Strony

czwartek, 31 października 2013

"Srebrni chłopcy Zagórskiego"

O Kazimierzu Górskim słyszał chyba każdy Polak. Ilu natomiast fanów sportu pamięta o Witoldzie Zagórskim, którego sam Trener Tysiąclecia nazwał „najlepszym szkoleniowcem gier zespołowych w historii Polski”? Zapewne niewielu. Dobrze więc się stało, że powstała książka o sukcesach trenera narodowej kadry koszykarzy w latach 1961-1975 oraz jego podopiecznych.

Pozycję zatytułowaną „Srebrni chłopcy Zagórskiego” napisali dziennikarze – Marek i Łukasz Ceglińscy (ojciec i syn). Ukazała się ona na początku października nakładem Studia AWP z Warszawy. Mimo że jej tytuł nawiązuje bezpośrednio do Mistrzostw Europy we Wrocławiu z 1963 roku, w których po srebrny medal sięgnęli polscy koszykarze, książka stanowi niezwykle interesujące kompendium wiedzy nie tylko o tym turnieju. Największy sukces w dziejach rodzimej męskiej koszykówki stanowi jedynie pretekst do ukazania historii polskiego basketu lat 50., 60 i nawet 70. Dzieło Ceglińskich świetnie charakteryzuje podtytuł „Medalowa dekada polskich koszykarzy”, choć ramy czasowe książki są nieco szersze.

Zdecydowanie największą zaletą pozycji „Srebrni chłopcy Zagórskiego” jest fakt, że została ona napisana w formie reportażu. Autorzy odwiedzili bohaterów wrocławskiego turnieju – zawodników i trenera Zagórskiego, zdobywając bardzo cenne wypowiedzi, które wzbogaciły książkę. Jeśli nie było to możliwe, gdyż koszykarze już zmarli, Ceglińscy dotarli do ich rodzin. Dzięki temu, mimo że jeden z reprezentantów oraz zawodników Warmii Olsztyn i Wisły KrakówBogdan Likszo, zmarł na zawał serca w 1993 r., autorzy tworzą bardzo ciekawy rozdział poświęcony jego karierze. O mężu opowiada w nim Barbara Likszo, również koszykarka krakowskiej drużyny. Mówi między innymi o tym, że z przyszłym małżonkiem połączył ją… klub, gdyż jego władze przydzieliły im wspólne mieszkanie, a także zorganizowały w związku z tym ślub cywilny, sądząc, że są parą. Było jednak trochę inaczej – Bogdan i Barbara spotykali się, ale razem z paczką znajomych, choć wszyscy uważali, że są razem. Tak już jednak zostało, a po latach kobieta w książce mówi, że Liszko był wspaniałym mężem i ojcem, ale zastanawia się nad tym, czy była to tak naprawdę miłość. Podobnych historii, niekoniecznie związanych z życiem prywatnym podopiecznych Zagórskiego, jest w dziele Ceglińskich bardzo wiele. To sprawia, że książka jest zbiorem znakomitych reportaży, z których każdy stanowi intrygującą opowieść.

Ale nie tylko życiowe historie polskich koszykarzy i trenerów składają się na pozycję „Srebrni chłopcy Zagórskiego”. Jak wspominałem, wrocławskie Mistrzostwa Europy z 1963 r. stanowią główny temat, punkt wyjścia. W książce znaleźć można informacje o ciekawych okolicznościach turnieju – epidemii ospy we Wrocławiu, która postawiła pod znakiem zapytania rozegranie mistrzostw w tym mieście, konkursie na plakat imprezy, który ostatecznie wygrał Waldemar Świerzy, później jeden z najsłynniejszych grafików na świecie, czy nowoczesnej tablicy wynikowej Longines, która zawisła pod sklepieniem Hali Ludowej. Opis okoliczności mistrzostw uatrakcyjniają wypowiedzi, odpowiednio, organizatora Kajetana Hądzelka i wspomnianego grafika. Autorzy w prawie każdym rozdziale opisują także jedno spotkanie Polaków w tym turnieju, za każdym razem wymieniając nazwisko wyróżniającego się polskiego zawodnika i następnie przedstawiając w tej samej części jego sylwetkę. Dzięki takiej koncepcji czytelnik ma możliwość dogłębnego poznania wszystkich srebrnych medalistów mistrzostw Starego Kontynentu. Przeczytać może o Mieczysławie Łopatce i Januszu Wichowskim – najlepszych ówczesnych polskich koszykarzach, poznaje także zawodników takich jak Jerzy Piskun, Zbigniew Dregier (prawa ręka trenera Zagórskiego) czy Stanisław Olejniczak. Całość wieńczy rozdział poświęcony Witoldowi Zagórskiemu - byłemu reprezentantowi, znakomitemu szkoleniowcowi, który był na stażach w USA, jako pierwszy trener w Polsce stosował trening z woreczkami obciążeniowymi i wprowadzał wiele nowych elementów, które pozwalały mu osiągać sukcesy z reprezentacją, ze srebrem i dwoma brązami ME na czele. Z każdą osobą opisaną w książce wiąże się wiele interesujących historii, każdy wnosi do opowieści o sukcesie reprezentacji coś nowego. Autorom należą się duże brawa za to, że potrafili zaprezentować dzieje drużyny w ciekawy sposób, nie zanudzając czytelnika, za to przytaczając poprzez jej członków mnóstwo anegdot.

Muszę przyznać, że z lektury „Srebrnych chłopców Zagórskiego” dowiedziałem się naprawdę wiele. I to nie tylko dlatego, że koszykówką nigdy nie interesowałem się tak mocno, jak innymi dyscyplinami sportowymi. Pewnie w innej pozycji o baskecie znalazłbym nie mniej informacji, ale jestem przekonany, że wiele anegdot, które znalazły się w książce Ceglińskich, pozostanie w mojej pamięci na lata. Autorzy bardzo sprawnie wyłowili z opowieści bohaterów i relacji prasowych intrygujące historie i na nich skupili się w swoim dziele. Niezwykle istotne okazało się dziennikarskie doświadczenie Łukasza i Marka Ceglińskich, które sprawiło, że powstał świetny reportaż. Kibice piłkarscy mają znakomity „Wielki Widzew” Marka Wawrzynowskiego, fani koszykówki mogą zaczytywać się w „Srebrnych chłopcach Zagórskiego”. Obie pozycje mają wiele wspólnego – obie czyta się od deski do deski, z wypiekami na twarzy, co chwilę odrywając wzrok od tekstu z myślą, jak fascynującą opowieść właśnie się przeczytało.

Historia meczu Polski z Rumunią, w którym do minimalnego zwycięstwa rodaków przyczynił się spiker, Ludwik Miętta, namawiając kibiców do głośnego dopingu i narażając się jednocześnie na utratę posady. Opis życiorysu Mariana Kozłowskiego – wieloletniego prezesa PZKosz, który, według informacji zawartych w teczkach IPN-u (kolejna pochwała dla autorów, którzy przytaczają to źródło), był pracownikiem bezpieki i „brał udział w walkach o utrwalenie władzy ludowej”. Wiele podobnych historii znaleźć można w książce Ceglińskich. Jeśli czytelnik chce dowiedzieć się, co wspólnego ma obecny prezydent FIFASepp Blatter z apelacją reprezentacji USA po przegranym w skandalicznych okolicznościach meczu finałowym z ZSRR na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 r. (pierwsza olimpijska porażka Amerykanów w koszykówce po 63 zwycięskich meczach!), dlaczego polskie koszykarki podczas jednego z meczów reprezentacji we Włoszech skarżyły się, że „Kubanki mają żelazne cycki”, czy dlaczego najlepszy zawodnik wrocławskiego turnieju – Hiszpan Emiliano Rodriguez miał na granicy problemy z przewiezieniem… nagrody, którą otrzymał za swoją grę w mistrzostwach, koniecznie powinien sięgnąć po „Srebrnych chłopców Zagórskiego”. To znakomita książka nie tylko o największym sukcesie w dziejach polskich koszykówki, ale także pasjonująca opowieść o rodzimym (zresztą nie tylko, ale w większości) baskecie.

Jedynym, co trochę przeszkadzało mi w czytaniu, były odautorskie wstawki i zwroty do opisywanych bohaterów użyte w kilku miejscach przez Marka Ceglińskiego. W przypadku opisu okoliczności spotkań z bohaterami książki (np. krótki opis pobytu u państwa Zagórskich w Austrii), takie działanie jest uzasadnione, wpisuje się w formę reportażu. Natomiast nie do końca rozumiem pisanie o własnych doświadczeniach we fragmentach, w których, przykładowo, Marek Cegliński wspomina o płytach winylowych zdobywanych za młodu dzięki koszykarzom. Myślę, że korzystniej byłoby napisać o tym samym, odnosząc się do ogółu społeczeństwa. Nigdy nie byłem zwolennikiem ujawniania się autorów podczas narracji, uważam, że powinni oni pozostawić miejsce bohaterom swojej opowieści, a sami napisać coś o sobie we wstępie lub zakończeniu. Ich praca i tak zostanie przecież doceniona. Oczywiście, niekiedy forma książki jest taka, że autor od początku do końca czyni siebie jednym z bohaterów (patrz „Futbol w cieniu Holokaustu”), jednak w przypadku „Srebrnych chłopców Zagórskiego” tak nie jest. Odautorskie fragmenty niezbyt pasowały mi do przyjętej formy opisu, zaburzały trochę spójność książki. Bardziej jednak od tego przeszkadzało mi użycie zwrotów takich jak „Szacunek, panie Bogdanie!” czy „Wielokroć więcej, pani Barbaro!” w odniesieniu do małżeństwa Likszów. Od razu na myśl przywołuje to dziennikarstwo niezbyt wysokich lotów. Trzeba jednak oddać, że takich fragmentów jest niewiele, a całą książkę czyta się przyjemnie i sprawnie. Brak w niej też literówek (wyłapałem jedną) i oczywistych błędów, co jest niewątpliwym plusem.

Podsumowując, „Srebrni chłopcy Zagórskiego” to świetna reporterska książka o sporcie. Autorzy podjęli się szerszego opisu tematu, który dotychczas nie doczekał się odpowiedniego opracowania. Wśród pozycji sportowych, w których często pisze się po raz kolejny o tym samym, dzieło Ceglińskich zdecydowanie wyróżnia się oryginalnością. Dobrze, że autorzy w formie książki udokumentowali największy sukces w historii polskiej męskiej koszykówki oraz przedstawili bardzo dokładnie i w ciekawy sposób jego ojców – trenera Witolda Zagórskiego wraz z podopiecznymi. Niewiele w historii polskiego sportu tak wielkich sukcesów, dlatego dobrze, że jeden z nich, dzięki Markowi i Łukaszowi Ceglińskim, nie zostanie zapomniany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz