką GKS KATOWICE i przegrałam ją.Paweł pocieszał mnie i mówił ,że wszystko przedemną to dopiero początek mojej kariery w szermierce.Miał dar podnoszenia na duchu i wiary w swoje możliwości.Pokochałam szermierke.To wspaniała dyscyplina sportu .Mając możliwości zrobiła bym to samo bez żadnych wyrzutów sumienia.A.
OdpowiedzUsuńNie wypowiem sie o Jerzym Pawlowskim bo moja wiedza o nim jest minimalna, chociaz cos tam z drugiej reki od osoby mi zaufanej slyszalem. Natomiast odniose sie do wywiadow. Wywiad pana Michala Pawlowskiego jest dosyc emocjonalny, ale to nie dziwne, syn broni ojca - czy slusznie czy nie - nie wnikam. Faktow p. Michal podaje niewiele, ale z drugiej strony przynajmniej nie mowi o rzeczach o ktorych nic nie wie. Tyle - dowiedziec sie mozna po prostu z tego wywiadu ze wiele informacji krazacych o Jerzym Pawlowskim to informacje niepelnowartosciowe - i mozna temu wierzyc lub nie.
OdpowiedzUsuńCo do wywiadu p. Pawlika - jest, co dziwne, w moim odczuciu znacznie bardziej emocjonalny niz wywiad p. Pawlowskiego. Dlugo p. Pawlik nie wytrzymal i zaczal wartosciowac osobe Pawlowkiego niewybrednymi przymiotnikami - p. Pawlowski ma byc nikczemy, jest pionek, i uwaga crème de la crème jest wrecz nie czlowiekiem a fauna(!). Wiarygodnosci to nie buduje, przy okazji zniecheca do autora. Jednoczenie opieranie sie na archiwach, nawet jesli cytuje sie glownie zawarte tam wypowiedzi samego Pawlowskiego z protokolow bez bardzo krytycznej analizy to lagodnie mowiac amatorszczyzna. Proponuje przejsc sie kilka razy do sadu dzis w tzw. wolnej Polsce, posluchac co mowia sedziowie, poczytac protokoly z rozpraw na ktorych sie bylo, w ktorych to znalezc mozna co innego niz wydarzylo sie na sali sadowej i potem wyciagac wnioski. Niestety ale taka mamy rzeczywistosc. Z wlasnego podworka znam przyklady przeinaczen i manipulacji urzednikow oraz mediow. Dlatego p. Pawlik w tym starciu przegrywa praktycznie do zera i jego pioro nie okazuje sie silniejsze od przyslowiowego miecza.
Przeczytałam wywiady i moim zdaniem p.Pawlik wręcz nie lubi (to mało powiedziane) p.Pawłowskiego oraz jego syna Michała. Wszystkim wiadomo jak potrafiono manipulować faktami oraz jak ustawiano procesy,więc czerpanie wiedzy z tego źródła jest mało wiarygodne. Pan Pawlik mnie nie przekonuje . Jak do tej pory czy p.Pawlikowi się podoba czy nie P.Jerzy jest i był Sportowcem Wszechczasów i nikt mu tego nie odbierze.Szacunek P. Jerzy
OdpowiedzUsuń.Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, zwanemu dr Agbazarą, wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość, pomagając mi przywrócić mego kochanka, który zerwał ze mną Cztery miesiące temu, ale teraz ze mną przy pomocy dr Agbazary, wielkiego zaklęcia miłosnego odlewnik. Wszystkim dzięki niemu możesz również skontaktować się z nim o pomoc, jeśli potrzebujesz go w czasach kłopotów poprzez: ( agbazara@gmail. com ) możesz również Whatsapp na ten numer +2348104102662
OdpowiedzUsuńŻycie jest tajemnicą z wieloma pytaniami, które wymagają odpowiedzi, jakie problemy napotykasz na ziemi?
OdpowiedzUsuńCzy twój mąż lub żona opuścili twoje życie bez dobrego wyjaśnienia, co sprawia, że jesteś zdezorientowany i chcesz, aby wrócili do twojego życia? Dr Ajayi jest właściwym człowiekiem do tego zadania, jest potężnym rzucającym zaklęcia pobłogosławionym przez swoich przodków i zaakceptowanym przez bogów jako ich rzecznik na ziemi, Dr Ajayi pomóż mi uratować mój zrujnowany dom, przywracając mi męża swoim potężnym zaklęciem . Ja i mój mąż zostaliśmy rozdzieleni 9 miesięcy bez kontaktu, ale dzięki zaklęciu rzuconemu przez Dr Ajayi wrócił i znów jesteśmy jedną szczęśliwą rodziną. Skontaktuj się z doktorem Ajayi, rzucającym zaklęcia, jeśli masz jakiekolwiek problemy życiowe i potrzebujesz szybkiego rozwiązania. Viber lub Whatsapp: +2347084887094 lub e-mail: drajayi1990@gmail.com
Skrzętnie ukrywaną informacją jest to, że mistrz Pawłowski miał 3 żony, nie dwie. Ciekawe, dlaczego?
OdpowiedzUsuńZ pierwszą żoną miał ponoć dwie córki. Gdzieś to wyczytałam, nie wiem czy to fakt.Książka Wiktora Bołby o Jerzym Pawłowskim jest już na rynku księgarskim.
OdpowiedzUsuńŻal mi rodziny zdrajcy. Tyle lat żyć w zakłamaniu i na siłę do dzisiaj starać się wybielić ojca. Niestety, archiwa to archiwa. Nie jest tak że kwity na Wałęsę są dobre a na szablistę Pawłowskiego są złe i oszczercze. Syn broni i w swej walce jest coraz bardziej zajadły. Być może już nawet sam uwierzył w powielane przez siebie brednie. I najlepiej zamknij Michale stronę na fejsie. Po co kolejnym pokoleniom antybohater?
OdpowiedzUsuń