Strony

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Sztuka futbolu

Do 2 czerwca selekcjonerzy reprezentacji narodowych mieli obowiązek ogłosić nazwiska 23 piłkarzy wytypowanych do gry na mundialu. Kilkanaście dni wcześniej – dokładnie 15 maja – swój zespół zaprezentowało Wydawnictwo Kopalnia. Trzeba przyznać, że w takim składzie i w takiej formie 23 dziennikarzy i blogerów sportowych, którzy stworzyli projekt „Kopalnia”, z powodzeniem może walczyć o tytuł mistrzów świata. W dziedzinie piłkarskiej literatury.

Najnowsze „dziecko” firmy założonej niedawno przez Marka Wawrzynowskiego, Piotra Żelaznego i Tomasza Rosłona to publikacja, jakiej jeszcze w Polsce nie było. Czołowi dziennikarze sportowi, m.in. Michał Okoński, Stefan Szczepłek, Paweł Czado oraz dwaj założyciele wydawnictwa wzmocnieni silnym zagranicznym zaciągiem (m.in. Alex Bellos, Ulrich Hesse, Christopher Lash) oraz poczytnymi blogerami stworzyli dzieło, które bez cienia wątpliwości zasługuje na miano „Sztuki futbolu”, jak w podtytule określają je wydawcy. Wrażenie robi nie tylko świetny zespół autorów, który gwarantuje wysoki poziom tekstów, ale także wizualna forma wydania – kolorowa, atrakcyjna dla oka, pełna legendarnych zdjęć i znakomitych rysunków stworzonych przez utalentowanych ilustratorów. Wszystko to sprawia, że projekt „Kopalnia” powinien stać się przed mundialem pozycją obowiązkową fanów futbolu. Przynajmniej takich, którzy piłkę nożną postrzegają nie tylko jako prostą grę, ale także mozaikę historycznych, kulturowych i społecznych oddziaływań.

Drużyna mistrzów
Książka stanowiąca zbiór 22 tekstów nie jest bowiem zwyczajną opowieścią o futbolu. Tak naprawdę wynik sportowy schodzi w niej na dalszy plan. Gdyby liczył się tylko on, autorzy pisaliby wyłącznie o mistrzowskich drużynach i ich zwycięstwach. Czytelnik nie przeczytałby chociażby o maluczkich wśród uczestników mundiali – Jamajce, Haiti czy Zairze (świetny tekst braci Nosalów), nie miałby możliwości zapoznania się z historią meksykańskich startów w mistrzostwach (prosto z Meksyku – Martin del Palacio Langer) czy podsumowaniem występów reprezentantów Czarnego Lądu (to już Michał Kołodziejczyk), którzy w turnieju finałowym zazwyczaj zbierają cięgi od rywali i od lat próbują przeskoczyć pułap ćwierćfinału. O zwycięzcach, a także przegranych faworytach (Brazylia 1950 i Węgry 1954) napisano już wiele i choć teksty o tych zespołach także znalazły się w „Kopalni” (czyż mogło ich tam zabraknąć?), zdecydowana większość to rzeczy mało znane przeciętnemu lub nawet dobrze obeznanemu w tematyce kibicowi, a przez to niesamowicie intrygujące.

Gdzie więc leży tajemnica sukcesu książki? W różnorodności, a ta z kolei jest wynikiem trafnego doboru autorów. Wydawcom udało się skompletować prawdziwą drużynę mistrzów – teksty piszą osoby znane, ale także takie, których nazwiska słyszy się po raz pierwszy. Są autorzy młodzi, w średnim wieku, a także nestorzy dziennikarstwa sportowego – niektórzy, jak Stefan Szczepłek, kochają się w „canarinhos” lat 60., inni, jak Wojciech Kuczok, zaczynali od mundialu w Hiszpanii w 1982 roku, a najmłodsi, jak Kuba Polkowski, Michał Zachodny i Bartek Nosal, mogą co najwyżej pamiętać z autopsji dopiero mistrzostwa świata rozgrywane w Stanach Zjednoczonych. Jedni – Paweł Czado, Leszek Jarosz i Przemysław Zych – podchodzą do tematu od strony historyczno-politycznej, niektórzy, chociażby Olgierd Kwiatkowski, skupiają się na społecznym aspekcie, w tym wypadku, mundialowych startów reprezentacji Francji, a jeszcze inni trzymają się ściśle futbolowej tematyki. Dobór tak różnorodnych autorów sprawia, że każdy czytelnik znajdzie w książce coś dla siebie.

Takie rzeczy tylko w „Kopalni”
Nie będę się tutaj silił na ocenę efektów pracy poszczególnych autorów i porównywanie tekstów jednych do artykułów drugich, gdyż nie o to chodzi. Komuś bardziej odpowiada styl Rafała Steca, innemu z kolei przypada do gustu sposób pisania Stefana Szczepłka i to bez wątpienia ma wpływ na odbiór poszczególnych rozdziałów „Kopalni”. Jedno trzeba jednak podkreślić – autorzy w znakomitej większości poruszają tematy, o których nie pisze się zbyt wiele. Książka nie jest oczywista, banalna, czytelnik nie ma zbyt wielu okazji do tego, żeby przerzucić kilka stron z myślą: „To już wiem, o tym gdzieś czytałem”. Chwała twórcom, że nie poszli na łatwiznę i nie wybrali tematów, o których napisano już tysiące, jeśli nie miliony tekstów, a nawet, jeśli tak się stało, wykazali się kreatywnością i przedstawili je z ciekawej perspektywy. Tak jak Michał Okoński, który sprostał niełatwemu zadaniu opisania po raz kolejny „cudu w Bernie” i zrobił to na swój oryginalny sposób, tworząc świetną „notatkę do nienapisanej książki”.

Dobrze się także stało, że „Kopalnia” nie została zdominowana przez rodzime tematy. Mimo że autorami są w większości Polacy, nie skupili się oni w swoich tekstach na występach naszych piłkarzy. Jest tylko jeden artykuł w całości poświęcony polskiej piłce – Piotr Żelazny pisze o tym, dlaczego w 1978 roku narodowa kadra pod wodzą Jacka Gmocha nie wywalczyła złota na mundialu, mimo że stawiana była w roli jednego z faworytów. Swoją drogą, warto dodać, że to jeden z lepszych tekstów, które znalazły się w książce, bo pojawia się w nim sporo wypowiedzi świadków tamtego turnieju – Zbigniewa Bońka, Władysława Żmudy, Jana Tomaszewskiego czy Andrzeja Iwana, no i mimo wszystko nie jest to temat tak oklepany jak wyczyny „Orłów Górskiego” – remis na Wembley, zwycięskie spotkania z Argentyną i Włochami czy w końcu „mecz na wodzie” we Frankfurcie. Poza tym rozdziałem i tekstem Pawła Czado o piłkarzach o polsko brzmiących nazwiskach, którzy grali w kadrze Niemiec, to w zasadzie jedyne rodzime wątki w „Kopalni”.

Mundialowy skarb kibica
Znacznie więcej jest o zagranicznej piłce i dobrze, bo przecież te tematy nie są aż tak często poruszane w naszych mediach. Z lektury najnowszej publikacji Wydawnictwa Kopalnia polski kibic może dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy i poznać mnóstwo historii, o których wcześniej miał blade pojęcie. Na przykład przypadek takiego Eduarda Strielcowa, reprezentanta ZSRS, który opisuje Artur Szczepanik z „Gazety Polskiej Codziennie”. Choć interesuję się trochę historią sportu, nie słyszałem o tej gwieździe igrzysk w Melbourne, która nie pojechała na mundial do Szwecji z powodu oskarżenia o gwałt. Podobnych przykładów jest zresztą więcej – Marek Wawrzynowski szuka przyczyn tego, że Belgowie doczekali się tak wspaniałego pokolenia piłkarzy, Leszek Jarosz ze sport.tvp.pl w swoim stylu przybliża mistrzostwa Mussoliniego, czyli mundial z 1934 roku, a Kuba Polkowski pisze o reprezentacji Urugwaju, która po I wojnie światowej zdominowała najważniejsze piłkarskiej turnieje.

No i jest jeszcze znakomity tekst Wojciecha Kuczoka o mundialowych rozterkach miłosnych. Przeżywał je pewnie niejeden młodzieniec, ale nie każdy po latach potrafiłby pisać o nich w takim stylu. Kapitalny rozdział pisany z wielką swobodą i znamionujący pisarską klasę, nie wiem, czy nie najlepszy w całej książce. Miało być bez porównywania, gdyż wszystkie teksty są warte uwagi, ale ten jeden jakoś szczególnie do mnie trafił i nie sposób go nie wyróżnić. Na tym jednak zakończę i zachęcę po prostu do sięgnięcia po lekturę, aby na własnej skórze przekonać się, czy to, co napisałem powyżej, jest prawdą. Myślę, że każdy kibic mundial powinien spędzić z „Kopalnią” w ręku, bo to rewelacyjne kompendium wiedzy pokazujące, że mistrzostwa świata w piłce nożnej to coś więcej niż zwykły turniej. Tym, którzy, tak jak ja, przeczytali już książkę i jeszcze bardziej zaostrzyli sobie apetyty na brazylijski turniej, pozostaje tylko kibicować twórcom, aby kolejne wydania z serii „Sztuka futbolu” jak najszybciej trafiły do księgarni. Oby w równie ciekawej formie i, jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze lepszej jakości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz